[ Pobierz całość w formacie PDF ]

męskiej dojrzałości, a nie ku kresowi życia posunął. Zmężniał i przytył, twarz miał
nieporównanie pełniejszą niż dawniej, cokolwiek już nalaną, i mało co z jego
skupionej powagi oraz z pełnego wewnętrznej godności opanowania przypominało
młodzieńca, który jeszcze przed kilkoma laty dręczony był gwałtownymi
niepokojami.
Orszak Wielkiego Inkwizytora mijał właśnie pałac książąt Cornejo i zbliżał się
do kościoła Santa Maria. Dzwony okolicznych świątyń, zwłaszcza od San Marcos,
San Julian i z klasztoru sióstr hieronimek Santa Paula, potężnie i wieloma tonami
huczały ponad tłumem wznoszącym entuzjastyczne okrzyki na cześć Jezusa i
Przenajświętszej Panny Marii. Bracia dominikanie, zdążający w nieskończenie
długim dwuszeregu, zaintonowali w tym momencie pobożny hymn i ich śpiew,
łącząc się z okrzykami tłumu, szczękiem zbroi, tupotem kopyt końskich oraz biciem
dzwonów, wysoko ponad tłum i domy się wznosił, zdając się tryumfem wiary
sięgać aż nieba, rozpostartego w górze ogromnym błękitem.
- Doprawdy - powiedział fray Diego mocnym, męskim głosem - trudno o widok
bardziej budujący.
Padre Torquemada podniósł znużone oczy. Tuż przy karocy jechał na
ogromnym czarnym andaluzyjczyku, cały zakuty w zbroję, kapitan familiantów,
pan don Lorenzo de Montesa. Jego to było zasługą, iż przed kilkoma miesiącami,
podczas dłuższego pobytu w Toledo, wyszły na jaw rozwiązłe stosunki, jakie pan
don Rodrigo de Castro utrzymywał potajemnie z pewną dziewczyną żydowską.
Zhańbiwszy się tak niegodnie, został pan de Castro wyrokiem Zwiętego Trybunału
szlachectwa oraz mienia pozbawiony i na dożywotnie wygnanie skazany, natomiast
dowództwo po nim objął pan de Montesa, żaden bowiem spośród szlachetnie
urodzonych domowników czcigodnego ojca nie dorównywał mu wiernością oraz
czystością obyczajów.
- Spójrz, ojcze - zawołał fray Diego - jak wielką powszechną cieszysz się u
ludzi miłością!
Padre Torquemada cofnął się w głąb karocy.
- Tak - powiedział.
Fray Diego zdążył się już oswoić z milczeniem, które ostatnimi laty coraz
częściej wyrastało pomiędzy nim a czcigodnym ojcem. Zrazu w sobie doszukiwał
się winy i nie znajdując jej, cierpiał. Od pewnego wszakże czasu dość mocno
począł ufać swojej niedostępnej dla wątpliwości wierze, aby niestosowną pokorą
gmatwać jasność sądzenia. Raczej więc podeszłemu wiekowi czcigodnego ojca
przypisywał owe chwile zamyślenia oraz pewne zobojętnienie wobec spraw, które
do niedawna nigdy dla niego obojętnymi nie bywały. Zresztą, mimo lat coraz
większym ciężarem kładących mu się na ramiona, padre Torquemada, gdy
zachodziła potrzeba działania, zachowywał tę samą co dawniej siłę umysłu i
nieugiętą wolę. Głosiła nawet opinia, iż wobec odstępstw od wiary okazywał więcej
nieprzejednanej surowości niż dawniej, i jeśli sam ze względu na słabnące siły
musiał ograniczać swoje podróże - imię jego, otoczone podziwem i uwielbieniem, a
także strachem i zaciekłą nienawiścią, istniało i czuwało wszędzie tam, gdzie żył
człowiek.
Fray Diego, od wielu lat towarzysząc codziennemu życiu czcigodnego ojca, w
większym niż ktokolwiek inny stopniu zdawał sobie sprawę, w jakiej mierze ten
wielki starzec swoją jakby z jednego kruszcu ukształtowaną osobowością
przewyższał wszystkich współczesnych.
Tak więc i tym razem padre Torquemada, jakkolwiek wydawał się szczególnie
znużony, nie zawiódł wiary brata Diega.
Ich Królewskie Moście bardzo dobrze się domyślały, co spowodowało
przybycie Wielkiego Inkwizytora do Sewilli. Zarówno Król, jak Królowa umieli
liczyć, więc nie wątpili, że godząc się na wypędzenie %7łydów uzyskają ze
skonfiskowanych majątków sumę wielekroć przewyższającą ofiarowywany okup.
Niemniej królowa Izabela, powodowana względami miłosierdzia, gotowa była
poprzestać na okupie i tak się już z tą myślą oswoiła, iż część owych żydowskich
pieniędzy, które miały wpłynąć do skarbu, przeznaczała na morską wyprawę do
Indii Zachodnich, od dawna i uporczywie, jako rokującą ogromne zyski,
przedkładaną jej przez genueńczyka, niejakiego Cristobala Columba. Król
Ferdynand ze swej strony, mniej od swej małżonki wrażliwy na moralne
subtelności spraw politycznych, nie lekceważył wszakże opinii tych doradców,
którzy dalej wybiegali myślą w przyszłość, przewidując, że na skutek wygnania
ośmiuset bez mała tysięcy %7łydów handel Królestwa może doznać poważnego
wstrząsu i niemałego z biegiem czasu nadwątlenia. Tak przecież tę sprawę trzezwo
oceniając, nie mógł się równocześnie opędzić trosce, iż małodusznie rezygnuje z
wielkiej idei katolickiego państwa, owej wyższymi racjami natchnionej myśli, która
zarówno jemu, jak i Królowej przyświecała od chwili objęcia tronu połączonych
królestw. W takiej to rozterce odkładał z dnia na dzień ostateczną decyzję, a
ponieważ oczywistym było dla niego, czego się zechce domagać padre
Torquemada, zle przyjął wiadomość o jego przyjezdzie.
Chłód, z jakim obie Ich Królewskie Moście przyjęły czcigodnego ojca, był
szczególnie rażący w porównaniu z entuzjazmem, który towarzyszył jego wjazdowi
do miasta.
Padre Torquemada, wsparty na ramieniu brata Diega, trudno mu już bowiem
było, szczególnie po tak uciążliwej podróży, poruszać się samemu, powiedział na
powitanie:
- Cieszę się, że widzę Ich Królewskie Moście w zdrowiu, a przede wszystkim
w chwale tak upragnionego przez cały naród zwycięstwa.
Na to rzekła Izabela:
- Istotnie, tych naszych pragnień wysłuchał Bóg.
Padre Torquemada milczał chwilę, jak gdyby znalezienie właściwych słów
sprawiało mu nadmierny trud. Wreszcie powiedział:
- Myślę, że wszystkie inne słuszne pragnienia Waszych Królewskich Mości
zostaną spełnione.
Wówczas król Ferdynand zaczął mówić głosem, który rwał mu się na skutek
gniewu i zadyszki:
- Słuszne? Niestety, w niektórych sprawach, mój ojcze, różnimy się w ocenie,
co jest, a co nie jest słuszne. Skargi na ciebie, czcigodny ojcze, do nas dochodzą.
Twoja nieopatrzna surowość kłopotów nam przyczynia. Nie dalej jak przed paroma
dniami otrzymałem breve Ojca Zwiętego, Aleksandra. Pan papież jest zgorszony i
oburzony procesem, który dzięki tobie wszczęto przeciw arcybiskupowi Sewilli.
Oskarżyłeś Jego Eminencję o żydowskie pochodzenie, nie mając, jak się okazuje,
dostatecznych po temu dowodów. Pan papież czyni nam wyrzuty, że dopuściliśmy
do podobnego zgorszenia. Co mam panu papieżowi odpowiedzieć? Jak się mam
tłumaczyć?
Padre Torquemada, wciąż wsparty o ramię brata Diega, w milczeniu słuchał
królewskich oskarżeń. Skoro wszakże Król, zmęczony swym wybuchem, umilkł,
aby zaczerpnąć oddechu - czcigodny ojciec wyprostował się i postąpił krok
naprzód.
- Wybaczą Wasze Królewskie Moście - powiedział nadspodziewanie mocnym
głosem - lecz nie w sprawie arcybiskupa przybyłem. Prawdą jest, co głoszą plotki,
że nie ochrzczeni %7łydzi mają w Królestwie pozostać?
Królowa Izabela zarumieniła się, natomiast Król spode łba spojrzał na
stojącego przed nim starca.
- Tak - powiedział - taka jest nasza wola.
Na to zawołał Torquemada:
- Dobrze więc, niech się stanie wasza wola i niech się dowiedzą wszystkie
chrześcijańskie kraje, jak tu, w Katolickim Królestwie, zasady wiary są szanowane.
Jezus już raz jeden został sprzedany za trzydzieści srebrników. Wasze Królewskie
Moście chcą sprzedać Jezusa po raz drugi za trzydzieści tysięcy dukatów.
Król Ferdynand drgnął i szeroko rozwartymi ustami zaczerpnął oddechu.
- Ojcze, mówisz do Królowej i Króla. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.