[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprzeczać, ale w końcu zrobisz tak, jak ci powiedziano - tak samo jak ja. %7ładne z nas nie
ma w tym wypadku wyboru.
- Jak to stworzenie Borune wygląda?
Podczas rozmowy z jego ojcem bardzo uważnie przyjrzałem się młodzieńcowi, więc
wywołałem jego podobiznę na powierzchni leśnego stawu, u podnóża drzewa księżniczki,
aby mogła zobaczyć twarz przyszłego męża.
Utkwiła w wizerunku spojrzenie swych zielonych oczu, bezwiednie skubiąc koniec jednego
ze swych płomiennych loków.
- Nie wygląda zle - przyznała. - Czy ma temperament?
- Wszyscy Boruni mają temperament, Xorio.
- Daj mi jeszcze kawałek czekolady, to zastanowię się nad tym.
ROZDZIAA DWUNASTY
Syn wielkiego księcia rodu Borune nazywał się Dellon. Był miłym młodzieńcem, któremu
pomysł poślubienia Driady wydał się interesujący. Wróciłem do Tol Borune po kolejną
porcję czekoladek i aby porozmawiać z nim na osobności. Jego zainteresowanie tym
pomysłem wzrosło, gdy ujrzał wizerunek księżniczki Xorii na powierzchni wody w misce.
Potem wróciłem do Lasu i wydzieliłem Xorii rozsądną porcję słodkości.
Driady trzeba bardzo ostrożnie karmić czekoladą. Jeśli dać im zbyt dużo, mogą się od niej
uzależnić i nic oprócz niej nie będzie ich interesować. Chciałem, aby Xoria była przymilna,
nie otumaniona.
Główną przeszkodą w całej tej sprawie okazała się matka Dellona, wielka księżna. Dama
owa pochodziła z rodu Honethów i zasadniczym powodem, dla którego zaaranżowano jej
małżeństwo z wielkim księciem z rodu Borunów, było uzyskanie dostępu do bezcennych
zasobów Lasu Driad. W górach na południe od Tol Honeth i wokół Tol Ranę też oczywiście
były lasy, ale rosły w nich głównie jodły, sosny i świerki, czyli drzewa o miękkim drewnie.
Jedynym znaczącym zródłem twardego drewna w Tolnedrze były lasy na północy, należące
do rodu Yordue, ale jego przedstawiciele liczyli sobie straszliwe ceny za swój towar. Od
stuleci Honethowie spoglądali pożądliwie na dęby w Lesie Driad.
Obietnica, że to małżeństwo ostatecznie zaowocuje wstąpieniem na imperialny tron dynastii
Borune, przeciągnęła wielkiego księcia na moją stronę. Jednakże gdy od niechcenia
wspomniałem, iż jednym z punktów małżeńskiego kontraktu będzie nietykalność Lasu,
wielka księżna zapłonęła gniewem.
Była jednak Honethem do szpiku kości, więc po początkowym wybuchu uciekła się do swej
wrodzonej przebiegłości. Doskonale wiedziałem, że jej sprzeciw ma podłoże ekonomiczne,
ale ona udawała, że jej protesty były natury religijnej. Dla wszystkich łotrów religia była
ostatnią ucieczką, a większej łotrzycy od wielkiej księżnej nie spotkałem. Można
powiedzieć, że w jej rodzinie było to wrodzone. Przed rozłupaniem świata Bogowie
niechętnym okiem patrzyli na międzyrasowe małżeństwa. Alornowie nie poślubiali Nyissan,
a Tolnedranie nie brali ślubów z Arendami. Torak w swych zakazach posunął się jeszcze
dalej. Moja propozycja wiązała się z zawarciem związku międzyrasowego i matka Dellona
skierowała swój protest do kapłanów Nedry. Kapłani są z natury bigotami, więc bez
trudności uzyskała ich poparcie.
Tym samym wszystko utknęło w martwym punkcie. Ja nadal krążyłem tam i z powrotem
pomiędzy Lasem a Tol Borune, więc księżnej nie brakowało okazji do knucia za mymi
plecami i zdobywania popleczników.
- Mam związane ręce, Belgaracie - powiedział mi wielki książę, gdy wróciłem do Tol Borune
z wyprawy do Lasu. - Kapłani absolutnie nie zgadzają się na to małżeństwo.
- Twoja żona zabawia się polityką, wasza miłość - powiedziałem mu bez ogródek.
- Wiem, ale dopóki kapłani Nedry są po jej strome, nic nie mogę zrobić.
Podumałem nad tym przez chwilę i znalazłem wyjście. Wielka księżna miała ochotę na
polityczne rozgrywki, więc pokażę jej, że i ja potrafię w to grać.
- Wyjadę na jakiś czas, wasza miłość - powiedziałem.
- Dokąd się wybierasz? Wracasz do Lasu?
- Nie. Muszę zobaczyć się z kimś w Tol Honeth. Wszystko to działo się w początkowym
okresie panowania
dynastii vorduviańskiej i znałem człowieka, z którym należało się spotkać. Po przybyciu do
Tol Honeth, udałem się do Imperialnego Pałacu i przekupiłem odpowiednią liczbę
urzędników, aby uzyskać prywatną audiencję u imperatora, Rana Yordue H.
- Jestem zaszczycony, Prastary - przywitał mnie.
- Darujmy sobie grzeczności, Ranie Yordue - powiedziałem. - Nie mam zbyt wiele czasu.
Otóż ostatnio doszło do zbieżności naszych interesów. Co ty na to, gdybym ci powiedział, że
Honethowie są o krok od uzyskania dostępu do nieograniczonych zasobów twardego
drewna?
- Co takiego? - wybuchnął.
- Przypuszczałem, że tak właśnie zareagujesz. Fortuna twojego rodu niemal całkowicie jest
uzależniona od zasobów Lasu Yordue. Jeśli Honethowie zdobędą dostęp do Lasu Driad, to
ceny drewna spadną na łeb na szyję. Usiłuję właśnie doprowadzić do małżeństwa, które na
zawsze będzie trzymać Honethów z dala od Lasu. Wielka księżna Borune pochodzi z rodu
Honethów i przeciwstawia się mym zamiarom, podpierając się zakazami natury religijnej.
Czy najwyższy kapłan Nedry nie jest przypadkowo z tobą spokrewniony?
- Jest moim wujem - odparł.
- Miałem nadzieję, że stanowicie rodzinę. Potrzebna mi jego dyspensa na ślub syna
wielkiego księcia Borune z księżniczką Driad.
- Belgaracie, to niedorzeczność!
- Tak, wiem, pomimo to jest mi potrzebna. To małżeństwo musi dojść do skutku.
- Dlaczego?
- Manipuluję historią, Ranie Yordue. W rzeczywistości to małżeństwo niewiele ma
wspólnego z tym, co wydarzy się
w Tolnedrze. Jest wymierzone przeciwko Torakowi i poskutkuje dopiero za trzy tysiące lat.
- Naprawdę potrafisz tak daleko zajrzeć w przyszłość?
- Niezupełnie, ale mój Mistrz potrafi. Twój interes w tej sprawie ma raczej drugorzędne
znaczenie. Ale obaj, choć z różnych powodów, pragniemy trzymać Honethów z dala od
Lasu Driad.
Imperator spojrzał w zamyśleniu w sufit.
- Czy pomogłoby, gdyby mój wuj udał się do Tol Borune i osobiście odprawił ceremonię? -
zapytał.
- Jak najbardziej, Ranie Yordue - odparłem z szerokim uśmiechem. - Sądzę, że bardzo by
pomogło.
- Załatwię to - powiedział, również się uśmiechając. - Honethom na pohybel - dodał.
- Z chęcią bym za to wypił.
Tak oto Dellon i Xoria pobrali się i ród Borunów nierozerwalnie został powiązany z
Driadami.
Nawiasem mówiąc, matka pana młodego nie pojawiła się na ślubie. Nie najlepiej się czuła.
Cała ta sprawa zajęła mi niemal trzy lata, ale biorąc pod uwagę, jak była ważna, uważałem,
że czas ten nie poszedł na marne. Wracałem do Doliny w nastroju radosnego
samozadowolenia. Jeszcze teraz, gdy o tym myślę, mam ochotę zdzielić się po karku. Wilki
są o wiele lepiej przystosowane do pokonywania gór pokrytych śniegiem, więc przybrałem
tę postać niemal odruchowo.
Po zejściu z gór, na południowym krańcu Doliny, wróciłem do własnej postaci. Ogon nie
zdążył mi jeszcze zniknąć, gdy w mej głowie rozległy się połączone nawoływania
blizniaków.
- Przestańcie wrzeszczeć] - odkrzyknąłem.
- Gdzieś ty się podziewał? - zapytał z wyrzutem głos Beltiry.
- W Tolnedrze. Wiedziałeś o tym.
- Od tygodnia usiłujemy się z tobą porozumieć.
- Musiałem przejść przez góry, więc zmieniłem się w wilka.
To zawsze była jedna z niedogodności przy zmianie postaci. Zakłócała nasz szczególny
sposób komunikowania się. Jeśli któryś z braci usiłuje się z tobą porozumieć, a nie wie, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.