[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się przekonać, jak długo ta przewrotna kobieta będzie w stanie się mu
opierać.
Niedługo. Jej wargi rozchyliły się nagle, zaczerpnęła powietrzą, a
potem poddała mu się, pozwalając, by wsunął język głębiej, dalej; by
dotknął nim jej języka i rozpoczął wraz z nim upojny, miłosny taniec.
Luc mruknął z zadowoleniem. Przeciągnął dłońmi po szczupłych
plecach, potem po pośladkach. Głaskał je przez chwilę, czując, jak
napinają się pod jego dotykiem, aż wreszcie podciągnął do góry krótką
spódniczkę i przywarł do jej łona wypełnionymi gorącym pulsowaniem
lędzwiami. Chciał czuć ją blisko, jak najbliżej, pożądał jedwabistej
gładkości jej nóg, marzył, by oplotła go nimi i oddała mu się bez oporu.
Podniósł głowę i spojrzał na nią przymglonym wzrokiem. Miała
przymknięte oczy, rozkosz malowała się na jej twarzy. Wymruczała coś,
jakby domagając się kolejnej porcji pieszczot, on zaś skwapliwie uniósł ją
do góry i nie zwlekając, przeniósł na łóżko.
Była tak piękna, tak zniewalająca w tej swojej pełnej oddania pozie,
że natychmiast uklęknął przy niej, by czym prędzej pozbawić jej ubrania
i móc zanurzyć się w niej niczym w kielichu rozkoszy. Westchnął błogo,
sięgnął do suwaka spódnicy - i w następnej chwili poczuł zimne ostrze
noża, który Emma przycisnęła mu do gardła.
Nie poruszył się. Kuszące spojrzenie Emmy O'Bannion w jednej chwili
33
RS
straciło cały swój zmysłowy urok.
- Zejdz ze mnie - zażądała ostrym głosem - albo naprawdę cię
zabiję!
Luc nie poruszył się nawet. Widział, że ręce jej się trzęsą, czuł, jak
ostry nóż drasnął lekko mu szyję. Wciąż nie miał pewności, kim jest ta
dziewczyna, ale wiedział już, że nie ma absolutnie żadnego
doświadczenia ani odpowiedniego przeszkolenia. Intuicja podpowiadała
mu, że Emma nie zraniłaby nawet muchy. Jej ruchy były zbyt nerwowe,
zbyt nieporadne. A przecież groziła mu tylko nożem. Gdyby przyszło jej
zabić z zimną krwią... Nie, z pewnością nie dałaby rady.
Mógł obezwładnić ją w mgnieniu oka, ale zamiast tego posłusznie się
z niej zsunął. Nie chciał, by zauważyła ranę, którą niechcący mu zadała.
Wprawdzie to tylko niewielkie skaleczenie, ale był pewien, że
wystarczyłoby do tego, by Emma wpadła w panikę. A przecież na razie
nie miał powodu jej straszyć, na to przyjdzie jeszcze pora.
Gdy usiadła i szybkim ruchem obciągnęła spódnicę, skrzywił się
odruchowo. Miała tak długie, tak piękne nogi, że mógłby na nie patrzeć
bez końca. Widząc, jak nie może sobie poradzić z zawiązaniem bluzki na
piersiach, uśmiechnął się i już miał zaoferować, że potrzyma broń, aby
mogła posłużyć się obiema rękoma, ostatecznie jednak zrezygnował.
Chyba nie doceniłaby tego gestu.
W końcu zawiązała węzeł w talii, odsłaniając tym samym uroczy
fragmencik płaskiego brzucha, i spytała, usiłując nadać swemu głosowi
twarde i zdecydowane brzmienie:
- Gdzie jest telefon?
- A do kogo chcesz zadzwonić, dziecino?
- Na policję, to chyba jasne. Choć nie wiem, czy nie powinnam
wezwać karetki ze szpitala psychiatrycznego. Mam do czynienia z
wariatem!
- Przykro mi, tu nie ma telefonu - odparł spokojnie Luc. Miał co
prawda aparat komórkowy w samochodzie, ale nie zamierzał jej o tym
mówić.
Zagryzła usta. Zdaje się, że próbowała odpowiedzieć sobie w myślach
34
RS
na niełatwe pytanie: jak jednocześnie grozić mężczyznie nożem i przed
nim uciekać? Luc wciąż pozwalał jej sądzić, że boi się poruszyć, a ona
panuje nad sytuacją. Może więcej z niej wyciągnie w ten sposób?
- Gdzie są moje buty? - zapytała.
- W samochodzie. Mam ci je przynieść?
- Nie! Nie ruszaj się. - Popatrzyła przez ramię przez okno, na
rozjaśniające śnieżny pejzaż światło poranka. Kolejny błąd, żaden
wyszkolony agent nie pozwoliłby sobie na taką chwilę nieuwagi.
- Jeśli pożyczysz moje buty, sama będziesz mogła sobie przynieść
pantofle z samochodu - podpowiedział grzecznie.
- Jasne. A ty w tym czasie uciekniesz.
- %7łałowałabyś? Zaskoczyło ją to pytanie.
- Nie - odparła po chwili namysłu. - Wolę, żebyś trzymał się ode
mnie z daleka. Jeśli mi to obiecasz, nawet nie wniosę na ciebie skargi.
Wzruszyła go swoją naiwnością. Ktoś taki nie tylko nie był zdolny do
dokonania zabójstwa, ale sam mógłby być łatwym celem w olbrzymim,
groznym mieście, jakim był Nowy Jork.
- Nic ci nie mogę obiecać, Emmo...
- Cicho! Gdzie są te twoje buty? - Machnęła żałośnie nożem przed
jego twarzą. - Mów!
- Spokojnie, dziecino. Leżą przed tobą.
Schyliła się, nie spuszczając zeń wzroku. Wzięła jego ciężkie buty i
zaczęła je zakładać. Nagle poczuła coś wewnątrz, wyjęła szybko stopę i
zapytała:
- A to co?
- Nóż.
Zajrzała do środka i wydobyła z buta długi, wąski sztylet. Potem
podniosła drugi but, z którego wyciągnęła cienką linkę.
- A to? - Spojrzała na Luca z przerażeniem.
- A to inny drobiazg na specjalne okazje.
- Boże, co z ciebie za potwór? Jesteś wynajętym mordercą?
- Hm...
- Terrorystą?
35
RS
- Niezupełnie.
- Więc kim?
- Emerytem.
- Co?!
- Emerytowanym agentem pewnego departamentu francuskiego
rządu. Nazwa i tak ci nic nie powie, mało kto ją zna.
- Jesteś szpiegiem!
- Daj spokój. Przecież powiedziałem, że jestem emerytem.
- Siadaj! - zażądała, wskazując krzesło.
- Po co?
- Teraz ja wydaję polecenia, jasne? Chcę sprawdzić, czy masz
jeszcze przy sobie jakąś broń.
Luc westchnął ciężko i poradził jej dobrotliwie:
- Powinnaś najpierw związać mi ręce.
- Cicho! Sama wiem, co mam robić! - Podniosła z podłogi jeden z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
się przekonać, jak długo ta przewrotna kobieta będzie w stanie się mu
opierać.
Niedługo. Jej wargi rozchyliły się nagle, zaczerpnęła powietrzą, a
potem poddała mu się, pozwalając, by wsunął język głębiej, dalej; by
dotknął nim jej języka i rozpoczął wraz z nim upojny, miłosny taniec.
Luc mruknął z zadowoleniem. Przeciągnął dłońmi po szczupłych
plecach, potem po pośladkach. Głaskał je przez chwilę, czując, jak
napinają się pod jego dotykiem, aż wreszcie podciągnął do góry krótką
spódniczkę i przywarł do jej łona wypełnionymi gorącym pulsowaniem
lędzwiami. Chciał czuć ją blisko, jak najbliżej, pożądał jedwabistej
gładkości jej nóg, marzył, by oplotła go nimi i oddała mu się bez oporu.
Podniósł głowę i spojrzał na nią przymglonym wzrokiem. Miała
przymknięte oczy, rozkosz malowała się na jej twarzy. Wymruczała coś,
jakby domagając się kolejnej porcji pieszczot, on zaś skwapliwie uniósł ją
do góry i nie zwlekając, przeniósł na łóżko.
Była tak piękna, tak zniewalająca w tej swojej pełnej oddania pozie,
że natychmiast uklęknął przy niej, by czym prędzej pozbawić jej ubrania
i móc zanurzyć się w niej niczym w kielichu rozkoszy. Westchnął błogo,
sięgnął do suwaka spódnicy - i w następnej chwili poczuł zimne ostrze
noża, który Emma przycisnęła mu do gardła.
Nie poruszył się. Kuszące spojrzenie Emmy O'Bannion w jednej chwili
33
RS
straciło cały swój zmysłowy urok.
- Zejdz ze mnie - zażądała ostrym głosem - albo naprawdę cię
zabiję!
Luc nie poruszył się nawet. Widział, że ręce jej się trzęsą, czuł, jak
ostry nóż drasnął lekko mu szyję. Wciąż nie miał pewności, kim jest ta
dziewczyna, ale wiedział już, że nie ma absolutnie żadnego
doświadczenia ani odpowiedniego przeszkolenia. Intuicja podpowiadała
mu, że Emma nie zraniłaby nawet muchy. Jej ruchy były zbyt nerwowe,
zbyt nieporadne. A przecież groziła mu tylko nożem. Gdyby przyszło jej
zabić z zimną krwią... Nie, z pewnością nie dałaby rady.
Mógł obezwładnić ją w mgnieniu oka, ale zamiast tego posłusznie się
z niej zsunął. Nie chciał, by zauważyła ranę, którą niechcący mu zadała.
Wprawdzie to tylko niewielkie skaleczenie, ale był pewien, że
wystarczyłoby do tego, by Emma wpadła w panikę. A przecież na razie
nie miał powodu jej straszyć, na to przyjdzie jeszcze pora.
Gdy usiadła i szybkim ruchem obciągnęła spódnicę, skrzywił się
odruchowo. Miała tak długie, tak piękne nogi, że mógłby na nie patrzeć
bez końca. Widząc, jak nie może sobie poradzić z zawiązaniem bluzki na
piersiach, uśmiechnął się i już miał zaoferować, że potrzyma broń, aby
mogła posłużyć się obiema rękoma, ostatecznie jednak zrezygnował.
Chyba nie doceniłaby tego gestu.
W końcu zawiązała węzeł w talii, odsłaniając tym samym uroczy
fragmencik płaskiego brzucha, i spytała, usiłując nadać swemu głosowi
twarde i zdecydowane brzmienie:
- Gdzie jest telefon?
- A do kogo chcesz zadzwonić, dziecino?
- Na policję, to chyba jasne. Choć nie wiem, czy nie powinnam
wezwać karetki ze szpitala psychiatrycznego. Mam do czynienia z
wariatem!
- Przykro mi, tu nie ma telefonu - odparł spokojnie Luc. Miał co
prawda aparat komórkowy w samochodzie, ale nie zamierzał jej o tym
mówić.
Zagryzła usta. Zdaje się, że próbowała odpowiedzieć sobie w myślach
34
RS
na niełatwe pytanie: jak jednocześnie grozić mężczyznie nożem i przed
nim uciekać? Luc wciąż pozwalał jej sądzić, że boi się poruszyć, a ona
panuje nad sytuacją. Może więcej z niej wyciągnie w ten sposób?
- Gdzie są moje buty? - zapytała.
- W samochodzie. Mam ci je przynieść?
- Nie! Nie ruszaj się. - Popatrzyła przez ramię przez okno, na
rozjaśniające śnieżny pejzaż światło poranka. Kolejny błąd, żaden
wyszkolony agent nie pozwoliłby sobie na taką chwilę nieuwagi.
- Jeśli pożyczysz moje buty, sama będziesz mogła sobie przynieść
pantofle z samochodu - podpowiedział grzecznie.
- Jasne. A ty w tym czasie uciekniesz.
- %7łałowałabyś? Zaskoczyło ją to pytanie.
- Nie - odparła po chwili namysłu. - Wolę, żebyś trzymał się ode
mnie z daleka. Jeśli mi to obiecasz, nawet nie wniosę na ciebie skargi.
Wzruszyła go swoją naiwnością. Ktoś taki nie tylko nie był zdolny do
dokonania zabójstwa, ale sam mógłby być łatwym celem w olbrzymim,
groznym mieście, jakim był Nowy Jork.
- Nic ci nie mogę obiecać, Emmo...
- Cicho! Gdzie są te twoje buty? - Machnęła żałośnie nożem przed
jego twarzą. - Mów!
- Spokojnie, dziecino. Leżą przed tobą.
Schyliła się, nie spuszczając zeń wzroku. Wzięła jego ciężkie buty i
zaczęła je zakładać. Nagle poczuła coś wewnątrz, wyjęła szybko stopę i
zapytała:
- A to co?
- Nóż.
Zajrzała do środka i wydobyła z buta długi, wąski sztylet. Potem
podniosła drugi but, z którego wyciągnęła cienką linkę.
- A to? - Spojrzała na Luca z przerażeniem.
- A to inny drobiazg na specjalne okazje.
- Boże, co z ciebie za potwór? Jesteś wynajętym mordercą?
- Hm...
- Terrorystą?
35
RS
- Niezupełnie.
- Więc kim?
- Emerytem.
- Co?!
- Emerytowanym agentem pewnego departamentu francuskiego
rządu. Nazwa i tak ci nic nie powie, mało kto ją zna.
- Jesteś szpiegiem!
- Daj spokój. Przecież powiedziałem, że jestem emerytem.
- Siadaj! - zażądała, wskazując krzesło.
- Po co?
- Teraz ja wydaję polecenia, jasne? Chcę sprawdzić, czy masz
jeszcze przy sobie jakąś broń.
Luc westchnął ciężko i poradził jej dobrotliwie:
- Powinnaś najpierw związać mi ręce.
- Cicho! Sama wiem, co mam robić! - Podniosła z podłogi jeden z [ Pobierz całość w formacie PDF ]