[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dać się wpu.
ścić wtrop narkotykowy.
Niepo to grzebał w archiwum.
Co bowiemmiałabywojna gangów do zabijanianiezidentyfikowanych
ludziw tymsamym lub podobnym miejscu?
Wszyscy zainteresowani zdawali się jakoś o tym dziwnie nie pamiętać,ale
Michał wiedział, czułprzez skórę, że właśnie pył ceglano-wapienny i stara
sprawa sprzedlat są bardzo cennymi wskazówkami.
A jeżeli wyższy oficerudaje, iżtego nie zauważa, to znaczy, że może sobie
lekceważyć koncepcyjnemyślenie,a chce tylko zmylić trop, skierować
komisarza wślepąuliczkę.
Poczekaj, panienadzorco, obiecał w myślach, nie wpuściszmnie wmaliny.
Już ja wywęszę, co trzeba.
Ciekawe, czy chociażprzez minutęwierzyłeś wskuteczność swoich
poczynań.
Profesor nie wyglądał dobrze.
Oczy podkrążone, cera ziemista,jakby ostatnio mało spał albo dręczyła go
poważna choroba.
- Mójdobry znajomy, doktor Ramiszewski został zamordowany-
szepnął, kiedytylko Michał usiadł przy stoliku.
Zamilkł, bo podeszła kelnerka.
Wroński zamówił po szklaneczce whisky.
- Wieszcośo tejsprawie?
- Wiem, panie profesorze.
Widziałem ciało lekarza.
i jego bratanicy.
To bardzo tajemnicza i przerażająca historia.
- Straszne.
Dowiedziałem się dopiero przed kilkoma godzinami.
Próbowałem się dodzwonićdo Adama, ale nikt nie odbierał, więc
wykonałem telefon do niego do pracy.
Tam mi powiedzieli, że nieżyje.
Od razu połączyłem to z wiadomością ze "Słowa Polskiego"o okrutnym
zabójstwie przy Wyspiańskiego.
Z miejsca pomyślałemotobie.
Pracujeszw policji, możesz się lepiej w tym zorientować, a jamogę pomóc.
Bo chyba wiem, dlaczego zabitoAdama.
- Dobrze go panznał?
-Czy dobrze?
Niewiem.
Ale na pewno długo.
To niebył zbyttowarzyski człowiek.
Aączyły nas jednak zainteresowania.
Konkret122
nie historią powojenną Wrocławia i okolic.
noi Oleśnicy, rzecz jasna.
- Rozumiem.
Ale co to ma do rzeczy?
- Może sporo,a może nic.
Jeżeli to byłtylkonapad rabunkowy,jak podali w notatce.
Michał myślał błyskawicznie.
Z jednej strony nie powinien ujawniaćszczegółów sprawy
postronnejosobie, z drugiejwiedział już, żejeśli powie prawdę,może
usłyszećcoś naprawdę interesującego.
Wreszcie się zdecydował.
- W gazecie nie napisali prawdy.
Nie stwierdzono motywu rabunkowego.
Dokładnie przeszukano jedynie pracownię doktora- widział, jak Walberg
przełyka nerwowo ślinę.
- Czy to coś panu mówi?
- Obawiamsię,że tak, mój chłopcze.
-Powie mi pan?
Na czole profesora pojawiła się pionowa zmarszczka, znak
poważnego namysłu.
Wahał się wyraznie, walczył zesobą.
Czy możezaufać dawnemu wychowankowi?
Czyten chłopiec, zawsze krnąbrny, ale nieodmiennieuczciwy nadal jest
tym samymczłowiekiem?
Czy niewszedł w miejscowe układy, nie zabrudziła mu duszy
szaracodzienność?
Wroński doskonale zdawałsobie sprawęz wątpliwościnauczyciela.
Sam czasem zadawał sobie podobne pytania.
To dlategoWalberg chciałsię spotkać w publicznym miejscu.
Nie wiedział, czymoże mu dokońca zawierzyć.
- Dobrze, ja zacznę - Michał przerwał wreszcie kłopotliwą ciszę.
-Byłem dwa razy u Ramiszewskiego.
Raz chciałem siędowiedziećpozasłużbowo pewnych rzeczy.
Oczywiście informacji uzyskałemniewiele.
Drugi raz zjawiłem się na jego wyrazną prośbę.
Ale kiedyprzyjechałem,odprawiłmnie.
Ktoś go przestraszył.
- Wiem.
Dzwoniłpotem do mnie.
Domyślasz się, o co chodziło?
Wroński rozłożył bezradnie ręce.
- Właśnie.
A ja chyba wiem.
Na pewno wiem.
- Powie mi pan?
-Nie wiem,czy powinienem -profesor zagryzł wargi.
- Może mi panzaufać.
Naprawdę.
Wprawdzie nie mam jak panaPrzekonać, ale.
123.
- Nie o to chodzi, mój drogi.
Muszę to komuś powiedzieć, zanimi mnie spotka coś złego.
Dlaczegonie tobie?
Tylko nie wiem, czy po.
winienem cię czymś takim obciążać.
- Jestempolicjantem, pamięta pan?
- uśmiechnął się Michał.
Wiedzieć o różnych sprawachto mój zawód.
- No dobrze.
Mówi ci coś nazwisko Werner Heisenberg?
Michał natychmiast sięgnął wgłąb pamięci.
Coś tam zgrzytało,pachniało szkołą, kojarzyłosię z programami na
Discovery.
- Ten fizyk?
-Tak,ten fizyk.
Od teorii nieoznaczoności.
A Werner vonBraun?
Tobyło łatwiejsze.
- Też naukowiec.
To on robił rakiety dla Hitlera, a potem dlaAmerykanów.
- Projektował, mój drogi, nie robił- uściślił profesor.
Nawetw takiejsytuacji wyłaził z niego prawdziwy nauczyciel.
- Dobrze.
Ale to fizycy.
A pan jest historykiem.
- Historia czasem zahacza głęboko o inne nauki.
A tutaj mamywłaśnie z czymś podobnym doczynienia.
Wiesz, co łączy Heisenbergai von Brauna?
Nie trudzsię, to retoryczne pytanie.
Pracowali razem,bo von Braun zajmował się nie tylko napędem
rakietowym, aletakże, a w pewnym okresie przede wszystkim, energią
jądrową, o czym niektórzy zapominają.
- Bomba atomowa?
Ale Niemcy byli przecież bardzo dalecy odjej wynalezienia!
- Nie tak bardzo, jak sięzdaje -oczy profesora zapłonęły ogniempasji.
- A pozatym i tak bynad nią pracowali.
Gdyby nie akcje aliantów, które opózniały postępy prac,nie wiem, jak by
to było.
Ale nietylko to.
Były też działania pewnych ludzi, a może nie tylenawetdziałania,ile
zaniechania.
Zwiatlejsi i mniejzarażeniślepotąnacjonalizmu naukowcy zdawali sobie
sprawę z jednej podstawowej rzeczy.
Użycie broni masowego rażenia musiało doprowadzić do ataków
odwetowych ze strony aliantów.
Ich skutki byłyby opłakane, a stratywiększe niż korzyści osiągnięte
zjądrowego ataku.
- Nie rozumiem.
a element zastraszenia?
124
,- Pamiętaj, że w tamtym czasie szczytem możliwości było
dwadzieścia kiloton.
To dużo, ale imało, o czym przekonali się Amerykanie w Japonii.
Poataku na Hiroszimę dowództwo japońskie stwierdziło beztrosko, iż
naloty konwencjonalne są o wiele grozniejsze w skutkach.
Wówczasbyła to prawda.
Zmasowany dywanowy rejs fortec niósł większe zagrożenie, powodował
dotkliwsze straty materialne niż bomba jądrowa.
Gdyby nie interwencja samego cesarza po wybuchu w Nagasaki, wojna na
Pacyfiku trwałaby dalej.
USA nie miały więcej bomb.
Prezydent Truman blefował, strasząc
Japończyków dalszym użyciem nowej broni.
Z Niemcami byłoby podobnie.
Ile głowic mogli wyprodukować?
Dwie, trzy.
Za jeden ataky bombowce sprzymierzonych zrównałyby z ziemią pół
krardonu, bez żadnej litości.
Powiem więcej.
Znalazłem poszlaki, że amerykanie chcieli sprowokować Hitlera do
użycia bomby, którą wyprodukował.
Prawdopodobnie dlatego, za zgodą części ji, Heisenberg i von Braun
udawali idiotów, twierdząc, iż produkcja bomby atomowej wymaga setek
ton uranu.
Fałszowali dolentację, podawali nieprawdziwe dane badań, sabotowali
tych, którzy twierdzili, że można stworzyć wymarzonąprzez Adolfa
WunJ;.
Posunęli się do tego, żeby przyjednej z próbzamiast uranu użyto
pojemników izotop ołowiu.
Grali swoją rolę do samego końca. Kiedy StanyZjednoczone zrzuciły
bombę na Hiroszimę,obaj byli już w niewoli.
Ulokowano ich w jednym hotelu.
Rzecz jasna podsłuchiwano.
I co oczywiste, byli zbyt inteligentni, żeby nie zdawać sobie z tego sprawy.
Nawieść o użyciu broni masowego rażenia von Braun był zaskoczony,
twierdził, że to niemożliwe, bo wyniki ich badań wykluczały podobną
możliwość przy użyciu tak małej
ilości materiału rozszczepialnego i tak dalej.
:Nic dziwnego, że Amerykanie to kupili temat był tak zajmujący, że
Michał zapomniał, gdzie się znajduje i w jakim celu tu przyszedł.
- Mieli dokumentację niemieckich badań, a von Braun po-
twierdził jeszcze tę wersję.
- No właśnie.
Chyba jednak nie do końca kupili.
Słyszałeś o wielkim U-bocie, podwodnym krążownikudalekiego zasięgu,
który podczas wojny w Europie został wysłany do Japonii?
Kapitan, nawieść
125.
o kapitulacji, wynurzył się i poddał pierwszej napotkanej
jednostceamerykańskiej.
I bardzo dobrze.
Bo to, co miał na pokładzie,zjeżyło włosy analitykom wywiadu USA. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
dać się wpu.
ścić wtrop narkotykowy.
Niepo to grzebał w archiwum.
Co bowiemmiałabywojna gangów do zabijanianiezidentyfikowanych
ludziw tymsamym lub podobnym miejscu?
Wszyscy zainteresowani zdawali się jakoś o tym dziwnie nie pamiętać,ale
Michał wiedział, czułprzez skórę, że właśnie pył ceglano-wapienny i stara
sprawa sprzedlat są bardzo cennymi wskazówkami.
A jeżeli wyższy oficerudaje, iżtego nie zauważa, to znaczy, że może sobie
lekceważyć koncepcyjnemyślenie,a chce tylko zmylić trop, skierować
komisarza wślepąuliczkę.
Poczekaj, panienadzorco, obiecał w myślach, nie wpuściszmnie wmaliny.
Już ja wywęszę, co trzeba.
Ciekawe, czy chociażprzez minutęwierzyłeś wskuteczność swoich
poczynań.
Profesor nie wyglądał dobrze.
Oczy podkrążone, cera ziemista,jakby ostatnio mało spał albo dręczyła go
poważna choroba.
- Mójdobry znajomy, doktor Ramiszewski został zamordowany-
szepnął, kiedytylko Michał usiadł przy stoliku.
Zamilkł, bo podeszła kelnerka.
Wroński zamówił po szklaneczce whisky.
- Wieszcośo tejsprawie?
- Wiem, panie profesorze.
Widziałem ciało lekarza.
i jego bratanicy.
To bardzo tajemnicza i przerażająca historia.
- Straszne.
Dowiedziałem się dopiero przed kilkoma godzinami.
Próbowałem się dodzwonićdo Adama, ale nikt nie odbierał, więc
wykonałem telefon do niego do pracy.
Tam mi powiedzieli, że nieżyje.
Od razu połączyłem to z wiadomością ze "Słowa Polskiego"o okrutnym
zabójstwie przy Wyspiańskiego.
Z miejsca pomyślałemotobie.
Pracujeszw policji, możesz się lepiej w tym zorientować, a jamogę pomóc.
Bo chyba wiem, dlaczego zabitoAdama.
- Dobrze go panznał?
-Czy dobrze?
Niewiem.
Ale na pewno długo.
To niebył zbyttowarzyski człowiek.
Aączyły nas jednak zainteresowania.
Konkret122
nie historią powojenną Wrocławia i okolic.
noi Oleśnicy, rzecz jasna.
- Rozumiem.
Ale co to ma do rzeczy?
- Może sporo,a może nic.
Jeżeli to byłtylkonapad rabunkowy,jak podali w notatce.
Michał myślał błyskawicznie.
Z jednej strony nie powinien ujawniaćszczegółów sprawy
postronnejosobie, z drugiejwiedział już, żejeśli powie prawdę,może
usłyszećcoś naprawdę interesującego.
Wreszcie się zdecydował.
- W gazecie nie napisali prawdy.
Nie stwierdzono motywu rabunkowego.
Dokładnie przeszukano jedynie pracownię doktora- widział, jak Walberg
przełyka nerwowo ślinę.
- Czy to coś panu mówi?
- Obawiamsię,że tak, mój chłopcze.
-Powie mi pan?
Na czole profesora pojawiła się pionowa zmarszczka, znak
poważnego namysłu.
Wahał się wyraznie, walczył zesobą.
Czy możezaufać dawnemu wychowankowi?
Czyten chłopiec, zawsze krnąbrny, ale nieodmiennieuczciwy nadal jest
tym samymczłowiekiem?
Czy niewszedł w miejscowe układy, nie zabrudziła mu duszy
szaracodzienność?
Wroński doskonale zdawałsobie sprawęz wątpliwościnauczyciela.
Sam czasem zadawał sobie podobne pytania.
To dlategoWalberg chciałsię spotkać w publicznym miejscu.
Nie wiedział, czymoże mu dokońca zawierzyć.
- Dobrze, ja zacznę - Michał przerwał wreszcie kłopotliwą ciszę.
-Byłem dwa razy u Ramiszewskiego.
Raz chciałem siędowiedziećpozasłużbowo pewnych rzeczy.
Oczywiście informacji uzyskałemniewiele.
Drugi raz zjawiłem się na jego wyrazną prośbę.
Ale kiedyprzyjechałem,odprawiłmnie.
Ktoś go przestraszył.
- Wiem.
Dzwoniłpotem do mnie.
Domyślasz się, o co chodziło?
Wroński rozłożył bezradnie ręce.
- Właśnie.
A ja chyba wiem.
Na pewno wiem.
- Powie mi pan?
-Nie wiem,czy powinienem -profesor zagryzł wargi.
- Może mi panzaufać.
Naprawdę.
Wprawdzie nie mam jak panaPrzekonać, ale.
123.
- Nie o to chodzi, mój drogi.
Muszę to komuś powiedzieć, zanimi mnie spotka coś złego.
Dlaczegonie tobie?
Tylko nie wiem, czy po.
winienem cię czymś takim obciążać.
- Jestempolicjantem, pamięta pan?
- uśmiechnął się Michał.
Wiedzieć o różnych sprawachto mój zawód.
- No dobrze.
Mówi ci coś nazwisko Werner Heisenberg?
Michał natychmiast sięgnął wgłąb pamięci.
Coś tam zgrzytało,pachniało szkołą, kojarzyłosię z programami na
Discovery.
- Ten fizyk?
-Tak,ten fizyk.
Od teorii nieoznaczoności.
A Werner vonBraun?
Tobyło łatwiejsze.
- Też naukowiec.
To on robił rakiety dla Hitlera, a potem dlaAmerykanów.
- Projektował, mój drogi, nie robił- uściślił profesor.
Nawetw takiejsytuacji wyłaził z niego prawdziwy nauczyciel.
- Dobrze.
Ale to fizycy.
A pan jest historykiem.
- Historia czasem zahacza głęboko o inne nauki.
A tutaj mamywłaśnie z czymś podobnym doczynienia.
Wiesz, co łączy Heisenbergai von Brauna?
Nie trudzsię, to retoryczne pytanie.
Pracowali razem,bo von Braun zajmował się nie tylko napędem
rakietowym, aletakże, a w pewnym okresie przede wszystkim, energią
jądrową, o czym niektórzy zapominają.
- Bomba atomowa?
Ale Niemcy byli przecież bardzo dalecy odjej wynalezienia!
- Nie tak bardzo, jak sięzdaje -oczy profesora zapłonęły ogniempasji.
- A pozatym i tak bynad nią pracowali.
Gdyby nie akcje aliantów, które opózniały postępy prac,nie wiem, jak by
to było.
Ale nietylko to.
Były też działania pewnych ludzi, a może nie tylenawetdziałania,ile
zaniechania.
Zwiatlejsi i mniejzarażeniślepotąnacjonalizmu naukowcy zdawali sobie
sprawę z jednej podstawowej rzeczy.
Użycie broni masowego rażenia musiało doprowadzić do ataków
odwetowych ze strony aliantów.
Ich skutki byłyby opłakane, a stratywiększe niż korzyści osiągnięte
zjądrowego ataku.
- Nie rozumiem.
a element zastraszenia?
124
,- Pamiętaj, że w tamtym czasie szczytem możliwości było
dwadzieścia kiloton.
To dużo, ale imało, o czym przekonali się Amerykanie w Japonii.
Poataku na Hiroszimę dowództwo japońskie stwierdziło beztrosko, iż
naloty konwencjonalne są o wiele grozniejsze w skutkach.
Wówczasbyła to prawda.
Zmasowany dywanowy rejs fortec niósł większe zagrożenie, powodował
dotkliwsze straty materialne niż bomba jądrowa.
Gdyby nie interwencja samego cesarza po wybuchu w Nagasaki, wojna na
Pacyfiku trwałaby dalej.
USA nie miały więcej bomb.
Prezydent Truman blefował, strasząc
Japończyków dalszym użyciem nowej broni.
Z Niemcami byłoby podobnie.
Ile głowic mogli wyprodukować?
Dwie, trzy.
Za jeden ataky bombowce sprzymierzonych zrównałyby z ziemią pół
krardonu, bez żadnej litości.
Powiem więcej.
Znalazłem poszlaki, że amerykanie chcieli sprowokować Hitlera do
użycia bomby, którą wyprodukował.
Prawdopodobnie dlatego, za zgodą części ji, Heisenberg i von Braun
udawali idiotów, twierdząc, iż produkcja bomby atomowej wymaga setek
ton uranu.
Fałszowali dolentację, podawali nieprawdziwe dane badań, sabotowali
tych, którzy twierdzili, że można stworzyć wymarzonąprzez Adolfa
WunJ;.
Posunęli się do tego, żeby przyjednej z próbzamiast uranu użyto
pojemników izotop ołowiu.
Grali swoją rolę do samego końca. Kiedy StanyZjednoczone zrzuciły
bombę na Hiroszimę,obaj byli już w niewoli.
Ulokowano ich w jednym hotelu.
Rzecz jasna podsłuchiwano.
I co oczywiste, byli zbyt inteligentni, żeby nie zdawać sobie z tego sprawy.
Nawieść o użyciu broni masowego rażenia von Braun był zaskoczony,
twierdził, że to niemożliwe, bo wyniki ich badań wykluczały podobną
możliwość przy użyciu tak małej
ilości materiału rozszczepialnego i tak dalej.
:Nic dziwnego, że Amerykanie to kupili temat był tak zajmujący, że
Michał zapomniał, gdzie się znajduje i w jakim celu tu przyszedł.
- Mieli dokumentację niemieckich badań, a von Braun po-
twierdził jeszcze tę wersję.
- No właśnie.
Chyba jednak nie do końca kupili.
Słyszałeś o wielkim U-bocie, podwodnym krążownikudalekiego zasięgu,
który podczas wojny w Europie został wysłany do Japonii?
Kapitan, nawieść
125.
o kapitulacji, wynurzył się i poddał pierwszej napotkanej
jednostceamerykańskiej.
I bardzo dobrze.
Bo to, co miał na pokładzie,zjeżyło włosy analitykom wywiadu USA. [ Pobierz całość w formacie PDF ]