[ Pobierz całość w formacie PDF ]
płuca:
- I księżna Diana Spencer też umarła.
Ludzie tak długo o tym mówili. Ludzie mówili... Mówią,
będą mówić...
Jak ja mam wydobyć to nagranie? Jak?! O mamusiu...
Dzwonek do drzwi.
- Przyjdzcie po Sądzie Ostatecznym - gwałtownie
otwieram.
Za drzwiami stoi jakiś picuś - glancuś i zaczyna mi wtykać
w ręce czajnik elektryczny i toster, i komplet noży, i pluszową
papugę...
- Wygrała pani. Gratuluję! To wszystko należy do pani,
za darmo. Co za oszałamiające szczęście. Musi pani tylko
zapłacić podatek. I drobna suma dla kuriera...
Miotanie przedmiotami w durnego akwizytora uspokaja,
ale nie na tyle, aby tę metodę stosować w przyszłości. W
ogóle to właśnie te stresy sprawiają, że staję się taka
niesympatyczna. Chyba się przejdę, popatrzę sobie na trawę,
drzewa...
Przechodzę się.
Dotarłam pod supermarket. Instynktowny przymus zawsze
prowadzi przestępcę do miejsca zbrodni. Kaseta, kaseta,
kaseta" - tłoczy się w mojej głowie. A jeśli już ją
przekopiowali?
Ktoś klepie mnie po ramieniu. Podskakuję jak oparzona.
- Cześć, Scully! Jak tam ściganie marynowanych form
życia?
- To ty? - piszczę. Smętnie kiwa głową.
- Tego odcinka Z Archiwum X" nie będzie - patrzy na
mnie. - Kamera wysiadła.
Boże drogi, a jednak szczęście gości na tym świecie.
- Zwolnili cię? - Chcę być miła, więc pytam, bo może on
też miał fart?
Mulder kręci głową.
- To świetnie - szczebioczę.
- Zwietnie jak świetnie. - Ponurak. - Co ja się chłopakom
naopowiadałem! A oni nie chcą uwierzyć, ale jakby co, to
proszą o powtórkę.
Zwinie!
Przerzucam się na małe sklepy.
30 CZERWCA
Co mnie znowu podkusiło do złego! %7łeby do złego, ale
znacznie gorzej - podkusiło mnie do głupoty. Bo czy jest coś
gorszego niż pójście na zjazd szkolny w wieku dwudziestu
ośmiu lat? Jasne, że takie imprezki są organizowane dla
zramolałych pięćdziesięcioparolatków, którym skleroza
łaskawie wymazała z pamięci wspomnienia szkolnych
upiorów. W spokoju ducha mogą się śmiać ze swoich łysin,
chwalić brzuchem i wnuczętami czy w wypadku kobiet
wyrzucać z siebie na wyścigi nazwy specyfików łagodzących
menopauzę. W wieku dwudziestu ośmiu lat na school - balu
można tylko się dowiedzieć, że znienawidzona koleżanka na
zjazd nie przyjechała, bo:
- Wiecie, została aktorką i kreci film. W Wenecji, no z
tym kontrowersyjnym reżyserem, no jak mu tam...
Twój eks - chłopak, którego wciąż wspominasz każdego
pierwszego września, przywiózł narzeczoną.
Dwudziestoletnią, szczapowatą laskę o twarzy Winony Ryder
ze sztucznym afro (a mówił ci, jak kocha twoje jasne(!),
proste(!) włosy. Tak przekonywał, że spotykając się z nim,
przestałaś sypiać w wałkach, przez co grzywka wciąż
zakrywała ci oczy. Nieeeeeeeee). I pobierają się w sierpniu.
Klasowego kaszalota nie ma, bo klasowym kaszalotem
byłaś ty - choć im trudno uwierzyć w to, że wystarczy dziesięć
lat, by z kaszaloctwa wyrosnąć niczym z nocnych zmazów.
- Cześć, Anka! Nie myślałam, że przy twojej pracy stać
cię na operacje plastyczne! Ha, ha! Zwietnie wyglądasz.
Podobno pracujesz w jakimś sklepie?
- Jej chłopak... - Wypuszczam taką sójkę w bok Ewy, że
ta traci oddech i nie kończy.
- To nie jest mój chłopak, nie był i nigdy nie będzie!
- Sama? - Znowu ten głos. - Nie przejmuj się, Aniu!
Zawsze byłaś otwarta na nowe znajomości. Taka zbuntowana.
Nigdy nie wybaczą ci najładniejszych nóg na studniówce.
Ewka wciąż spogląda na mnie obrażona. Kiedy ja robiłam
maturę, ona kociła w pierwszej klasie.
A mnie wydawaliście się tacy sympatyczni".
Tak, tak, to właśnie school - bal.
Zaraz, kogoś tu brakuje. Gdzie przewodnicząca maturalnej
klasy? Aha, jest!
- Milena! - woła do zezującej blondynki Ewa.
- Jedno oko na Maroko - burczę i zastanawiam się, kiedy
Ewka zdołała się z nią skumplować.
- Hej, tylko cię troszkę drażnię - szepcze Ewa, widząc
moją minę.
Milena bryluje tak, by nikt nie przeoczył osiłka, który jej
towarzyszy.
- Co to za Franki - Frankenstein? Złodziej samochodów?
- Och nie - prycha Ewa złośliwie. - To by się kłóciło z
jego zręcznością. Ochroniarz. A jak chodzi o inne" sprawy,
to szkoda, że nie wzięła ze sobą prześcieradła...
Ewka wie więcej, niż się przyznaje.
- Głupio mieć na imię Milena (Ukochana), a nikogo nie
mieć, co?
- Też nikogo nie mam - smętnie mamroczę i już
zazdroszczę Ewce Wenecjusza.
- Ale ty masz inaczej na imię. To już wina chrzestnych.
- Milena chciała telefon twojego faceta i jakoś się ze mną
próbowała spiknąć...
- Ja nie mam faceta!
- Roberta. Widziała was w pubie, a pózniej nas obie...
DZIWKA! DZIWKA! DZIWKA! DZIWKA!
- Dziwka.
Kiedy Milena przechodzi koło nas, manifestacyjnie się
odwracam.
- Poznaliście Kubę? - pyta.
- Ja zamiast prześcieradła musiałabym nieść zbutwiałe
deski...
Ewka patrzy na mnie z przerażeniem.
- Dlaczego ty tak mnie nie lubisz? - oburza się Milena.
- To mnie zamknij i wyrzuć klucz. - Odwracam się. - I
gratuluję przebudzenia Zpiącej Królewny - rzucam na
odchodne.
Ewka znajduje mnie, kiedy w tempie kosmicznym
opróżniam butelkę wina.
- Daj no, egoistko, spróbować. Ten Kuba - zaczyna snuć
jak bajkę - miał ładną dziewczynę, ale ona nie chciała już
dłużej być z ochroniarzem. Smutne. Ochroniarz na złość
tamtej zaczął się umawiać z Mileną. Milena ma dwadzieścia
dziewięć lat, bo przez ten rok była opózniona w obowiązku
szkolnym w związku z operacją zeza. Ma dwadzieścia
dziewięć lat i jeszcze nigdy... No wiesz...
- Nie, nie wiem.
- Maroko i Zgierz.
- Aha.
Pokładamy się ze śmiechu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
płuca:
- I księżna Diana Spencer też umarła.
Ludzie tak długo o tym mówili. Ludzie mówili... Mówią,
będą mówić...
Jak ja mam wydobyć to nagranie? Jak?! O mamusiu...
Dzwonek do drzwi.
- Przyjdzcie po Sądzie Ostatecznym - gwałtownie
otwieram.
Za drzwiami stoi jakiś picuś - glancuś i zaczyna mi wtykać
w ręce czajnik elektryczny i toster, i komplet noży, i pluszową
papugę...
- Wygrała pani. Gratuluję! To wszystko należy do pani,
za darmo. Co za oszałamiające szczęście. Musi pani tylko
zapłacić podatek. I drobna suma dla kuriera...
Miotanie przedmiotami w durnego akwizytora uspokaja,
ale nie na tyle, aby tę metodę stosować w przyszłości. W
ogóle to właśnie te stresy sprawiają, że staję się taka
niesympatyczna. Chyba się przejdę, popatrzę sobie na trawę,
drzewa...
Przechodzę się.
Dotarłam pod supermarket. Instynktowny przymus zawsze
prowadzi przestępcę do miejsca zbrodni. Kaseta, kaseta,
kaseta" - tłoczy się w mojej głowie. A jeśli już ją
przekopiowali?
Ktoś klepie mnie po ramieniu. Podskakuję jak oparzona.
- Cześć, Scully! Jak tam ściganie marynowanych form
życia?
- To ty? - piszczę. Smętnie kiwa głową.
- Tego odcinka Z Archiwum X" nie będzie - patrzy na
mnie. - Kamera wysiadła.
Boże drogi, a jednak szczęście gości na tym świecie.
- Zwolnili cię? - Chcę być miła, więc pytam, bo może on
też miał fart?
Mulder kręci głową.
- To świetnie - szczebioczę.
- Zwietnie jak świetnie. - Ponurak. - Co ja się chłopakom
naopowiadałem! A oni nie chcą uwierzyć, ale jakby co, to
proszą o powtórkę.
Zwinie!
Przerzucam się na małe sklepy.
30 CZERWCA
Co mnie znowu podkusiło do złego! %7łeby do złego, ale
znacznie gorzej - podkusiło mnie do głupoty. Bo czy jest coś
gorszego niż pójście na zjazd szkolny w wieku dwudziestu
ośmiu lat? Jasne, że takie imprezki są organizowane dla
zramolałych pięćdziesięcioparolatków, którym skleroza
łaskawie wymazała z pamięci wspomnienia szkolnych
upiorów. W spokoju ducha mogą się śmiać ze swoich łysin,
chwalić brzuchem i wnuczętami czy w wypadku kobiet
wyrzucać z siebie na wyścigi nazwy specyfików łagodzących
menopauzę. W wieku dwudziestu ośmiu lat na school - balu
można tylko się dowiedzieć, że znienawidzona koleżanka na
zjazd nie przyjechała, bo:
- Wiecie, została aktorką i kreci film. W Wenecji, no z
tym kontrowersyjnym reżyserem, no jak mu tam...
Twój eks - chłopak, którego wciąż wspominasz każdego
pierwszego września, przywiózł narzeczoną.
Dwudziestoletnią, szczapowatą laskę o twarzy Winony Ryder
ze sztucznym afro (a mówił ci, jak kocha twoje jasne(!),
proste(!) włosy. Tak przekonywał, że spotykając się z nim,
przestałaś sypiać w wałkach, przez co grzywka wciąż
zakrywała ci oczy. Nieeeeeeeee). I pobierają się w sierpniu.
Klasowego kaszalota nie ma, bo klasowym kaszalotem
byłaś ty - choć im trudno uwierzyć w to, że wystarczy dziesięć
lat, by z kaszaloctwa wyrosnąć niczym z nocnych zmazów.
- Cześć, Anka! Nie myślałam, że przy twojej pracy stać
cię na operacje plastyczne! Ha, ha! Zwietnie wyglądasz.
Podobno pracujesz w jakimś sklepie?
- Jej chłopak... - Wypuszczam taką sójkę w bok Ewy, że
ta traci oddech i nie kończy.
- To nie jest mój chłopak, nie był i nigdy nie będzie!
- Sama? - Znowu ten głos. - Nie przejmuj się, Aniu!
Zawsze byłaś otwarta na nowe znajomości. Taka zbuntowana.
Nigdy nie wybaczą ci najładniejszych nóg na studniówce.
Ewka wciąż spogląda na mnie obrażona. Kiedy ja robiłam
maturę, ona kociła w pierwszej klasie.
A mnie wydawaliście się tacy sympatyczni".
Tak, tak, to właśnie school - bal.
Zaraz, kogoś tu brakuje. Gdzie przewodnicząca maturalnej
klasy? Aha, jest!
- Milena! - woła do zezującej blondynki Ewa.
- Jedno oko na Maroko - burczę i zastanawiam się, kiedy
Ewka zdołała się z nią skumplować.
- Hej, tylko cię troszkę drażnię - szepcze Ewa, widząc
moją minę.
Milena bryluje tak, by nikt nie przeoczył osiłka, który jej
towarzyszy.
- Co to za Franki - Frankenstein? Złodziej samochodów?
- Och nie - prycha Ewa złośliwie. - To by się kłóciło z
jego zręcznością. Ochroniarz. A jak chodzi o inne" sprawy,
to szkoda, że nie wzięła ze sobą prześcieradła...
Ewka wie więcej, niż się przyznaje.
- Głupio mieć na imię Milena (Ukochana), a nikogo nie
mieć, co?
- Też nikogo nie mam - smętnie mamroczę i już
zazdroszczę Ewce Wenecjusza.
- Ale ty masz inaczej na imię. To już wina chrzestnych.
- Milena chciała telefon twojego faceta i jakoś się ze mną
próbowała spiknąć...
- Ja nie mam faceta!
- Roberta. Widziała was w pubie, a pózniej nas obie...
DZIWKA! DZIWKA! DZIWKA! DZIWKA!
- Dziwka.
Kiedy Milena przechodzi koło nas, manifestacyjnie się
odwracam.
- Poznaliście Kubę? - pyta.
- Ja zamiast prześcieradła musiałabym nieść zbutwiałe
deski...
Ewka patrzy na mnie z przerażeniem.
- Dlaczego ty tak mnie nie lubisz? - oburza się Milena.
- To mnie zamknij i wyrzuć klucz. - Odwracam się. - I
gratuluję przebudzenia Zpiącej Królewny - rzucam na
odchodne.
Ewka znajduje mnie, kiedy w tempie kosmicznym
opróżniam butelkę wina.
- Daj no, egoistko, spróbować. Ten Kuba - zaczyna snuć
jak bajkę - miał ładną dziewczynę, ale ona nie chciała już
dłużej być z ochroniarzem. Smutne. Ochroniarz na złość
tamtej zaczął się umawiać z Mileną. Milena ma dwadzieścia
dziewięć lat, bo przez ten rok była opózniona w obowiązku
szkolnym w związku z operacją zeza. Ma dwadzieścia
dziewięć lat i jeszcze nigdy... No wiesz...
- Nie, nie wiem.
- Maroko i Zgierz.
- Aha.
Pokładamy się ze śmiechu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]