[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Więc razem poszli panowie na obiad.
Tak. Do ..Kameralnej".
Czy podczas tego obiadu wspomniał pan przyjacielowi, że jest pan umówiony wieczorem?
Tak. Ale nic powiedziałem, z kim.
Czy pański przyjaciel zna panią Lastowską?
Nie wiem. Możliwe. Kalicki ma bardzo dużo znajomych, lubi towarzystwo...
Czy pan Kalicki widział pana kiedyś na mieście razem z panią Lastowską?
Mierzwiński bezradnym ruchem rozłożył ręce.
Nie mam pojęcia. Mogło się zdarzyć, żc nas gdzieś widział.
Downar pokiwał głową.
Tak, oczywiście, mogło się zdarzyć. Chciałbym jeszcze zapytać, do jakich najczęściej kawiarń,
teatrów, kin, restauracji chodził pan z panią Lastowską?
Nie, nie. do restauracji raczej nic chodziliśmy. Nie zależało nam przecież na afiszowaniu się. Kilka
razy byliśmy w kinie.
I zapewne w kinie pan Kalicki mógł państwa widzieć.
To prawdopodobne. Ale do czego pan zmierza, panie majorze?
Szukam człowieka, który dobrze się orientował w pańskim prywatnym życiu.
Sądzi pan, że Kalicki...?
Nic nie sądzę. Mówię panu przecież, że szukam i w tych poszukiwaniach jest mi niezbędna pańska
pomoc.
Mierzwiński machnął ręką. Robił wrażenie człowieka całkowicie zniechęconego.
Doceniam pański trud, panie majorze, ale to się na nic nie zda. Nic nie wykombinujemy. Poza mną
nie znajdzie pan kandydata na mordercę.
A czy pan wie, panie doktorze, co pana może w końcu zgubić?
Co takiego?
Pański pesymizm.
W mojej sytuacji nie widzę powodu do optymizmu.
W żadnej sytuacji nic wolno tracić nadziei. Zawsze należy wierzyć, że wszystko dobrze sic
skończy.
Mierzwiński uśmiechną! się melancholijnie.
To się tak łatwy mówi.
Downar wskazał palcem aa szafkę wiszącą na ścianie.
Czy pan zawsze zamyka na klucz szafkę z narzędziami?
Nie. nie zawsze, ale od tamtego wieczoru...
Czy prowadzi pan prywatna praktykę?
Raczej nie. Czasami zdarzy się jakiś nagły wypadek, Dlatego muszę mieć pod ręką narzędzia
chirurgiczne. W zeszłym tygodniu na przykład przecinałem wrzód sąsiadowi. Kiedyś znowu przyleciał do
mnie z płaczem chłopak, prosząc, żeby mu wyjąć paskudną drzazgę. Takie tam różne drobiazgi. Ale
zasadniczo nie przyjmuję pacjentów prywatnie. Nie mam na to ani czasu, ani warunków lokalowych.
Downar wstał i uważnie przyjrzał się narzędziom chirurgicznym, ułożonym porządnie w białej
szaieczce.
Niech mi pan powie, panie doktorze, czy oprócz tego lancetu, którym zostało popełnione
morderstwo, nie zginął panu jeszcze jakiś nóż chirurgiczny?
Wprost przeciwnie.
Co to znaczy ..wprost przeciwnie"? Mierzwiński nerwowym ruchem przeciągnął dłonią po
włosach.
Niech pan sobie wyobrazi, że mam komplet, nic mi nie brakuje.
Jak to?
No tak. I ten długi lancet także mam w szafce.
Czy pan jest pewien, że pan nie miał dwóch takich lancetów dwudziestocentymetrowych?
Nie, na pewno nie miałom dwóch. Jestem. pewien. Właściwie dopiero dzisiaj zauważyłem, że...
Znaczyłoby to, że nie pańskim lancetem popełniono morderstwo powiedział Downar i zamyślił
się.
ROZDZIAA V
Downar mówił prawdę, że atmosfera cmentarza nastraja go zawsze filozoficznie i pobudza do
myślenia. Wśród grobów pokrytych śniegiem, i gnijącymi liśćmi raz jeszcze dokładnie przeanalizował
sprawę Mierzw i oskiego. W wyniku tych rozważań doszedł do pewnych, oczywiście hipotetycznych
jeszcze wniosków, dla których należało teraz znalezć solidną podstawę opartą na faktach. Nie było to
rzeczą, prostą, ale Downar nie tracił wiary w swoje siły i... w szczęśliwy przypadek.
Pózna wiosna prószyła drobnym śniegiem. Lodowaty, północny wiatr uderzał w zmarznięte twarze
białymi płatkami, osiadającymi na policzkach, nosach, okularach. Ten i ów próbował otworzyć parasol, ale
nie na wiele się to zdało. Potężne podmuchy wyginały na drugą stronę metalowe pręty, szarpały bez litości
słabym materiałem. Ludzie zebrani nad świeżo wykopanym grobem niecierpliwie oczekiwali końca
ceremonii.
Ksiądz pracowicie recytował modlitwy za zmarłych. Wreszcie umilkł i zaczął szykować się do
odejścia. Kościelny odsapnął z prawdziwą ulgą. Szczęknęły łopaty graba rży.
Oskar Latstowski powiększył grono stałych mieszkańców cmentarza. Krewni, przyjaciele, znajomi,
którzy tak niedawno szli w zwartym szyku za trumną, teraz w rozsypce śpieszyli ku bramie, podobni do
żołnierzy uciekających po przegranej bitwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Więc razem poszli panowie na obiad.
Tak. Do ..Kameralnej".
Czy podczas tego obiadu wspomniał pan przyjacielowi, że jest pan umówiony wieczorem?
Tak. Ale nic powiedziałem, z kim.
Czy pański przyjaciel zna panią Lastowską?
Nie wiem. Możliwe. Kalicki ma bardzo dużo znajomych, lubi towarzystwo...
Czy pan Kalicki widział pana kiedyś na mieście razem z panią Lastowską?
Mierzwiński bezradnym ruchem rozłożył ręce.
Nie mam pojęcia. Mogło się zdarzyć, żc nas gdzieś widział.
Downar pokiwał głową.
Tak, oczywiście, mogło się zdarzyć. Chciałbym jeszcze zapytać, do jakich najczęściej kawiarń,
teatrów, kin, restauracji chodził pan z panią Lastowską?
Nie, nie. do restauracji raczej nic chodziliśmy. Nie zależało nam przecież na afiszowaniu się. Kilka
razy byliśmy w kinie.
I zapewne w kinie pan Kalicki mógł państwa widzieć.
To prawdopodobne. Ale do czego pan zmierza, panie majorze?
Szukam człowieka, który dobrze się orientował w pańskim prywatnym życiu.
Sądzi pan, że Kalicki...?
Nic nie sądzę. Mówię panu przecież, że szukam i w tych poszukiwaniach jest mi niezbędna pańska
pomoc.
Mierzwiński machnął ręką. Robił wrażenie człowieka całkowicie zniechęconego.
Doceniam pański trud, panie majorze, ale to się na nic nie zda. Nic nie wykombinujemy. Poza mną
nie znajdzie pan kandydata na mordercę.
A czy pan wie, panie doktorze, co pana może w końcu zgubić?
Co takiego?
Pański pesymizm.
W mojej sytuacji nie widzę powodu do optymizmu.
W żadnej sytuacji nic wolno tracić nadziei. Zawsze należy wierzyć, że wszystko dobrze sic
skończy.
Mierzwiński uśmiechną! się melancholijnie.
To się tak łatwy mówi.
Downar wskazał palcem aa szafkę wiszącą na ścianie.
Czy pan zawsze zamyka na klucz szafkę z narzędziami?
Nie. nie zawsze, ale od tamtego wieczoru...
Czy prowadzi pan prywatna praktykę?
Raczej nie. Czasami zdarzy się jakiś nagły wypadek, Dlatego muszę mieć pod ręką narzędzia
chirurgiczne. W zeszłym tygodniu na przykład przecinałem wrzód sąsiadowi. Kiedyś znowu przyleciał do
mnie z płaczem chłopak, prosząc, żeby mu wyjąć paskudną drzazgę. Takie tam różne drobiazgi. Ale
zasadniczo nie przyjmuję pacjentów prywatnie. Nie mam na to ani czasu, ani warunków lokalowych.
Downar wstał i uważnie przyjrzał się narzędziom chirurgicznym, ułożonym porządnie w białej
szaieczce.
Niech mi pan powie, panie doktorze, czy oprócz tego lancetu, którym zostało popełnione
morderstwo, nie zginął panu jeszcze jakiś nóż chirurgiczny?
Wprost przeciwnie.
Co to znaczy ..wprost przeciwnie"? Mierzwiński nerwowym ruchem przeciągnął dłonią po
włosach.
Niech pan sobie wyobrazi, że mam komplet, nic mi nie brakuje.
Jak to?
No tak. I ten długi lancet także mam w szafce.
Czy pan jest pewien, że pan nie miał dwóch takich lancetów dwudziestocentymetrowych?
Nie, na pewno nie miałom dwóch. Jestem. pewien. Właściwie dopiero dzisiaj zauważyłem, że...
Znaczyłoby to, że nie pańskim lancetem popełniono morderstwo powiedział Downar i zamyślił
się.
ROZDZIAA V
Downar mówił prawdę, że atmosfera cmentarza nastraja go zawsze filozoficznie i pobudza do
myślenia. Wśród grobów pokrytych śniegiem, i gnijącymi liśćmi raz jeszcze dokładnie przeanalizował
sprawę Mierzw i oskiego. W wyniku tych rozważań doszedł do pewnych, oczywiście hipotetycznych
jeszcze wniosków, dla których należało teraz znalezć solidną podstawę opartą na faktach. Nie było to
rzeczą, prostą, ale Downar nie tracił wiary w swoje siły i... w szczęśliwy przypadek.
Pózna wiosna prószyła drobnym śniegiem. Lodowaty, północny wiatr uderzał w zmarznięte twarze
białymi płatkami, osiadającymi na policzkach, nosach, okularach. Ten i ów próbował otworzyć parasol, ale
nie na wiele się to zdało. Potężne podmuchy wyginały na drugą stronę metalowe pręty, szarpały bez litości
słabym materiałem. Ludzie zebrani nad świeżo wykopanym grobem niecierpliwie oczekiwali końca
ceremonii.
Ksiądz pracowicie recytował modlitwy za zmarłych. Wreszcie umilkł i zaczął szykować się do
odejścia. Kościelny odsapnął z prawdziwą ulgą. Szczęknęły łopaty graba rży.
Oskar Latstowski powiększył grono stałych mieszkańców cmentarza. Krewni, przyjaciele, znajomi,
którzy tak niedawno szli w zwartym szyku za trumną, teraz w rozsypce śpieszyli ku bramie, podobni do
żołnierzy uciekających po przegranej bitwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]