[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pisany na czole białym, ni to śnieg nieskazitelny w górskich wyżynach. Serce Ernesta za-
drżało z dzikiej radości. Był pewien, że go już dostrzegła, że go zobaczyła baczną zrenicą,
choć nie pochwycił w swe oczy jej spojrzenia. Była tego wieczora piękniejsza niż kiedykol-
102
wiek, przeszła wszystko, co o kobiecej piękności można wymarzyć. Oczy jej roztaczały nie-
wymowną fiołkową zorzę w pamięci każdego mężczyzny, zachwycała barwa włosów i ich
naturalne a niespodziane formy. Gdy już mogli rozmawiać, Fosca głosił to wszystko nie jako
komplementy albo słowa zalecanek, lecz po prostu, otwarcie, szczerze i prawdziwie, z rado-
ścią, której nie mógł utaić ani powstrzymać w sobie. Toteż naradzała się z nim o rozmaite
szczegóły o wycięcie stanika, nadzwyczajnie tego wieczora głębokie dopytywała się, jak
lepiej zachowywać się podczas gry na fortepianie czy nie za wiele śmieje się...
Jemu samemu odwzajemniła się nie pochwałami urody, lecz również wyrażeniem radości
z racji jego sposobu zachowania się, wyrażeń oraz sposobu ukrywania w tłumie swojej osoby.
Mógł bezkarnie patrzeć na jej ramiona, które się ku niemu z objęć sukni wydzierały, śledzić
ruchy warg szepcących tajne słowa, jemu tylko oddane poszepty, zamierać w oczach topnie-
jących, nicestwiejących z zachwytu. W hulaszczym, rozbawionym tłumie wznosili szampa-
nem niemy toast na cześć swych uczuć, a iskrzące się wino zapalało nieugaszone płomienie w
ich żyłach.
Fosca wspominał teraz ten wieczór, patrząc w zamglony, tajemniczy Rzym, napawał się
swym szczęściem. Te objawy wytworności, wykwintu, czystości, elegancji, blasku, smaku,
połysków i zapachów dawały mu poczucie rozkoszy. Jak obłoki w dolinach gór, rodziły się w
nim, w niezbadanej głębi jego istoty melodie nowe. One to go niosły, a on nawzajem wciąż
świeże ich zastępy bez żadnego trudu, skinieniem woli, podzwignieniem się radości wywoły-
wał do życia. Począł chodzić po miękkim dywanie, który zaścielał ów pokój począł przesu-
wać się wzdłuż mebli, jak gdyby fruwał na niewidzialnych skrzydłach. Wyświstywał w upo-
jeniu melodie absolutnie nowe. Ręce jego ślizgały się po mahoniu i hebanie, po brązie i inkru-
stacji, doświadczając uczucia zimna, które było tak samo rozkoszne jak wszystko inne, albo
wyczuwając upał, jak gdyby palce jego miotały iskry. Nie był w stanie wydostać notesu i za-
pisać melodii, których całe tłumy, mocarstwa, moce, zastępy unosiły się z jego wnętrza któ-
rych miał pełne piersi i pełne uszy. Napawał się samą mocą natchnienia, bezinteresownie i
bezcelowo nurzał się w szałach jego ekstazy. Czasami oczy jego padały na obraz Rzymu,
oświetlony płomieniami zanurzonymi we mgłę na Palatyn, Kapitel, Watykan, obrazy snów
ludzkości a rozpętana dusza wchłaniała te formy mroku jako swą własność. Noc tchnęła w
otwarte okno zapachy róż, zmoczonych przez nawałnicę...
Ten stan dziwnej euforii Ernesta przerwało jakieś pukanie. Nie można było zorientować
się, skąd się rozlega. Fosca uczuł ścierpnięcie wobec tego, że mu owo kołatanie przeszkadza.
Czyżby, chodząc po dywanie, obudził tu kogo? Czyżby świstaniem swych melodii nadużył
gościnności? Nie wiedział, gdzie jest ten dzwięk natrętny w ścianach, w suficie czy podło-
dze. Na wszelki wypadek uchylił drzwi prowadzących do szerokiej sie\ni. W tych drzwiach
stała pani Szczebieniew.
Długo stukam... rzekła z wyrzutem. Serce jej łomotało tak głośno, iż miało się wraże-
nie, jak gdyby to jego głuche uderzenia słychać było przed chwilą.
Nie słyszałem... wyszeptał Fosca.
Proszę zamknąć drzwi... wytchnęła. Przekręcił klucz w zamku.
Czemu pan nie śpi?
Nie mogę.
Przyszłam zobaczyć, jak tu panu jest. Czy dobrze? Spostrzegł, że ma na sobie inną suk-
nię niż podczas wieczoru. Poprosił ją, żeby usiadła.
Proszę pana... Pokój Emielianowa mieści się przy tym samym korytarzu. Jeżeli zobaczył,
żem tu weszła, zabije nas oboje.
Jeżeli oboje, to drobiazg.
Mąż... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
pisany na czole białym, ni to śnieg nieskazitelny w górskich wyżynach. Serce Ernesta za-
drżało z dzikiej radości. Był pewien, że go już dostrzegła, że go zobaczyła baczną zrenicą,
choć nie pochwycił w swe oczy jej spojrzenia. Była tego wieczora piękniejsza niż kiedykol-
102
wiek, przeszła wszystko, co o kobiecej piękności można wymarzyć. Oczy jej roztaczały nie-
wymowną fiołkową zorzę w pamięci każdego mężczyzny, zachwycała barwa włosów i ich
naturalne a niespodziane formy. Gdy już mogli rozmawiać, Fosca głosił to wszystko nie jako
komplementy albo słowa zalecanek, lecz po prostu, otwarcie, szczerze i prawdziwie, z rado-
ścią, której nie mógł utaić ani powstrzymać w sobie. Toteż naradzała się z nim o rozmaite
szczegóły o wycięcie stanika, nadzwyczajnie tego wieczora głębokie dopytywała się, jak
lepiej zachowywać się podczas gry na fortepianie czy nie za wiele śmieje się...
Jemu samemu odwzajemniła się nie pochwałami urody, lecz również wyrażeniem radości
z racji jego sposobu zachowania się, wyrażeń oraz sposobu ukrywania w tłumie swojej osoby.
Mógł bezkarnie patrzeć na jej ramiona, które się ku niemu z objęć sukni wydzierały, śledzić
ruchy warg szepcących tajne słowa, jemu tylko oddane poszepty, zamierać w oczach topnie-
jących, nicestwiejących z zachwytu. W hulaszczym, rozbawionym tłumie wznosili szampa-
nem niemy toast na cześć swych uczuć, a iskrzące się wino zapalało nieugaszone płomienie w
ich żyłach.
Fosca wspominał teraz ten wieczór, patrząc w zamglony, tajemniczy Rzym, napawał się
swym szczęściem. Te objawy wytworności, wykwintu, czystości, elegancji, blasku, smaku,
połysków i zapachów dawały mu poczucie rozkoszy. Jak obłoki w dolinach gór, rodziły się w
nim, w niezbadanej głębi jego istoty melodie nowe. One to go niosły, a on nawzajem wciąż
świeże ich zastępy bez żadnego trudu, skinieniem woli, podzwignieniem się radości wywoły-
wał do życia. Począł chodzić po miękkim dywanie, który zaścielał ów pokój począł przesu-
wać się wzdłuż mebli, jak gdyby fruwał na niewidzialnych skrzydłach. Wyświstywał w upo-
jeniu melodie absolutnie nowe. Ręce jego ślizgały się po mahoniu i hebanie, po brązie i inkru-
stacji, doświadczając uczucia zimna, które było tak samo rozkoszne jak wszystko inne, albo
wyczuwając upał, jak gdyby palce jego miotały iskry. Nie był w stanie wydostać notesu i za-
pisać melodii, których całe tłumy, mocarstwa, moce, zastępy unosiły się z jego wnętrza któ-
rych miał pełne piersi i pełne uszy. Napawał się samą mocą natchnienia, bezinteresownie i
bezcelowo nurzał się w szałach jego ekstazy. Czasami oczy jego padały na obraz Rzymu,
oświetlony płomieniami zanurzonymi we mgłę na Palatyn, Kapitel, Watykan, obrazy snów
ludzkości a rozpętana dusza wchłaniała te formy mroku jako swą własność. Noc tchnęła w
otwarte okno zapachy róż, zmoczonych przez nawałnicę...
Ten stan dziwnej euforii Ernesta przerwało jakieś pukanie. Nie można było zorientować
się, skąd się rozlega. Fosca uczuł ścierpnięcie wobec tego, że mu owo kołatanie przeszkadza.
Czyżby, chodząc po dywanie, obudził tu kogo? Czyżby świstaniem swych melodii nadużył
gościnności? Nie wiedział, gdzie jest ten dzwięk natrętny w ścianach, w suficie czy podło-
dze. Na wszelki wypadek uchylił drzwi prowadzących do szerokiej sie\ni. W tych drzwiach
stała pani Szczebieniew.
Długo stukam... rzekła z wyrzutem. Serce jej łomotało tak głośno, iż miało się wraże-
nie, jak gdyby to jego głuche uderzenia słychać było przed chwilą.
Nie słyszałem... wyszeptał Fosca.
Proszę zamknąć drzwi... wytchnęła. Przekręcił klucz w zamku.
Czemu pan nie śpi?
Nie mogę.
Przyszłam zobaczyć, jak tu panu jest. Czy dobrze? Spostrzegł, że ma na sobie inną suk-
nię niż podczas wieczoru. Poprosił ją, żeby usiadła.
Proszę pana... Pokój Emielianowa mieści się przy tym samym korytarzu. Jeżeli zobaczył,
żem tu weszła, zabije nas oboje.
Jeżeli oboje, to drobiazg.
Mąż... [ Pobierz całość w formacie PDF ]