[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Może mi coś podpowiesz? - Wciąż nie mogła zebrać myśli.
- Zamówmy sałatkę z kurczakiem. Zanim przyniosą, zdążymy wziąć prysznic.
- Dobry pomysł.
Wspólny prysznic okazał się nie tyle dobrym, co świetnym pomysłem. Właśnie
kończyli się wycierać, gdy rozległo się dyskretne pukanie do drzwi. Felix wciągnął na
siebie spodnie i sweter i poszedł otworzyć. Po chwili zajrzał do sypialni. Daisy już zdą-
żyła się ubrać.
- Szanowna pani, zapraszam na balkon - powiedział z uśmiechem.
Na środku stołu paliła się waniliowa świeca, nad nimi pyszniło się rozgwieżdżone
niebo.
- Jest naprawdę pięknie - przyznała z westchnieniem.
- Nie spytałem, czy masz ochotę na wino?
- Nie, dziękuję, ale ty się nie krępuj.
R
L
T
- Nie mogę. Będę prowadził samochód. Odwiozę cię do domu.
Czyli nie zaproponuje, żebym została, pomyślała Daisy. Poczuła się rozczarowana,
lecz pretensję miała tylko do siebie. Przecież nie był to początek trwałego związku, ale
przygoda, której żadne z nich nie powinno żałować.
- Co dalej? - odezwała się, gdy zajęli się deserem.
- Wszystko zależy od ciebie. Możemy przestać się spotykać, albo...
- Albo?
- Przekonać się, dokąd ta znajomość nas zaprowadzi. To wyłącznie nasza sprawa.
Wiedziała, że to rozsądne wyjście. Nikt nie musiał wiedzieć o ich romansie, więc
również nikt nie powinien się wtrącać. Jednak nadal prześladowała ją myśl, że Felix, po-
dobnie jak jej dawni narzeczeni, uważa ją za zbyt mało kobiecą.
Nagle objął ją i posadził sobie na kolanach.
- Coś cię dręczy - stwierdził.
- Nie... - Westchnęła bezradnie. - Masz rację, nie chcę, żeby moja rodzina wypyty-
wała cię o nasze zamiary na przyszłość. Mama chce, żebym wreszcie ułożyła sobie życie
i marzy o wnukach.
- Ben ma dzieci, czyli twoja mama już jest szczęśliwą babcią.
- Tak, ale uważa, że jako jedyna córka powinnam mieć rodzinę.
- Moja mama ciągle urządza spotkania towarzyskie. Za każdym razem zaprasza ja-
kąś dziewczynę i ma nadzieję, że zacznę umawiać się na randki. Twardo utrzymuje, że
jako najstarszy z rodzeństwa i jedyny syn powinienem wypełnić obowiązek wobec ro-
dziny. Ożenić się i naprodukować stado wnuków - zwierzył się Felix.
- Nie chcesz się ożenić?
- Boję się wpaść w pułapkę.
Daisy spojrzała na niego, marszcząc brwi, po czym spytała cicho:
- Co ci się przydarzyło?
- Nic. - Umknął wzrokiem.
- Aha... - Była już pewna, że ktoś go bardzo skrzywdził i zniechęcił do stałego
związku. Jednak nie zamierzała zadręczać go pytaniami.
R
L
T
- Nie wszyscy marzą o założeniu rodziny - odezwał się po dłuższej chwili. - Czy
nie może wystarczyć wzajemne cieszenie się sobą i przeżywanie pięknych chwil?
- Cóż, ja też nie marzę o małżeństwie - powiedziała.
- W takim razie łapmy z życia to, co w nim najpiękniejsze, dopóki jedno z nas się
nie wycofa.
ROZDZIAA DZIEWITY
W poniedziałkowe popołudnie Titan jak zwykle zeskoczył z silnika, by zawiado-
mić Daisy, że ktoś przyszedł.
- Cześć - powiedziała na widok Feliksa.
Nie wiedziała, jak teraz powinna go traktować. Powstrzymała się w ostatniej chwi-
li, skutkiem czego nie rzuciła mu się na szyję.
- Chcę cię zaprosić na spotkanie - oznajmił.
- Jakie spotkanie?
- Przyjdzie jeszcze Bill. Porozmawiamy o wesołym miasteczku.
- Podjąłeś decyzję?
- Tak. - Z jego twarzy nie można było odczytać, czy jest zainteresowany udziałem
w ich biznesie.
- Przypomnij mi, żebym nigdy nie grała z tobą w pokera - powiedziała zaczepnie.
- Tchórz. - Podszedł bliżej i pocałował ją. - Chodzmy.
Daisy umyła ręce i ruszyła za nim do biura. Bill już czekał z talerzem kruchych
ciasteczek. Włączył czajnik, a Daisy zajęła się kubkami. Musiała coś robić, bo była
strasznie spięta.
Gdy usiedli w pokoju Billa, Felix rozpoczął naradę:
- Przejdę od razu do rzeczy - oznajmił. - Spędziłem tu cały tydzień i dokładnie
przyjrzałem się wszystkiemu. Pracownicy są świetni. Doskonale wiedzą, czego oczekują
wasi klienci i starają się, by byli zadowoleni. Takie muzeum to dobry biznesowy pomysł.
W całej Anglii pewnie nie ma podobnego miejsca. Muszę przy tym stwierdzić, że mia-
steczko jest dobrze zarządzane... - Zawiesił głos.
R
L
T
- Ale? - ponagliła go Daisy.
- Niezbędne są zmiany, żeby zwiększyć zyski. Potrzebujecie pieniędzy na renowa-
cję urządzeń. Mówiliśmy o cenach biletów, ale to za mało. Potrzebny jest duże pomiesz-
czenia na różne spotkania i uroczystości. Należy też zwiększyć asortyment pamiątek w
sklepie, a także uruchomić sprzedaż internetową. - Gdy Bill zaczął robić notatki, Felix
machnął ręką. - Przygotuję wam pisemne sprawozdanie i moje wnioski.
- Polecisz nam jakiegoś inwestora? - spytała Daisy.
- Byłoby lepiej, gdybyście zmienili status z prywatnej firmy na muzeum. Wtedy
uzyskacie prawo do dotacji jako niedochodowa instytucja kulturalna.
- Jeśli jednak pozostaniemy prywatną firmą? - dopytywał się Bill.
- Wtedy rzeczywiście potrzebny będzie inwestor lub sponsor, żebyście mogli się
rozwijać. Zastanówcie się nad tym, przedyskutujcie między sobą. Przygotuję wam ofertę.
Mam dużo pracy w Londynie, ale mogę przyjeżdżać tu co tydzień na dwa, trzy dni.
- Wspaniale - ucieszył się Bill.
Co potem? - zastanawiała się Daisy. Minie miesiąc i ich znajomość ograniczy się
tylko do biznesu?
- Wasza firma ma duże szanse na przyszłość. Możecie powiedzieć pracownikom, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
- Może mi coś podpowiesz? - Wciąż nie mogła zebrać myśli.
- Zamówmy sałatkę z kurczakiem. Zanim przyniosą, zdążymy wziąć prysznic.
- Dobry pomysł.
Wspólny prysznic okazał się nie tyle dobrym, co świetnym pomysłem. Właśnie
kończyli się wycierać, gdy rozległo się dyskretne pukanie do drzwi. Felix wciągnął na
siebie spodnie i sweter i poszedł otworzyć. Po chwili zajrzał do sypialni. Daisy już zdą-
żyła się ubrać.
- Szanowna pani, zapraszam na balkon - powiedział z uśmiechem.
Na środku stołu paliła się waniliowa świeca, nad nimi pyszniło się rozgwieżdżone
niebo.
- Jest naprawdę pięknie - przyznała z westchnieniem.
- Nie spytałem, czy masz ochotę na wino?
- Nie, dziękuję, ale ty się nie krępuj.
R
L
T
- Nie mogę. Będę prowadził samochód. Odwiozę cię do domu.
Czyli nie zaproponuje, żebym została, pomyślała Daisy. Poczuła się rozczarowana,
lecz pretensję miała tylko do siebie. Przecież nie był to początek trwałego związku, ale
przygoda, której żadne z nich nie powinno żałować.
- Co dalej? - odezwała się, gdy zajęli się deserem.
- Wszystko zależy od ciebie. Możemy przestać się spotykać, albo...
- Albo?
- Przekonać się, dokąd ta znajomość nas zaprowadzi. To wyłącznie nasza sprawa.
Wiedziała, że to rozsądne wyjście. Nikt nie musiał wiedzieć o ich romansie, więc
również nikt nie powinien się wtrącać. Jednak nadal prześladowała ją myśl, że Felix, po-
dobnie jak jej dawni narzeczeni, uważa ją za zbyt mało kobiecą.
Nagle objął ją i posadził sobie na kolanach.
- Coś cię dręczy - stwierdził.
- Nie... - Westchnęła bezradnie. - Masz rację, nie chcę, żeby moja rodzina wypyty-
wała cię o nasze zamiary na przyszłość. Mama chce, żebym wreszcie ułożyła sobie życie
i marzy o wnukach.
- Ben ma dzieci, czyli twoja mama już jest szczęśliwą babcią.
- Tak, ale uważa, że jako jedyna córka powinnam mieć rodzinę.
- Moja mama ciągle urządza spotkania towarzyskie. Za każdym razem zaprasza ja-
kąś dziewczynę i ma nadzieję, że zacznę umawiać się na randki. Twardo utrzymuje, że
jako najstarszy z rodzeństwa i jedyny syn powinienem wypełnić obowiązek wobec ro-
dziny. Ożenić się i naprodukować stado wnuków - zwierzył się Felix.
- Nie chcesz się ożenić?
- Boję się wpaść w pułapkę.
Daisy spojrzała na niego, marszcząc brwi, po czym spytała cicho:
- Co ci się przydarzyło?
- Nic. - Umknął wzrokiem.
- Aha... - Była już pewna, że ktoś go bardzo skrzywdził i zniechęcił do stałego
związku. Jednak nie zamierzała zadręczać go pytaniami.
R
L
T
- Nie wszyscy marzą o założeniu rodziny - odezwał się po dłuższej chwili. - Czy
nie może wystarczyć wzajemne cieszenie się sobą i przeżywanie pięknych chwil?
- Cóż, ja też nie marzę o małżeństwie - powiedziała.
- W takim razie łapmy z życia to, co w nim najpiękniejsze, dopóki jedno z nas się
nie wycofa.
ROZDZIAA DZIEWITY
W poniedziałkowe popołudnie Titan jak zwykle zeskoczył z silnika, by zawiado-
mić Daisy, że ktoś przyszedł.
- Cześć - powiedziała na widok Feliksa.
Nie wiedziała, jak teraz powinna go traktować. Powstrzymała się w ostatniej chwi-
li, skutkiem czego nie rzuciła mu się na szyję.
- Chcę cię zaprosić na spotkanie - oznajmił.
- Jakie spotkanie?
- Przyjdzie jeszcze Bill. Porozmawiamy o wesołym miasteczku.
- Podjąłeś decyzję?
- Tak. - Z jego twarzy nie można było odczytać, czy jest zainteresowany udziałem
w ich biznesie.
- Przypomnij mi, żebym nigdy nie grała z tobą w pokera - powiedziała zaczepnie.
- Tchórz. - Podszedł bliżej i pocałował ją. - Chodzmy.
Daisy umyła ręce i ruszyła za nim do biura. Bill już czekał z talerzem kruchych
ciasteczek. Włączył czajnik, a Daisy zajęła się kubkami. Musiała coś robić, bo była
strasznie spięta.
Gdy usiedli w pokoju Billa, Felix rozpoczął naradę:
- Przejdę od razu do rzeczy - oznajmił. - Spędziłem tu cały tydzień i dokładnie
przyjrzałem się wszystkiemu. Pracownicy są świetni. Doskonale wiedzą, czego oczekują
wasi klienci i starają się, by byli zadowoleni. Takie muzeum to dobry biznesowy pomysł.
W całej Anglii pewnie nie ma podobnego miejsca. Muszę przy tym stwierdzić, że mia-
steczko jest dobrze zarządzane... - Zawiesił głos.
R
L
T
- Ale? - ponagliła go Daisy.
- Niezbędne są zmiany, żeby zwiększyć zyski. Potrzebujecie pieniędzy na renowa-
cję urządzeń. Mówiliśmy o cenach biletów, ale to za mało. Potrzebny jest duże pomiesz-
czenia na różne spotkania i uroczystości. Należy też zwiększyć asortyment pamiątek w
sklepie, a także uruchomić sprzedaż internetową. - Gdy Bill zaczął robić notatki, Felix
machnął ręką. - Przygotuję wam pisemne sprawozdanie i moje wnioski.
- Polecisz nam jakiegoś inwestora? - spytała Daisy.
- Byłoby lepiej, gdybyście zmienili status z prywatnej firmy na muzeum. Wtedy
uzyskacie prawo do dotacji jako niedochodowa instytucja kulturalna.
- Jeśli jednak pozostaniemy prywatną firmą? - dopytywał się Bill.
- Wtedy rzeczywiście potrzebny będzie inwestor lub sponsor, żebyście mogli się
rozwijać. Zastanówcie się nad tym, przedyskutujcie między sobą. Przygotuję wam ofertę.
Mam dużo pracy w Londynie, ale mogę przyjeżdżać tu co tydzień na dwa, trzy dni.
- Wspaniale - ucieszył się Bill.
Co potem? - zastanawiała się Daisy. Minie miesiąc i ich znajomość ograniczy się
tylko do biznesu?
- Wasza firma ma duże szanse na przyszłość. Możecie powiedzieć pracownikom, [ Pobierz całość w formacie PDF ]