[ Pobierz całość w formacie PDF ]
środka przez krawędz, łapiąc się za uchwyt, żeby wylądować stopami na pokładzie.
- Już tu jestem! - wykrzyknął. - Luke, teraz twoja kolej!
Eksplozje następnych detonatorów rozjaśniły kłęby dymu krwistym blaskiem, ale Luke się
nie pojawił. Han zaczął się wspinać po szczeblach metalowej drabinki.
- Luke, nie bądz idiotą! - wrzasnął.
- Zamierzam ścigać Vastora! - Skywalker pochylił się w kierunku ulewy blasterowych
błyskawic, ześlizgując się po kadłubie statku. - Leć sam! Ocal Leię! Nie czekaj na mnie!
- Nie ruszymy się stąd bez ciebie! - odkrzyknął Solo. - A jeżeli zamierzasz dogonić tego
pogromcę grzmotów, idę z tobą. Będziesz mnie potrzebował. Na pewno ci się przydam.
- Jedyną osobą, która cię potrzebuje, jest Leia - odparł młody Jedi. - Powstrzymanie tego
parszywego drania to zadanie dla mnie. Twoje polega na ocaleniu księżniczki.
- Odkąd to masz prawo wydawać mi rozkazy? - obruszył się Solo.
Luke zerknął na niego z ukosa, a na jego twarzy pojawił się jeden z dawnych, promiennych,
typowych dla chłopaka z farmy uśmiechów, którego Han nie widział od czasu Bitwy o Hotha.
- Uważaj na palce - ostrzegł.
- Słucham? - Klapa włazu opadła na głowę Hana z taką siłą, że Solo znów runął na pokład.
Usiadł i zaczął pocierać obolałe miejsce na głowie, gdzie już zaczynał się pojawiać siniak.
- Luke! - wrzasnął.
Wspiął się po metalowych szczeblach, ale stwierdził, że na panelu kontrolnym włazu nie
płonie żadna lampka, a ręczne otwarcie klapy jest niemożliwe. Parsknął z niesmakiem i zaczął
walić w klapę kolbą blastera, ale zaraz sobie przypomniał, że na kadłubie roi się od imperialnych
szturmowców, specjalnie szkolonych w sztuce wdzierania się na pokłady statków. W każdej chwili
jeden z nich, jeśli nie był akurat zajęty polowaniem na Luke a, mógł rozpruć kadłub Sokoła i
wedrzeć się na pokład, żeby zabić Wookiego oraz Hana.
I Leię.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, mały - mruknął Solo. To była jego wersja ostatecznego
pożegnania.
Wcisnął blaster z powrotem do kabury i biegiem ruszył do sterowni.
- Chewie! - wrzasnął. - Zmiana planu! - Poślizgnął się i zamarł na progu drzwi. - Pole
ogłuszające, Chewie! - rozkazał. - Prześlij energię do generatora!
- Growf! Heroo geeorrough?
- Nie zamierza tu wrócić. - Han dał susa i opadł na siedzisko fotela pilota. Sam włączył
generator przeciwpiechotnego pola i z zadowoleniem zauważył, jak kilku szturmowców spada
przed iluminatorami sterowni, a błękitne, krzaczaste wyładowania pełzają po ich czarnych
pancerzach. Może innego dnia zdecydowałby się z nimi toczyć walkę, ale jego serce ranił widok
Leii, która cały czas dygotała i jęczała, przypięta do fotela Chewiego.
- Luke wyznaczył sobie specjalne zadanie - powiedział. - My mamy do wykonania swoje.
Poderwał statek i obrócił go tak, żeby dziobowe żuchwy były skierowane w stronę dna
szybu. Przesłał do jednostek napędowych całe zapasy energii, jakie zdołał wycisnąć z reaktora.
Statek zanurkował w kierunku litego skalnego dna. Han przesłał część energii do zasobników
działek w pozostałej wieżyczce i, korzystając ze zdalnego sterownika, zaczął przyciskać spust.
Strumienie laserowych błyskawic wgryzły się w skały na dnie, ale ich nie przebiły.
- Przypnij się - polecił Chewiemu przez zaciśnięte zęby i z całej siły chwycił rękojeść
drążka sterowniczego. - Za chwilę będzie nami trochę rzucało.
Przez system Taspana przemknął śmiercionośny huragan.
%7ładen żołnierz Republiki nie widział wprawdzie całego zjawiska, ale ten fragment, co każdy
z nich zobaczył, i tak wprawiał w przerażenie.
Lando Calrissian na mostku Wspomnienia Alderaana obserwował nad ramieniem
nawigacyjnego oficera, jak pokładowy wyświetlacz sensorów wykazuje w okolicznych
przestworzach pojawianie się i rozprzestrzenianie setek grawitacyjnych studni. Rozmnażały się jak
turraniańskie grzyby na zwłokach.
- To się nie może dziać naprawdę - wyjąkał tylko.
Wedge Antilles i piloci Eskadry Aotrów wpatrywali się z osłupieniem i przerażeniem, jak
spomiędzy asteroid wylatują tysiące myśliwców TIE Interceptor i z maksymalną prędkością kierują
się w stronę okrętów Republiki. Ilekroć jakiś TIE wyłaniał się z cienia asteroidy, trafiał w pełen
blask rozbłysków Taspana. Zmiercionośne promieniowanie zmieniało każdy interceptor w ognistą
gwiazdę, pogrążającą się w otchłań zniszczenia, a pilot płonął żywcem w swojej kabinie. Dopóki
żył, leciał na oślep, nie troszcząc się o wykonywanie manewrów, o przestrzeganie reguł taktyki czy
choćby tylko o zachowanie szyku. Pierwszy myśliwiec zniknął w bezgłośnej kuli ognia, kiedy
artylerzyści okrętów liniowych i piloci gwiezdnych maszyn Republiki naszpikowali przestworza
niszczycielską energią. Mimo to następni piloci myśliwców TIE nie zrezygnowali ze swoich
zamiarów. Przelatywali przez chmury szczątków maszyn swoich towarzyszy, aby dokonać
samobójczych ataków na ukryte w cieniu Mindora okręty Republiki.
Zaczekaj Minutę unosił się najbliżej chmury nadlatujących TIE. Jego nastawione na
bezpośrednią odległość działa obronne zniszczyły dziesiątki interceptorów, ale w końcu pilot
jednego przedarł się przez ogień zaporowy. Kiedy eksplozja na pokładzie okrętu wyeliminowała
dwie wieże dział, komandor Patrell polecił wykonywać powolny obrót, a artylerzystom kazał
wzmóc ogień. Po chwili drugi myśliwiec TIE eksplodował kilka metrów od pierwszego, a pózniej
w kadłub trafiły dwie inne nieprzyjacielskie maszyny.
Okręt przełamał się i eksplodował, a z przestworzy nadlatywały nadal, fala za falą,
myśliwce TIE.
Ich piloci przelatywali przez pole szczątków i skręcali dopiero na widok najbliższego
okrętu. Niebawem Wedge, pozostałe Aotry i piloci w kabinach innych myśliwców Republiki zaczęli
przecinać przestworza przed nadlatującymi TIE błyskawicami laserowych strzałów. W
przestworzach rozkwitły setki ognistych kul eksplodujących interceptorów. Imperialni nawet nie
usiłowali podejmować walki, jednak Wedge nie musiał korzystać z pomocy swojego komputera
nawigacyjnego, aby zrozumieć, jakie są szanse ocalenia choć jednego okrętu Republiki.
Były równe zeru.
Krzyk szturmowców stłoczonych w ładowni Lansjera jeżył włosy na karku Fenna Shysy.
Mandalorianin nie miał wprawdzie pojęcia, co się dzieje, ale aż za dobrze rozumiał podstawowe
reguły walki... a jedna z nich brzmiała następująco: Kiedy nie masz pojęcia, co się dzieje, dzieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
środka przez krawędz, łapiąc się za uchwyt, żeby wylądować stopami na pokładzie.
- Już tu jestem! - wykrzyknął. - Luke, teraz twoja kolej!
Eksplozje następnych detonatorów rozjaśniły kłęby dymu krwistym blaskiem, ale Luke się
nie pojawił. Han zaczął się wspinać po szczeblach metalowej drabinki.
- Luke, nie bądz idiotą! - wrzasnął.
- Zamierzam ścigać Vastora! - Skywalker pochylił się w kierunku ulewy blasterowych
błyskawic, ześlizgując się po kadłubie statku. - Leć sam! Ocal Leię! Nie czekaj na mnie!
- Nie ruszymy się stąd bez ciebie! - odkrzyknął Solo. - A jeżeli zamierzasz dogonić tego
pogromcę grzmotów, idę z tobą. Będziesz mnie potrzebował. Na pewno ci się przydam.
- Jedyną osobą, która cię potrzebuje, jest Leia - odparł młody Jedi. - Powstrzymanie tego
parszywego drania to zadanie dla mnie. Twoje polega na ocaleniu księżniczki.
- Odkąd to masz prawo wydawać mi rozkazy? - obruszył się Solo.
Luke zerknął na niego z ukosa, a na jego twarzy pojawił się jeden z dawnych, promiennych,
typowych dla chłopaka z farmy uśmiechów, którego Han nie widział od czasu Bitwy o Hotha.
- Uważaj na palce - ostrzegł.
- Słucham? - Klapa włazu opadła na głowę Hana z taką siłą, że Solo znów runął na pokład.
Usiadł i zaczął pocierać obolałe miejsce na głowie, gdzie już zaczynał się pojawiać siniak.
- Luke! - wrzasnął.
Wspiął się po metalowych szczeblach, ale stwierdził, że na panelu kontrolnym włazu nie
płonie żadna lampka, a ręczne otwarcie klapy jest niemożliwe. Parsknął z niesmakiem i zaczął
walić w klapę kolbą blastera, ale zaraz sobie przypomniał, że na kadłubie roi się od imperialnych
szturmowców, specjalnie szkolonych w sztuce wdzierania się na pokłady statków. W każdej chwili
jeden z nich, jeśli nie był akurat zajęty polowaniem na Luke a, mógł rozpruć kadłub Sokoła i
wedrzeć się na pokład, żeby zabić Wookiego oraz Hana.
I Leię.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, mały - mruknął Solo. To była jego wersja ostatecznego
pożegnania.
Wcisnął blaster z powrotem do kabury i biegiem ruszył do sterowni.
- Chewie! - wrzasnął. - Zmiana planu! - Poślizgnął się i zamarł na progu drzwi. - Pole
ogłuszające, Chewie! - rozkazał. - Prześlij energię do generatora!
- Growf! Heroo geeorrough?
- Nie zamierza tu wrócić. - Han dał susa i opadł na siedzisko fotela pilota. Sam włączył
generator przeciwpiechotnego pola i z zadowoleniem zauważył, jak kilku szturmowców spada
przed iluminatorami sterowni, a błękitne, krzaczaste wyładowania pełzają po ich czarnych
pancerzach. Może innego dnia zdecydowałby się z nimi toczyć walkę, ale jego serce ranił widok
Leii, która cały czas dygotała i jęczała, przypięta do fotela Chewiego.
- Luke wyznaczył sobie specjalne zadanie - powiedział. - My mamy do wykonania swoje.
Poderwał statek i obrócił go tak, żeby dziobowe żuchwy były skierowane w stronę dna
szybu. Przesłał do jednostek napędowych całe zapasy energii, jakie zdołał wycisnąć z reaktora.
Statek zanurkował w kierunku litego skalnego dna. Han przesłał część energii do zasobników
działek w pozostałej wieżyczce i, korzystając ze zdalnego sterownika, zaczął przyciskać spust.
Strumienie laserowych błyskawic wgryzły się w skały na dnie, ale ich nie przebiły.
- Przypnij się - polecił Chewiemu przez zaciśnięte zęby i z całej siły chwycił rękojeść
drążka sterowniczego. - Za chwilę będzie nami trochę rzucało.
Przez system Taspana przemknął śmiercionośny huragan.
%7ładen żołnierz Republiki nie widział wprawdzie całego zjawiska, ale ten fragment, co każdy
z nich zobaczył, i tak wprawiał w przerażenie.
Lando Calrissian na mostku Wspomnienia Alderaana obserwował nad ramieniem
nawigacyjnego oficera, jak pokładowy wyświetlacz sensorów wykazuje w okolicznych
przestworzach pojawianie się i rozprzestrzenianie setek grawitacyjnych studni. Rozmnażały się jak
turraniańskie grzyby na zwłokach.
- To się nie może dziać naprawdę - wyjąkał tylko.
Wedge Antilles i piloci Eskadry Aotrów wpatrywali się z osłupieniem i przerażeniem, jak
spomiędzy asteroid wylatują tysiące myśliwców TIE Interceptor i z maksymalną prędkością kierują
się w stronę okrętów Republiki. Ilekroć jakiś TIE wyłaniał się z cienia asteroidy, trafiał w pełen
blask rozbłysków Taspana. Zmiercionośne promieniowanie zmieniało każdy interceptor w ognistą
gwiazdę, pogrążającą się w otchłań zniszczenia, a pilot płonął żywcem w swojej kabinie. Dopóki
żył, leciał na oślep, nie troszcząc się o wykonywanie manewrów, o przestrzeganie reguł taktyki czy
choćby tylko o zachowanie szyku. Pierwszy myśliwiec zniknął w bezgłośnej kuli ognia, kiedy
artylerzyści okrętów liniowych i piloci gwiezdnych maszyn Republiki naszpikowali przestworza
niszczycielską energią. Mimo to następni piloci myśliwców TIE nie zrezygnowali ze swoich
zamiarów. Przelatywali przez chmury szczątków maszyn swoich towarzyszy, aby dokonać
samobójczych ataków na ukryte w cieniu Mindora okręty Republiki.
Zaczekaj Minutę unosił się najbliżej chmury nadlatujących TIE. Jego nastawione na
bezpośrednią odległość działa obronne zniszczyły dziesiątki interceptorów, ale w końcu pilot
jednego przedarł się przez ogień zaporowy. Kiedy eksplozja na pokładzie okrętu wyeliminowała
dwie wieże dział, komandor Patrell polecił wykonywać powolny obrót, a artylerzystom kazał
wzmóc ogień. Po chwili drugi myśliwiec TIE eksplodował kilka metrów od pierwszego, a pózniej
w kadłub trafiły dwie inne nieprzyjacielskie maszyny.
Okręt przełamał się i eksplodował, a z przestworzy nadlatywały nadal, fala za falą,
myśliwce TIE.
Ich piloci przelatywali przez pole szczątków i skręcali dopiero na widok najbliższego
okrętu. Niebawem Wedge, pozostałe Aotry i piloci w kabinach innych myśliwców Republiki zaczęli
przecinać przestworza przed nadlatującymi TIE błyskawicami laserowych strzałów. W
przestworzach rozkwitły setki ognistych kul eksplodujących interceptorów. Imperialni nawet nie
usiłowali podejmować walki, jednak Wedge nie musiał korzystać z pomocy swojego komputera
nawigacyjnego, aby zrozumieć, jakie są szanse ocalenia choć jednego okrętu Republiki.
Były równe zeru.
Krzyk szturmowców stłoczonych w ładowni Lansjera jeżył włosy na karku Fenna Shysy.
Mandalorianin nie miał wprawdzie pojęcia, co się dzieje, ale aż za dobrze rozumiał podstawowe
reguły walki... a jedna z nich brzmiała następująco: Kiedy nie masz pojęcia, co się dzieje, dzieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]