[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nione, niby z drucianej gąbki, i trzymała głow
pochyloną, a on czuł, jak w miar napływające-
go od niej milczenia brat si zmieniał, jak zalegał
w nim znowu niecierpliwy ci żar. Jakby to ona
na niego swą martwą i pustą sieć zarzucała.
274 Perseidy
T ga kobieta przy nim jadła delikatnie i krągło
swym połamańcem, a on patrzył jak brat 
wprzódy z apetytem, a potem, pomyślał, obse-
syjne  jadł, żarł, wi c wstał i podszedł do swo-
jej torby i wyjął kolejną butelk i nalał wszyst-
kim wódki. Sucha kobieta podniosła kieliszek
i wypiła cały, nie jednym haustem, ale nie odry-
wając kieliszka od ust, i odstawiła go i powie-
działa; czy możnaby przygasić światło? Głos
miała schrypły od długiego niemówienia, cichy,
wysoki i pospolity, i on wstał i zgasił światło
w kuchni i siedzieli przez chwil przy stole i wi-
dzieli w oknach białe światło czarnych gwiazd,
a potem kobieta powiedziała: jestem gotowa,
czy możemy pójść si wyspowiadać?
l
Jego brat wstał, ta kobieta wstała i poszli do są-
siedniego pokoju, a idąc w korytarzu też zgasili
światło. Nie domkn li za to drzwi, i po chwili
dobiegł z pokoju do ciemnej kuchni szmer głosu
kobiety, równy, równie sztywny co cała ona, su-
chy choć lejący si jak drobny deszcz. O parapet
okna rozstukał si deszcz, oślizgły deszcz o szy-
by, rz sisty deszcz tam wyżej, o dachówki, dom
jak b ben, mi kki deszcz tonął w gał ziach
drzew, nim pocznie si z nich, przeciążonych,
zsuwać w mech i ściółk , i tworzyć w nich w żo-
we szkliste ścieżynki, w żyki, dorzecza. On nie
mówił nic do t giej kobiety, zaledwie majaczącej
Czerwone i czarne 275
w białym swetrze, do jej niewidocznej twarzy
(plama), do jej długiego nosa, do jej ciepła. Je-
stem u samego progu czegoÅ›. Nie umiem na-
zwać tego nowego świata, który staje si dzi ki
tamtemu, staremu. Czy trzeba było prób, czy
cierpliwości, czy tylko nieczekania. Czując próg,
co w łask mnie wyposaża. Ona wyciągn ła r -
k , i wzi ła go za r k . Nasłuchiwali szumów
i szelestów, niewyraznej spowiedzi i wyraznego
deszczu. Potem wstali i wrócili, trzymając si za
r ce, do pokoju kobiety, gdzie w ciemności roze-
brali si , pozostawiajÄ…c rozrzucone ubranie na
podłodze, i obj li si na łóżku.
Nie było chłodno, i kobieta w mroku nie była
wstydliwa, tylko bardzo biała, krótka, obfita
i niespodzianie (gimnastycznie) gi tka. Jej piersi
były zwieńczone maleńkimi sutkami, i przypo-
mniał sobie, że niczego nie mówiła o dzieciach,
wi c dzieci chyba nie miała. Znów przegi ła si
do jego płci, ale on ją obrócił na sobie, sam leżąc
na wznak, tak aby go okraczyła, i by mógł zająć
si nią. Opanowało go, jak w Berkeley, zapa-
mi tanie miłosne, ale wszechmocne. Wjadał si
w nią, sprawiało mu to lotną przyjemność i za-
pomnienie siebie, jakby bezboleśnie i bez zna-
czenia biegli w czystym krajobrazie. Czuł bar-
dziej ją niż siebie, uczucia zlały si w jedno, ona
zakrzyczała i on zrozumiał, że chciałaby go ko-
bieco wziąć w siebie, ale wciąż wpierał si w nią
i wymazywał sobie twarz jej szybkoschnącą mu
276 Perseidy
na ustach i oczach mokrością, a kiedy ją obrócił
i wszedł w nią nie było to lepsze, może dla niej,
spazmatycznej pod nim i rzucajÄ…cej si twardym
i coraz twardszym ruchem całego ciała, nie był
w niej dla niej, ale coraz bardziej dla siebie, bo
dotknął tej samej tajemnej radości, tego samego
przejścia na drugą stron , co w lesie.
l
Wstał, i poszedł do kuchni napić si wody, ale
zarazem by nie być przy tej obcej kobiecie,
i w świetle żarzącego si spod fajerki płomienia
(pomarańczowym i rudym i fioletowym na ścia-
nie) zobaczył słownik morfologii owadów odsu-
ni ty na kraniec stołu i usłyszał szelest głosu su-
chej kobiety z sąsiedniego pokoju (czyżby wciąż
si spowiadała?), wi c wyszedł cicho na korytarz
i podszedł do otwartych  rozchylonych  drzwi,
i zobaczył, oczyma nawykłymi do mechatej
ciemności i światła deszczowego, kobiet kl -
czącą na podłodze przy łóżku i jego brata stoją-
cego w kÄ…cie pokoju przy oknie, obrysowanego
tym nocnym mokry światłem, z twarzą wykro-
joną białoseledynowym poblaskiem i otwartymi
nieruchomo, polśniewającymi oczyma.
Koszyczek, grzebień, szczoteczka, powiedziała
schrypła kobieta. Przylga i noga analna. Diafrag-
ma i kąt humeralny, a Humer było nazwiskiem
kata z UB, który tak strasznie torturował wi -
Czerwone i czarne 277
zniów. Gonokoksa, powiedziała. Wyrostek rylco-
wy ósmego sternitu. Ramus, jak ósma piecz ć
z Apokalipsy. Padło z jej ust słowo hamowidło.
Narząd oddechowy, jakby przez cały czas mówiła
o sobie. Otwór genitalny. Odwłok. Wyrostek
szczytowy. To o jej partnerze? Pseudopodia.
Prozopodia. Pseudomiłość. To, co uprawiała, gdy
zdradzała m ża? Posuwka, powiedziała, tak to by-
ło, ale on był młody. Jej kochanek. Zaci ty.
Chmurny. Prowincjonalny. I, wydało jej si , zły.
Uszko. Które lizał. Fałd, którego nigdy mąż nie
wysycił, mimo że na początku, tak, uczciwie si
kochali. Nigdy si nie dowiedział, jak go zdradza-
ła. Przewód wytryskowy. Jej szaleństwo w ramio-
nach młodego kochanka. Tyle czasu zapami ta-
nia. Ile? Dwa miesiąc? Rok? Naprzód przez
wakacje, kiedy przyszedł za rekomendacją z se-
minarium przygotować jej dzieci do egzaminów
powtórkowych, zwłaszcza z angielskiego. Była
słabą matką. Na prowincji. Mąż partyjny, ko-
much, ale czy ona wiedziała, co to jest partia? Za-
wsze była wierząca, zawsze wszystkim ulegała.
Chodziła do kościoła w niedziele i świ ta, m żo-
wi nie wypadało, ale też nie przeszkadzał. Zara-
biał dobrze w administracji, mieli co trzeba i sa-
mochód. Czasy szły ku lepszemu, m ża mieli
przenieść, trzeba było synów dokształcić do
wyższej szkoły. Poprosiła proboszcza, chciała ko-
goś uczciwego, ci partyjni to przecież byli same
chamy.
278 Perseidy
To si wszystko działo pod Wałbrzychem, w gór-
niczym terenie. Ów chÅ‚opiec, seminarzysta, byÅ‚
synem górnika i chłopki, która, młoda, przyje-
chała zza Buga. Był wdzi cznym młodzieńcem.
Delikatnym, nieco dziewcz cym, jedynakiem.
Któż wiedział, jakie go ambicje pożerały? Prze-
żerały? Matka oddała go do seminarium, gdy
bardzo pózno, w wieku lat trzydziestu sześciu
urodziła drugiego chłopca. Seminarium było
tradycyjnie pierwszÄ… drogÄ… dla pierworodnego,
mógł zostać proboszczem, sufraganem, ba, kar-
dynałem. Ale miał wiar umiarkowaną, ba,
okresowo nie miał jej wcale. Był też uczciwy
i przyznał si do tego. Seminarium go wypuściło
zarobić par groszy. Rektor powiedział, że od-
czeka, aż wiara do niego powróci. Wi c nie był
w sutannie, o nie, wtedy by ona si nie ośmieli-
ła. Bo kto kogo uwiódł, jak to si stało? Mąż
w rozjazdach, w wódce i aparacie. W tym niedo-
ł żnym żłopiącym u brogu aparacie. Kiedy to
było? Lata temu, powiedziała. Ile trwało?
Z przerwami rok. W nocy jÄ… ujÄ…Å‚ za r k . Nie,
powiedziała, skłamałam: to ja jego.
Z ogrodu zaprowadziła go do sypialni, obnażyła
piersi, była jak oszalała. Czy nigdy nie był z ko-
bietą? Coś przebąknął o narzeczonej, która pu-
ściła si z chłopakami, co z Niemiec przewozili
wraki samochodów na lawetach. Albo kradzio-
ne. Jechały na Wschód dalej, albo sprzedawano
je wyklepane. Mieli szmal, on nie. To stało si
Czerwone i czarne 279
wtedy, kiedy on powiedział, że pójdzie na ksi -
dza. Tu też niejasne było, co pierwsze, a co skut-
kiem czego. T dziewczyn ona raz widziała.
Troch ryża, pucołowata, z grubymi łydami. Po-
czuła żądło zazdrości, choć była o wiele ładniej-
sza. Ja byłam pi kna, powiedziała. Zadbana,
umalowana, wypachniona. Cała zacz łam pach-
nieć seksem, już tylko o tym myślałam. Czy
czułam wyrzuty sumienia? Przecież mój ślub nie
był kościelny, a mąż zbyt zaj ty machlojami, by
si ode mnie domagać. Zresztą, prosz ksi dza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™ - a co jeÅ›li lubiÄ™ rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.