[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tożsamość prawdziwego ojca - jakiegoś listonosza albo mechanika z miejscowego ga-
rażu. Niech to będzie ktokolwiek, byle nie on!
Wcisnął kciukiem guzik dzwonka i czekał, jak mu się zdawało, całą wieczność,
zanim w końcu Melissa otworzyła drzwi, trzymając na ręku wyrywające się, na wpół go-
łe dziecko.
- Przepraszam - wyjąkała. - Ben oblał się jogurtem i musiałam go szybko wykąpać,
a teraz kaprysi i nie pozwala się ubrać.
Casimiro zmarszczył brwi. Od czasu do czasu widywał synka swego brata, lecz
mały Cosmo był zawsze wystrojony w czyste i nienagannie wyprasowane białe jedwabne
R
L
T
ubranko z wyhaftowanymi niebieskimi królikami albo małymi żółtymi samolocikami.
Raz widział bratanka po kąpieli, ale chłopczyk w niczym nie przypominał tego roz-
złoszczonego małego bachora z czerwonymi policzkami i potarganymi ciemnymi wło-
sami. Ewentualność, że mógłby być ojcem tego stworzenia, wydawała mu się z każdą
chwilą coraz mniej prawdopodobna.
- Mogę wejść? - spytał szorstko.
- Tak... tak, oczywiście... proszę - wymamrotała Melissa, mimo woli przejęta tym,
jak Casimiro oceni jej mieszkanko. Owszem, było skromne i nie miała czasu ani środków
na generalny remont, ale starała się uczynić je jak najprzytulniejszym.
Na parapecie stały tanie doniczkowe kwiatki z supermarketu, a w kuchni bulgotał
dzbanek z kawą. Było tu czysto i schludnie, jak zawsze - naturalnie, z wyjątkiem rozla-
nego jogurtu.
Casimiro przeszedł przez próg. Jego wysoka postać i sroga mina przestraszyły Be-
na, który niepewnie zerknął na matkę, a potem zaczął głośno ryczeć.
- Cicho, Ben, wszystko jest dobrze. Ten pan cię nie skrzywdzi. No, już cicho.
Skonsternowany Casimiro gapił się na wrzeszczące niemowlę i bezradną Melissę,
która nie potrafiła go uspokoić. Nieoczekiwanie dla samego siebie wyjął z kieszeni mały
gwizdek - przed fatalnym wypadkiem używał go do przyzywania ulubionego konia - i
dmuchnął weń mocno.
Dzieciak natychmiast ucichł i wpatrzył się w Casimira z mieszaniną zaskoczenia i
lęku. A mężczyzna spojrzał w oczy chłopca, o odcień jaśniejsze od jego własnych, i
przeżył szok. Wrogowie mogli go uważać za upartego i aroganckiego, ale nie był głup-
cem, toteż natychmiast nieomylnie rozpoznał bursztynowy kolor oczu dziedziczony w
jego arystokratycznej rodzinie od wielu pokoleń, odkąd przodkowie osiedlili się na siel-
skiej śródziemnomorskiej wyspie Zaffirinthos.
Melissa przyglądała mu się w napięciu.
- I... i co myślisz? - spytała trwożnie.
Casimiro odwrócił się do niej. Nie mógł zaprzeczyć temu, że to jego dziecko. Gdy
uzmysłowił sobie konsekwencje tego faktu, poczuł narastającą irytację. Ujrzał w oczach
R
L
T
Melissy błysk nadziei. Pomyślał, że dziewczyna wygląda jak straganiarka, która przez
cały dzień nic nie utargowała, a teraz wyczuła, że za chwilę ubije wielki interes.
- Mogłabyś wyrazić się jaśniej? - rzucił sucho.
Dziewczyna się stropiła, lecz wciąż nie traciła nadziei.
- Pytałam o... - Nie chciała powiedzieć:  O twojego syna". Jeszcze nie teraz. - O
Bena - dokończyła z zalęknionym uśmiechem.
Casimiro rozejrzał się po nędznym pokoju, a potem znów popatrzył na Melissę
wzrokiem wyrażającym raczej zatroskanie niż potępienie.
- I w takich warunkach wychowujesz chłopca, który, jak twierdzisz, jest moim po-
tomkiem i następcą tronu?
- Nie miałam wielkiego wyboru - odparła obronnym tonem, zbyt dumna, by
szczegółowo przedstawić swoją chwiejną sytuację finansową. - Zresztą on jest tu szczę-
śliwy.
- Czyżby? - spytał Casimiro, z powątpiewaniem unosząc brwi.
Melissa nie mogła mu się dziwić, gdyż ujrzała teraz jego oczami to obskurne
mieszkanie. Niemniej potwierdziła stanowczo:
- Tak! Oczywiście, że jest szczęśliwy!
Ben zaczął trzeć piąstką oczy, jak zawsze, kiedy robił się senny. Melissa pragnęła
położyć go do łóżeczka, ale powstrzymywało ją jakieś złe przeczucie. Czyżbym chciała
użyć synka jako buforu pomiędzy mną a Casimirem? - pomyślała z poczuciem winy.
Chłopczyk znów zaczął się wyrywać.
- Będę musiała położyć go spać - oznajmiła.
Owładnęła nią nieco histeryczna chęć poproszenia Bena, aby powiedział  dobra-
noc" tatusiowi. Jednak usłuchała głosu zdrowego rozsądku i porzuciła ten pomysł. Udała
się do sypialni i troskliwie ułożyła synka do snu.
Zabawiła tak długo, że wracając do saloniku, miała irracjonalną nadzieję, że znu-
dzony czekaniem Casimiro już sobie poszedł. Jednak on wciąż tam siedział.
Minęły dwa tygodnie, odkąd uwiódł ją na swej wyspie Zaffirinthos, a potem nie-
oczekiwanie zgodził się przyjechać do Anglii, by na własne oczy zobaczyć Bena, po
czym wyszedł, zostawiając zakłopotaną Melissę leżącą nago na sofie.
R
L
T
W ciągu tych dwóch tygodni myślała o nim niemal nieustannie, nie tylko jako o
ojcu swego dziecka, lecz także jako o kochanku. Podczas ich pospiesznego zbliżenia po-
został emocjonalnie zimny niczym bryła lodu. Zdawał się napawać tym, że tak szybko
doprowadził ją do szczytu rozkoszy. Przyglądał się jej z aroganckim, triumfalnym wy-
razem na swej przystojnej arystokratycznej twarzy, a potem zaraz wyszedł, jakby chciał
jak najszybciej od niej uciec.
Przyrzekła sobie, że dzisiaj nie stanie się dla niego taką łatwą zdobyczą.
- Napijesz się kawy? - zaproponowała uprzejmie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.