[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Smuga znów z karabinem w dłoni słał za nimi strzał za strzałem, czym zmuszał ich do
wycofywania się w wylot doliny. Niespokojnym spojrzeniem ogarnął grupkę przyjaciół.
Bosman posiniaczony na twarzy naprędce obwiązywał chustką dłoń skaleczoną nożem,
wszakże wesoło błyskał oczami. Wołał na Chińczyków, by natychmiast siodłali konie.
Uderzenie, które otrzymał Tomek, złagodziła na szczęście futrzana czapka; z walki wyszedł
jedynie z dużym guzem. Fu Czau zraniony był nożem w plecy, ale jego rana nie była grozna.
88
Nóż lekko przeciął skórę i osunął się po lewej łopatce.
Tomek przestraszył się ujrzawszy strugę krwi ściekającą po lewej dłoni Smugi.
Natychmiast popędził do fanzy po apteczkę. Gdy wrócił, Smuga był już obok szopy przy
wierzchowcach. Tomek podbiegł ku niemu, a tymczasem obydwaj Chińczycy wynosili przed
dom uprząż i juki.
Niech pan zrzuci kurtkę! zawołał Tomek. Mam opatrunki!
Pózniej! Bierz konie dla bosmana i Udadżalaki. Pieszo nic nie zdziałają! odkrzyknął
Smuga. Dołącz się do pościgu! Pędzcie chunchuzów w górę rzeki! Spiesz się, do licha!
Tomek ujął trzy wierzchowce za arkany i po chwili pospiesznie siodłał je przy pomocy
Chińczyków. Niebawem galopował ku wylotowi doliny. Na stepie zaraz wypatrzył
towarzyszy, którzy celnymi strzałami zmuszali chunchuzów do ucieczki w kierunku Amuru.
Tymczasem przed domem Smuga osiodłał swego konia. Razem z Chińczykami objuczył
obydwa luzaki.
Szybko utracisz siły, dostojny panie! Trzeba zahamować upływ krwi powiedział stary
Chińczyk, gdy Smuga miał dosiadać wierzchowca.
Tu jest torba z opatrunkami. To nie potrwa długo zachęcił Fu Czau.
Smuga nigdy nie lekceważył dobrej rady. Nierozsądny pośpiech mógł zaważyć na wyniku
pościgu.
Pomóżcie mi zdjąć kurtkę rzekł po krótkiej chwili wahania. Stary Chińczyk przyniósł
w wiadrze wodę. Smuga obmywszy się pozalepiał plastrami zadrapania na twarzy. Dopiero
na końcu prawą dłonią wprawnie obmacał wciąż krwawiące lewe ramię. W mięśniu tkwiła
kula. Chińczycy mocno przewinęli ranę bandażami. Fu Czau przyniósł świeżą koszulę z
juków pozostawionych w fanzie.
Smuga dosiadł wierzchowca.
Stary Chińczyk podał mu karabin, który otrzymał od Udadżalaki przed rozpoczęciem
walki.
Dostojny panie, wez swoją broń! powiedział.
Dzielnie stanąłeś po naszej stronie, zatrzymaj ją na pamiątkę odpowiedział Smuga.
Wóz i juki przechowajcie aż do naszego powrotu.
Będziemy ich pilnie strzegli zapewnił Fu Czau.
Słuchaj, chłopcze, ruszamy w pogoń za chunchuzami. Muszą ponieść zasłużoną karę.
Oddamy ich w ręce władz rosyjskich. Powiadom o tym naszych towarzyszy w obozie po
drugiej stronie rzeki.
Uczynię to natychmiast! zapewnił Fu Czau.
Zaraz nie możesz wyruszyć w drogę zaoponował Smuga. Dzisiaj musicie pogrzebać
zabitych. Jeśli jutro rano pożegnasz swego czcigodnego ojca, przed wieczorem będziesz w
obozie. To wystarczy. A więc do zobaczenia!
89
Ruszył stępa, wiodąc na arkanie dwa juczne luzaki. Podążył stepem na przełaj,
wsłuchując się w odgłosy strzałów karabinowych. Nie wątpił w pomyślny wynik pościgu.
Bosman i Udadżalaka posiadali zbyt dużo doświadczenia, aby pozwolili chunchuzom na
ucieczkę z potrzasku. Toteż uśmiech zadowolenia błąkał się na jego ustach. Rozgromienie
bandy chunchuzów i wzięcie niedobitków do niewoli powinno otworzyć im drogę do
Nerczyńska.
Pognał konie. Nie zważał na ból w ramieniu, chciał jak najprędzej połączyć się z
towarzyszami. Po jakimś czasie wierzchowiec, na którym jechał, gwałtownie rzucił się na
bok, parskając z przestrachu. Smuga omal nie wyleciał z siodła. Spostrzegł martwego
chunchuza leżącego w trawie. Smagnął konie i pognał dalej. Niebawem ujrzał pościg i
uciekających.
Dobrze się spisują pomyślał, obserwując zręczne manewry przyjaciół.
Tomek harcował na koniu na tyłach chunchuzów, nie pozwalając im uciekać na wschód.
Natomiast bosman z Udadżalaką naciskali ich z boku i spychali ku rzece. Był dopiero
wczesny ranek. Pościg powinien trwać do wieczora. W ten sposób, według obliczeń Smugi,
mogli przebyć około pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu kilometrów. Wtedy zaledwie pół dnia
drogi dzieliłoby ich jeszcze od toru kolejowego.
Smuga wystrzelił z rewolweru. Tomek obejrzał się, powstrzymał konia.
Jak dobrze, że pan już jest z nami! zawołał, gdy Smuga zrównał się z nimi. Czy rana
nie jest poważna?
Głupstwo, Tomku! Zajmiemy się nią na wieczornym biwaku odparł Smuga. Czy
żaden z chunchuzów nie zdołał uciec?
Jeden próbował, ale bosman go zastrzelił.
Ilu ich jest teraz?
Dziesięciu, proszę pana! Co zrobimy?
Na razie niech uciekają na zachód...
W nocy na pewno nam umkną!
Bądz spokojny, przed zmrokiem wezmiemy ich w pęta odparł Smuga.
Pościg trwał dalej... W ciągu dnia chunchuzi jeszcze raz podjęli rozpaczliwą próbę
rozbiegnięcia się po stepie. Znów jeden z nich legł martwy. W kilka godzin pózniej byli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Smuga znów z karabinem w dłoni słał za nimi strzał za strzałem, czym zmuszał ich do
wycofywania się w wylot doliny. Niespokojnym spojrzeniem ogarnął grupkę przyjaciół.
Bosman posiniaczony na twarzy naprędce obwiązywał chustką dłoń skaleczoną nożem,
wszakże wesoło błyskał oczami. Wołał na Chińczyków, by natychmiast siodłali konie.
Uderzenie, które otrzymał Tomek, złagodziła na szczęście futrzana czapka; z walki wyszedł
jedynie z dużym guzem. Fu Czau zraniony był nożem w plecy, ale jego rana nie była grozna.
88
Nóż lekko przeciął skórę i osunął się po lewej łopatce.
Tomek przestraszył się ujrzawszy strugę krwi ściekającą po lewej dłoni Smugi.
Natychmiast popędził do fanzy po apteczkę. Gdy wrócił, Smuga był już obok szopy przy
wierzchowcach. Tomek podbiegł ku niemu, a tymczasem obydwaj Chińczycy wynosili przed
dom uprząż i juki.
Niech pan zrzuci kurtkę! zawołał Tomek. Mam opatrunki!
Pózniej! Bierz konie dla bosmana i Udadżalaki. Pieszo nic nie zdziałają! odkrzyknął
Smuga. Dołącz się do pościgu! Pędzcie chunchuzów w górę rzeki! Spiesz się, do licha!
Tomek ujął trzy wierzchowce za arkany i po chwili pospiesznie siodłał je przy pomocy
Chińczyków. Niebawem galopował ku wylotowi doliny. Na stepie zaraz wypatrzył
towarzyszy, którzy celnymi strzałami zmuszali chunchuzów do ucieczki w kierunku Amuru.
Tymczasem przed domem Smuga osiodłał swego konia. Razem z Chińczykami objuczył
obydwa luzaki.
Szybko utracisz siły, dostojny panie! Trzeba zahamować upływ krwi powiedział stary
Chińczyk, gdy Smuga miał dosiadać wierzchowca.
Tu jest torba z opatrunkami. To nie potrwa długo zachęcił Fu Czau.
Smuga nigdy nie lekceważył dobrej rady. Nierozsądny pośpiech mógł zaważyć na wyniku
pościgu.
Pomóżcie mi zdjąć kurtkę rzekł po krótkiej chwili wahania. Stary Chińczyk przyniósł
w wiadrze wodę. Smuga obmywszy się pozalepiał plastrami zadrapania na twarzy. Dopiero
na końcu prawą dłonią wprawnie obmacał wciąż krwawiące lewe ramię. W mięśniu tkwiła
kula. Chińczycy mocno przewinęli ranę bandażami. Fu Czau przyniósł świeżą koszulę z
juków pozostawionych w fanzie.
Smuga dosiadł wierzchowca.
Stary Chińczyk podał mu karabin, który otrzymał od Udadżalaki przed rozpoczęciem
walki.
Dostojny panie, wez swoją broń! powiedział.
Dzielnie stanąłeś po naszej stronie, zatrzymaj ją na pamiątkę odpowiedział Smuga.
Wóz i juki przechowajcie aż do naszego powrotu.
Będziemy ich pilnie strzegli zapewnił Fu Czau.
Słuchaj, chłopcze, ruszamy w pogoń za chunchuzami. Muszą ponieść zasłużoną karę.
Oddamy ich w ręce władz rosyjskich. Powiadom o tym naszych towarzyszy w obozie po
drugiej stronie rzeki.
Uczynię to natychmiast! zapewnił Fu Czau.
Zaraz nie możesz wyruszyć w drogę zaoponował Smuga. Dzisiaj musicie pogrzebać
zabitych. Jeśli jutro rano pożegnasz swego czcigodnego ojca, przed wieczorem będziesz w
obozie. To wystarczy. A więc do zobaczenia!
89
Ruszył stępa, wiodąc na arkanie dwa juczne luzaki. Podążył stepem na przełaj,
wsłuchując się w odgłosy strzałów karabinowych. Nie wątpił w pomyślny wynik pościgu.
Bosman i Udadżalaka posiadali zbyt dużo doświadczenia, aby pozwolili chunchuzom na
ucieczkę z potrzasku. Toteż uśmiech zadowolenia błąkał się na jego ustach. Rozgromienie
bandy chunchuzów i wzięcie niedobitków do niewoli powinno otworzyć im drogę do
Nerczyńska.
Pognał konie. Nie zważał na ból w ramieniu, chciał jak najprędzej połączyć się z
towarzyszami. Po jakimś czasie wierzchowiec, na którym jechał, gwałtownie rzucił się na
bok, parskając z przestrachu. Smuga omal nie wyleciał z siodła. Spostrzegł martwego
chunchuza leżącego w trawie. Smagnął konie i pognał dalej. Niebawem ujrzał pościg i
uciekających.
Dobrze się spisują pomyślał, obserwując zręczne manewry przyjaciół.
Tomek harcował na koniu na tyłach chunchuzów, nie pozwalając im uciekać na wschód.
Natomiast bosman z Udadżalaką naciskali ich z boku i spychali ku rzece. Był dopiero
wczesny ranek. Pościg powinien trwać do wieczora. W ten sposób, według obliczeń Smugi,
mogli przebyć około pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu kilometrów. Wtedy zaledwie pół dnia
drogi dzieliłoby ich jeszcze od toru kolejowego.
Smuga wystrzelił z rewolweru. Tomek obejrzał się, powstrzymał konia.
Jak dobrze, że pan już jest z nami! zawołał, gdy Smuga zrównał się z nimi. Czy rana
nie jest poważna?
Głupstwo, Tomku! Zajmiemy się nią na wieczornym biwaku odparł Smuga. Czy
żaden z chunchuzów nie zdołał uciec?
Jeden próbował, ale bosman go zastrzelił.
Ilu ich jest teraz?
Dziesięciu, proszę pana! Co zrobimy?
Na razie niech uciekają na zachód...
W nocy na pewno nam umkną!
Bądz spokojny, przed zmrokiem wezmiemy ich w pęta odparł Smuga.
Pościg trwał dalej... W ciągu dnia chunchuzi jeszcze raz podjęli rozpaczliwą próbę
rozbiegnięcia się po stepie. Znów jeden z nich legł martwy. W kilka godzin pózniej byli [ Pobierz całość w formacie PDF ]