[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Widzi pani tam wierzchołek wieży kościelnej?  nadał inny zwrot rozmowie.  Chorągiewka
na niej połyskuje w świetle księżyca, to nasz kościół. Za dziesięć minut będziemy w Lindenhofie.
Gdy powóz zatrzymał się przed gankiem, pani Gontrau wyszła przyjąć swego małego gościa.
Tymczasem wysiadła dorosła panienka, Leon sprostował pomyłkę. Pani Gontrau uściskała ją,
śmiejąc się.
 Duża czy mała  mówiła serdecznie  zawsze równie miłym jesteś mi gościem.
Wprowadziła lizę do jadalni, gdzie przebywał radca. Siedział na sofie w postawie półleżącej i obie
ręce wyciągnął do lizy.
 To cudowna niespodzianka! Zamiast dziecka przybywa młoda dama! Czy przyjaciel Macket
zwiódł nas umyślnie?
liza śmiała się, pokazując białe ząbki.
 Jakże pani podobna do ojca!  mówił dalej żywo.  Te same usta, ten sam układ twarzy!
Zadziwiająco podobna!  Posunął ku niej lampę, żeby ją lepiej widzieć.  Włosy odziedziczyłaś
po matce, i ciemne oczy, ale kolor tylko i oprawę. W twoich więcej jest życia, nie ma tego wyrazu
łagodnej gołąbeczki, jaki miała nieboszczka matka twoja. Czy umie pani spojrzeć gniewnie? 
zapytał wesoło.
 Ależ mężu kochany  przerwała, śmiejąc się pani Gontrau  naprzód odbywasz drobiazgowy
przegląd powierzchowności naszego miłego gościa, teraz przecho-
219
dzisz do badania charakteru! Chodz, lube dziecko, ja cię wybawię. Zaprowadzę cię do twego
pokoju, żebyś się mogła odświeżyć trochę po długiej podróży. Umieściłam cię obok mojej sypialni.
Pokoje gościnne są na piętrze, myślałam więc, że dziewczynka będzie się bała spać sama.
 Ach, to ślicznie!  zawołała liza uradowana i zdradziła się, że na punkcie bojazni jest jeszcze
prawdziwym dzieckiem.
 Leonie  zagadnął radca syna, gdy panie wyszły z pokoju  czy to nie zachwycające dziecko?
Leon zdawał się zatopiony w gazecie, którą czytał, ojciec dwa razy musiał powtórzyć pytanie,
zanim otrzymał odpowiedz.
 Tak  odrzekł obojętnie  miluchny podlotek.
 Miluchny podlotek! Czy to ocena takiej ślicznej istoty? Czy oczu nie masz? A ja ci powiadam,
że w tym  podlotku" jest temperament, o jakim nawet nie marzysz! Dla mnie dosyć jednego
spojrzenia! Mój chłopcze, nie znasz się na tym, co piękne i dobre, twój ojciec przewyższa cię pod
tym względem.
Leon nic nie odpowiedział, czytał dalej z wielkim zajęciem.
Wieczór przeszedł wesoło. liza rozmawiała z całą swobodą- W domu tych zacnych ludzi czuła się
jak u siebie. Radca lubił żarciki, a ona umiała się na nich poznać.
 Zostań pani z nami parę dni  namawiał ją  tak mało mamy czasu do jutra do południa!
Zatelegrafujemy do rodziców, żeśmy tu panią zatrzymali; gniewać się nie będą.
Leon rzucił na lizę wzrokiem, w którym malowała się jakby prośba. Ofiarował się, że jutro raniutko
pojedzie na stację i wyśle telegram. Pani Gontrau bardzo gorąco popierała prośbę męża.
 Dla nas  mówiła  byłoby to wielką radością, gdybyś została; w naszym domu brak młodego
żywiołu.
220
Ty, dziecko, posiadasz szczęśliwy dar szerzenia naokoło siebie życia i wesela!
 Proszę, proszę bardzo, nie męczcie mnie!  mówiła liza, błagalnie składając ręce.  Zostać
nie mogę! Nie mogę, jakkolwiek podoba mi się tu tak bardzo! Czekają na mnie rodzice, a i mnie za
nimi tęskno niezmiernie! Strasznie także cieszę się na myśl, że poznam małego braciszka! On nie
wie jeszcze, że ma taką dużą siostrę!
Nie było co na to odpowiedzieć. Słowa lizy takie były dziecinne, naturalne.
Pani Gontrau pogładziła jej włosy i lekko poklepała po twarzy.
 Dobrze robisz, moja mała, że nie chcesz zmienić postanowienia. Nie będziemy cię już męczyć
prośbami. Przyjedz kiedy do nas na dłużej; Leon opuszcza nas za parę tygodni, a wówczas nasz
duży dom taki będzie osamotniony!
 Z tego nic nie będzie  rzekł radca.  Próżne nadzieje! Znam ja przyjaciela mego Macketa i
wiem, że córeczkę swoją nie tak prędko puści od siebie. Czekajcie, przychodzi mi dobra myśl! W
ostatnim liście ojciec zaprasza nas na dożynki, które wyprawia za miesiąc. Przyjmuję zaproszenie,
stawimy się wszyscy, ale pod warunkiem, że pozwoli nam potem panią zabrać na jakiś czas.
liza skakała z radości.
 Ach, to byłoby niebiańsko!  wykrzyknęła.  Ale pan musi słowa dotrzymać, ręka!
Radca, śmiejąc się, ujął jej rękę i tym sposobem przypieczętował swoją obietnicę.
 Podanie ręki stanowiło u nas na pensji najwyższą przysięgę  objaśniła z minką poważnie
dziecinną  kto nie dotrzymuje tak przybitej obietnicy, jest krzy-woprzysięzcą. Pan także
przyjedzie?  zwróciła się do Leona.
221
 Naturalnie  odrzekł z radością.  Uroczysta przysięga obejmuje i mnie. Może również
przypieczętujemy ją złączeniem dłoni?
 O, nie!  odrzekła zarumieniona.  Ja wierzę panu
na słowo.
Zegar wybił jedenastą. Pani Gontrau zachęcała do
spoczynku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.