[ Pobierz całość w formacie PDF ]
świecę, ale też stopić ją w mgnieniu oka razem z lichtarzem. Jednak cały wzdragał
się wewnętrznie przed robieniem tego rodzaju sztuczek. Był magiem, do ciężkiej
zarazy! Magiem, a nie jarmarcznym kuglarzem!
Przykro mi, mój talent działa tylko na ludzi rzekł w nagłym natchnie-
niu. Mogę podpalić tego sługę, jeśli takie jest twoje życzenie, panie.
Nie! powiedział szybko królewicz i spochmurniał.
Niebawem skończył jeść. Promień podjął jeszcze jedną próbę uwolnienia się
od królewskiego towarzystwa.
Jeśli nie jestem potrzebny, to wolałbym dołączyć do mych towarzyszy.
Prawdę mówiąc, jestem głodny i chciałbym się umyć.
Mycie zimą jest niezdrowe usłyszał w odpowiedzi. Czy jezdzisz
konno?
Tak.
A więc zjesz tutaj. A potem będziesz towarzyszył mi w przejażdżce. Pokażę
ci zamek, a ty opowiesz o Lengorchii. Margorze, moje buty do jazdy!
Promień przyrzekł sam sobie, że na każde następne pytanie odpowie nie ,
niezależnie, czego będą dotyczyły. Ze złością wbił zęby w kromkę chleba. Słu-
ga, nazwany Margorem, przyniósł buty o bardzo długich cholewkach, po czym
sprawnie obuł swojego pana. Dostarczał kolejno: kurtkę podbitą futrem, kapelusz
z bażancim piórem i rękawice, a także ciepły płaszcz dla Promienia. Znalazły się
też rękawiczki dla Iskry nieco przykrótkie w palcach, ale królewicz nawet nie
chciał słyszeć o tym, by mag poszedł po swoje rzeczy. Nie ulegało wątpliwości,
iż uczynił Promienia więzniem swego kaprysu i nie wypuści go, póki się nim nie
znudzi.
* * *
Pocieszeniem dla Promienia stał się koń piękna, rasowa klacz, w niczym
nieustępująca koniom, na których jezdził po rozległych parkach wokół wiejskiej
posiadłości ojca. Przypadła mu kobyłka pstra jak śmietankowy krem posypany ba-
kaliami. Królewicz dosiadł karoszki w białych skarpetkach i z gwiazdką na czole.
Stępa przejechali przez ceglaną bramę, za którą ciągnęła się ośnieżona aleja, wy-
sadzana wiązami. Strażnicy przy bramie sprezentowali broń przed królewskim
synem. Toroj zasalutował im pejczem.
122
Dobrego dnia. Mróz dziś, prawda?
Zimno, Wasza Wysokość odpowiedział jeden z żołnierzy z uśmie-
chem. Ale w strażnicy czeka grzane piwo.
Miłej przejażdżki życzymy, Wasza Wysokość dodał drugi.
Może zajrzymy do was pózniej rzekł królewicz.
Promień pomyślał, że następca tronu jest w zadziwiająco poufałych stosun-
kach ze służbą i że chyba na bardzo dużo mu się pozwala. Przeszli w kłus, potem
płynnie w galop. U końca alei Toroj wstrzymał klacz i skierował ją wzdłuż muru.
Stąd był lepszy widok na dwie z czterech zamkowych wież. Obie klacze gryzły
wędzidła, rwąc się do dalszego biegu, lecz jezdzcy utrzymywali je w umiarkowa-
nym truchcie. Bezlistne korony drzew przesuwały się na tle czerwonawych ścian
budowli.
Jak ci się podoba? spytał Toroj, odwracając głowę w stronę towarzysza.
Odrapana kupa cegieł, pomyślał Promień i odpowiedział:
Niezły. Może być.
Co może być , co może być !? zaperzył się królewicz. To jest
największy zamek w kraju! Widziałeś już coś lepszego?
Promień miał ochotę powiedzieć, że pałac należący do jego rodziny jest rów-
nie duży, a przy tym nieporównywalnie bardziej elegancki. Westchnął niezauwa-
żalnie.
Siedziba cesarza Ogniwo jest większa oznajmił chłodno.
Widziałeś pałac cesarza? zaciekawił się Toroj.
I Promień był zmuszony opisywać złote kopuły Pałacu Tysiąca Komnat, góru-
jące nad Lenenją. Białe, skrzące się jak cukier mury pokryte sztukateriami i srebr-
nymi arabeskami. Wiecznie zielone ogrody, po których przechadzały się bajecznie
kolorowe ptaki oraz oswojone lwy. Królewicz słuchał z napiętą uwagą, nie roniąc
ani słowa. Promienia raptem uderzyła jedna myśl: Te wszystkie cuda mogły być
moje. Zamieniłem je na. . . właśnie, na co? No tak, na życie, na wolność. . . I to
wszystko? . Myśl zerwało następne pytanie królewicza, zadane tonem, w którym
pobrzmiewała nuta zniechęcenia:
Zamek Na Wyspie też pewnie jest większy i wspanialszy od naszego?
Zamek Magów jest największy i najwspanialszy na świecie odparł z głę-
bokim przekonaniem Iskra. To miasto samo w sobie. Wzniesione i utrzymy-
wane za pomocą magii. Nazywają go też czasem Miastem Dłoni, bo struktura
budowli opiera się na układzie pięciu wież, jak pięciu palców. Największa ma sto
pik wysokości.
Przerwał na chwilę, wspominając czas spędzony w siedzibie magii.
Tam jest bardzo pięknie podsumował.
Królewicz jakoś nie żądał od niego rozwinięcia tematu. Trącił klacz obca-
sem, by zachęcić ją do biegu. Promień podążył za nim. Zrównując się z czarną
123
wierzchówką, dojrzał zmarszczone brwi towarzysza i wargi wydęte jak u nabur-
muszonego dziecka.
* * *
Toroj się rozczarował, to musiał przyznać. Ten mag był wyjątkowo nietowa-
rzyski, a na dodatek sprawiał cały czas wrażenie, jakby towarzyszył mu z łaski [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
świecę, ale też stopić ją w mgnieniu oka razem z lichtarzem. Jednak cały wzdragał
się wewnętrznie przed robieniem tego rodzaju sztuczek. Był magiem, do ciężkiej
zarazy! Magiem, a nie jarmarcznym kuglarzem!
Przykro mi, mój talent działa tylko na ludzi rzekł w nagłym natchnie-
niu. Mogę podpalić tego sługę, jeśli takie jest twoje życzenie, panie.
Nie! powiedział szybko królewicz i spochmurniał.
Niebawem skończył jeść. Promień podjął jeszcze jedną próbę uwolnienia się
od królewskiego towarzystwa.
Jeśli nie jestem potrzebny, to wolałbym dołączyć do mych towarzyszy.
Prawdę mówiąc, jestem głodny i chciałbym się umyć.
Mycie zimą jest niezdrowe usłyszał w odpowiedzi. Czy jezdzisz
konno?
Tak.
A więc zjesz tutaj. A potem będziesz towarzyszył mi w przejażdżce. Pokażę
ci zamek, a ty opowiesz o Lengorchii. Margorze, moje buty do jazdy!
Promień przyrzekł sam sobie, że na każde następne pytanie odpowie nie ,
niezależnie, czego będą dotyczyły. Ze złością wbił zęby w kromkę chleba. Słu-
ga, nazwany Margorem, przyniósł buty o bardzo długich cholewkach, po czym
sprawnie obuł swojego pana. Dostarczał kolejno: kurtkę podbitą futrem, kapelusz
z bażancim piórem i rękawice, a także ciepły płaszcz dla Promienia. Znalazły się
też rękawiczki dla Iskry nieco przykrótkie w palcach, ale królewicz nawet nie
chciał słyszeć o tym, by mag poszedł po swoje rzeczy. Nie ulegało wątpliwości,
iż uczynił Promienia więzniem swego kaprysu i nie wypuści go, póki się nim nie
znudzi.
* * *
Pocieszeniem dla Promienia stał się koń piękna, rasowa klacz, w niczym
nieustępująca koniom, na których jezdził po rozległych parkach wokół wiejskiej
posiadłości ojca. Przypadła mu kobyłka pstra jak śmietankowy krem posypany ba-
kaliami. Królewicz dosiadł karoszki w białych skarpetkach i z gwiazdką na czole.
Stępa przejechali przez ceglaną bramę, za którą ciągnęła się ośnieżona aleja, wy-
sadzana wiązami. Strażnicy przy bramie sprezentowali broń przed królewskim
synem. Toroj zasalutował im pejczem.
122
Dobrego dnia. Mróz dziś, prawda?
Zimno, Wasza Wysokość odpowiedział jeden z żołnierzy z uśmie-
chem. Ale w strażnicy czeka grzane piwo.
Miłej przejażdżki życzymy, Wasza Wysokość dodał drugi.
Może zajrzymy do was pózniej rzekł królewicz.
Promień pomyślał, że następca tronu jest w zadziwiająco poufałych stosun-
kach ze służbą i że chyba na bardzo dużo mu się pozwala. Przeszli w kłus, potem
płynnie w galop. U końca alei Toroj wstrzymał klacz i skierował ją wzdłuż muru.
Stąd był lepszy widok na dwie z czterech zamkowych wież. Obie klacze gryzły
wędzidła, rwąc się do dalszego biegu, lecz jezdzcy utrzymywali je w umiarkowa-
nym truchcie. Bezlistne korony drzew przesuwały się na tle czerwonawych ścian
budowli.
Jak ci się podoba? spytał Toroj, odwracając głowę w stronę towarzysza.
Odrapana kupa cegieł, pomyślał Promień i odpowiedział:
Niezły. Może być.
Co może być , co może być !? zaperzył się królewicz. To jest
największy zamek w kraju! Widziałeś już coś lepszego?
Promień miał ochotę powiedzieć, że pałac należący do jego rodziny jest rów-
nie duży, a przy tym nieporównywalnie bardziej elegancki. Westchnął niezauwa-
żalnie.
Siedziba cesarza Ogniwo jest większa oznajmił chłodno.
Widziałeś pałac cesarza? zaciekawił się Toroj.
I Promień był zmuszony opisywać złote kopuły Pałacu Tysiąca Komnat, góru-
jące nad Lenenją. Białe, skrzące się jak cukier mury pokryte sztukateriami i srebr-
nymi arabeskami. Wiecznie zielone ogrody, po których przechadzały się bajecznie
kolorowe ptaki oraz oswojone lwy. Królewicz słuchał z napiętą uwagą, nie roniąc
ani słowa. Promienia raptem uderzyła jedna myśl: Te wszystkie cuda mogły być
moje. Zamieniłem je na. . . właśnie, na co? No tak, na życie, na wolność. . . I to
wszystko? . Myśl zerwało następne pytanie królewicza, zadane tonem, w którym
pobrzmiewała nuta zniechęcenia:
Zamek Na Wyspie też pewnie jest większy i wspanialszy od naszego?
Zamek Magów jest największy i najwspanialszy na świecie odparł z głę-
bokim przekonaniem Iskra. To miasto samo w sobie. Wzniesione i utrzymy-
wane za pomocą magii. Nazywają go też czasem Miastem Dłoni, bo struktura
budowli opiera się na układzie pięciu wież, jak pięciu palców. Największa ma sto
pik wysokości.
Przerwał na chwilę, wspominając czas spędzony w siedzibie magii.
Tam jest bardzo pięknie podsumował.
Królewicz jakoś nie żądał od niego rozwinięcia tematu. Trącił klacz obca-
sem, by zachęcić ją do biegu. Promień podążył za nim. Zrównując się z czarną
123
wierzchówką, dojrzał zmarszczone brwi towarzysza i wargi wydęte jak u nabur-
muszonego dziecka.
* * *
Toroj się rozczarował, to musiał przyznać. Ten mag był wyjątkowo nietowa-
rzyski, a na dodatek sprawiał cały czas wrażenie, jakby towarzyszył mu z łaski [ Pobierz całość w formacie PDF ]