[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Marcus, przejął schedę po ojcu i wszystko zniweczył.
Fenton wskoczył na siodło. W jego nieubłaganym wzroku
czaiła się chęć mordu. Jeszcze trochę poczekam, pomyślał. Re­
resby będzie miał się z pyszna, jeżeli mi nie zapłaci. Zemsta
będzie słodka... Nagle ściągnął wodze. W ciemnościach usły­
szał cichy brzęk uprzęży i stukanie kopyt. Rozejrzał się ze stra­
chem, lecz nie zdołał zawrócić. Z mroku wychynęły uzbrojo­
ne postacie. Jeszcze chwila i został szczelnie otoczony przez
patrol żołnierzy.
247
Marcus wszedł do stajni i zdjął latarnię z kołka. Archie zo­
stawił światło, jakby zamierzał wrócić. Marcus otworzył drzwi
komórki, w której Catherine ukryła buntownika. Najpierw
zobaczył przewróconą skrzynkę, a na niej talerz z nietkniętą
kolacją i dzban wody. Na ścianach wisiały zakurzone siodła,
wędziska i uzdy. Wszędzie było pełno pajęczyn. Harry Stap-
leton spał skulony niczym małe dziecko, z wiązką siana pod
głową. Pochrapywał cicho. Marcus go nie obudził. Przez kilka
minut stał, patrząc na rywala, a potem odwrócił się i odszedł.
Postanowił, że wróci rano.
Harry siedział skulony na słomianej podściółce. Objął ko­
lana ramionami i nisko spuścił głowę. Na skrzyp otwieranych
drzwi poderwał się gwałtownie. W jego oczach mignęło prze­
rażenie. Na widok Marcusa przycisnął opatrunek i chwiejnie
dźwignął się na nogi. Miał mocno niepewną minę.
Marcus skrzyżował ramiona na piersi i oparł się o framu­
gę. Beznamiętnym, ale badawczym spojrzeniem przyglądał się
młodzieńcowi. Widział go wyraźnie w żółtawym świetle la­
tarni. Musiał przyznać, że Harry jest bardzo przystojny. Mógł
się podobać damom. Wysoki, barczysty, o miłej prezencji. Syl­
wetka zdradzała dobrego szermierza.
- Rozczarowałem pana? - odezwał się Marcus. - Bez wąt­
pienia spodziewał się pan mojej żony. Niestety, zabroniłem jej
dalszych wizyt w stajni. Chyba pan to rozumie?
- Oczywiście - natychmiast odpowiedział Harry pełnym
uszanowania tonem, którym zawsze zwracał się do osób star­
szych wiekiem i ludzi pokroju lorda Reresby'ego. - Proszę
248
o wybaczenie. Nie chciałem, żeby Catherine z mojej winy
znalazła się w takiej sytuacji...
- Cieszę się, że to słyszę.
- Zapewniam pana, że zamierzałem tylko zwrócić jej wierz­
chowca. W Taunton była bardzo przejęta tą kradzieżą. Daję
panu słowo, że przy najbliższej okazji opuszczę Saxton Court
i nikt nigdy się nie dowie o mojej obecności.
Marcus skinął głową. Wiedział, że chłopak mówi całkiem
szczerze. Harry był zakłopotany tym, że za jego przyczyną la­
dy Reresby może mieć nieprzyjemności.
- Jak pańska rana? Bardzo boli?
- Nawet nie. To tylko małe zadrapanie. Alice zajęła się mną
tak jak dawniej. - Harry uśmiechnął się szeroko. - Tak jak
kiedyś, gdy spadłem z drzewa.
Marcus poczuł nagłe ukłucie zazdrości. Co chwila ktoś
mu przypominał o zażyłości, która już od dziecka łączyła
Harry'ego Stapletona i Catherine.
- Przepraszam za warunki, w jakich pan przebywa - mruk­
nął, żeby w ogóle coś powiedzieć. Z wolna oderwał się od
drzwi i podszedł do młodzieńca.
- Żebrak nie ma wyboru - spokojnie stwierdził Harry. - Je­
stem i tak przeogromnie wdzięczny za to, co dostałem. Jeśli
pan zechce, w każdej chwili mogę stąd ruszyć w dalszą drogę.
- A ja zostanę z rozgniewaną i nieszczęśliwą Catherine?
O nie, mój panie. Najpierw pan wydobrzeje. Potem odeślę
pana na kontynent i mam nadzieję, że tam znajdzie pan sobie
żonę. Moja jest już zajęta.
Harry posmutniał nieco na te słowa. Wciąż dokuczała
249
mu świadomość, że stracił Catherine. Gorycz, którą czuł
w sercu przez minione miesiące, nagle eksplodowała z nie­
słychaną siłą. Zaczerwienił się i mimo bólu dumnie wypro­
stował plecy.
- Przyznaję, że ma pan nade mną przewagę, wynikającą nie
tylko z pozycji społecznej, ale również z pańskiego wieku i ży­
ciowego doświadczenia. Na pewno jest pan dobrym żołnie­
rzem, obeznanym z każdym rodzajem broni. Mimo to, gdy­
bym nie był ranny i osłabiony, natychmiast zażądałbym od
pana pełnej satysfakcji za słowa, które padły przed chwilą.
Powstrzymał się od dalszych uwag, dotyczących komórki,
w której go zamknięto. Nie wspomniał o braku okna i wszel­
kiego przewiewu ani o ostrej słomie.
- Potrafię walczyć - dodał z naciskiem. Marcus spojrzał na
niego ze zdumieniem. Młode lwiątko nareszcie pokazało pa­
zur. .. - Bóg mi świadkiem, że mam swoje powody, aby darzyć
pana niechęcią. Teraz jednak, zwłaszcza po Sedgemoor, poje­
dynek z panem byłby poważnym błędem.
- Bardzo mądrze. Nie żywię do pana urazy. W imieniu żo­
ny serdecznie dziękuję za zwrot klaczy.
Harry dał krok w jego stronę. Marcus nie pierwszy raz był
pod wrażeniem odwagi i eleganckich manier tego młodzieńca.
- Jestem zdany na pańską łaskę, lordzie Reresby. Odda
mnie pan w ręce kapitana Kirke'a?
- Nie, ale nie robię tego przez sentyment dla pańskiej osoby.
Po prostu obiecałem żonie, że panu pomogę.
- Pomoże mi pan? - zdziwił się Harry. - Pan o tym decy­
duje, nie Catherine.
250
Marcus przyglądał mu się w milczeniu. Wreszcie z zadu­
mą pokiwał głową.
- Mimo wszystko robię to dla niej. Chociaż przyznaję, że
mam też pewien dług wobec pana. Wyrządziłem panu wielką
krzywdę. Przepraszam.
- Catherine jest pańską żoną, milordzie. Prawdopodob­
nie nigdy panu nie wybaczę, że mi ją pan odebrał, ale już
zdążyłem się z tym pogodzić. Nie mówmy więcej o prze­
szłości. Kiedy ją zobaczyłem w Taunton, wiedziałem, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.