[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wybrałeś już coś? - zwróciłem się do chłopca.
- Tak, to - wskazał na teczkę zawierającą przybory rysunkowe, blok z kartkami i
niewielką, rozkładaną sztalugę.
- Będziesz malował? - zdziwiłem się.
Sprzedawca zacierał ręce zadowolony z utargu. Z nieco kwaśną miną zafundowałem
chłopcu wybrany przez niego prezent.
Wsiedliśmy na rower i rozpoczęliśmy mozolny powrót na zamek. Michał zadowolony
śpiewał piosenki z przedszkola, a ja pchałem nasz pojazd pod górkę. Gdy dotarłem na zamek,
byłem zlany potem. Posmutniałem widząc cinquecento pani Małgosi. Jej obecność oznaczała
kolejnÄ… niepotrzebnÄ… mi awanturÄ™.
- Patrz, ciocia Małgosia przyjechała - pokazałem chłopcu samochód.
Michał pobiegł przodem po moście do zamku, a ja zmęczony prowadziłem rower.
Zostawiłem go przy wejściu. Gdy naciskałem klamkę, drzwi otworzyły się z hukiem, na
schody wyskoczyła pani Małgosia i bezpardonowo spoliczkowała mnie. Stałem jak
sparaliżowany. Michał też patrzył przestraszony na tę scenę. Pani Małgosia rzuciła się na
chłopca i przytuliła go.
- Musimy porozmawiać - powiedziała do mnie.
Gestem pokazałem na altankę po drugiej strony fosy, skąd prowadziłem ostatnią
rozmowÄ™ telefonicznÄ… z panem Tomaszem.
Przeszliśmy tam, a Michał opowiadał cioci o swoich przeżyciach na zamku.
- Kim pan właściwie jest? - zapytała mnie pani Małgosia, gdy Michał skończył
opowiadanie i zajął się książeczką. - Myślałam, że jako muzealnik jest pan bardziej
odpowiedzialny...
- Czy odpowiedzialne ze strony mamy Michała i pani było zostawienie go bez
informacji o...
- Wiem, o co chodzi - pani Małgosia machnęła ręką. - Wiem i przepraszam. Sama
wpakowałam się w tę kabałę. Co pan tu robi?
- Oficjalnie wypoczywam z siostrzeńcem.
- A nieoficjalnie?
- Przykro mi, to tajemnica służbowa - bezradnie rozłożyłem ręce.
- Muzealnik z tajemnicą - prychnęła pani Małgosia.
- Tak, to prawda - odparłem z powagą.
- To ciekawe - sąsiadka uśmiechnęła się ironicznie. - Chyba musimy się rozstać. Im
prędzej, tym lepiej.
- Niestety, jeszcze nie - mruknÄ…Å‚em.
- Co?! Czemu?!
- PotrzebujÄ™ pani pomocy.
Pani Małgosia wstała z ławeczki, podparła się, przekrzywiła głowę niczym drapieżny
ptak wpatrujÄ…cy siÄ™ w swojÄ… ofiarÄ™.
- To słucham... - powiedziała.
Mówiłem kilkanaście minut, a pani Małgosia z każdą minutą miękła, jej wyraz twarzy
stawał się łagodniejszy. Do końca rozbroiło ją, gdy pokazałem moją legitymację służbową.
Musiałem opowiedzieć sąsiadce o charakterze mojej pracy i zadaniu w zamku Czocha.
- Poza jedną osobą nikt mnie nie podejrzewa - kończyłem. - To Michał stworzył mi
idealny kamuflaż. Pani przyjazd zaintryguje wiele osób, dlatego musimy grać... parę
narzeczonych.
- Co?
- Będziemy ciocią i wujkiem Michała.
ROZDZIAA CZWARTY
OGLDAM KLATKI FILMÓW W KRYSZTAAKACH " UROK
KANADYJCZYKA " WIZYTA TORQUEMADY " REDAKTOR OD
TAJEMNIC " ZWIEDZANIE ZAMKU " TAJNE PRZEJZCIE " MUZA
NIEZNANEGO MALARZA " RYCERSKA UCZTA " KRADZIE%7Å‚
SZKATUAKI
Pani Małgosia długo nie mogła dojść do siebie po propozycji, jaką jej złożyłem.
- Udał się pani wyjazd do Szczecina? - zapytałem.
Pokiwała głową.
- Teraz to ja potrzebuję pani pomocy, dwa, góra trzy dni - prosiłem. - Przysięgam, że
nic tu pani nie grozi.
- Jeszcze miałabym się narażać dla pana?! - odpowiedziała oburzona.
- Nie dla mnie, tylko dla dobra polskiej kultury... - zerknÄ…Å‚em na jej minÄ™ - ...
Najpierw panią, a właściwie ciebie, Małgosiu, musimy zakwaterować...
- W tym samym pokoju? - przerwała mi.
- Naturalnie, tak byłoby najlepiej...
- Niedoczekanie twoje! - pogroziła mi palcem. - Jestem porządną dziewczyną.
Wziąłem z jej samochodu bagaże i w recepcji dopełniłem formalności zameldowania
nowej lokatorki. Obsługiwał nas ten sam miły pan, którego rano spotkałem na moście.
Okazało się, że był to pan Zbigniew, wicedyrektor hotelu.
- Panią oczywiście dopisujemy do uczestników Wieczoru rycerskiego ? - upewnił
siÄ™.
- Tak - potwierdziłem.
- Przed wieczorem będę oprowadzał chętnych po zamku. Czy państwo są
zainteresowani?
- Oczywiście - ucieszyłem się.
Zaprowadziłem Małgosię do jej pokoju. Miała zamieszkać przy korytarzu
prowadzącym na emporę, niedaleko Izabeli. Przeniosłem do niej rzeczy i zabawki Michała,
ale wynegocjowałem u chłopca, że moi Saraceni zostaną u mnie i będziemy robić wypady na
ziemie, czyli pokoje przeciwnika. Skrzyneczka z kryształkami została więc u mnie.
Zamknąłem się w pokoju, szparę u dołu drzwi zasłoniłem ręcznikiem, zasłoniłem okna,
zapaliłem lampkę na szafce i wyjąłem mikroskop z plecaka. Zestaw małego badacza zawierał
urządzenie wysokości około dwudziestu centymetrów z obiektywami powiększającymi 100,
200 i 450 razy. Do tego zapakowano jeden gotowy preparat, po kilka szkiełek na preparat,
przykrywek, fiolek, naklejek.
Obejrzałem gotowy preparat. Był to fragment skrzydła muchy. Bardziej interesowało
mnie to, że szkiełko miało niewielkie wgłębienie średnicy około sześciu milimetrów, które
idealnie pasowało jako miejsce dla ułożenia kryształków. Zdjąłem więc przykrywkę,
wyrzuciłem ułamek skrzydełka i starannie umyłem szkiełko i przykrywkę. Wytarłem je do
sucha. Przygotowałem przybornik do pielęgnacji paznokci, który kupiłem w Leśnej. Do
wymytej popielniczki nalałem odrobinę wody. Pincetą przeniosłem jeden z kryształków do
szkiełka, zalałem go kroplą wody przeniesioną na pilniczku i przykryłem. Wsunąłem taki
preparat w uchwyty mikroskopu. Przystawiłem go pod lampkę, ustawiłem lusterko tak, by
odbijało światło pod spód preparatu.
Poprawiłem okular, nastawiłem obiektyw powiększający 100 razy. W jasnym polu
ujrzałem brzeg obrazka. Poprawiłem ostrość i delikatnie przesunąłem preparat. Zdjęcia były [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
- Wybrałeś już coś? - zwróciłem się do chłopca.
- Tak, to - wskazał na teczkę zawierającą przybory rysunkowe, blok z kartkami i
niewielką, rozkładaną sztalugę.
- Będziesz malował? - zdziwiłem się.
Sprzedawca zacierał ręce zadowolony z utargu. Z nieco kwaśną miną zafundowałem
chłopcu wybrany przez niego prezent.
Wsiedliśmy na rower i rozpoczęliśmy mozolny powrót na zamek. Michał zadowolony
śpiewał piosenki z przedszkola, a ja pchałem nasz pojazd pod górkę. Gdy dotarłem na zamek,
byłem zlany potem. Posmutniałem widząc cinquecento pani Małgosi. Jej obecność oznaczała
kolejnÄ… niepotrzebnÄ… mi awanturÄ™.
- Patrz, ciocia Małgosia przyjechała - pokazałem chłopcu samochód.
Michał pobiegł przodem po moście do zamku, a ja zmęczony prowadziłem rower.
Zostawiłem go przy wejściu. Gdy naciskałem klamkę, drzwi otworzyły się z hukiem, na
schody wyskoczyła pani Małgosia i bezpardonowo spoliczkowała mnie. Stałem jak
sparaliżowany. Michał też patrzył przestraszony na tę scenę. Pani Małgosia rzuciła się na
chłopca i przytuliła go.
- Musimy porozmawiać - powiedziała do mnie.
Gestem pokazałem na altankę po drugiej strony fosy, skąd prowadziłem ostatnią
rozmowÄ™ telefonicznÄ… z panem Tomaszem.
Przeszliśmy tam, a Michał opowiadał cioci o swoich przeżyciach na zamku.
- Kim pan właściwie jest? - zapytała mnie pani Małgosia, gdy Michał skończył
opowiadanie i zajął się książeczką. - Myślałam, że jako muzealnik jest pan bardziej
odpowiedzialny...
- Czy odpowiedzialne ze strony mamy Michała i pani było zostawienie go bez
informacji o...
- Wiem, o co chodzi - pani Małgosia machnęła ręką. - Wiem i przepraszam. Sama
wpakowałam się w tę kabałę. Co pan tu robi?
- Oficjalnie wypoczywam z siostrzeńcem.
- A nieoficjalnie?
- Przykro mi, to tajemnica służbowa - bezradnie rozłożyłem ręce.
- Muzealnik z tajemnicą - prychnęła pani Małgosia.
- Tak, to prawda - odparłem z powagą.
- To ciekawe - sąsiadka uśmiechnęła się ironicznie. - Chyba musimy się rozstać. Im
prędzej, tym lepiej.
- Niestety, jeszcze nie - mruknÄ…Å‚em.
- Co?! Czemu?!
- PotrzebujÄ™ pani pomocy.
Pani Małgosia wstała z ławeczki, podparła się, przekrzywiła głowę niczym drapieżny
ptak wpatrujÄ…cy siÄ™ w swojÄ… ofiarÄ™.
- To słucham... - powiedziała.
Mówiłem kilkanaście minut, a pani Małgosia z każdą minutą miękła, jej wyraz twarzy
stawał się łagodniejszy. Do końca rozbroiło ją, gdy pokazałem moją legitymację służbową.
Musiałem opowiedzieć sąsiadce o charakterze mojej pracy i zadaniu w zamku Czocha.
- Poza jedną osobą nikt mnie nie podejrzewa - kończyłem. - To Michał stworzył mi
idealny kamuflaż. Pani przyjazd zaintryguje wiele osób, dlatego musimy grać... parę
narzeczonych.
- Co?
- Będziemy ciocią i wujkiem Michała.
ROZDZIAA CZWARTY
OGLDAM KLATKI FILMÓW W KRYSZTAAKACH " UROK
KANADYJCZYKA " WIZYTA TORQUEMADY " REDAKTOR OD
TAJEMNIC " ZWIEDZANIE ZAMKU " TAJNE PRZEJZCIE " MUZA
NIEZNANEGO MALARZA " RYCERSKA UCZTA " KRADZIE%7Å‚
SZKATUAKI
Pani Małgosia długo nie mogła dojść do siebie po propozycji, jaką jej złożyłem.
- Udał się pani wyjazd do Szczecina? - zapytałem.
Pokiwała głową.
- Teraz to ja potrzebuję pani pomocy, dwa, góra trzy dni - prosiłem. - Przysięgam, że
nic tu pani nie grozi.
- Jeszcze miałabym się narażać dla pana?! - odpowiedziała oburzona.
- Nie dla mnie, tylko dla dobra polskiej kultury... - zerknÄ…Å‚em na jej minÄ™ - ...
Najpierw panią, a właściwie ciebie, Małgosiu, musimy zakwaterować...
- W tym samym pokoju? - przerwała mi.
- Naturalnie, tak byłoby najlepiej...
- Niedoczekanie twoje! - pogroziła mi palcem. - Jestem porządną dziewczyną.
Wziąłem z jej samochodu bagaże i w recepcji dopełniłem formalności zameldowania
nowej lokatorki. Obsługiwał nas ten sam miły pan, którego rano spotkałem na moście.
Okazało się, że był to pan Zbigniew, wicedyrektor hotelu.
- Panią oczywiście dopisujemy do uczestników Wieczoru rycerskiego ? - upewnił
siÄ™.
- Tak - potwierdziłem.
- Przed wieczorem będę oprowadzał chętnych po zamku. Czy państwo są
zainteresowani?
- Oczywiście - ucieszyłem się.
Zaprowadziłem Małgosię do jej pokoju. Miała zamieszkać przy korytarzu
prowadzącym na emporę, niedaleko Izabeli. Przeniosłem do niej rzeczy i zabawki Michała,
ale wynegocjowałem u chłopca, że moi Saraceni zostaną u mnie i będziemy robić wypady na
ziemie, czyli pokoje przeciwnika. Skrzyneczka z kryształkami została więc u mnie.
Zamknąłem się w pokoju, szparę u dołu drzwi zasłoniłem ręcznikiem, zasłoniłem okna,
zapaliłem lampkę na szafce i wyjąłem mikroskop z plecaka. Zestaw małego badacza zawierał
urządzenie wysokości około dwudziestu centymetrów z obiektywami powiększającymi 100,
200 i 450 razy. Do tego zapakowano jeden gotowy preparat, po kilka szkiełek na preparat,
przykrywek, fiolek, naklejek.
Obejrzałem gotowy preparat. Był to fragment skrzydła muchy. Bardziej interesowało
mnie to, że szkiełko miało niewielkie wgłębienie średnicy około sześciu milimetrów, które
idealnie pasowało jako miejsce dla ułożenia kryształków. Zdjąłem więc przykrywkę,
wyrzuciłem ułamek skrzydełka i starannie umyłem szkiełko i przykrywkę. Wytarłem je do
sucha. Przygotowałem przybornik do pielęgnacji paznokci, który kupiłem w Leśnej. Do
wymytej popielniczki nalałem odrobinę wody. Pincetą przeniosłem jeden z kryształków do
szkiełka, zalałem go kroplą wody przeniesioną na pilniczku i przykryłem. Wsunąłem taki
preparat w uchwyty mikroskopu. Przystawiłem go pod lampkę, ustawiłem lusterko tak, by
odbijało światło pod spód preparatu.
Poprawiłem okular, nastawiłem obiektyw powiększający 100 razy. W jasnym polu
ujrzałem brzeg obrazka. Poprawiłem ostrość i delikatnie przesunąłem preparat. Zdjęcia były [ Pobierz całość w formacie PDF ]