[ Pobierz całość w formacie PDF ]
złotych i będzie miał przyjemne zajęcie, które oderwie go od tego samobójczego trybu życia w
czterech ścianach. Uplanowała, że dzięki częstym wyjazdom pozbędzie się skłonności do apatii,
że zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym doskonale mu to zrobi.
A tymczasem teraz nie mogło być mowy o powtórnym wysłaniu go na wycieczkę. Minz za
nic się na to nie zgodzi. Tak, póki rządzi Minz, wszystkie plany są nieaktualne. %7łycie jednak jest
naprawdę ciężkie i bezlitosne.
Wybiła szósta i do boksu weszła panna Kostanecka z teczką do podpisu pod pachą.
Już szósta, proszę pani powiedziała wesoło.
Anna westchnęła i jednakowym ruchem pióra stawiać zaczęła pod stempelkiem wprawne
litery: Anna Leszczowa, Anna Leszczowa, Anna Leszczowa... Dopiero przy końcu teczki
przypomniała sobie, że należy przejrzeć listy... Buba jest bardzo miła, ale robi dużo błędów przez
roztrzepanie.
Czemu pani jest dziś taka smutna? współczująco odezwała się Buba.
Któż z nas nie ma zmartwień znowu westchnęła Anna zmartwień, kłopotów...
Pani ich mieć nie powinna oburzyła się Buba.
Owszem mam. Na przykład nie mogę dziś nocować w domu... Remont, mały remont, a nie
cierpię hotelu.
Pani Anno! klasnęła w ręce Buba.
Co się stało!
Kochana, droga pani Anno! Ależ to świetnie, to świetnie. Nie, pani mi tego nie odmówi!
Prawda?
Ależ czego nie odmówię? nie mogła powstrzymać uśmiechu Anna.
W gruncie rzeczy bardzo lubiła Kostanecką, najbardziej ze wszystkich panien w "Mundusie".
Zdawała sobie sprawę, że to jeszcze gąska, że jako pracownica ma poważne wady, że jest poza
tym dość próżna, lecz Buba miała tyle wdzięku, że ten rekompensował strony ujemne z
nawiązką.
Droga pani Anno chwyciła ją Buba za rękę droga pani, niech mi pani zrobi tę łaskę i
przenocuje u nas. Mamusia bardzo, ale to bardzo się ucieszy, ja jej tyle o pani opowiadałam.
Obie kochamy, wprost kochamy panią. Ja wcale nie przesadzam. Zrobi to pani dla mnie, błagam
79
panią!
Sama nie wiem zastanowiła się Anna.
Błagam!
Czy nie sprawię swoją gościną dywersji...
%7ładnej, absolutnie żadnej. Mamy dość duże mieszkanie, są pokoje gościnne, ale jeżeli pani
pozwoli, to ja będę taka szczęśliwa, jeżeli zechce pani zanocować w moim. Zrobię wszystko,
żeby pani było wygodnie. Zresztą, jak pani każe, tylko proszę nie odmawiać!
Anna nie miała lepszego wyboru i zgodziła się. Drobne obiekcje, jakie jeszcze miała, zostały
ze strony Buby w bardzo kulturalny sposób usunięte. Mianowicie w niespełna kwadrans po ich
rozmowie zadzwoniła do Anny pani Kostanecka z całą serdecznością powtarzając zaproszenie
córki.
Pójdziemy wprost z biura do nas zapowiedziała Buba prawda?
Właściwie musiałabym wstąpić po niektóre rzeczy.
Nie, nie, nie trzeba. Już tam wszystko dla pani przygotowane.
Nawet szczotka do zębów? zaśmiała się Anna.
Ależ oczywiście.
Przed wyjściem Anna zatelefonowała do Dziewanowskiego, lecz nie zastała go w domu. W
ostatnich czasach zdarzało się to dość często, odkąd jego siostra zamieszkała w Zwidrze i
zapraszała do siebie Mariana na cały dzień. Anna nie znała Ireny Dziewanowskiej. Niezbyt też
dużo o niej wiedziała, gdyż Marian nie lubił mówić o siostrze ani o pozostającym pod jej opieką
biednym Kazimierzu. Tylko od czasu do czasu wspominał, że stan zdrowia jego starszego brata
wciąż się pogarsza, że melancholia robi niebezpieczne postępy, a w urwanych nogach zaczyna
się próchnica kości. Z nielicznych wzmianek o Irenie mogła wywnioskować, że ta również
przeszła jakąś tragedię, która w fatalny sposób odbiła się na jej psychice.
Anna nigdy tego nie powiedziała, lecz była przeświadczona, że wszystkim nieszczęściom w
rodzinie Mariana, jego własnej niezaradności, kalectwu Kazimierza i tragedii Ireny winna była
ich matka i owa potworna miss Trusby. Anna zbyt kochała jasną, choć mglistą pamięć własnej
matki, by nie cofać się z szacunkiem przed robieniem jakichkolwiek zarzutów nieboszczce pani
Dziewanowskiej.
Gdy Marian jednak opowiadał z właściwym sobie spokojem, jak im, nieletnim dzieciom,
matka kazała asystować przy porodzie, jak musieli codziennie pod komendą miss Trusby
odbywać razem gimnastykę całkiem nago ogarniało ją uczucie przerażenia. Wolnomyślność
matki, jej działalność rewolucyjna wszystko to było nawet piękne. Ale przeprowadzanie
eksperymentów na własnych dzieciach...
Tu przed oczyma Anny, jak żywa, stawała jej własna śliczna kruszynka.
Nie. Tego nie mogła zrozumieć. Ona, Anna, nie umiałaby z zimną aprobatą patrzeć na błędy
swojej córki, nie umiałaby popchnąć swego syna, zaledwie młodzieniaszka, na barykady, gdzie
bomba urwie mu stopy!
80
Miss Trusby, ta obrzydliwa, skostniała w doktrynerstwie stara panna była winna
wszystkiemu.
Nieraz w wyobrazni Anny stawały te dwie stare i surowe kobiety, gdy nocą wyprawiały
nieszczęsnego Kazika z bombą na pokrwawioną ulicę, na pewną śmierć. Nie, dla największej, dla
najszczytniejszej idei tego zrobić nie wolno! To jest przeciwne życiu.
Tu Annie przypomniał się rok 1920. W krótkiej sukience stała na Krakowskim Przedmieściu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
złotych i będzie miał przyjemne zajęcie, które oderwie go od tego samobójczego trybu życia w
czterech ścianach. Uplanowała, że dzięki częstym wyjazdom pozbędzie się skłonności do apatii,
że zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym doskonale mu to zrobi.
A tymczasem teraz nie mogło być mowy o powtórnym wysłaniu go na wycieczkę. Minz za
nic się na to nie zgodzi. Tak, póki rządzi Minz, wszystkie plany są nieaktualne. %7łycie jednak jest
naprawdę ciężkie i bezlitosne.
Wybiła szósta i do boksu weszła panna Kostanecka z teczką do podpisu pod pachą.
Już szósta, proszę pani powiedziała wesoło.
Anna westchnęła i jednakowym ruchem pióra stawiać zaczęła pod stempelkiem wprawne
litery: Anna Leszczowa, Anna Leszczowa, Anna Leszczowa... Dopiero przy końcu teczki
przypomniała sobie, że należy przejrzeć listy... Buba jest bardzo miła, ale robi dużo błędów przez
roztrzepanie.
Czemu pani jest dziś taka smutna? współczująco odezwała się Buba.
Któż z nas nie ma zmartwień znowu westchnęła Anna zmartwień, kłopotów...
Pani ich mieć nie powinna oburzyła się Buba.
Owszem mam. Na przykład nie mogę dziś nocować w domu... Remont, mały remont, a nie
cierpię hotelu.
Pani Anno! klasnęła w ręce Buba.
Co się stało!
Kochana, droga pani Anno! Ależ to świetnie, to świetnie. Nie, pani mi tego nie odmówi!
Prawda?
Ależ czego nie odmówię? nie mogła powstrzymać uśmiechu Anna.
W gruncie rzeczy bardzo lubiła Kostanecką, najbardziej ze wszystkich panien w "Mundusie".
Zdawała sobie sprawę, że to jeszcze gąska, że jako pracownica ma poważne wady, że jest poza
tym dość próżna, lecz Buba miała tyle wdzięku, że ten rekompensował strony ujemne z
nawiązką.
Droga pani Anno chwyciła ją Buba za rękę droga pani, niech mi pani zrobi tę łaskę i
przenocuje u nas. Mamusia bardzo, ale to bardzo się ucieszy, ja jej tyle o pani opowiadałam.
Obie kochamy, wprost kochamy panią. Ja wcale nie przesadzam. Zrobi to pani dla mnie, błagam
79
panią!
Sama nie wiem zastanowiła się Anna.
Błagam!
Czy nie sprawię swoją gościną dywersji...
%7ładnej, absolutnie żadnej. Mamy dość duże mieszkanie, są pokoje gościnne, ale jeżeli pani
pozwoli, to ja będę taka szczęśliwa, jeżeli zechce pani zanocować w moim. Zrobię wszystko,
żeby pani było wygodnie. Zresztą, jak pani każe, tylko proszę nie odmawiać!
Anna nie miała lepszego wyboru i zgodziła się. Drobne obiekcje, jakie jeszcze miała, zostały
ze strony Buby w bardzo kulturalny sposób usunięte. Mianowicie w niespełna kwadrans po ich
rozmowie zadzwoniła do Anny pani Kostanecka z całą serdecznością powtarzając zaproszenie
córki.
Pójdziemy wprost z biura do nas zapowiedziała Buba prawda?
Właściwie musiałabym wstąpić po niektóre rzeczy.
Nie, nie, nie trzeba. Już tam wszystko dla pani przygotowane.
Nawet szczotka do zębów? zaśmiała się Anna.
Ależ oczywiście.
Przed wyjściem Anna zatelefonowała do Dziewanowskiego, lecz nie zastała go w domu. W
ostatnich czasach zdarzało się to dość często, odkąd jego siostra zamieszkała w Zwidrze i
zapraszała do siebie Mariana na cały dzień. Anna nie znała Ireny Dziewanowskiej. Niezbyt też
dużo o niej wiedziała, gdyż Marian nie lubił mówić o siostrze ani o pozostającym pod jej opieką
biednym Kazimierzu. Tylko od czasu do czasu wspominał, że stan zdrowia jego starszego brata
wciąż się pogarsza, że melancholia robi niebezpieczne postępy, a w urwanych nogach zaczyna
się próchnica kości. Z nielicznych wzmianek o Irenie mogła wywnioskować, że ta również
przeszła jakąś tragedię, która w fatalny sposób odbiła się na jej psychice.
Anna nigdy tego nie powiedziała, lecz była przeświadczona, że wszystkim nieszczęściom w
rodzinie Mariana, jego własnej niezaradności, kalectwu Kazimierza i tragedii Ireny winna była
ich matka i owa potworna miss Trusby. Anna zbyt kochała jasną, choć mglistą pamięć własnej
matki, by nie cofać się z szacunkiem przed robieniem jakichkolwiek zarzutów nieboszczce pani
Dziewanowskiej.
Gdy Marian jednak opowiadał z właściwym sobie spokojem, jak im, nieletnim dzieciom,
matka kazała asystować przy porodzie, jak musieli codziennie pod komendą miss Trusby
odbywać razem gimnastykę całkiem nago ogarniało ją uczucie przerażenia. Wolnomyślność
matki, jej działalność rewolucyjna wszystko to było nawet piękne. Ale przeprowadzanie
eksperymentów na własnych dzieciach...
Tu przed oczyma Anny, jak żywa, stawała jej własna śliczna kruszynka.
Nie. Tego nie mogła zrozumieć. Ona, Anna, nie umiałaby z zimną aprobatą patrzeć na błędy
swojej córki, nie umiałaby popchnąć swego syna, zaledwie młodzieniaszka, na barykady, gdzie
bomba urwie mu stopy!
80
Miss Trusby, ta obrzydliwa, skostniała w doktrynerstwie stara panna była winna
wszystkiemu.
Nieraz w wyobrazni Anny stawały te dwie stare i surowe kobiety, gdy nocą wyprawiały
nieszczęsnego Kazika z bombą na pokrwawioną ulicę, na pewną śmierć. Nie, dla największej, dla
najszczytniejszej idei tego zrobić nie wolno! To jest przeciwne życiu.
Tu Annie przypomniał się rok 1920. W krótkiej sukience stała na Krakowskim Przedmieściu [ Pobierz całość w formacie PDF ]