[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nowania. Nie mogła dać po sobie poznać, jak bardzo wytrąciły ją z równowagi zdarzenia
ubiegłego wieczoru. Wychodząc z pokoju, zdała sobie sprawę, że Devlyn wyznaczył go-
dzinę, ale nie wspomniał, gdzie miała się stawić.
L R
T
Zwróciła się więc do nieco zarozumiałego, choć profesjonalnego szefa personelu.
Ten zaprowadził ją do przeszklonego zimowego ogrodu.
Devlyn już na nią czekał z planem architektonicznym rozłożonym na prostym
drewnianym stole.
- Dzień dobry. Dobrze spałaś? - Uniósł oczy znad papierów.
- Dziękuję. Pewnie lepiej niż ty - rzuciła nieco sarkastycznie, przypominając sobie
zakończenie wieczoru.
- Spójrz i powiedz, co o tym sądzisz.
Musiała się pochylić nad stołem i mimo woli tak zbliżyć, że czuła zapach jego wo-
dy po goleniu. Kiedy przypadkowo zetknęli się ramionami, przeszył ją dreszcz.
Projekt przewidywał budowę znacznie bardziej okazałej szkoły, niż się wcześniej
spodziewała.
- Co o tym sądzisz?
- Będzie piękna.
- Ale?
- Jakie ale?
- Zatrudniłem cię, żebyś oceniła projekt od strony użytkownika. Powiedz, czego
brakuje, a co należałoby zmienić.
- W takim razie... Toalety powinny być usytuowane bliżej klas dla najmłodszych. -
Wskazała ołówkiem na planie.
- Co jeszcze?
- Jeśli wystarczy środków, dobrze byłoby zrobić zadaszenie przed wejściem. W
czasie deszczu dzieci wysiadające z samochodów i autobusów nie będą moknąć.
- Dalej?
- Może to trochę egoistyczne, ale nie widzę pokoju nauczycielskiego. Pomieszcze-
nie powinno być wyposażone w fotele, lodówkę, kuchenkę mikrofalową i stoły, przy któ-
rych można zjeść lunch.
Przeglądali plany przez kolejne pół godziny. Devlyn zadawał szczegółowe pytania
i nanosił uwagi Gillian, która nawet podczas profesjonalnej wymiany zdań miała świa-
domość, że dzieli ich zbyt mała odległość.
L R
T
- Teraz pokażę ci działkę - powiedział, patrząc na zegarek. - Tym razem pojedzie-
my samochodem - dodał.
- Miło mi to słyszeć. W przeciwnym wypadku musiałabym natychmiast zrezygno-
wać z pracy.
- A jak sobie radzisz w samolocie? - spytał dla podtrzymania rozmowy.
- Nie miałam tego problemu, bo nigdy nie latałam.
- To straszne. %7ładne leki ci nie pomagają? Oblała się rumieńcem, unikając jego
wzroku.
- Nie wiem, ale to kwestia pieniędzy. Rodziców nie było stać również na opłacenie
moich studiów. Tylko dzięki stypendium i dorywczym pracom udało mi się zrobić dy-
plom.
Teraz z kolei Devlyn był ogromnie zażenowany. Najwidoczniej jako członek ro-
dziny Wolffów nie zdawał sobie sprawy z ograniczeń finansowych zwykłych śmiertel-
ników.
- Bardzo przepraszam.
- Nie czuję się urażona. Prawdę mówiąc, chciałabym podróżować, jeśli tylko bę-
dzie mnie na to stać.
W tym momencie przyszło jej do głowy, że Devlyn obawiał się wejść z nią w jaką-
kolwiek relację, nawet wyłącznie fizyczną, ze względu na różnicę ich pozycji społecznej.
Może wyobrażał sobie, że będzie oczekiwała kosztownych prezentów lub, co gorsza,
spróbuje w jakiś sposób wyłudzić od niego pieniądze.
Incydent z młodości z pewnością zachwiał jego zaufaniem wobec kobiet. Choćby
oboje próbowali ignorować ten fakt, ona była Kopciuszkiem, a on Księciem.
- Spotykamy się z architektem za pół godziny w terenie - powiedział, zbierając
plany.
Ku zaskoczeniu Gillian Devlyn sam usiadł za kierownicą astona martina, komfor-
towego, choć niewielkiego samochodu, gdzie żadne z nich praktycznie nie miało prywat-
nej przestrzeni.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie?
- Tak.
L R
T
- Czy kiedykolwiek jakaś kobieta złożyła przeciw tobie pozew o ojcostwo?
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał oschle. - Nigdy żadnej nie dałem pre-
tekstu - wyjaśnił.
Pomyślała, że nigdy go nie zrozumie. Z pozoru wydawał się czarujący i z pewno-
ścią był duszą każdego towarzystwa, ale ta charyzmatyczna osobowość skrywała mrocz-
ne emocje. Powtarzała sobie w duchu, że to nie ma znaczenia. Została przecież zatrud-
niona do wykonania konkretnego zadania. Po raz kolejny obiecywała sobie, że pozosta-
nie obojętna na jego urok, choć przychodziło jej to z widocznym trudem.
Wkrótce dotarli na miejsce. Szkoła miała być wybudowana z myślą o społeczności
Burton, więc wykupiona parcela znajdowała się na obrzeżach miasteczka.
Wyłączył silnik i spojrzał na Gillian.
Nie miała najmniejszych wątpliwości, że nadal jej pragnął.
- Gillian, ja...
Położyła mu palec na ustach, zaskoczona, że zdobyła się na taki gest.
- Devlyn, nie musisz się tłumaczyć. Jestem dorosła. I możesz mieć pewność, że nie
poluję na męża, więc nic ci nie grozi z mojej strony. Długo się nad tym zastanawiałam.
Jeśli mnie chcesz na swoich warunkach, wystarczy poprosić.
Oparła się głębiej w fotelu i wyjrzała przez okno.
- Architekt już na nas czeka.
- Więc poczeka jeszcze chwilę.
Przyciągnął jej głowę, ich wargi się spotkały.
- Wczoraj wieczorem było inaczej, niż myślisz.
- Zapomnij o tym. Dla mnie liczy się tylko dziś.
Zarzuciła mu ręce na szyję i odwzajemniła pocałunek.
L R
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Devlyn był z natury asertywny. Nie zastanawiał się długo przed podjęciem decyzji.
Te cechy oraz pewność siebie, wrodzona intuicja i innowacyjne metody zarządzania
sprawiły, że ojciec i stryj powierzyli mu ogromne przedsięwzięcie, jakim była korporacja
Wolff Enterprises. Gdyby tylko wiedzieli, jaki był jego stan umysłu w tej chwili, pewnie
umieściliby go w szpitalu psychiatrycznym.
Gillian odsunęła się od niego i poprawiła włosy.
- Jesteśmy spóznieni - powiedziała, unikając jego wzroku.
Rozumiał, że mogła czuć się skołowana. Pewnie podejrzewała go o manipulację.
Byłaby w szoku, gdyby dowiedziała się, jak sprzeczne emocje nim targały.
- Chodzmy - zgodził się.
Wysiadła z samochodu, zanim zdążył przejść na drugą stronę i otworzyć przed nią
drzwi.
Sam Ely był wysoki i szczupły. Wystarczająco zamożny, żeby stanowić doskonałą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.