[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydarzyło - próbowała jej pomóc Savanna.
- Byłam przekonana, że poszedł do Kruka, ale
najwyrazniej nie. Kiedy rano powiedziałam staremu o
wyjezdzie Shane'a, był tak samo zaskoczony jak ja.
Powiedział, że tamtej nocy w ogóle go nie widział... że nawet
nie miał pojęcia, że Billy zaginął.
Savanna skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła brwi.
- Gdyby to Ryder wyciął taki numer, nikt by się nie
zdziwił. Ale Shane? On jest jak skała. Nie znam nikogo
równie spokojnego i rozważnego jak on - może oprócz Kruka.
Rozmawiałaś o tym z Mary?
- Nie. Wszyscy tak się cieszą narodzinami małego, że nie
chciałam im psuć nastroju. Zresztą, co babcia może wiedzieć o
zniknięciu Shane'a?
- Nie wiem. Ale spytać nie zaszkodzi. Obiecała tu zajrzeć
koło drugiej.
Jenny w milczeniu skubała róg poduszki.
- Czy jeszcze coś przede mną ukrywasz? - spytała
łagodnie Savanna.
Jenny nie była już w stanie dłużej powstrzymywać łez.
- Co takiego ciągnie mężczyzn z rodziny Malone'ów do
dziewczyn z Michigan? - spytała z goryczą. - Nawet Josh
zwariował na punkcie tej studentki z Ann Arbor.
- Jen. - Savanna spojrzała jej prosto w oczy. - Nie
odbiegaj od tematu.
- Jestem w ciąży - wyjąkała wreszcie.
- A... ale to było przecież zaledwie dwa dni temu... No to
jak...
- W chacie Josha. W czasie tej śnieżycy.
- Aha! Shane wie?
- Nie, dopiero wczoraj zrobiłam sobie próbę ciążową.
- I czekałaś tak długo, żeby mi o tym powiedzieć?
- Musiałam się zastanowić, co z tym wszystkim zrobić.
- I co?
- I postanowiłam, że jeśli do wtorku Shane się nie
odezwie, to w środę wracam do domu.
Savanna aż usiadła.
- Nie, Jenny, proszę. Kochasz to miejsce. Musisz zostać.
Zresztą już za dwa tygodnie Boże Narodzenie.
- To ponad moje siły. - Jenny mocno uścisnęła ręce
przyjaciółki. Po policzku spływały jej strumienie łez. -
Chciałabym tu zostać, ale nie potrafiłabym widywać Shane'a i
udawać, że nic się nie stało. A co powiem wszystkim, kiedy
moja ciąża zacznie być widoczna? Jeśli Max nie przystawi
Shane'owi pistoletu do głowy, to zrobi to Kruk. Nie chcę
zdobywać męża w ten sposób. Rozumiesz mnie, prawda?
- Chętnie bym go udusiła. - Savanna także zaczęła płakać.
- Kiedy Ryder powiedział mi o was, byłam pewna, że...
- Wiem, kochanie, wiem. Ja też.
- Wierzę jednak, że Shane odezwie się przed środą. Może
rzeczywiście miał ważny powód...
Przerwało im ciche pukanie do drzwi i do pokoju weszła
Mary.
ROZDZIAA JEDENASTY
Shane siedział naprzeciwko Charliego w przydrożnej
restauracji i słuchał z przejęciem jego opowieści o życiu w
rezerwacie. Niektóre z nich znał już od Kruka, ale dopiero
teraz wydały mu się bardzo ważne.
Teraz, kiedy już wiedział...
W ciągu pierwszej godziny Charlie poznał powód
zdenerwowania Shane'a i słuchał bez komentarza, kiedy ten
wylewał przed nim swą złość na Maksa i Kruka.
Kiedy przyszła jego kolej, nie nawiązał do tego, co
usłyszał, lecz zaczął wspominać Kruka i Mary, których dobrze
znał w młodości.
- Chodziliśmy do tej samej szkoły misyjnej w rezerwacie,
ale oboje przerwali ją chyba w szóstej klasie, bo musieli
pomagać rodzinom. Ja miałem więcej szczęścia. Posiadaliśmy
dużo koni, więc rodziców stać było na opłacenie mojej nauki.
Poszedłem do szkoły średniej w Hardin, a potem skończyłem
studia rolnicze.
Shane zauważył, że choć Charlie mówi jak człowiek
wykształcony, jego intonacja zachowała charakterystyczną
śpiewną kadencję. Przypomniał sobie, że Kruk mówił mu, iż
starsi Indianie rozmawiają z pobratymcami w ich własnym
języku, dlatego ci, którzy rzadko opuszczają rezerwat,
niechętnie mówią po angielsku.
- Ich rodziny były bardzo biedne - wyjaśnił Charlie. -
Kiedy więc jakiś inny mężczyzna zaproponował ojcu Mary
dużo koni, Kruk nie mógł z nim konkurować. Zresztą ojciec
tego mężczyzny ocalił kiedyś życie staremu Moonowi, więc
ten miał wobec niego dług wdzięczności. Dobito targu i Mary
spełniła wolę ojca.
Przed oczami Shane'a stanęła twarz Mary. Widać było na
niej trudy życia.
- Kiedy Kruk przyszedł mnie odwiedzić, był załamany.
Nie wiedział, co robić... Miałem małą chatkę na brzegu Little
Big Horn. Wciąż ją mam.
Shane słyszał o tym miejscu, ale nigdy go nie widział. W
napięciu czekał na dalsze słowa Charliego.
- Najpierw pościmy cztery dni, a potem idziemy do takiej
chatki i słuchamy Wielkiego Ducha... tego cichego głosu w
naszym wnętrzu, który zawsze mówi prawdę... Który wie, co
należy zrobić. - Charlie zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał
się nad czymś ważnym. - Kiedy ostatnio jadłeś?
- W piątek wieczorem - odparł Shane, wiedząc już, do
czego zmierza ta rozmowa.
- We wtorek wieczorem mógłbym rozpalić tam ognisko...
i posiedzieć z tobą.
Przed podjęciem decyzji Shane chciał dowiedzieć się
czegoś więcej o Kruku.
- Czy to właśnie po pobycie w twojej chacie Kruk opuścił
rezerwat?
- Tak. Wkrótce potem napisał do mnie, że pracuje przy
koniach na ranczu Malone'ów. Wrócił dopiero po pogrzebie
męża i syna Mary. Nie na długo, a i potem rzadko tu zaglądał
Mary bardzo cierpiała i przez lata w ogóle nie wychodziła z
domu. W końcu poszła do kościoła i potem zaczęła spotykać
się z dawnymi przyjaciółmi, ale Kruk już jej nie odwiedzał, bo
myślał, że sprawia jej tylko ból. Bardzo się ucieszyłem, kiedy
usłyszałem, że pojechała go odwiedzić. Może jeszcze znajdą
razem szczęście.
Zapach smażonego bekonu podrażnił nozdrza Shane'a,
lecz. postanowił się nie poddawać. Wytrzyma jeszcze dwa dni.
Wiedział, jakie znaczenie ma dla Indian liczba cztery".
Dla Indian, powtórzył w myślach.
Ja też jestem Indianinem.
Kelnerka podała im kubki z kawą i Shane przez chwilę
ogrzewał ręce, trzymając w nich ciepłe naczynie. Zastanawiał
się nad propozycją Charliego.
- Tak - odparł, kiedy był już pewien.
Charlie uśmiechnął się i kiwnął głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
wydarzyło - próbowała jej pomóc Savanna.
- Byłam przekonana, że poszedł do Kruka, ale
najwyrazniej nie. Kiedy rano powiedziałam staremu o
wyjezdzie Shane'a, był tak samo zaskoczony jak ja.
Powiedział, że tamtej nocy w ogóle go nie widział... że nawet
nie miał pojęcia, że Billy zaginął.
Savanna skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła brwi.
- Gdyby to Ryder wyciął taki numer, nikt by się nie
zdziwił. Ale Shane? On jest jak skała. Nie znam nikogo
równie spokojnego i rozważnego jak on - może oprócz Kruka.
Rozmawiałaś o tym z Mary?
- Nie. Wszyscy tak się cieszą narodzinami małego, że nie
chciałam im psuć nastroju. Zresztą, co babcia może wiedzieć o
zniknięciu Shane'a?
- Nie wiem. Ale spytać nie zaszkodzi. Obiecała tu zajrzeć
koło drugiej.
Jenny w milczeniu skubała róg poduszki.
- Czy jeszcze coś przede mną ukrywasz? - spytała
łagodnie Savanna.
Jenny nie była już w stanie dłużej powstrzymywać łez.
- Co takiego ciągnie mężczyzn z rodziny Malone'ów do
dziewczyn z Michigan? - spytała z goryczą. - Nawet Josh
zwariował na punkcie tej studentki z Ann Arbor.
- Jen. - Savanna spojrzała jej prosto w oczy. - Nie
odbiegaj od tematu.
- Jestem w ciąży - wyjąkała wreszcie.
- A... ale to było przecież zaledwie dwa dni temu... No to
jak...
- W chacie Josha. W czasie tej śnieżycy.
- Aha! Shane wie?
- Nie, dopiero wczoraj zrobiłam sobie próbę ciążową.
- I czekałaś tak długo, żeby mi o tym powiedzieć?
- Musiałam się zastanowić, co z tym wszystkim zrobić.
- I co?
- I postanowiłam, że jeśli do wtorku Shane się nie
odezwie, to w środę wracam do domu.
Savanna aż usiadła.
- Nie, Jenny, proszę. Kochasz to miejsce. Musisz zostać.
Zresztą już za dwa tygodnie Boże Narodzenie.
- To ponad moje siły. - Jenny mocno uścisnęła ręce
przyjaciółki. Po policzku spływały jej strumienie łez. -
Chciałabym tu zostać, ale nie potrafiłabym widywać Shane'a i
udawać, że nic się nie stało. A co powiem wszystkim, kiedy
moja ciąża zacznie być widoczna? Jeśli Max nie przystawi
Shane'owi pistoletu do głowy, to zrobi to Kruk. Nie chcę
zdobywać męża w ten sposób. Rozumiesz mnie, prawda?
- Chętnie bym go udusiła. - Savanna także zaczęła płakać.
- Kiedy Ryder powiedział mi o was, byłam pewna, że...
- Wiem, kochanie, wiem. Ja też.
- Wierzę jednak, że Shane odezwie się przed środą. Może
rzeczywiście miał ważny powód...
Przerwało im ciche pukanie do drzwi i do pokoju weszła
Mary.
ROZDZIAA JEDENASTY
Shane siedział naprzeciwko Charliego w przydrożnej
restauracji i słuchał z przejęciem jego opowieści o życiu w
rezerwacie. Niektóre z nich znał już od Kruka, ale dopiero
teraz wydały mu się bardzo ważne.
Teraz, kiedy już wiedział...
W ciągu pierwszej godziny Charlie poznał powód
zdenerwowania Shane'a i słuchał bez komentarza, kiedy ten
wylewał przed nim swą złość na Maksa i Kruka.
Kiedy przyszła jego kolej, nie nawiązał do tego, co
usłyszał, lecz zaczął wspominać Kruka i Mary, których dobrze
znał w młodości.
- Chodziliśmy do tej samej szkoły misyjnej w rezerwacie,
ale oboje przerwali ją chyba w szóstej klasie, bo musieli
pomagać rodzinom. Ja miałem więcej szczęścia. Posiadaliśmy
dużo koni, więc rodziców stać było na opłacenie mojej nauki.
Poszedłem do szkoły średniej w Hardin, a potem skończyłem
studia rolnicze.
Shane zauważył, że choć Charlie mówi jak człowiek
wykształcony, jego intonacja zachowała charakterystyczną
śpiewną kadencję. Przypomniał sobie, że Kruk mówił mu, iż
starsi Indianie rozmawiają z pobratymcami w ich własnym
języku, dlatego ci, którzy rzadko opuszczają rezerwat,
niechętnie mówią po angielsku.
- Ich rodziny były bardzo biedne - wyjaśnił Charlie. -
Kiedy więc jakiś inny mężczyzna zaproponował ojcu Mary
dużo koni, Kruk nie mógł z nim konkurować. Zresztą ojciec
tego mężczyzny ocalił kiedyś życie staremu Moonowi, więc
ten miał wobec niego dług wdzięczności. Dobito targu i Mary
spełniła wolę ojca.
Przed oczami Shane'a stanęła twarz Mary. Widać było na
niej trudy życia.
- Kiedy Kruk przyszedł mnie odwiedzić, był załamany.
Nie wiedział, co robić... Miałem małą chatkę na brzegu Little
Big Horn. Wciąż ją mam.
Shane słyszał o tym miejscu, ale nigdy go nie widział. W
napięciu czekał na dalsze słowa Charliego.
- Najpierw pościmy cztery dni, a potem idziemy do takiej
chatki i słuchamy Wielkiego Ducha... tego cichego głosu w
naszym wnętrzu, który zawsze mówi prawdę... Który wie, co
należy zrobić. - Charlie zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał
się nad czymś ważnym. - Kiedy ostatnio jadłeś?
- W piątek wieczorem - odparł Shane, wiedząc już, do
czego zmierza ta rozmowa.
- We wtorek wieczorem mógłbym rozpalić tam ognisko...
i posiedzieć z tobą.
Przed podjęciem decyzji Shane chciał dowiedzieć się
czegoś więcej o Kruku.
- Czy to właśnie po pobycie w twojej chacie Kruk opuścił
rezerwat?
- Tak. Wkrótce potem napisał do mnie, że pracuje przy
koniach na ranczu Malone'ów. Wrócił dopiero po pogrzebie
męża i syna Mary. Nie na długo, a i potem rzadko tu zaglądał
Mary bardzo cierpiała i przez lata w ogóle nie wychodziła z
domu. W końcu poszła do kościoła i potem zaczęła spotykać
się z dawnymi przyjaciółmi, ale Kruk już jej nie odwiedzał, bo
myślał, że sprawia jej tylko ból. Bardzo się ucieszyłem, kiedy
usłyszałem, że pojechała go odwiedzić. Może jeszcze znajdą
razem szczęście.
Zapach smażonego bekonu podrażnił nozdrza Shane'a,
lecz. postanowił się nie poddawać. Wytrzyma jeszcze dwa dni.
Wiedział, jakie znaczenie ma dla Indian liczba cztery".
Dla Indian, powtórzył w myślach.
Ja też jestem Indianinem.
Kelnerka podała im kubki z kawą i Shane przez chwilę
ogrzewał ręce, trzymając w nich ciepłe naczynie. Zastanawiał
się nad propozycją Charliego.
- Tak - odparł, kiedy był już pewien.
Charlie uśmiechnął się i kiwnął głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]