[ Pobierz całość w formacie PDF ]
problemami. Zdruzgotana i załamana, szukała
pociechy w powrocie do dawnych szczęśliwych
wspomnień, do lat dziecinnych.
Rodzice Earleen nie mogli pozwolić sobie na
frykasy, za to ich dom był zawsze pełen ciepła
i miłości. Bywało raz lepiej, raz gorzej, ale
74
w święta Bożego Narodzenia nigdy nie zabrakło
keksu. Dla Earleen stał się on symbolem tamtej
wszechogarniającej miłości, oddania i radości.
I tego szukała, piekąc swoje ciasto. Do przepisu
mamy dodała coś nowego: mus z miejscowych
jabłek i alkohol. Używała składników najlepszej
jakości, eksperymentowała. Gdy ktoś próbuje
zgłębić tajemnicę jej keksu, Earleen z chęcią
dzieli się swymi sekretami. Od jej rozwodu minę-
ły lata, a keks, ceniony przez rodzinę i przyjaciół,
na stałe zagościł na jej świątecznym stole.
Earleen, emerytowana barmanka, doskonaliła
swe ciasto przez dwa kolejne małżeństwa. Opo-
wiadając o trzech mężach, Earleen mimochodem
wspomniała, że przez żadnego z nich nie została
doceniona. Wszyscy gonili za spódniczkami
- lub szukali ukojenia w butelce. Dopiero z per-
spektywy wielu lat uświadomiła sobie, że nie-
potrzebnie szukała winy w sobie. Bo jej niczego
nie brakowało. I to jest prawda.
Spod rąk Earleen Williams wychodzą wspa-
niałe, przepyszne keksy, prawdziwe dzieła sztuki
cukierniczej. I ona sama jest dziełem sztuki, taka
jaka jest.
Było to dopiero pierwsze podejście, ale po-
czątek został zrobiony. Emma była zadowolona
z siebie. Im dłużej wczytywała się w swoje
notatki, tym głębszego nabierała przekonania,
że wywiad z Earleen mniej dotyczył keksu,
a bardziej życia jako takiego. Ciekawe, czy
75
te następne rozmowy pójdą w podobnym kierun-
ku? - zastanowiła się. Rozważania nad życiem
i kondycją ludzką, do których pretekstem był
przepis na keks. Miała nadzieję, że tak właśnie się
stanie.
Dochodziła czwarta, mrok za oknem gęst-
niał. W pokoju zrobiło się chłodno. Postanowi-
ła przerwać pisanie i przez chwilę odpocząć.
Grzejnik pod oknem wydał kilka dziwnych od-
głosów, coś zabulgotało, na koniec buchnęło
z niego gorące powietrze. Emma włączyła tele-
wizor; rozległ się szum, lecz ekran nadal był
ciemny. Miała już tego dość. Zwlekła się z łóż-
ka, założyła płaszcz i poszła interweniować
w recepcji.
Słysząc kroki, siedząca za ladą pani w średnim
wieku podniosła wzrok.
- Telewizor nie działa - zaczęła Emma, stara-
jąc się mówić miłym tonem.
- Mamy problemy z kablem - odparła recep-
cjonistka.
- Zależy mi na obejrzeniu wiadomości - nie
zrażała się Emma. Z niecierpliwością czekała na
prognozę pogody. Chciała wyrwać się z Yakimy,
im szybciej, tym lepiej.
- Poślę do pani Juana, może on coś zdziała
- rzekła. - To nasza złota rączka. Zna się na
rzeczy, ale trudno się z nim dogadać, słabo zna
język. Spróbuję mu wytłumaczyć.
- Dziękuję - rzekła Emma.
Postanowiła poszukać Olivera. Niech wie, że
16
wzięła pokój w motelu. W razie gdyby pogoda
pozwoliła na start, szybko ją powiadomi.
Wyszła na ulicę, zatrzymała się. Nie bardzo
wiedziała, gdzie on się teraz podziewa. Ruszyła
w stronę hangaru. Otuliła się szczelniej weł-
nianym płaszczem i przeszła na drugą stronę
ulicy. Oskar wybiegł jej naprzeciw. Wesoło ma-
chał ogonem.
- Gdzie jest Oliver? - zapytała psiaka, podą-
żając za nim krok w krok. Doprowadził ją do
hangaru.
Weszła do środka, strzepnęła śnieg. Od razu
spostrzegła Olivera. Wraz z trzema mężczyznami
siedział przy stoliku; grali w karty. Dwóch miało
na sobie beżowe kombinezony. To pewnie me-
chanicy, przemknęło jej przez myśl. Siedzący na
wprost Olivera był w skórzanej kurtce. Pilot,
domyśliła się Emma.
Oliver podniósł wzrok znad kart, popatrzył na
nią i zmarszczył, czoło, jakby jej nie skojarzył.
- Zastanawiałem się, gdzie ty się podziewasz
- wymamrotał, znów zerkając w karty.
- Wynajęłam pokój w motelu.
Mężczyzni jak jeden mąż podnieśli na nią
wzrok, po chwili zgodnie popatrzyli na 01ivera.
Przekrzykując jeden drugiego, wyżywali się
w znaczących komentarzach.
- Super, Oliver!
- Brawo, ale się spisałeś!
- Ho-ho!
Speszyła się, bo Oliver, zamiast stanowczo to
77
uciąć, rozpromienił się w uśmiechu. Jakby było
oczywiste, że jak tylko skończą pokera, wskoczy
z nią do łóżka.
Nie miała zamiaru utrzymywać ich w tym
przekonaniu. Skoro on nie kwapi się do wyjaś-
nień, sama to zrobi. Nie ma oporów.
- Ten pokój nie jest dla niego - powiedziała
lodowatym tonem. - Między nami nic nie ma
- dodała z naciskiem.
Jeden z mechaników zaśmiał się w głos.
- Wszystkie dziewczyny tak mówią.
- Zaraz jestem z powrotem. - Oliver odłożył
karty i wstał.
- Nie śpiesz się, stary!
- Spokojnie, zaczekamy na ciebie:
Emma spiorunowała ich wzrokiem. Oliver
wziął ją za ramię i poprowadził do wyjścia. Idąc,
odwróciła się i gniewnie spojrzała na szczerzą-
cych zęby mężczyzn. Korciło ją, by powiedzieć
im do słuchu. Opanowała się. Szkoda strzępić
język. Zresztą to tylko by ich zachęciło do dal-
szych komentarzy.
- Wynajęłaś pokój w motelu? - zagadnął
Oliver.
- Przed chwilą to powiedziałam, nie słysza-
łeś? - zirytowała się. Powściągnęła emocje i dalej
mówiła nieco łagodniejszym tonem. - Uprzedza-
łeś, że możemy tu zostać do rana. - Nie chciała
wydawać kasy na motel, lecz nie miała wyjścia.
Mogłaby co najwyżej siedzieć w barze.
- Myślę, że dobrze zrobiłaś. - Oliver rozejrzał
78
się w obie strony, ruszył przez ulicę. Oskar biegł
tuż za nim.
- Chciałam obejrzeć wiadomości, ale telewi-
zor w moim pokoju szwankował. Obiecali przy-
słać kogoś, kto może go naprawi.
- Chętnie bym zobaczył najnowszą prognozę.
- Odszukałam cię, byś wiedział, gdzie jestem.
- Zależało jej, by to zostało jednoznacznie wyjaś-
nione. Niech sobie nie wyobraża, że zatęskniła za
jego towarzystwem. Po prostu nie chciała kom-
plikacji.
Oliver skinął głową.
- Chyba też wezmę sobie pokój - rzekł.
Został w recepcji, by wypełnić formularz.
Emma ruszyła do siebie. Gdy otworzyła drzwi, na
brzegu łóżka siedział Juan i z napięciem wpat-
rywał się w ekran telewizora.
Zerknęła w tamtą stronę i zamurowało ją na
widok tego, co ujrzała. Juan oglądał kanał z fil-
mami dla dorosłych. Widać do takich filmów
znajomość angielskiego wcale nie była potrzeb-
na. Zresztą aktorzy mówili niewiele.
Juan uśmiechnął się do niej z taką miną, jakby
dokonał jakiegoś wielkiego wyczynu.
- Zrobiłem - powiedział, śmiejąc się od ucha
do ucha. Wyłączył telewizor i podał jej pilota.
Wyszedł z pokoju. Stała z otwartą buzią, od-
prowadzając go wzrokiem.
Nie miała pojęcia, jak długo stała tak, porażo-
na, z pilotem w ręku! Na pewno więcej niż
minutę.
79
- Jakieś problemy? - zapytał Oliver. Szedł
w jej stronę.
- Był tu konserwator, oglądał pornosy - po-
wiedziała, jeszcze nie otrząsnąwszy się ze zdu-
mienia. Brakło jej słów dla jego bezczelności.
Oliver wszedł do pokoju.
- Mogę prosić pilota? - zapytał. Włączył
telewizor i na ekranie od razu pojawiła się scena,
którą przed chwilą widziała.
- Zmień kanał - rzekła stanowczo, odwraca- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
problemami. Zdruzgotana i załamana, szukała
pociechy w powrocie do dawnych szczęśliwych
wspomnień, do lat dziecinnych.
Rodzice Earleen nie mogli pozwolić sobie na
frykasy, za to ich dom był zawsze pełen ciepła
i miłości. Bywało raz lepiej, raz gorzej, ale
74
w święta Bożego Narodzenia nigdy nie zabrakło
keksu. Dla Earleen stał się on symbolem tamtej
wszechogarniającej miłości, oddania i radości.
I tego szukała, piekąc swoje ciasto. Do przepisu
mamy dodała coś nowego: mus z miejscowych
jabłek i alkohol. Używała składników najlepszej
jakości, eksperymentowała. Gdy ktoś próbuje
zgłębić tajemnicę jej keksu, Earleen z chęcią
dzieli się swymi sekretami. Od jej rozwodu minę-
ły lata, a keks, ceniony przez rodzinę i przyjaciół,
na stałe zagościł na jej świątecznym stole.
Earleen, emerytowana barmanka, doskonaliła
swe ciasto przez dwa kolejne małżeństwa. Opo-
wiadając o trzech mężach, Earleen mimochodem
wspomniała, że przez żadnego z nich nie została
doceniona. Wszyscy gonili za spódniczkami
- lub szukali ukojenia w butelce. Dopiero z per-
spektywy wielu lat uświadomiła sobie, że nie-
potrzebnie szukała winy w sobie. Bo jej niczego
nie brakowało. I to jest prawda.
Spod rąk Earleen Williams wychodzą wspa-
niałe, przepyszne keksy, prawdziwe dzieła sztuki
cukierniczej. I ona sama jest dziełem sztuki, taka
jaka jest.
Było to dopiero pierwsze podejście, ale po-
czątek został zrobiony. Emma była zadowolona
z siebie. Im dłużej wczytywała się w swoje
notatki, tym głębszego nabierała przekonania,
że wywiad z Earleen mniej dotyczył keksu,
a bardziej życia jako takiego. Ciekawe, czy
75
te następne rozmowy pójdą w podobnym kierun-
ku? - zastanowiła się. Rozważania nad życiem
i kondycją ludzką, do których pretekstem był
przepis na keks. Miała nadzieję, że tak właśnie się
stanie.
Dochodziła czwarta, mrok za oknem gęst-
niał. W pokoju zrobiło się chłodno. Postanowi-
ła przerwać pisanie i przez chwilę odpocząć.
Grzejnik pod oknem wydał kilka dziwnych od-
głosów, coś zabulgotało, na koniec buchnęło
z niego gorące powietrze. Emma włączyła tele-
wizor; rozległ się szum, lecz ekran nadal był
ciemny. Miała już tego dość. Zwlekła się z łóż-
ka, założyła płaszcz i poszła interweniować
w recepcji.
Słysząc kroki, siedząca za ladą pani w średnim
wieku podniosła wzrok.
- Telewizor nie działa - zaczęła Emma, stara-
jąc się mówić miłym tonem.
- Mamy problemy z kablem - odparła recep-
cjonistka.
- Zależy mi na obejrzeniu wiadomości - nie
zrażała się Emma. Z niecierpliwością czekała na
prognozę pogody. Chciała wyrwać się z Yakimy,
im szybciej, tym lepiej.
- Poślę do pani Juana, może on coś zdziała
- rzekła. - To nasza złota rączka. Zna się na
rzeczy, ale trudno się z nim dogadać, słabo zna
język. Spróbuję mu wytłumaczyć.
- Dziękuję - rzekła Emma.
Postanowiła poszukać Olivera. Niech wie, że
16
wzięła pokój w motelu. W razie gdyby pogoda
pozwoliła na start, szybko ją powiadomi.
Wyszła na ulicę, zatrzymała się. Nie bardzo
wiedziała, gdzie on się teraz podziewa. Ruszyła
w stronę hangaru. Otuliła się szczelniej weł-
nianym płaszczem i przeszła na drugą stronę
ulicy. Oskar wybiegł jej naprzeciw. Wesoło ma-
chał ogonem.
- Gdzie jest Oliver? - zapytała psiaka, podą-
żając za nim krok w krok. Doprowadził ją do
hangaru.
Weszła do środka, strzepnęła śnieg. Od razu
spostrzegła Olivera. Wraz z trzema mężczyznami
siedział przy stoliku; grali w karty. Dwóch miało
na sobie beżowe kombinezony. To pewnie me-
chanicy, przemknęło jej przez myśl. Siedzący na
wprost Olivera był w skórzanej kurtce. Pilot,
domyśliła się Emma.
Oliver podniósł wzrok znad kart, popatrzył na
nią i zmarszczył, czoło, jakby jej nie skojarzył.
- Zastanawiałem się, gdzie ty się podziewasz
- wymamrotał, znów zerkając w karty.
- Wynajęłam pokój w motelu.
Mężczyzni jak jeden mąż podnieśli na nią
wzrok, po chwili zgodnie popatrzyli na 01ivera.
Przekrzykując jeden drugiego, wyżywali się
w znaczących komentarzach.
- Super, Oliver!
- Brawo, ale się spisałeś!
- Ho-ho!
Speszyła się, bo Oliver, zamiast stanowczo to
77
uciąć, rozpromienił się w uśmiechu. Jakby było
oczywiste, że jak tylko skończą pokera, wskoczy
z nią do łóżka.
Nie miała zamiaru utrzymywać ich w tym
przekonaniu. Skoro on nie kwapi się do wyjaś-
nień, sama to zrobi. Nie ma oporów.
- Ten pokój nie jest dla niego - powiedziała
lodowatym tonem. - Między nami nic nie ma
- dodała z naciskiem.
Jeden z mechaników zaśmiał się w głos.
- Wszystkie dziewczyny tak mówią.
- Zaraz jestem z powrotem. - Oliver odłożył
karty i wstał.
- Nie śpiesz się, stary!
- Spokojnie, zaczekamy na ciebie:
Emma spiorunowała ich wzrokiem. Oliver
wziął ją za ramię i poprowadził do wyjścia. Idąc,
odwróciła się i gniewnie spojrzała na szczerzą-
cych zęby mężczyzn. Korciło ją, by powiedzieć
im do słuchu. Opanowała się. Szkoda strzępić
język. Zresztą to tylko by ich zachęciło do dal-
szych komentarzy.
- Wynajęłaś pokój w motelu? - zagadnął
Oliver.
- Przed chwilą to powiedziałam, nie słysza-
łeś? - zirytowała się. Powściągnęła emocje i dalej
mówiła nieco łagodniejszym tonem. - Uprzedza-
łeś, że możemy tu zostać do rana. - Nie chciała
wydawać kasy na motel, lecz nie miała wyjścia.
Mogłaby co najwyżej siedzieć w barze.
- Myślę, że dobrze zrobiłaś. - Oliver rozejrzał
78
się w obie strony, ruszył przez ulicę. Oskar biegł
tuż za nim.
- Chciałam obejrzeć wiadomości, ale telewi-
zor w moim pokoju szwankował. Obiecali przy-
słać kogoś, kto może go naprawi.
- Chętnie bym zobaczył najnowszą prognozę.
- Odszukałam cię, byś wiedział, gdzie jestem.
- Zależało jej, by to zostało jednoznacznie wyjaś-
nione. Niech sobie nie wyobraża, że zatęskniła za
jego towarzystwem. Po prostu nie chciała kom-
plikacji.
Oliver skinął głową.
- Chyba też wezmę sobie pokój - rzekł.
Został w recepcji, by wypełnić formularz.
Emma ruszyła do siebie. Gdy otworzyła drzwi, na
brzegu łóżka siedział Juan i z napięciem wpat-
rywał się w ekran telewizora.
Zerknęła w tamtą stronę i zamurowało ją na
widok tego, co ujrzała. Juan oglądał kanał z fil-
mami dla dorosłych. Widać do takich filmów
znajomość angielskiego wcale nie była potrzeb-
na. Zresztą aktorzy mówili niewiele.
Juan uśmiechnął się do niej z taką miną, jakby
dokonał jakiegoś wielkiego wyczynu.
- Zrobiłem - powiedział, śmiejąc się od ucha
do ucha. Wyłączył telewizor i podał jej pilota.
Wyszedł z pokoju. Stała z otwartą buzią, od-
prowadzając go wzrokiem.
Nie miała pojęcia, jak długo stała tak, porażo-
na, z pilotem w ręku! Na pewno więcej niż
minutę.
79
- Jakieś problemy? - zapytał Oliver. Szedł
w jej stronę.
- Był tu konserwator, oglądał pornosy - po-
wiedziała, jeszcze nie otrząsnąwszy się ze zdu-
mienia. Brakło jej słów dla jego bezczelności.
Oliver wszedł do pokoju.
- Mogę prosić pilota? - zapytał. Włączył
telewizor i na ekranie od razu pojawiła się scena,
którą przed chwilą widziała.
- Zmień kanał - rzekła stanowczo, odwraca- [ Pobierz całość w formacie PDF ]