[ Pobierz całość w formacie PDF ]
restauracji na swój koszt?
- Właściwie to nie.
- A więc cieszę się, że jestem pierwsza.
Poprowadziła go w dół ulicy i Max przyznał się sam przed sobą, że była jego
pierwszą także pod wieloma innymi względami.
- To w ogóle nie wchodzi w grę.
- Przykro mi, szanowna pani, to wszystko, co możemy zrobić.
Wysoka, szczupła i elegancka kobieta miała na sobie jedwabną kremową bluzkę,
jasnozielone spodnie oraz szpilki, które wyglądały zarówno na kosztowne, jak i na
superniewygodne. Włosy w kolorze pszenicy miała upięte w kok ozdobiony
prawdziwymi perłami.
Janine stała w holu tuż za Maksem i mogła się założyć, że ta kobieta, która z
całych sił najeżdżała na biednego recepcjonistę, była jego eks.
Trochę żałowała, że nie ma teraz na sobie jednej z tych prześlicznych sukienek,
które Max właśnie jej kupił. Ubrana w prostą letnią kieckę i czarne sandały na niskim
obcasie nie czuła się dostatecznie szykowna, żeby wejść w starcie z Elizabeth.
Jeszcze kilka chwil temu była w świetnym humorze. Po zakupowych katuszach
wybrali się na lunch do małej kawiarenki przy porcie. Kiedy zajadali się rybnymi
tacos, na które nalegała, czuła, że ma większą kontrolę nad sytuacją niż w
ekskluzywnych sklepach. Ale teraz, stojąc prawie twarzą w twarz z tą zimną, władczą
kobietą, Janine po raz kolejny miała wrażenie, że pochodzi z innego świata. I wcale jej
się to nie podobało.
- Nie zwracaj się do mnie per szanowna pani - stwierdziła Elizabeth, cyzelując z
brytyjskim akcentem każdą sylabę. - Moja asystentka robiła rezerwację i zapewniono
mnie, że będę miała do dyspozycji luksusowy apartament.
- Dokładnie tak - wydusił z siebie młody recepcjonista, zanim się oblał
rumieńcem po sam czubek głowy. - Jednak przyjechała pani wcześniej i wszystko, co
w tej chwili mam do dyspozycji, to zwykły apartament.
35
S
R
- Czy ja wyglądam, jakby zwykły apartament mógł mnie zadowolić? - Elizabeth
ze zniecierpliwieniem bębniła swoimi długimi paznokciami z francuskim manicure w
szklany blat recepcji.
- No ładnie, Max - szepnęła Janine. - Słodka z niej istotka.
- Spokojna i skromna jak zawsze. - Obrócił głowę i spojrzał prosto na Janine. -
JesteÅ› gotowa?
- Bardziej już chyba nie będę.
- Zwietnie, a więc chodzmy prosto w paszczę lwa, zanim rozszarpie tego
biednego recepcjonistę na śmierć.
- Proszę więc usunąć osoby zajmujące mój apartament - grzmiała Elizabeth.
- Nie... nie mogę tego zrobić.
Niesamowite. Słuchając, jak ta elegancka kobieta wydaje rozkazy z pełnym
przekonaniem, że zostaną wykonane, Janine zastanawiała się w duchu, czy z taką
arogancją trzeba się urodzić, czy też można się jej nauczyć. Mimo zdenerwowania
zebrała w sobie siły. Nie miała najmniejszego zamiaru stać się kolejną ofiarą byłej
żony Maksa.
- Bardzo mi przykro, ale to niemożliwe, pani... - brnął recepcjonista, sprawiając
wrażenie, jakby się pragnął teleportować w zupełnie inne miejsce.
- Pani Elizabeth Striver - weszła mu w pół słowa.
- Była pani Striver - odezwał się Max lodowatym głosem.
Elizabeth obróciła się na pięcie, a na jej twarzy momentalnie zagościł uśmiech.
- Max! Przyszedłeś mnie przywitać osobiście. Jesteś naprawdę kochany. -
Rzuciła krótkie spojrzenie na Janine. - Max, kochanie, musisz mi pomóc dogadać się z
tÄ… tutaj osobÄ….
- Elizabeth, jeśli nie ma dla ciebie wolnego pokoju, będziesz musiała po prostu
poczekać.
Wydęła słodko usta i klepnęła go delikatnie dłonią w ramię.
- Kochanie, nie drocz się ze mną. Jeszcze pomyślę, że się o mnie nie martwisz.
- Nie byłoby to zbyt dalekie od prawdy. - Jego głos pobrzmiewał stłumionym
gniewem i złością. Janine nie mogła się nadziwić, że Elizabeth tego nie słyszała lub nie
zwracała na to wystarczającej uwagi.
- A więc - odpowiedziała Elizabeth, rzucając Janine kolejne ukradkowe
spojrzenie - jak nie ma rady, to nie ma rady. Powiem ci, co zrobimy - stwierdziła,
uśmiechając się przymilnie, po czym zwróciła się do recepcjonisty: - Jeśli mój
apartament nie jest jeszcze gotowy, zatrzymam się chwilowo u swojego męża. Jak
36
S
R
znam Maksa, zajmuje apartament prezydencki. Jestem pewna, że znajdzie się u niego
kawałek miejsca dla mnie.
Recepcjonista spojrzał na Maksa oczami pełnymi przerażenia.
- Muszę cię rozczarować - syknął Max, po czym zwrócił się bezpośrednio do
recepcjonisty. - Ta pani jest moją byłą żoną i pod żadnym pozorem nie może mieć
dostępu do mojego apartamentu. Czy to jest jasne?
- Ależ, Max, nie poznaję cię. Jeszcze ten biedny młody człowiek sobie pomyśli,
że nie dbasz o swoją żonę. I z pewnością nie skażesz mnie na nędzną egzystencję w
jakimś zwykłym apartamencie, kiedy w swoim masz wystarczająco dużo miejsca dla
gościa"?
- Prawdę mówiąc, nie mam wolnego miejsca - odpowiedział, przesuwając dłoń
po plecach Janine, co natychmiast przykuło uwagę Elizabeth. - Moja żona i ja wolimy
być ze sobą sami.
- Twoja kto?
- Moja żona.
Janine natychmiast poczuła na sobie lodowaty wzrok Elizabeth. No ładnie,
pomyślała, zbierając siły. Jeśli spojrzenie mogłoby zabić, Janine poległaby w tym
momencie na wprost recepcji. Może przynajmniej wystawiliby jej niewielką, gustowną
płytę pamiątkową: Tutaj spoczywa kobieta, która nigdy nie powinna była powiedzieć
»tak« bogatemu mężczyznie".
- %7łona? - powtórzyła lodowato Elizabeth.
Och tak, Janine była już niemal pewna, że trzy najbliższe tygodnie będą
wyjÄ…tkowo zabawne.
- Tak, moja żona. Janine, kochanie, to jest Elizabeth, moja była żona -
przedstawił je sobie Max, ignorując zdenerwowanie Elizabeth.
- Miło mi cię poznać.
- Och, z pewnością. - Spojrzała na Maksa i odezwała się słodkim głosem: -
Kochanie, nie wiem, w co grasz, ale mnie to wcale nie bawi.
- To wcale nie jest gra, Lizzie... - odpowiedziała Janine, przybierając sztuczny
uśmiech na twarzy.
- Elizabeth.
Janine objęła Maksa wpół.
- Pobraliśmy się wczoraj. To było taaakie romantyczne. Szkoda, że nie wpadłaś.
- Tak, wielka szkoda - wymamrotała Elizabeth. - Wczoraj mówisz. Co za
pośpiech.
37
S
R
- Max kompletnie zamieszał mi w głowie, prawda, kochanie?
- Kompletnie... - wymamrotał, całując ją prosto w usta.
- Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko wam pogratulować.
- Dzięki. Bardzo mi przykro, Lizzie, ale Max tak mnie wykończył ostatniej nocy,
że chyba utniemy sobie małą drzemkę.
- Elizabeth - warknęła.
- Ach tak, przepraszam. - Janine wzruszyła ramionami. - To jak, skarbie, mała
drzemka?
- Cudowny pomysł, kochanie - mruknął, głaszcząc ją po plecach. Nagle spojrzał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
restauracji na swój koszt?
- Właściwie to nie.
- A więc cieszę się, że jestem pierwsza.
Poprowadziła go w dół ulicy i Max przyznał się sam przed sobą, że była jego
pierwszą także pod wieloma innymi względami.
- To w ogóle nie wchodzi w grę.
- Przykro mi, szanowna pani, to wszystko, co możemy zrobić.
Wysoka, szczupła i elegancka kobieta miała na sobie jedwabną kremową bluzkę,
jasnozielone spodnie oraz szpilki, które wyglądały zarówno na kosztowne, jak i na
superniewygodne. Włosy w kolorze pszenicy miała upięte w kok ozdobiony
prawdziwymi perłami.
Janine stała w holu tuż za Maksem i mogła się założyć, że ta kobieta, która z
całych sił najeżdżała na biednego recepcjonistę, była jego eks.
Trochę żałowała, że nie ma teraz na sobie jednej z tych prześlicznych sukienek,
które Max właśnie jej kupił. Ubrana w prostą letnią kieckę i czarne sandały na niskim
obcasie nie czuła się dostatecznie szykowna, żeby wejść w starcie z Elizabeth.
Jeszcze kilka chwil temu była w świetnym humorze. Po zakupowych katuszach
wybrali się na lunch do małej kawiarenki przy porcie. Kiedy zajadali się rybnymi
tacos, na które nalegała, czuła, że ma większą kontrolę nad sytuacją niż w
ekskluzywnych sklepach. Ale teraz, stojąc prawie twarzą w twarz z tą zimną, władczą
kobietą, Janine po raz kolejny miała wrażenie, że pochodzi z innego świata. I wcale jej
się to nie podobało.
- Nie zwracaj się do mnie per szanowna pani - stwierdziła Elizabeth, cyzelując z
brytyjskim akcentem każdą sylabę. - Moja asystentka robiła rezerwację i zapewniono
mnie, że będę miała do dyspozycji luksusowy apartament.
- Dokładnie tak - wydusił z siebie młody recepcjonista, zanim się oblał
rumieńcem po sam czubek głowy. - Jednak przyjechała pani wcześniej i wszystko, co
w tej chwili mam do dyspozycji, to zwykły apartament.
35
S
R
- Czy ja wyglądam, jakby zwykły apartament mógł mnie zadowolić? - Elizabeth
ze zniecierpliwieniem bębniła swoimi długimi paznokciami z francuskim manicure w
szklany blat recepcji.
- No ładnie, Max - szepnęła Janine. - Słodka z niej istotka.
- Spokojna i skromna jak zawsze. - Obrócił głowę i spojrzał prosto na Janine. -
JesteÅ› gotowa?
- Bardziej już chyba nie będę.
- Zwietnie, a więc chodzmy prosto w paszczę lwa, zanim rozszarpie tego
biednego recepcjonistę na śmierć.
- Proszę więc usunąć osoby zajmujące mój apartament - grzmiała Elizabeth.
- Nie... nie mogę tego zrobić.
Niesamowite. Słuchając, jak ta elegancka kobieta wydaje rozkazy z pełnym
przekonaniem, że zostaną wykonane, Janine zastanawiała się w duchu, czy z taką
arogancją trzeba się urodzić, czy też można się jej nauczyć. Mimo zdenerwowania
zebrała w sobie siły. Nie miała najmniejszego zamiaru stać się kolejną ofiarą byłej
żony Maksa.
- Bardzo mi przykro, ale to niemożliwe, pani... - brnął recepcjonista, sprawiając
wrażenie, jakby się pragnął teleportować w zupełnie inne miejsce.
- Pani Elizabeth Striver - weszła mu w pół słowa.
- Była pani Striver - odezwał się Max lodowatym głosem.
Elizabeth obróciła się na pięcie, a na jej twarzy momentalnie zagościł uśmiech.
- Max! Przyszedłeś mnie przywitać osobiście. Jesteś naprawdę kochany. -
Rzuciła krótkie spojrzenie na Janine. - Max, kochanie, musisz mi pomóc dogadać się z
tÄ… tutaj osobÄ….
- Elizabeth, jeśli nie ma dla ciebie wolnego pokoju, będziesz musiała po prostu
poczekać.
Wydęła słodko usta i klepnęła go delikatnie dłonią w ramię.
- Kochanie, nie drocz się ze mną. Jeszcze pomyślę, że się o mnie nie martwisz.
- Nie byłoby to zbyt dalekie od prawdy. - Jego głos pobrzmiewał stłumionym
gniewem i złością. Janine nie mogła się nadziwić, że Elizabeth tego nie słyszała lub nie
zwracała na to wystarczającej uwagi.
- A więc - odpowiedziała Elizabeth, rzucając Janine kolejne ukradkowe
spojrzenie - jak nie ma rady, to nie ma rady. Powiem ci, co zrobimy - stwierdziła,
uśmiechając się przymilnie, po czym zwróciła się do recepcjonisty: - Jeśli mój
apartament nie jest jeszcze gotowy, zatrzymam się chwilowo u swojego męża. Jak
36
S
R
znam Maksa, zajmuje apartament prezydencki. Jestem pewna, że znajdzie się u niego
kawałek miejsca dla mnie.
Recepcjonista spojrzał na Maksa oczami pełnymi przerażenia.
- Muszę cię rozczarować - syknął Max, po czym zwrócił się bezpośrednio do
recepcjonisty. - Ta pani jest moją byłą żoną i pod żadnym pozorem nie może mieć
dostępu do mojego apartamentu. Czy to jest jasne?
- Ależ, Max, nie poznaję cię. Jeszcze ten biedny młody człowiek sobie pomyśli,
że nie dbasz o swoją żonę. I z pewnością nie skażesz mnie na nędzną egzystencję w
jakimś zwykłym apartamencie, kiedy w swoim masz wystarczająco dużo miejsca dla
gościa"?
- Prawdę mówiąc, nie mam wolnego miejsca - odpowiedział, przesuwając dłoń
po plecach Janine, co natychmiast przykuło uwagę Elizabeth. - Moja żona i ja wolimy
być ze sobą sami.
- Twoja kto?
- Moja żona.
Janine natychmiast poczuła na sobie lodowaty wzrok Elizabeth. No ładnie,
pomyślała, zbierając siły. Jeśli spojrzenie mogłoby zabić, Janine poległaby w tym
momencie na wprost recepcji. Może przynajmniej wystawiliby jej niewielką, gustowną
płytę pamiątkową: Tutaj spoczywa kobieta, która nigdy nie powinna była powiedzieć
»tak« bogatemu mężczyznie".
- %7łona? - powtórzyła lodowato Elizabeth.
Och tak, Janine była już niemal pewna, że trzy najbliższe tygodnie będą
wyjÄ…tkowo zabawne.
- Tak, moja żona. Janine, kochanie, to jest Elizabeth, moja była żona -
przedstawił je sobie Max, ignorując zdenerwowanie Elizabeth.
- Miło mi cię poznać.
- Och, z pewnością. - Spojrzała na Maksa i odezwała się słodkim głosem: -
Kochanie, nie wiem, w co grasz, ale mnie to wcale nie bawi.
- To wcale nie jest gra, Lizzie... - odpowiedziała Janine, przybierając sztuczny
uśmiech na twarzy.
- Elizabeth.
Janine objęła Maksa wpół.
- Pobraliśmy się wczoraj. To było taaakie romantyczne. Szkoda, że nie wpadłaś.
- Tak, wielka szkoda - wymamrotała Elizabeth. - Wczoraj mówisz. Co za
pośpiech.
37
S
R
- Max kompletnie zamieszał mi w głowie, prawda, kochanie?
- Kompletnie... - wymamrotał, całując ją prosto w usta.
- Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko wam pogratulować.
- Dzięki. Bardzo mi przykro, Lizzie, ale Max tak mnie wykończył ostatniej nocy,
że chyba utniemy sobie małą drzemkę.
- Elizabeth - warknęła.
- Ach tak, przepraszam. - Janine wzruszyła ramionami. - To jak, skarbie, mała
drzemka?
- Cudowny pomysł, kochanie - mruknął, głaszcząc ją po plecach. Nagle spojrzał [ Pobierz całość w formacie PDF ]