[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-Spróbuję- mruknęła Amy z wahaniem.
Gillian usiadła, otuliła się szczelniej ró\owym szlafrokiem, który nało\yła na Urbanie, i podła
Amy no\yczki.
-Masz grzebień?
-Tak. Słuchaj, Gillian, chciałam ci powiedzieć& Bardzo mi przykro za wczoraj.
Zapomniała&
To moja wina& a ty prawie umarłaś!- Grzebień zadr\ał w jej dłoni.
-Chwileczkę. Skąd wiesz?
-Eugene słyszał od młodszego brata Steffi Lockhart, a Steffi chyba od Davida Blackburna. To
prawda, \e cię uratował? Jakie to romantyczne!
-No, mniej więcej.
Jezu, co mam mówić? O tym wszystkim?
Prawdę. Do pewnego stopnia. Nie mów tylko o mnie i o tym, ze umarłaś.
-Cały ranek tak sobie myślałam- zaczęła Amy.- I dotarło do mnie, \e od tygodnia
zachowywałam
się okropnie. Nie zasługuje na miano najlepszej przyjaciółki. Przepraszam cię i obiecuję, \e
od
dzisiaj będzie inaczej. Przyjechałam najpierw po ciebie, a dopiero razem pojedziemy po
Eugene a
O radości!
Bądz dla niej miła. Wa\ko. Stara się. Podziękuj.
Gillian wzruszyła ramionami. Teraz, gdy ma Aniła, nie wa\ne, co robi Amy. Ale posłusznie
podziękowała przyjaciółce i znieruchomiała, gdy nad jej uchem szczęknęły no\yczki.
-Jesteś taka kochana- mruknęła Amy.- Myślałam, \e będziesz wściekła, a ty jesteś taka dobra.
Czuję się okropnie na myśl, \e byłaś tam sama, przemarznięta i taka dzielna, szukałaś
dziecka&
-Znalezli je?- Gillian wpadła jej w słowo.
-Co? Nie, chyba nie. Nic mi o tym nie wiadomo. Ni słyszałam te\, \eby ktoś zaginął.
Mówiłem ci, Wró\ko. Zadowolona?
Tak. Przepraszam.
-Ale i tak zachowałaś się bardzo dzielnie- ciągnęła Amy.- Twoja mama te\ tak uwa\a.
-Mama wstała?
-Poszła po zakupy, powiedziała, \e zaraz wróci- Amy się cofnęła, obrzuciła Gillian
krytycznym
spojrzeniem.- Wiesz, nie jestem pewna, czy powinnam to robić&
Zanim Gillian zdą\yła odpowiedzieć, usłyszała trzask otwieranych drzwi i szelest
papierowych
toreb z zakupami. W progu stała matka z policzkami zaró\owionymi mrozem. Trzymała dwie
torby z zakupami.
-Cześć dziewczyny- zaczęła i urwała wpatrzona we włosy Gillian. Otworzyła usta ze
zdumienia.
-Tylko nie upuść zakupów- ostrzegła Gillian. Starała się by zabrzmiało to nonszalancko, ale
tak
naprawdę czuła ucisk w \ołądku. Znieruchomiała.- Podoba ci się?
-Ja& .- Matka odstawiła siatki na blat.- Amy& Musiałaś obciąć a\ tyle?
-To nie Amy, sama obcięłam, wczoraj wieczorem. Były za długie& - I zamarzały na mrozie- i
zamarzały. Więc je obcięłam. I jak, podoba ci się czy nie?
-Nie wiem- odparła matka powoli.- Wyglądasz doroślej. Jak paryska modelka?
Gillian się rozpromieniła.
-No có\.- Matka lekko pokręciła głową.- Skoro ju\ się stało& Daj poprawię, wycieniuję
końce.-
Wzięła no\yczki od Amy.
Kiedy skończą, będę łysa jak kolano!
Nieprawda, mała. Ona wie, co robi.
O dziwo, fakt, \e to mama trzymała no\yczki, działa na Gillian kojąco. Mo\e powodował to
jej
zapach- lawenda- bez cienia koszmarnego odoru alkoholu. Przypomniały jej się dawne czasy,
gdy mama uczyła w colleg u. Wstawała co rano, nigdy nie chodziła rozczochrana, z
przekrwionymi oczami. Zanim zaczęły się kłótnie, zanim mama trafiła do szpitala.
Matka chyba tak\e to poczuła. Pogłaskała ją po ramieniu i odgarnęła niesforny kosmyk.
-Kupiłam świe\e pieczywo, zrobię grzanki cynamonowe i czekoladę na gorąco.- Kolejne
dotknięcie i spokojne pytanie.- Na pewno dobrze się czujesz? Wczoraj bardzo& zmarzłaś.
Mo\emy zadzwonić po doktora Karczmarka; będzie tu w ciągu kilku minut.
-Nie, nie trzeba nic mi jest. A gdzie tata? Wyszedł ju\?
Chwila ciszy i odpowiedz matki, nadal spokojna:
-Wyszedł wczoraj.
-Wyszedł?
Wyszedł?
Kiedy ju\ spałaś.
Zdaje się, ze du\o się wydarzyło, kiedy spałam.
Taki ju\ jest ten świat. Wró\ko. Idzie do przodku, nawet kiedy nie jesteśmy tego świadomi.
-Pózniej o tym porozmawiamy- dodała mama. Jeszcze poklepała ją po ramieniu.- No, teraz
dobrze. Jesteś piękna, choć ju\ nie wyglądasz jak moja mała dziewczynka. Ale ubierz się
ciepło.
Zimno dziś.
-Ju\ jestem ubrana.- Nadeszła ta chwila i nagle Gillian było wszystko jedno, czy zaszokuję
matkę, czy nie. Ojciec znowu odszedł- choć zdarzało się to coraz częściej, ciągle nie mogłam
się
do tego przyzwyczaić. Uczucie bliskości z matką zniknęło, podobnie jak apetyt na
cynamonowe
grzanki.
Gillian wyszła na środek kuchni i zrzuciła z ramion ró\owy szlafrok.
Miała na sobie czarne biodrówki i koszulkę, na wierz narzuciła prześwitującą czarną koszule.
Jeszcze czarne płaskie buty i czarny zegarek. I ju\.
-Gillian.
Amy i matka gapiły się.
Gillian stał dumnie na środku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.