[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie powie pan nikomu? - zapytała mnie tajemniczo.
- Oczywiście.
- Dzisiaj rano, jak wyjechał, sprzątałam w jego pokoju. Na stole zostawił jakąś mokrą
książkę. Widziałam zapiski po rosyjsku. Ktoś tam pisał:  Nasza misja ma skończyć się w
Adlershorst, gdzie generał ma odebrać przesyłkę . Tyle zdążyłam przeczytać, bo słyszałam
jak wjeżdża na podwórko.
Te słowa zelektryzowały mnie. Wybiegłem na dwór.
- Chłopaki, dziękuję wam za pomoc - powiedziałem do harcerzy Jacka. - Idzcie do
Gierłoży. Sam muszę rozprawić się z Baturą!.
- Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść - mruknął Jacek.
- Słuchajcie, komandosi, odwaliliście kawał dobrej roboty. Macie swoje zadanie do
wykonania. Naprawdę przyszedł czas na pożegnanie.
Spuścili głowy. %7łal mi ich było, ale nie mogłem zabrać harcerzy ze sobą. Każdego z
nich serdecznie uściskałem i wsiadłem do Rosynanta.
Na monitorze pokładowego komputera wyświetliłem mapę okolicy. Szybko znalazłem
Orłowo. Pojechałem przez Zgniłochę w stronę Jedwabna. Skręciłem w prawo na Jabłonkę i
po dziesięciu kilometrach, na skrzyżowaniu, jeszcze raz w prawo. Po drodze zmieniłem barwę
Rosynanta i jego numery rejestracyjne. Przez wieś Orłowo przejechałem bardzo wolno
wypatrując alfy romeo Batury. Tak dojechałem do mostku na Aynie. Tu musiałem zawrócić.
Zatrzymałem się na skraju lasu. Ukryłem w krzakach samochód i wziąłem lornetkę.
Wszedłem na spory kasztan i obserwowałem okolicę. Po dwóch godzinach siedzenia
zauważyłem wyjeżdżająca ze wsi alfę romeo. Szybko zszedłem z drzewa. Batura skręcił kilka
metrów dalej w leśną przesiekę. Odczekałem minutę i pojechałem za nim. Widziałem świeże
ślady opon jego auta. Jechałem przez las około pół godziny, żeby wyjechać na szosę
niedaleko Jabłonki. Zobaczyłem, że Batura pojechał prosto w las, w stronę rezerwatu
 Koniuszka II . Ruszyłem w tym samym kierunku. Batura kierował się krętą, leśną droga na
północ. Jak wynikało z mapy - do brzegów jeziora Omulew. Zwolniłem spodziewając się
zasadzki. Gdy ujrzałem kraniec lasu i błyski słońca na jeziorze, zjechałem w las, pomiędzy
drzewa. Dalej poszedłem pieszo.
Widziałem tylko jakieś walące się zabudowania. Skradałem się w wysokich trawach.
Wokół panowała cisza. Najpierw dyskretnie zajrzałem do domu. Przez brudne okna
widziałem jedynie puste pokoje, zakradłem się do szopy. Paliło się tam światło i pracował
agregat prądotwórczy. Na długim stole suszyły się jakieś dokumenty. Rozejrzałem się na
boki, ale zanim zobaczyłem cokolwiek, poczułem silne uderzenie w tył głowy.
ROZDZIAA PITY
PAMITNIK NIEMIECKIEGO PORUCZNIKA " ZASADZKA W
NOWEJ KALETCE " LEGALNE WAGARY " POSZUKIWANIA W
DOMU PUAKOWNIKA VON BRECSKOVA " MAPA ZE ZAOT
ARMAD " OGLDAMY WIZIENIE PAWAA " SZTURM NA MELIN
BANDZIORÓW
Paweł pojechał do harcerzy, a My czekaliśmy na przyjście Rambo. Wreszcie około
dziesiątej zobaczyliśmy go wchodzącego na podwórko Olbrzyma. Na ramieniu miał
wypchanÄ… torbÄ™.
- Dzień dobry, przepraszam za spóznienie - powiedział na wstępie. - Do pózna
czytałem te papierzyska - to mówiąc walnął ręką w torbę.
Przeszliśmy do salonu, gdzie Rambo zaczął wykładać na stolik różne książki.
- Najważniejsze jest to - rzekł wyjmując zeszyt w grubych tekturowych oprawach.
Wziąłem kajet do ręki. Na okładce ktoś starannie napisał drukowanymi literami po
niemiecku:  Diariusz Thomasa Raubego, porucznika kawalerii korpusu gen. Mackensena .
- Najciekawsze założyłem żółtą karteczką - podpowiedział Rambo.
Zacząłem głośno czytać:
- Mój pułk należał do XVII Korpusu. Od początku wojny walczyliśmy tylko raz z
Rosjanami z III Korpusu. Po dwóch tygodniach przerzucono nas na północ od Olsztyna. Nasi
dowódcy doskonale znali zamiary wroga. Naszym zadaniem było otoczenie sił generała
Samsonowa od wschodu. W samej wielkiej bitwie nie brałem czynnego udziału. Otrzymałem
od sztabu zadanie specjalne. Miałem ścigać mały konwój rosyjski, który prowadzony przez
jednego z chłopów z Gryzlin przeszedł nocą na północ od naszych jezior i potem kierował się
na południe. Zasadziłem się na nich we wsi Nowa Kaletka. Rozstawiłem trzy ciężkie karabiny
maszynowe i strzelców. Po godzinie nadjechały drogą dwa wozy i kilkudziesięciu kozaków.
Widziałem na lawecie bez działa wielką betonową skrzynię. Drugi wóz był przykryty
brezentem...
- Tamtędy jechał skarb Samsonowa! - przerwała mi Zosia
- Cicho, dziewczyno - strofował ją Olbrzym.
- Czekaliśmy, aż wjadą w matnię - czytałem dalej. - Nasze karabiny maszynowe ścięły
połowę kozaków. Reszta rozproszyła się po wsi. Między chałupami doszło do walki na
szable, rewolwery i bagnety. Nie zważając na pojedynki naszych strzelców z Rosjanami
zacząłem z jedną, naprędce zebraną drużyną ścigać powozy. Po lewej widzieliśmy tonącą w
bagnie lawetę. Jeden z kaprali dobił konie rzucając tam granat. Woznicę zastrzelił z karabinu.
Nie mieliśmy czasu brać jeńców. Rosjanie mieli nad nami przewagę pięciu minut i nie mogli
daleko odjechać. Pędziliśmy jednak przez wsie Gummendorf, Dembenofen i nic nie
znalezliśmy... - przerwałem. - Dalej to już jakieś wspomnienia wojenne z frontu zachodniego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™ - a co jeÅ›li lubiÄ™ rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.