[ Pobierz całość w formacie PDF ]
radby się napchać na pół roku, gdy go to nic nie kosztuje, a podniebienie łechce. U siebie nie-
borak żył tym, co stara gospodyni uwarzyła dla czeladzi.
Dopiero przy trzeciej potrawie zaczęto rozmawiać; podjadłszy już dobrze. Słudzy raz wraz
napełniali kieliszki, lecz uważniejszy od pana komisarza byłby postrzegł, że jemu inne, a go-
spodarzowi i sędziemu inne wino nalewano. Pan Bałabanowicz jednak wcale tego manewru
nie uważał i pełen strachu, żeby się znów nie upić, ile razy ujrzał kieliszek przed sobą, nie
potrafił się oprzeć nagabaniu do wypróżnienia go. Z początku kosztował, kosztował, potem
jednym łykiem kończył. Natychmiast sługa przystępował i nalewał nowy, od którego broniąc
się i wymawiając stary, w końcu pozwalał napełnić z warunkiem, że to miał być ostatni: tych
ostatnich było kilkanaście.
Przy stole wszczęła się znowu rozmowa o koniach, a pan Mateusz skorzystał z niej zale-
cając Bałabanowiczowi, aby się kazał uważnie obchodzić z darowanym koniem, gdyż był
delikatnej natury. Tym sposobem zręcznie uprzedził go, żeby kalectwa, jakie się znajdą, nie
jemu, lecz złemu obchodzeniu się przypisał.
Po czym znowu sędzia zaczął o domu pani podkomorzyny, o pannie Annie, o projektach
swatowstwa. Bałabanowicz uśmiechał się, jadł, pił i niekiedy z pełną gębą jadła odzywał się
ze swoim:
Samo z siebie!
Jakże ci się zdaje spytał go sędzia czy to się nam uda?
A jakże! niezawodnie! zawołał upijając się do reszty stary ja w tym, że to się uda!
Zdrowie pana Bałabanowicza!
Zdrowie przyszłych małżonków! rzekł podnosząc się a chwiejąc komisarz.
Szampańskiego! krzyknął gospodarz.
I wnet strzelił korek, zabielał szampan w długich kieliszkach, powtórzono zdrowia wszyst-
kich; pozwolono sobie nawet nieprzytomnej38 pani podkomorzyny i panny Anny zdrowie
37
goldwaser (z niem.) złota woda; znana wódka gdańska
38
nieprzytomny tu: nieobecny
29
wypić, przeciw czemu rumiany znowu i ledwie bełkoczący Bałabanowicz ani się myślał pro-
testować. Około północy jeszcze na podkurek wypiwszy ponczu poszli wszyscy, a raczej za-
wlekli się do łóżek; Bałabanowicz był cały siny jak nos indyka, kiedy się pogniewa i napuszy.
V
KONKURY, POLOWANIE NA BAAABANOWICZA
Takim sposobem sędzia z panem Mateuszem obmyśliwszy Wszystko, zapewniwszy sobie
pomoc Bałabanowicza, który nie Omieszkał wychwalić i pod niebiosa wynieść konkurenta,
pokazawszy mu stan majątku fałszywie, ale do okoliczności stosownie, zabierali się ostatecz-
nie już kończyć. Całe sąsiedztwo nic o tym jeszcze nie wiedziało, wszyscy spokojni siedzieli i
ani się nikt nawet tego knowania nie domyślał. Sędzia zaraz w dni kilka stawił się w Złotej
Woli i, zastawszy w różowym humorze panią podkomorzynę, oświadczył jej od pana Mate-
usza prośbę, aby raczyła dać swój k o n s e n s39 jego odwiedzinom w celu pozyskania afektu
jm.panny Anny. Najpomyślniejszą otrzymał odpowiedz, którą już uprzedzona przez Bałaba-
nowicza nagotowała była pani Dorota. Jej najbardziej pochlebiały te grzeczności i te ceremo-
nie, które przypominały młodość i pana podkomorzego.
Całkiem fałszywe mając wyobrażenie o panu Mateuszu cieszyła się, że tak zacny i majętny
kawaler starał się o jej siostrzenicę. Co się tyczy Anny, ta ledwie się domyślać mogła, o co
chodzi, stąd, że jej ciotka kazała się staranniej ubierać i w pokoju dosiadywać przy gościu.
Przeczuwała jednak wszystko nie wiedząc o niczym i modliła się po cichu, aby od niej Bóg
odwrócił tego jak innych. Nie wiedząc bowiem czemu, czuła ku panu Mateuszowi ten wstręt
instynktowny jakiś, który zawsze zwiastuje, że się człowieka strzec potrzeba; nie darmo dała
nam to uczucie natura; jest to przestroga jej, często lekceważona, a bardzo jednak ważna!
Pan Mateusz jak kot przy kominie pochował swoje pazurki i pokazywał się w Złotej Woli
takim, jakim się mógł i powinien był podobać. Z największą bacznością pilnował godzin,
zaglądał do zegarka, pieścił psy, ustawiał krzesełka na miejscu, westchnieniem mówił o daw-
nych czasach, wychwalał dawne napomniane zwyczaje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
radby się napchać na pół roku, gdy go to nic nie kosztuje, a podniebienie łechce. U siebie nie-
borak żył tym, co stara gospodyni uwarzyła dla czeladzi.
Dopiero przy trzeciej potrawie zaczęto rozmawiać; podjadłszy już dobrze. Słudzy raz wraz
napełniali kieliszki, lecz uważniejszy od pana komisarza byłby postrzegł, że jemu inne, a go-
spodarzowi i sędziemu inne wino nalewano. Pan Bałabanowicz jednak wcale tego manewru
nie uważał i pełen strachu, żeby się znów nie upić, ile razy ujrzał kieliszek przed sobą, nie
potrafił się oprzeć nagabaniu do wypróżnienia go. Z początku kosztował, kosztował, potem
jednym łykiem kończył. Natychmiast sługa przystępował i nalewał nowy, od którego broniąc
się i wymawiając stary, w końcu pozwalał napełnić z warunkiem, że to miał być ostatni: tych
ostatnich było kilkanaście.
Przy stole wszczęła się znowu rozmowa o koniach, a pan Mateusz skorzystał z niej zale-
cając Bałabanowiczowi, aby się kazał uważnie obchodzić z darowanym koniem, gdyż był
delikatnej natury. Tym sposobem zręcznie uprzedził go, żeby kalectwa, jakie się znajdą, nie
jemu, lecz złemu obchodzeniu się przypisał.
Po czym znowu sędzia zaczął o domu pani podkomorzyny, o pannie Annie, o projektach
swatowstwa. Bałabanowicz uśmiechał się, jadł, pił i niekiedy z pełną gębą jadła odzywał się
ze swoim:
Samo z siebie!
Jakże ci się zdaje spytał go sędzia czy to się nam uda?
A jakże! niezawodnie! zawołał upijając się do reszty stary ja w tym, że to się uda!
Zdrowie pana Bałabanowicza!
Zdrowie przyszłych małżonków! rzekł podnosząc się a chwiejąc komisarz.
Szampańskiego! krzyknął gospodarz.
I wnet strzelił korek, zabielał szampan w długich kieliszkach, powtórzono zdrowia wszyst-
kich; pozwolono sobie nawet nieprzytomnej38 pani podkomorzyny i panny Anny zdrowie
37
goldwaser (z niem.) złota woda; znana wódka gdańska
38
nieprzytomny tu: nieobecny
29
wypić, przeciw czemu rumiany znowu i ledwie bełkoczący Bałabanowicz ani się myślał pro-
testować. Około północy jeszcze na podkurek wypiwszy ponczu poszli wszyscy, a raczej za-
wlekli się do łóżek; Bałabanowicz był cały siny jak nos indyka, kiedy się pogniewa i napuszy.
V
KONKURY, POLOWANIE NA BAAABANOWICZA
Takim sposobem sędzia z panem Mateuszem obmyśliwszy Wszystko, zapewniwszy sobie
pomoc Bałabanowicza, który nie Omieszkał wychwalić i pod niebiosa wynieść konkurenta,
pokazawszy mu stan majątku fałszywie, ale do okoliczności stosownie, zabierali się ostatecz-
nie już kończyć. Całe sąsiedztwo nic o tym jeszcze nie wiedziało, wszyscy spokojni siedzieli i
ani się nikt nawet tego knowania nie domyślał. Sędzia zaraz w dni kilka stawił się w Złotej
Woli i, zastawszy w różowym humorze panią podkomorzynę, oświadczył jej od pana Mate-
usza prośbę, aby raczyła dać swój k o n s e n s39 jego odwiedzinom w celu pozyskania afektu
jm.panny Anny. Najpomyślniejszą otrzymał odpowiedz, którą już uprzedzona przez Bałaba-
nowicza nagotowała była pani Dorota. Jej najbardziej pochlebiały te grzeczności i te ceremo-
nie, które przypominały młodość i pana podkomorzego.
Całkiem fałszywe mając wyobrażenie o panu Mateuszu cieszyła się, że tak zacny i majętny
kawaler starał się o jej siostrzenicę. Co się tyczy Anny, ta ledwie się domyślać mogła, o co
chodzi, stąd, że jej ciotka kazała się staranniej ubierać i w pokoju dosiadywać przy gościu.
Przeczuwała jednak wszystko nie wiedząc o niczym i modliła się po cichu, aby od niej Bóg
odwrócił tego jak innych. Nie wiedząc bowiem czemu, czuła ku panu Mateuszowi ten wstręt
instynktowny jakiś, który zawsze zwiastuje, że się człowieka strzec potrzeba; nie darmo dała
nam to uczucie natura; jest to przestroga jej, często lekceważona, a bardzo jednak ważna!
Pan Mateusz jak kot przy kominie pochował swoje pazurki i pokazywał się w Złotej Woli
takim, jakim się mógł i powinien był podobać. Z największą bacznością pilnował godzin,
zaglądał do zegarka, pieścił psy, ustawiał krzesełka na miejscu, westchnieniem mówił o daw-
nych czasach, wychwalał dawne napomniane zwyczaje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]