[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dworze panowała jeszcze ciemność, ale był sam. Rachel zniknęła, a kiedy
przesunął dłonią po miejscu, gdzie leżała, okazało się zimne.
Oparł się na łokciu i rozejrzał po pokoju. Gdzie u diabła ona się podziała?
Z łazienki nie dochodziły żadne dzwięki. Czy aby nie zrobiła tego głupstwa i
nie wyszła z domu sama?
Joe nie miał ochoty wstawać. Nadal odczuwał miły bezwład, który
zawsze następuje po dobrym seksie. Jedyne, co chciał, to kochać się znowu z
Rachel.
Zrzucił z siebie kołdrę i wstał z łóżka. Włożył spodnie i koszulę, po czym
poszedł w stronę schodów. Która to może być godzina? zastanawiał się,
próbując coś zobaczyć na zegarku. Wyglądało na to, że jest za kwadrans
czwarta. Czy to możliwe? Rachel może być już kilometry stąd.
Na dole też panowała cisza. Nie paliło się żadne światło. Poczuł ucisk w
żołądku. Nie chciał się przyznać sam przed sobą, że martwi się o nią. Do
diabła, czy ona go obwinia za to, co się stało? A może sama czuje się winna,
ponieważ po raz pierwszy od Bóg wie jak dawna, wzięła sobie wolne? Od
Daisy?
Coraz bardziej zdenerwowany przeszukał wszystkie pokoje na parterze,
poszedł nawet do kuchni w nadziei, że zachciało się jej pić.
Wrócił do salonu i nalał sobie solidną porcję burbona. Już miał się napić,
gdy jakiś ruch na patio zwrócił jego uwagę. Wyszedł na zewnątrz nad
jednym z leżaków unosił się na wietrze turkusowy materiał. Rachel siedziała
tam wyraznie nieświadoma, że przeraziła go śmiertelnie.
111
RS
Nie zastanawiał się długo, otworzył drzwi z hałasem; spojrzała na niego
przestraszona.
Och powiedziała obudziłeś się.
Owszem. Z trudem powstrzymywał gniew. Co ty tu u diabła robisz?
Nie wiesz, że szukam cię od pół godziny?
Nie. Potrzebowałam świeżego powietrza.
Ty to nazywasz powietrzem? zapytał Joe uszczypliwie.
No, wiatr działa odświeżająco broniła się, a potem, jakby odzyskując
nieco swojego dawnego ducha, oznajmiła: Nie wiedziałam, że mam ci
meldować każdy swój ruch.
Joe zamknął oczy na chwilę. Podrapał się po głowie.
Ależ nie musisz. Przepraszam. Niepokoiłem się po prostu o ciebie.
Zobaczył, że sztywnieje.
Nie musisz się o mnie martwić, jestem przyzwyczajona dbać o siebie
sama.
Tak, tak. Joe zorientował się, że nie tędy droga. Ale martwiłem się.
Myślałem no nieważne, co myślałem. Chodzmy do środka.
Rachel się zawahała, ale w końcu ruszyła w stronę domu. Musiała przejść
koło Joe, ale kiedy on chciał chwycić ją za ramię, zrobiła unik. Z miną
urażonej godności minęła go i zatrzymała się dopiero pośrodku holu.
Chciałabym już wrócić do hotelu oznajmiła. Zadzwoniłabym po
taksówkę, ale nie znam numeru.
Nie idz prosił chrapliwie. Wiem, że cię uraziłem, ale taki już
jestem. Ten wieczór wiele dla mnie znaczy. Nie możemy wrócić do punktu
sprzed twojego zniknięcia? Oczy mu pociemniały. Czy ty masz pojęcie,
jaka jesteś pociągająca bez żadnego makijażu? Niewiele kobiet może to o sobie
powiedzieć.
112
RS
A ty poznałeś kilka mruknęła Rachel, cofając się o krok, by utrzymać
między nimi stałą odległość.
Uśmiech Joe zniknął.
To nie ma nic wspólnego z nami. Na miłość boską, Rachel, nie
będziesz chyba mówić o mojej przeszłości!
A dlaczego nie? Rachel miała mnóstwo czasu na myślenie, gdy
siedziała na patio. Chociaż doszła do wniosku, że nie żałuje tego, co się stało,
postanowiła, że to się nie zdarzy nigdy więcej. To zbyt niebezpieczne. Ona nie
jest stworzona do tego rodzaju związków. Oczywiście pochlebiało jej, że mu
się podoba, ale zdawała sobie sprawę, że tylko ona wyjdzie z tego poraniona,
nikt inny.
Rachel... Rozmawiałaś ze Steve'em?
Tak. Przyszedł dziś po południu do szpitala.
Joe poczuł ukłucie czegoś, czego nie chciał rozpoznać jako zazdrość.
Lauren z nim była?
Nie.
Nic mi o tym nie mówiłaś.
Rachel szeroko otworzyła oczy.
A powinnam?
No nie wiem. Sądziłem, że moja opinia się dla ciebie liczy.
Rachel westchnęła.
Liczy się. Nie został długo.
Joe się zawahał.
I co czułaś, widząc go po całym tym roku?
Trochę dłużej. Rachel wzruszyła ramionami. Tak naprawdę, to było
mi go żal.
113
RS
%7łal? Joe nie potrafił ukryć frustracji. Co ty mówisz? %7łe nadal
zależy ci na tym facecie? Nawet po tym, jak się wobec ciebie zachował?
Nie, nie wpadła mu w słowo. Już dawno mi nie zależy na Steve'ie
Carlyle'u.
Tak więc to nie o niego chodzi?
O Steve'a? Rachel nie próbowała nawet udawać, że rozumie. Nie!
No to co tu się dzieje? zapytał zagniewany Joe. Myślałem, że
chcesz tego tak samo jak ja.
Takie w każdym razie sprawiałaś wrażenie. Co zrobiłem nie tak?
Nic wyszeptała zgnębiona. To było miłe, gdy trwało, ale teraz się
skończyło.
Akurat!
Tak. Lubię cię, Joe. Bardzo cię lubię. I wiele ci zawdzięczam. Obie ci
wiele zawdzięczamy z Daisy.
Nic mi nie zawdzięczacie Joe wpadł we wściekłość zarówno z
powodu niezwykłych emocji, które odczuwał, jak i tego, co mówiła Rachel.
Ja po prostu nie rozumiem, co się dzieje.
Uważam, że nie powinniśmy się już więcej widzieć.
Oszalałaś? Joe zaklął, a ona cofnęła się o kolejny krok.
Przepraszam. Wiem, że prawdopodobnie wyglądam na bardzo
starodawną osobę, ale to z powodu bardzo zachowawczego życia, które wiodę.
I bez względu na to, jaka ci się wydałam, ja takich rzeczy nie robię.
Jakich rzeczy?
Nie sypiam z mężczyznami, których ledwo znam odparła szybko.
Może cię to dziwić, zwłaszcza po Steve'ie, ale ja nadal wierzę w małżeństwo.
Dla dobra Daisy muszę myśleć o przyszłości. A obydwoje wiemy, że to nie ma
nic wspólnego z tobą.
114
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
dworze panowała jeszcze ciemność, ale był sam. Rachel zniknęła, a kiedy
przesunął dłonią po miejscu, gdzie leżała, okazało się zimne.
Oparł się na łokciu i rozejrzał po pokoju. Gdzie u diabła ona się podziała?
Z łazienki nie dochodziły żadne dzwięki. Czy aby nie zrobiła tego głupstwa i
nie wyszła z domu sama?
Joe nie miał ochoty wstawać. Nadal odczuwał miły bezwład, który
zawsze następuje po dobrym seksie. Jedyne, co chciał, to kochać się znowu z
Rachel.
Zrzucił z siebie kołdrę i wstał z łóżka. Włożył spodnie i koszulę, po czym
poszedł w stronę schodów. Która to może być godzina? zastanawiał się,
próbując coś zobaczyć na zegarku. Wyglądało na to, że jest za kwadrans
czwarta. Czy to możliwe? Rachel może być już kilometry stąd.
Na dole też panowała cisza. Nie paliło się żadne światło. Poczuł ucisk w
żołądku. Nie chciał się przyznać sam przed sobą, że martwi się o nią. Do
diabła, czy ona go obwinia za to, co się stało? A może sama czuje się winna,
ponieważ po raz pierwszy od Bóg wie jak dawna, wzięła sobie wolne? Od
Daisy?
Coraz bardziej zdenerwowany przeszukał wszystkie pokoje na parterze,
poszedł nawet do kuchni w nadziei, że zachciało się jej pić.
Wrócił do salonu i nalał sobie solidną porcję burbona. Już miał się napić,
gdy jakiś ruch na patio zwrócił jego uwagę. Wyszedł na zewnątrz nad
jednym z leżaków unosił się na wietrze turkusowy materiał. Rachel siedziała
tam wyraznie nieświadoma, że przeraziła go śmiertelnie.
111
RS
Nie zastanawiał się długo, otworzył drzwi z hałasem; spojrzała na niego
przestraszona.
Och powiedziała obudziłeś się.
Owszem. Z trudem powstrzymywał gniew. Co ty tu u diabła robisz?
Nie wiesz, że szukam cię od pół godziny?
Nie. Potrzebowałam świeżego powietrza.
Ty to nazywasz powietrzem? zapytał Joe uszczypliwie.
No, wiatr działa odświeżająco broniła się, a potem, jakby odzyskując
nieco swojego dawnego ducha, oznajmiła: Nie wiedziałam, że mam ci
meldować każdy swój ruch.
Joe zamknął oczy na chwilę. Podrapał się po głowie.
Ależ nie musisz. Przepraszam. Niepokoiłem się po prostu o ciebie.
Zobaczył, że sztywnieje.
Nie musisz się o mnie martwić, jestem przyzwyczajona dbać o siebie
sama.
Tak, tak. Joe zorientował się, że nie tędy droga. Ale martwiłem się.
Myślałem no nieważne, co myślałem. Chodzmy do środka.
Rachel się zawahała, ale w końcu ruszyła w stronę domu. Musiała przejść
koło Joe, ale kiedy on chciał chwycić ją za ramię, zrobiła unik. Z miną
urażonej godności minęła go i zatrzymała się dopiero pośrodku holu.
Chciałabym już wrócić do hotelu oznajmiła. Zadzwoniłabym po
taksówkę, ale nie znam numeru.
Nie idz prosił chrapliwie. Wiem, że cię uraziłem, ale taki już
jestem. Ten wieczór wiele dla mnie znaczy. Nie możemy wrócić do punktu
sprzed twojego zniknięcia? Oczy mu pociemniały. Czy ty masz pojęcie,
jaka jesteś pociągająca bez żadnego makijażu? Niewiele kobiet może to o sobie
powiedzieć.
112
RS
A ty poznałeś kilka mruknęła Rachel, cofając się o krok, by utrzymać
między nimi stałą odległość.
Uśmiech Joe zniknął.
To nie ma nic wspólnego z nami. Na miłość boską, Rachel, nie
będziesz chyba mówić o mojej przeszłości!
A dlaczego nie? Rachel miała mnóstwo czasu na myślenie, gdy
siedziała na patio. Chociaż doszła do wniosku, że nie żałuje tego, co się stało,
postanowiła, że to się nie zdarzy nigdy więcej. To zbyt niebezpieczne. Ona nie
jest stworzona do tego rodzaju związków. Oczywiście pochlebiało jej, że mu
się podoba, ale zdawała sobie sprawę, że tylko ona wyjdzie z tego poraniona,
nikt inny.
Rachel... Rozmawiałaś ze Steve'em?
Tak. Przyszedł dziś po południu do szpitala.
Joe poczuł ukłucie czegoś, czego nie chciał rozpoznać jako zazdrość.
Lauren z nim była?
Nie.
Nic mi o tym nie mówiłaś.
Rachel szeroko otworzyła oczy.
A powinnam?
No nie wiem. Sądziłem, że moja opinia się dla ciebie liczy.
Rachel westchnęła.
Liczy się. Nie został długo.
Joe się zawahał.
I co czułaś, widząc go po całym tym roku?
Trochę dłużej. Rachel wzruszyła ramionami. Tak naprawdę, to było
mi go żal.
113
RS
%7łal? Joe nie potrafił ukryć frustracji. Co ty mówisz? %7łe nadal
zależy ci na tym facecie? Nawet po tym, jak się wobec ciebie zachował?
Nie, nie wpadła mu w słowo. Już dawno mi nie zależy na Steve'ie
Carlyle'u.
Tak więc to nie o niego chodzi?
O Steve'a? Rachel nie próbowała nawet udawać, że rozumie. Nie!
No to co tu się dzieje? zapytał zagniewany Joe. Myślałem, że
chcesz tego tak samo jak ja.
Takie w każdym razie sprawiałaś wrażenie. Co zrobiłem nie tak?
Nic wyszeptała zgnębiona. To było miłe, gdy trwało, ale teraz się
skończyło.
Akurat!
Tak. Lubię cię, Joe. Bardzo cię lubię. I wiele ci zawdzięczam. Obie ci
wiele zawdzięczamy z Daisy.
Nic mi nie zawdzięczacie Joe wpadł we wściekłość zarówno z
powodu niezwykłych emocji, które odczuwał, jak i tego, co mówiła Rachel.
Ja po prostu nie rozumiem, co się dzieje.
Uważam, że nie powinniśmy się już więcej widzieć.
Oszalałaś? Joe zaklął, a ona cofnęła się o kolejny krok.
Przepraszam. Wiem, że prawdopodobnie wyglądam na bardzo
starodawną osobę, ale to z powodu bardzo zachowawczego życia, które wiodę.
I bez względu na to, jaka ci się wydałam, ja takich rzeczy nie robię.
Jakich rzeczy?
Nie sypiam z mężczyznami, których ledwo znam odparła szybko.
Może cię to dziwić, zwłaszcza po Steve'ie, ale ja nadal wierzę w małżeństwo.
Dla dobra Daisy muszę myśleć o przyszłości. A obydwoje wiemy, że to nie ma
nic wspólnego z tobą.
114
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]