[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miliony istot pragnących uwolnić się od lęku. Na dnie odkrywamy uzdrawiające źródło
_bodhiczitty_. Właśnie tam znajduje się istota wszystkich rzeczy - miłość, która nie umrze.
[125]
XV
POD PRĄD
__Tonglen_ działa wbrew logice, zgodnie z którą unikamy cierpienia i poszukujemy
przyjemności. W miarę postępu w praktyce ten samolubny wzorzec zachowania przestaje nas
obowiązywać. Doświadczamy miłości wobec samych siebie i wobec innych, zaczynamy
troszczyć się zarówno o siebie, jak i o innych. _Tonglen_ pobudza nasze współczucie i
poszerza widzenie rzeczywistości._
By współczuć innym, musimy być w stanie współczuć samym sobie. Jest to ważne, zwłaszcza
gdy mamy do czynienia z ludźmi pełnymi złości, strachu, zawiści, dumy, arogancji, ze
skąpcami i egoistami. By móc szczerze im współczuć, musimy być gotowi odkryć te uczucia
w nas samych i znieść związane z tym cierpienie. Zmieni się wtedy nasza postawa wobec
bólu. Zamiast go unikać i chronić się przed nim, otworzymy swoje serce i odczujemy go w
pełni: pozwolimy, by nas oczyścił, uwrażliwił, uczynił lepszymi i bardziej kochającymi.
Dzięki praktyce _tonglen_ nawiązujemy głęboki kontakt z cierpieniem w nas samych i we
wszystkim, co nas [126] otacza. Pokonujemy strach przed bólem i roztapiamy lód w swoim
sercu. Przede wszystkim zaś jesteśmy w stanie obudzić współczucie, które drzemie w każdym
z nas, niezależnie od tego, jak zimni czy okrutni możemy się wydawać na zewnątrz.
Rozpoczynamy praktykę, przyjmując na siebie ból osoby cierpiącej, której chcemy pomóc.
Gdy dowiemy się, na przykład, że skrzywdzono jakieś dziecko, robiąc wdech wyrażamy
życzenie, by cały jego ból i strach przeszedł na nas. Wraz z wydechem wysyłamy mu
szczęście, radość i ukojenie. To właśnie stanowi istotę _tonglen_: przyjmowanie z wdechem
cudzego bólu, aby nie przytłaczał dłużej cierpiącego, pozwolił mu się odprężyć i otworzyć -
oraz wysyłanie z wydechem wszystkiego, co niesie ulgę i radość.
Zdarza się często, że nie możemy wykonywać tej praktyki, bo stawia nas ona twarzą w twarz
z własnym lękiem, oporami, gniewem czy jakąkolwiek formą naszego cierpienia.
Możemy wtedy zmienić punkt widzenia i zacząć praktykować jednocześnie dla siebie i dla
wszystkich innych, którzy tak jak my pogrążeni są w nieszczęściu. Być może jesteśmy w
stanie nazwać swój ból, rozpoznać go jako przerażenie, wstręt, złość czy chęć zemsty. Wtedy
robimy wdech w imieniu wszystkich ogarniętych tymi emocjami i wydychamy z powrotem
ukojenie, dzięki któremu otwiera się przestrzeń spokoju, zarówno w nas, jak i w
niezliczonych istotach. Nawet jeśli nie potrafimy nazwać tego, co przeżywamy, wciąż
możemy to odczuć: ucisk w żołądku, poczucie przytłoczenia. Wystarczy wtedy wejść w
kontakt z tym uczuciem, z wdechem przyjmować je w siebie dla dobra nas [127] wszystkich -
i z taką samą intencją wysyłać z powrotem ukojenie.
Często twierdzi się, że ta praktyka działa na przekór naszym starym nawykom,
wypróbowanym metodom, dzięki którym do tej pory potrafiliśmy brać się w garść. Tak też w
istocie jest. _Tonglen_ nie sprzyja postawie roszczeniowej, nie pozwala naginać
rzeczywistości do naszych wyobrażeń, ponieważ kieruje naszą uwagę na los innych. Kawałek
po kawałku burzy mury, które tak pieczołowicie wznosiliśmy, chcąc chronić swój spokój. W
buddyzmie mówimy, że ta praktyka rozpuszcza niewzruszoność i lgnięcie do ego.
_Tonglen_ działa wbrew logice, zgodnie z którą unikamy cierpienia i poszukujemy
przyjemności. W miarę postępu w praktyce ten samolubny wzorzec zachowania przestaje nas
obowiązywać. Doświadczamy miłości wobec samych siebie i wobec innych, zaczynamy
troszczyć się zarówno o siebie, jak i o innych. _Tonglen_ pobudza nasze współczucie i
poszerza widzenie rzeczywistości. Otwiera przed nami nieograniczoną przestrzeń _śunjaty_.
Praktykując, zaczynamy odkrywać tę przestrzeń w nas samych i dostrzegać, że nic nie jest ani
tak ważne, ani tak trwałe, jak sądziliśmy.
_Tonglen_ można praktykować, by pomóc chorym, umierającym lub zmarłym - wszystkim
dotkniętym cierpieniem. Możemy traktować tę praktykę jako formalną medytację albo
stosować ją jako pierwszą pomoc w nagłych wypadkach. Gdy zatem wyjdziemy na spacer i
zobaczymy kogoś cierpiącego, możemy od razu wraz z wdechem przejąć jego ból i z
wydechem przekazać mu ukojenie. Jest jednak równie prawdopodobne, że wzdrygniemy się
na ten widok i odwrócimy. Czyjeś [128] cierpienie może wyzwolić w nas lęk, złość lub opór,
możemy czuć się zmieszani i zakłopotani. Wtedy właśnie mamy okazję, by praktykować dla
ludzi takich jak my - i dla samego siebie. Dla wszystkich tych, którzy choć bardzo chcą
współczuć - boją się. Zamiast zadręczać się tym, użyjmy raczej naszej słabości jako klucza do
zrozumienia innych, którzy w podobnej sytuacji mają równie wielki problem. Zróbmy wdech
i wydech za nas wszystkich. Przemieńmy truciznę w lekarstwo. Wykorzystajmy własne
cierpienie jako ścieżkę prowadzącą do pogłębiania współczucia dla wszystkich istot.
Praktykujmy _tonglen_ spontanicznie, po prostu wdychajmy i wydychajmy powietrze,
przyjmując w siebie ból i rozprzestrzeniając ukojenie.
Jeśli jest to nasza formalna praktyka, podzielmy ją na cztery etapy:
1. Najpierw uspokajamy swój umysł i pozostajemy w tym stanie przez chwilę. Etap ten
tradycyjnie nazywany jest wglądem w ostateczną _bodhiczittę_ lub otwarciem się ku
pierwotnej przestrzeni.
2. Następnie zaczyna się praca na poziomie fizycznym. Wdychamy uczucie gorąca,
ciemności, odczucie ciężaru i klaustrofobii, a wydychamy ożywczy chłód, jasność, lekkość i
poczucie świeżości. Wdychajmy w pełni, wszystkimi porami ciała i w ten sam sposób
również wydychajmy. Róbmy to tak długo, aż zsynchronizujemy praktykę z oddechem.
3. Trzeci etap praktyki polega na pracy z własnymi doświadczeniami. Tradycyjnie zaczyna
się on od praktykowania _tonglen_ dla bliskiej nam osoby, której chcielibyśmy pomóc.
Jednak gdy czujemy, że sami [129] ugrzęźliśmy, możemy praktykować jednocześnie dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
miliony istot pragnących uwolnić się od lęku. Na dnie odkrywamy uzdrawiające źródło
_bodhiczitty_. Właśnie tam znajduje się istota wszystkich rzeczy - miłość, która nie umrze.
[125]
XV
POD PRĄD
__Tonglen_ działa wbrew logice, zgodnie z którą unikamy cierpienia i poszukujemy
przyjemności. W miarę postępu w praktyce ten samolubny wzorzec zachowania przestaje nas
obowiązywać. Doświadczamy miłości wobec samych siebie i wobec innych, zaczynamy
troszczyć się zarówno o siebie, jak i o innych. _Tonglen_ pobudza nasze współczucie i
poszerza widzenie rzeczywistości._
By współczuć innym, musimy być w stanie współczuć samym sobie. Jest to ważne, zwłaszcza
gdy mamy do czynienia z ludźmi pełnymi złości, strachu, zawiści, dumy, arogancji, ze
skąpcami i egoistami. By móc szczerze im współczuć, musimy być gotowi odkryć te uczucia
w nas samych i znieść związane z tym cierpienie. Zmieni się wtedy nasza postawa wobec
bólu. Zamiast go unikać i chronić się przed nim, otworzymy swoje serce i odczujemy go w
pełni: pozwolimy, by nas oczyścił, uwrażliwił, uczynił lepszymi i bardziej kochającymi.
Dzięki praktyce _tonglen_ nawiązujemy głęboki kontakt z cierpieniem w nas samych i we
wszystkim, co nas [126] otacza. Pokonujemy strach przed bólem i roztapiamy lód w swoim
sercu. Przede wszystkim zaś jesteśmy w stanie obudzić współczucie, które drzemie w każdym
z nas, niezależnie od tego, jak zimni czy okrutni możemy się wydawać na zewnątrz.
Rozpoczynamy praktykę, przyjmując na siebie ból osoby cierpiącej, której chcemy pomóc.
Gdy dowiemy się, na przykład, że skrzywdzono jakieś dziecko, robiąc wdech wyrażamy
życzenie, by cały jego ból i strach przeszedł na nas. Wraz z wydechem wysyłamy mu
szczęście, radość i ukojenie. To właśnie stanowi istotę _tonglen_: przyjmowanie z wdechem
cudzego bólu, aby nie przytłaczał dłużej cierpiącego, pozwolił mu się odprężyć i otworzyć -
oraz wysyłanie z wydechem wszystkiego, co niesie ulgę i radość.
Zdarza się często, że nie możemy wykonywać tej praktyki, bo stawia nas ona twarzą w twarz
z własnym lękiem, oporami, gniewem czy jakąkolwiek formą naszego cierpienia.
Możemy wtedy zmienić punkt widzenia i zacząć praktykować jednocześnie dla siebie i dla
wszystkich innych, którzy tak jak my pogrążeni są w nieszczęściu. Być może jesteśmy w
stanie nazwać swój ból, rozpoznać go jako przerażenie, wstręt, złość czy chęć zemsty. Wtedy
robimy wdech w imieniu wszystkich ogarniętych tymi emocjami i wydychamy z powrotem
ukojenie, dzięki któremu otwiera się przestrzeń spokoju, zarówno w nas, jak i w
niezliczonych istotach. Nawet jeśli nie potrafimy nazwać tego, co przeżywamy, wciąż
możemy to odczuć: ucisk w żołądku, poczucie przytłoczenia. Wystarczy wtedy wejść w
kontakt z tym uczuciem, z wdechem przyjmować je w siebie dla dobra nas [127] wszystkich -
i z taką samą intencją wysyłać z powrotem ukojenie.
Często twierdzi się, że ta praktyka działa na przekór naszym starym nawykom,
wypróbowanym metodom, dzięki którym do tej pory potrafiliśmy brać się w garść. Tak też w
istocie jest. _Tonglen_ nie sprzyja postawie roszczeniowej, nie pozwala naginać
rzeczywistości do naszych wyobrażeń, ponieważ kieruje naszą uwagę na los innych. Kawałek
po kawałku burzy mury, które tak pieczołowicie wznosiliśmy, chcąc chronić swój spokój. W
buddyzmie mówimy, że ta praktyka rozpuszcza niewzruszoność i lgnięcie do ego.
_Tonglen_ działa wbrew logice, zgodnie z którą unikamy cierpienia i poszukujemy
przyjemności. W miarę postępu w praktyce ten samolubny wzorzec zachowania przestaje nas
obowiązywać. Doświadczamy miłości wobec samych siebie i wobec innych, zaczynamy
troszczyć się zarówno o siebie, jak i o innych. _Tonglen_ pobudza nasze współczucie i
poszerza widzenie rzeczywistości. Otwiera przed nami nieograniczoną przestrzeń _śunjaty_.
Praktykując, zaczynamy odkrywać tę przestrzeń w nas samych i dostrzegać, że nic nie jest ani
tak ważne, ani tak trwałe, jak sądziliśmy.
_Tonglen_ można praktykować, by pomóc chorym, umierającym lub zmarłym - wszystkim
dotkniętym cierpieniem. Możemy traktować tę praktykę jako formalną medytację albo
stosować ją jako pierwszą pomoc w nagłych wypadkach. Gdy zatem wyjdziemy na spacer i
zobaczymy kogoś cierpiącego, możemy od razu wraz z wdechem przejąć jego ból i z
wydechem przekazać mu ukojenie. Jest jednak równie prawdopodobne, że wzdrygniemy się
na ten widok i odwrócimy. Czyjeś [128] cierpienie może wyzwolić w nas lęk, złość lub opór,
możemy czuć się zmieszani i zakłopotani. Wtedy właśnie mamy okazję, by praktykować dla
ludzi takich jak my - i dla samego siebie. Dla wszystkich tych, którzy choć bardzo chcą
współczuć - boją się. Zamiast zadręczać się tym, użyjmy raczej naszej słabości jako klucza do
zrozumienia innych, którzy w podobnej sytuacji mają równie wielki problem. Zróbmy wdech
i wydech za nas wszystkich. Przemieńmy truciznę w lekarstwo. Wykorzystajmy własne
cierpienie jako ścieżkę prowadzącą do pogłębiania współczucia dla wszystkich istot.
Praktykujmy _tonglen_ spontanicznie, po prostu wdychajmy i wydychajmy powietrze,
przyjmując w siebie ból i rozprzestrzeniając ukojenie.
Jeśli jest to nasza formalna praktyka, podzielmy ją na cztery etapy:
1. Najpierw uspokajamy swój umysł i pozostajemy w tym stanie przez chwilę. Etap ten
tradycyjnie nazywany jest wglądem w ostateczną _bodhiczittę_ lub otwarciem się ku
pierwotnej przestrzeni.
2. Następnie zaczyna się praca na poziomie fizycznym. Wdychamy uczucie gorąca,
ciemności, odczucie ciężaru i klaustrofobii, a wydychamy ożywczy chłód, jasność, lekkość i
poczucie świeżości. Wdychajmy w pełni, wszystkimi porami ciała i w ten sam sposób
również wydychajmy. Róbmy to tak długo, aż zsynchronizujemy praktykę z oddechem.
3. Trzeci etap praktyki polega na pracy z własnymi doświadczeniami. Tradycyjnie zaczyna
się on od praktykowania _tonglen_ dla bliskiej nam osoby, której chcielibyśmy pomóc.
Jednak gdy czujemy, że sami [129] ugrzęźliśmy, możemy praktykować jednocześnie dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]