[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A to już najgorsze, co może być. Dokąd się tak spieszysz?
Na kosmodrom. Podróże kosmiczne to moje marzenie.
W Kosmosie nie ma miejsca dla takich szałaputów.
Poprawię się obiecał Kola. Dołożę wszelkich starań.
Poprawi się na pewno poparł go staruszek.
W takim razie się spotkamy oświadczył kosmonauta.
Zaraz, zaraz wykrzyknął Kola. Chwileczkę, proszę nie odlatywać! Mógłbym prosić
o autograf?
Nerwowo zaczął grzebać po kieszeniach, niestety oprócz dwóch kopiejek i gumki nic w nich nie
znalazł.
Nie szukaj roześmiał się kosmonauta. Masz na pamiątkę.
Zdjął z rękawa złotą gwiazdkę, rzucił ją Koli i wzbił się powietrze.
Dziękuję krzyknął za nim Kola.
Wiesz powiedział Paweł zazdroszczę ci. Sam kapitan Wielkiego Kosmosu, dowódca
Pegaza , Połoskow podarował ci tę gwiazdkę. A wiesz przynajmniej, co to za gwiazdka?
Nie odparł Kola.
Każda gwiazdka oznacza kolejną gwiezdną ekspedycję. Kiedy ja byłem chłopcem, nawet o tym
nie marzyłem.
W tamtych czasach również byli kosmonauci.
Ale nie było gwiezdnych ekspedycji.
Zajmiemy się tą sprawą powiedział Kola przyczepiając gwiazdkę na rękawie.
Staruszek pomachał mu, odepchnął się nogą i popedałował na swym chwiejnym środku
lokomocji.
Kola był pewien, że autobus dawno już odjechał, ale na szczęście stał on ciągle na przystanku.
Miał opływowy kształt, cały mienił się i migotał. Brak w nim było okien i Kola domyślił się, że musi
się poruszać z ogromną szybkością.
Nad wejściem znajdował się napis: Prospekt Pokoju .
Kola rzekł sobie: raz kozie śmierć i wszedł do środka tuż za starszą opaloną kobietą o wyglądzie
sportsmenki, ubraną na wzór greckich bogiń w żółty chiton. Aby uniknąć wpadki, postanowił
dokładnie naśladować wszystkie jej ruchy.
Wewnątrz autobusu było widno, nie zauważył jednak miejsc siedzących. Wszyscy przesuwali się
do przodu. Kola szedł za sportsmenką krok w krok. Znalazłszy się mniej więcej w połowie autobusu,
spostrzegł w przodzie zasłonę, a nad nią napis: Wyjście. Prospekt Pokoju.
Kobieta zniknęła za zasłoną. Kola odczekał chwilę, po czym zrobił to samo i ujrzał kobietę
wychodzącą już na zewnątrz przez następne drzwi.
Znajdował się teraz na innym placu, przed nie znanym mu ogrodem. Kobieta weszła na ruchome
schody wiodące w dół. Z drzwi autobusu wychodzili wciąż nowi pasażerowie. Kola,
zdezorientowany, podszedł do dziewczynki w białym kombinezonie z wielką różą wyszytą na
ramieniu i spytał:
Przepraszam, jaki to przystanek?
Przystanek?
No, jak siÄ™ nazywa to miejsce?
Prospekt Pokoju. Nie widzisz czy co?
Dziękuję bąknął Kola w dalszym ciągu nic nie pojmując.
Wrócił do autobusu i przeczytał napis nad drzwiami: Wejście. Do placu Arbackiego .
Jak to się dzieje? Więc ten autobus donikąd nie jezdzi? Wsiadasz na jednym przystanku
i wysiadasz na drugim? A kto ciÄ™ wiezie?
Aamiąc sobie nad tym głowę, Kola podszedł do sąsiedniego autobusu. Nad jego tylnymi
drzwiami widniał napis: Wejście. Do Klasztoru Nowodiewiczego . Aha, teraz łatwo będzie
sprawdzić, Klasztor Nowodiewiczy zna doskonale. Już bez obawy wsiadł do autobusu, przeszedł
przez kabinę pasażerską, minął zasłonę, następnie wysiadł. Stał nad brzegiem rzeki Moskwy, tuż
obok wznosiły się różowe ściany Klasztoru Nowodiewiczego, spoza nich wychylały się kopuły
soboru i dzwonnica. Kola wrócił na Prospekt Pokoju. No cóż, wygodna komunikacja miejska.
W jakiejś powieści fantastyczno-naukowej czytał o transporcie zerowym. Tam statek kosmiczny
przeskakuje przestrzeń. Z pewnością i tu sprawa wygląda podobnie. Przy okazji trzeba będzie to
wyjaśnić.
REKORDZISTA W ZJADANIU LODÓW
Należało teraz flipnąć na kosmodrom. Takiego terminu użył archeolog Rrrr.
Kola nigdy dotąd nie flipał i nie widział, by robili to inni. Stanął więc z boku i zaczął się
przyglądać.
Niektórzy ludzie szli piechotą, inni sadowili się w przezroczystych pęcherzach, ktoś podszedł do
stojących rzędem słupków i wziął coś z jednego. Chyba warto się temu przyjrzeć. Nigdy nie
zaszkodzi popatrzeć, co gdzie dają.
Słupki były różnokolorowe. Na białym widniał napis Lody , na żółtym Lemoniada , na
zielonym Jabłka , na niebieskim Kanapki , na brązowym Kwas . Było ich ze trzydzieści,
toteż Kola nie chciał przyglądać się zbyt ciekawie wszystkim, by nie ujść za kogoś, kto widzi je po
raz pierwszy. Przechodzący obok mężczyzna nacisnął palcem klawisz na wierzchu słupka
i natychmiast wyskoczyła szklanka lemoniady Po wypiciu lemoniady mężczyzna odstawił szklankę na
miejsce. Schowała się natychmiast. Jasne jak słońce, rzekł sam do siebie Kola i podszedł do białego
słupka. Lody były czekoladowe, niezbyt słodkie, ale zjadliwe . Następnie powędrował do słupka
żółtego i popił lody lemoniadą. Potem spróbował kanapki z masłem i serem. Kanapkę wypadało
popić. Popił więc kwasem, a przy okazji zauważył napis Banany na pomarańczowym słupku.
Dobra, mogą być banany. Kola zjadł banana, skórkę zaś położył z powrotem na słupku zniknęła
w mgnieniu oka. Takie życie bardzo mu przypadło do gustu, wrócił więc do lodów. Za pierwszym
razem przycisnął ostatni klawisz z lewej, teraz postanowił wypróbować następny. Doskonale. Tym
razem lody były jabłkowe. Jadł je dużo wolniej i, aby nieco odetchnąć, zbliżył się do postoju, na
którym ludzie wsiadali do przezroczystych pęcherzy. Chciał się przyjrzeć, jak się to odbywa.
Przed wsiadającym pasażerem otwierał się okrągły właz, który jak tylko pasażer usadowił się
w fotelu zasuwała przezroczysta błona. Po przyciśnięciu jednego z guzików pęcherz wznosił się
nieco nad ziemię i odlatywał.
Zastanawiająca była również inna rzecz: ledwie pęcherz z pasażerem opuszczał postój, a już na
jego miejscu lądował następny pusty.
Kola podszedł do pustego pęcherza, nie wsiadł jednak, zerknął tylko usiłując dojrzeć napisy pod
guzikami. Przed fotelem znajdowała się pochyła tablica rozdzielcza z kilkoma rzędami guzików. Pod
każdym rzeczywiście widniał napis, tyle że bardzo drobnymi literkami, nie do odczytania z zewnątrz.
Może tu flipają właśnie w taki sposób pomyślał Koła. Zanim jednak uda się w podróż, musi
sprawdzić, jakie lody dostanie po naciśnięciu trzeciego klawisza. Wrócił więc do automatu. Tym
razem były to lody truskawkowe, po prostu wyśmienite, lepsze chyba od jabłkowych. Co prawda
zjeść je było już nieco trudniej, nie obeszło się bez jeszcze jednej szklanki lemoniady. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
A to już najgorsze, co może być. Dokąd się tak spieszysz?
Na kosmodrom. Podróże kosmiczne to moje marzenie.
W Kosmosie nie ma miejsca dla takich szałaputów.
Poprawię się obiecał Kola. Dołożę wszelkich starań.
Poprawi się na pewno poparł go staruszek.
W takim razie się spotkamy oświadczył kosmonauta.
Zaraz, zaraz wykrzyknął Kola. Chwileczkę, proszę nie odlatywać! Mógłbym prosić
o autograf?
Nerwowo zaczął grzebać po kieszeniach, niestety oprócz dwóch kopiejek i gumki nic w nich nie
znalazł.
Nie szukaj roześmiał się kosmonauta. Masz na pamiątkę.
Zdjął z rękawa złotą gwiazdkę, rzucił ją Koli i wzbił się powietrze.
Dziękuję krzyknął za nim Kola.
Wiesz powiedział Paweł zazdroszczę ci. Sam kapitan Wielkiego Kosmosu, dowódca
Pegaza , Połoskow podarował ci tę gwiazdkę. A wiesz przynajmniej, co to za gwiazdka?
Nie odparł Kola.
Każda gwiazdka oznacza kolejną gwiezdną ekspedycję. Kiedy ja byłem chłopcem, nawet o tym
nie marzyłem.
W tamtych czasach również byli kosmonauci.
Ale nie było gwiezdnych ekspedycji.
Zajmiemy się tą sprawą powiedział Kola przyczepiając gwiazdkę na rękawie.
Staruszek pomachał mu, odepchnął się nogą i popedałował na swym chwiejnym środku
lokomocji.
Kola był pewien, że autobus dawno już odjechał, ale na szczęście stał on ciągle na przystanku.
Miał opływowy kształt, cały mienił się i migotał. Brak w nim było okien i Kola domyślił się, że musi
się poruszać z ogromną szybkością.
Nad wejściem znajdował się napis: Prospekt Pokoju .
Kola rzekł sobie: raz kozie śmierć i wszedł do środka tuż za starszą opaloną kobietą o wyglądzie
sportsmenki, ubraną na wzór greckich bogiń w żółty chiton. Aby uniknąć wpadki, postanowił
dokładnie naśladować wszystkie jej ruchy.
Wewnątrz autobusu było widno, nie zauważył jednak miejsc siedzących. Wszyscy przesuwali się
do przodu. Kola szedł za sportsmenką krok w krok. Znalazłszy się mniej więcej w połowie autobusu,
spostrzegł w przodzie zasłonę, a nad nią napis: Wyjście. Prospekt Pokoju.
Kobieta zniknęła za zasłoną. Kola odczekał chwilę, po czym zrobił to samo i ujrzał kobietę
wychodzącą już na zewnątrz przez następne drzwi.
Znajdował się teraz na innym placu, przed nie znanym mu ogrodem. Kobieta weszła na ruchome
schody wiodące w dół. Z drzwi autobusu wychodzili wciąż nowi pasażerowie. Kola,
zdezorientowany, podszedł do dziewczynki w białym kombinezonie z wielką różą wyszytą na
ramieniu i spytał:
Przepraszam, jaki to przystanek?
Przystanek?
No, jak siÄ™ nazywa to miejsce?
Prospekt Pokoju. Nie widzisz czy co?
Dziękuję bąknął Kola w dalszym ciągu nic nie pojmując.
Wrócił do autobusu i przeczytał napis nad drzwiami: Wejście. Do placu Arbackiego .
Jak to się dzieje? Więc ten autobus donikąd nie jezdzi? Wsiadasz na jednym przystanku
i wysiadasz na drugim? A kto ciÄ™ wiezie?
Aamiąc sobie nad tym głowę, Kola podszedł do sąsiedniego autobusu. Nad jego tylnymi
drzwiami widniał napis: Wejście. Do Klasztoru Nowodiewiczego . Aha, teraz łatwo będzie
sprawdzić, Klasztor Nowodiewiczy zna doskonale. Już bez obawy wsiadł do autobusu, przeszedł
przez kabinę pasażerską, minął zasłonę, następnie wysiadł. Stał nad brzegiem rzeki Moskwy, tuż
obok wznosiły się różowe ściany Klasztoru Nowodiewiczego, spoza nich wychylały się kopuły
soboru i dzwonnica. Kola wrócił na Prospekt Pokoju. No cóż, wygodna komunikacja miejska.
W jakiejś powieści fantastyczno-naukowej czytał o transporcie zerowym. Tam statek kosmiczny
przeskakuje przestrzeń. Z pewnością i tu sprawa wygląda podobnie. Przy okazji trzeba będzie to
wyjaśnić.
REKORDZISTA W ZJADANIU LODÓW
Należało teraz flipnąć na kosmodrom. Takiego terminu użył archeolog Rrrr.
Kola nigdy dotąd nie flipał i nie widział, by robili to inni. Stanął więc z boku i zaczął się
przyglądać.
Niektórzy ludzie szli piechotą, inni sadowili się w przezroczystych pęcherzach, ktoś podszedł do
stojących rzędem słupków i wziął coś z jednego. Chyba warto się temu przyjrzeć. Nigdy nie
zaszkodzi popatrzeć, co gdzie dają.
Słupki były różnokolorowe. Na białym widniał napis Lody , na żółtym Lemoniada , na
zielonym Jabłka , na niebieskim Kanapki , na brązowym Kwas . Było ich ze trzydzieści,
toteż Kola nie chciał przyglądać się zbyt ciekawie wszystkim, by nie ujść za kogoś, kto widzi je po
raz pierwszy. Przechodzący obok mężczyzna nacisnął palcem klawisz na wierzchu słupka
i natychmiast wyskoczyła szklanka lemoniady Po wypiciu lemoniady mężczyzna odstawił szklankę na
miejsce. Schowała się natychmiast. Jasne jak słońce, rzekł sam do siebie Kola i podszedł do białego
słupka. Lody były czekoladowe, niezbyt słodkie, ale zjadliwe . Następnie powędrował do słupka
żółtego i popił lody lemoniadą. Potem spróbował kanapki z masłem i serem. Kanapkę wypadało
popić. Popił więc kwasem, a przy okazji zauważył napis Banany na pomarańczowym słupku.
Dobra, mogą być banany. Kola zjadł banana, skórkę zaś położył z powrotem na słupku zniknęła
w mgnieniu oka. Takie życie bardzo mu przypadło do gustu, wrócił więc do lodów. Za pierwszym
razem przycisnął ostatni klawisz z lewej, teraz postanowił wypróbować następny. Doskonale. Tym
razem lody były jabłkowe. Jadł je dużo wolniej i, aby nieco odetchnąć, zbliżył się do postoju, na
którym ludzie wsiadali do przezroczystych pęcherzy. Chciał się przyjrzeć, jak się to odbywa.
Przed wsiadającym pasażerem otwierał się okrągły właz, który jak tylko pasażer usadowił się
w fotelu zasuwała przezroczysta błona. Po przyciśnięciu jednego z guzików pęcherz wznosił się
nieco nad ziemię i odlatywał.
Zastanawiająca była również inna rzecz: ledwie pęcherz z pasażerem opuszczał postój, a już na
jego miejscu lądował następny pusty.
Kola podszedł do pustego pęcherza, nie wsiadł jednak, zerknął tylko usiłując dojrzeć napisy pod
guzikami. Przed fotelem znajdowała się pochyła tablica rozdzielcza z kilkoma rzędami guzików. Pod
każdym rzeczywiście widniał napis, tyle że bardzo drobnymi literkami, nie do odczytania z zewnątrz.
Może tu flipają właśnie w taki sposób pomyślał Koła. Zanim jednak uda się w podróż, musi
sprawdzić, jakie lody dostanie po naciśnięciu trzeciego klawisza. Wrócił więc do automatu. Tym
razem były to lody truskawkowe, po prostu wyśmienite, lepsze chyba od jabłkowych. Co prawda
zjeść je było już nieco trudniej, nie obeszło się bez jeszcze jednej szklanki lemoniady. [ Pobierz całość w formacie PDF ]