[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nakryję do stołu - oświadczyła z uśmiechem, jak gdyby nic ją nie
niepokoiło.
- Już to zrobiłam, kochanie. Stół w jadalni jest przygotowany.
- W takim razie pójdę na górę i umyję się po tej przejażdżce. Za chwilę
będę gotowa.
Biegła na górę, przeskakując po dwa stopnie. Wpadła do swego pokoju i
usiadła na łóżku. Drżała. Zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień. Jej system
nerwowy po prostu tego nie wytrzymywał.
Zamknęła oczy. Chciała się choć trochę odprężyć i uspokoić.
Niepotrzebnie panikuje. Przecież rodzice nie dali jej żadnego powodu do obaw.
Bezpodstawnie zaczęła wyciągać wnioski z jakichś nieistotnych symptomów.
Trzeba dać im szansę. Naprawdę cieszyła się, że ich widzi, i powinna dać im to
odczuć, zamiast spędzać wieczór na analizowaniu coraz to nowych problemów.
Trochę spokojniejsza, sięgnęła po czyste rzeczy i skierowała się do
łazienki. Była pod prysznicem, kiedy sobie przypomniała, że Sloan zamierzał
wpaść na chwilę, by się pożegnać.
- O rany! - jęknęła i zakryła twarz rękoma. Dlaczego wszystko musi się
dziać w tym samym czasie?
Szybko zakręciła prysznic. Była wściekła na siebie, nie winiła nikogo za
swoje emocjonalne rozterki.
Jedyne, co powinna zrobić, to otwarcie zapytać o wszystko rodziców,
pomyślała, susząc włosy. A jeśli chodzi o Sloana - możliwe, że miał rację. Jeśli
- 114 -
RS
dwoje ludzi kocha się naprawdę, większość trapiących ich problemów można
rozwiązać.
Kiedy zbiegła po schodach dziesięć minut pózniej, usłyszała głos Sloana.
Siedział z Bertem przy stole w kuchni. Każdy ze szklanką piwa w ręku. Sara
miotała się między kuchenką a zlewem, kończąc przygotowywać obiad.
- Jesteś już, Maggie. Zaprosiłam Sloana, ale nie chce zjeść z nami. Może
tobie uda się go przekonać. Powiedz mu, że naprawdę jestem dobrą kucharką.
Wszyscy roześmieli się, chociaż Maggie musiała się do tego zmusić.
Prawdę mówiąc, wolała, żeby Sloan sobie poszedł. Będzie dużo lepiej, jeśli
zostanie sama z rodzicami i wyjaśnią sobie wszystko. Była pewna, że coś jest
nie tak. Poznała to po minie ojca.
- Sloan ma inne plany na dziś wieczór, mamo - powiedziała Maggie
spokojnie. Widząc zdumienie w jego oczach, posłała mu znaczące spojrzenie.
Natychmiast zrozumiał, o co jej chodzi.
- Dziękuję za zaproszenie, Saro, ale mam jeszcze trochę roboty.
Naprawdę muszę się zbierać. - Dopił piwo i podniósł się z krzesła. - Bert,
wspaniale było cię znowu zobaczyć.
Ojciec Maggie wstał z krzesła i uścisnął Sloanowi dłoń.
- Wpadaj, kiedy tylko będziesz miał na to ochotę - zaproponował,
wprawiając córkę w zakłopotanie.
- Odprowadzę cię do samochodu - zaproponowała Maggie.
- Dobranoc, Sloan! - zawołała za nim Sara, kiedy wychodzili z domu.
Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Sloan chwycił Maggie za ramię.
- Co się tu, u licha, dzieje? - zapytał.
Zrobiło się ciemno. Maggie drżała, chociaż nadal było ciepło.
- Powiesz mi w końcu? - nalegał. Zatrzymali się przy samochodzie.
- Nie - odpowiedziała krótko, zdając sobie sprawę z tego, że jest po prostu
nieuprzejma. Westchnęła głośno. - Posłuchaj, Sloan, muszę najpierw
porozmawiać z rodzicami.
- 115 -
RS
- W takim razie powiedz mi tylko, czym się tak bardzo martwisz? W
chwili gdy zobaczyłaś samochód rodziców, zrzedła ci mina.
- Po prostu zaskoczyli mnie. Nie spodziewałam się ich w tym tygodniu.
Tak naprawdę to sama jeszcze nie wiem, czy mam powody do zmartwienia.
Jeśli tak... cóż, wtedy i ty, i wszyscy znajomi dowiedzą się o tym już wkrótce.
- A więc chodzi o ranczo. Bo przecież o nie się martwisz. Myślałem, że je
kupiłaś.
- Kupiłam - potwierdziła Maggie. - Musiałbyś wiedzieć dużo więcej o
mojej rodzinie, żeby zrozumieć. - Popatrzyła w stronę domu. - Muszę wracać.
Mama czeka z obiadem.
Położył jej ręce na ramiona i popatrzył w oczy z miłością.
- Zadzwonisz do mnie pózniej? Westchnęła, opierając głowę o jego pierś.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia, jak potoczy się ten wieczór. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
- Nakryję do stołu - oświadczyła z uśmiechem, jak gdyby nic ją nie
niepokoiło.
- Już to zrobiłam, kochanie. Stół w jadalni jest przygotowany.
- W takim razie pójdę na górę i umyję się po tej przejażdżce. Za chwilę
będę gotowa.
Biegła na górę, przeskakując po dwa stopnie. Wpadła do swego pokoju i
usiadła na łóżku. Drżała. Zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień. Jej system
nerwowy po prostu tego nie wytrzymywał.
Zamknęła oczy. Chciała się choć trochę odprężyć i uspokoić.
Niepotrzebnie panikuje. Przecież rodzice nie dali jej żadnego powodu do obaw.
Bezpodstawnie zaczęła wyciągać wnioski z jakichś nieistotnych symptomów.
Trzeba dać im szansę. Naprawdę cieszyła się, że ich widzi, i powinna dać im to
odczuć, zamiast spędzać wieczór na analizowaniu coraz to nowych problemów.
Trochę spokojniejsza, sięgnęła po czyste rzeczy i skierowała się do
łazienki. Była pod prysznicem, kiedy sobie przypomniała, że Sloan zamierzał
wpaść na chwilę, by się pożegnać.
- O rany! - jęknęła i zakryła twarz rękoma. Dlaczego wszystko musi się
dziać w tym samym czasie?
Szybko zakręciła prysznic. Była wściekła na siebie, nie winiła nikogo za
swoje emocjonalne rozterki.
Jedyne, co powinna zrobić, to otwarcie zapytać o wszystko rodziców,
pomyślała, susząc włosy. A jeśli chodzi o Sloana - możliwe, że miał rację. Jeśli
- 114 -
RS
dwoje ludzi kocha się naprawdę, większość trapiących ich problemów można
rozwiązać.
Kiedy zbiegła po schodach dziesięć minut pózniej, usłyszała głos Sloana.
Siedział z Bertem przy stole w kuchni. Każdy ze szklanką piwa w ręku. Sara
miotała się między kuchenką a zlewem, kończąc przygotowywać obiad.
- Jesteś już, Maggie. Zaprosiłam Sloana, ale nie chce zjeść z nami. Może
tobie uda się go przekonać. Powiedz mu, że naprawdę jestem dobrą kucharką.
Wszyscy roześmieli się, chociaż Maggie musiała się do tego zmusić.
Prawdę mówiąc, wolała, żeby Sloan sobie poszedł. Będzie dużo lepiej, jeśli
zostanie sama z rodzicami i wyjaśnią sobie wszystko. Była pewna, że coś jest
nie tak. Poznała to po minie ojca.
- Sloan ma inne plany na dziś wieczór, mamo - powiedziała Maggie
spokojnie. Widząc zdumienie w jego oczach, posłała mu znaczące spojrzenie.
Natychmiast zrozumiał, o co jej chodzi.
- Dziękuję za zaproszenie, Saro, ale mam jeszcze trochę roboty.
Naprawdę muszę się zbierać. - Dopił piwo i podniósł się z krzesła. - Bert,
wspaniale było cię znowu zobaczyć.
Ojciec Maggie wstał z krzesła i uścisnął Sloanowi dłoń.
- Wpadaj, kiedy tylko będziesz miał na to ochotę - zaproponował,
wprawiając córkę w zakłopotanie.
- Odprowadzę cię do samochodu - zaproponowała Maggie.
- Dobranoc, Sloan! - zawołała za nim Sara, kiedy wychodzili z domu.
Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Sloan chwycił Maggie za ramię.
- Co się tu, u licha, dzieje? - zapytał.
Zrobiło się ciemno. Maggie drżała, chociaż nadal było ciepło.
- Powiesz mi w końcu? - nalegał. Zatrzymali się przy samochodzie.
- Nie - odpowiedziała krótko, zdając sobie sprawę z tego, że jest po prostu
nieuprzejma. Westchnęła głośno. - Posłuchaj, Sloan, muszę najpierw
porozmawiać z rodzicami.
- 115 -
RS
- W takim razie powiedz mi tylko, czym się tak bardzo martwisz? W
chwili gdy zobaczyłaś samochód rodziców, zrzedła ci mina.
- Po prostu zaskoczyli mnie. Nie spodziewałam się ich w tym tygodniu.
Tak naprawdę to sama jeszcze nie wiem, czy mam powody do zmartwienia.
Jeśli tak... cóż, wtedy i ty, i wszyscy znajomi dowiedzą się o tym już wkrótce.
- A więc chodzi o ranczo. Bo przecież o nie się martwisz. Myślałem, że je
kupiłaś.
- Kupiłam - potwierdziła Maggie. - Musiałbyś wiedzieć dużo więcej o
mojej rodzinie, żeby zrozumieć. - Popatrzyła w stronę domu. - Muszę wracać.
Mama czeka z obiadem.
Położył jej ręce na ramiona i popatrzył w oczy z miłością.
- Zadzwonisz do mnie pózniej? Westchnęła, opierając głowę o jego pierś.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia, jak potoczy się ten wieczór. [ Pobierz całość w formacie PDF ]