[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spostrzegła wielki budynek z ogrodem i balustradą. To na pewno Beit Melek Ali, czyli Dom
Króla Ali.
Minąwszy go, po paru minutach, znalazła się w biedniejszej okolicy. Rzekę zasłaniały
plantacje palm ogrodzone zardzewiałym drutem kolczastym. Po prawej jakieś budy, walące
się domy o chropowatej suszonej w słońcu cegle, zwanej adobe. Dalej dzieci w śmietniku,
chmary much nad stosami odpadków. Do rzeki wiodła droga, na której stał samochód,
starodawny gruchot. Przy samochodzie ujrzała Edwarda.
- A, jesteś - powiedział Edward. - Wsiadaj.
- Dokąd jedziemy? - spytała Victoria, wskakując rączo do gruchota. Edward odwrócił się zza
kierownicy, spojrzał na nią, jakby płatał figla, i uśmiechnął się promiennie.
- Jedziemy do Babilonu - odparł. - Najwyższy czas na mały wypad we dwoje.
Samochód wystartował, szarpiąc straszliwie i podskakując gwałtownie na kocich łbach.
- Do Babilonu? - zawołała Victoria. - To brzmi cudownie. Naprawdę do Babilonu?
Samochód skręcił w lewo, jechali teraz dobrze wybrukowaną szosą imponującej szerokości.
- Tak, ale możesz się rozczarować. Babilon nie jest zupełnie tym, czym kiedyś.
Victoria zanuciła:
Ile mil do Babilonu?
Siedemdziesiąt w jedną stronę.
A czy zajdę tam przy świecy?
Tam i nazad, wielkie rzeczy,
Mój mości panie.
- Często to śpiewałam, kiedy byłam mała. Zawsze fascynowały mnie te słowa. A teraz
naprawdę jedziemy do Babilonu!
- I wrócimy przy świecy. W każdym razie tak sądzę. W tym kraju nigdy nic nie wiadomo.
- Ten samochód ma ochotę lada moment się rozlecieć.
- I pewno się rozleci. Wszystko jest w nim na słowo honoru. Ci Irakijczycy doskonale potrafią
go powiązać sznurkami, mówią inszallah, i już jedzie.
85
- Zawsze to inszallah.
- Najłatwiej zrzucić odpowiedzialność na Wszechmogącego.
- Chyba nie najlepsza ta droga? - wykrztusiła Victoria na kolejnym wyboju. Dobra, szeroka
nawierzchnia okazała się tylko złudną obietnicą. Szosa była co prawda wciąż szeroka, ale
pełna nierówności i kolein.
- Będzie coraz gorzej - krzyknął Edward.
Pełni szczęścia podskakiwali na wybojach. Tumany kurzu unosiły się wokół nich. Wielkie
ciężarówki załadowane Arabami pędziły środkiem jezdni, głuche na sygnał klaksonu.
Przejeżdżali obok murowanych ogrodzeń, mijali grupy kobiet, dzieci i osłów, dla Victorii
wszystko było nowe i stanowiło część czarodziejskiej przejażdżki do Babilonu u boku
Edwarda.
Poobijani i wytrzęsieni za wszystkie czasy, po paru godzinach jazdy dotarli do Babilonu.
Zikkurat, rumowisko bez żadnego wyrazu, rozczarowało w pierwszej chwili Victorię, która
spodziewała się kolumn i łuków, jak na pocztówkach z Grecji.
Kiedy jednak gramolili się za przewodnikiem przez kurhany z adobe, rozczarowanie
stopniowo zanikało. Victoria jednym uchem słuchała długich wyjaśnień, a idąc Drogą
Procesyjną od bramy Isztar, wśród płaskorzezb przedstawiających wyobrażenia zwierząt,
przejęła się nagle całą chwałą przeszłości i zapragnęła dowiedzieć się czegoś o tym
wielkim, dumnym mieście, które teraz leżało u jej stóp martwe i opuszczone. Spełniwszy
obowiązki wobec starożytności, usiedli obok Lwicy Babilońskiej, by zjeść lunch, który zabrał
ze sobą Edward. Przewodnik uśmiechnął się wyrozumiale, powiedział, że koniecznie muszą
zwiedzić muzeum, po czym zostawił ich samych.
- Naprawdę musimy iść do muzeum? - spytała Victoria w rozmarzeniu. - Rzeczy
skatalogowane, poszufladkowane przestają być prawdziwe. Raz byłam w British Museum.
-To było okropne, strasznie rozbolały mnie nogi.
- Przeszłość jest zawsze nudna - powiedział Edward. -O wiele ważniejsza jest przyszłość.
- To nie jest nudne - powiedziała Victoria, wymachując kanapką w stronę zikkuratu. - Daje
poczucie, bo ja wiem, wielkości. Pamiętasz ten wiersz:  Kiedy byłeś królem Babilonu, a ja
chrześcijańską niewolnicą"? Może to my, ty i ja.
- Nie było żadnych królów w Babilonie w czasach, kiedy żyli chrześcijanie - rzekł Edward. -
O ile pamiętam, Babilon przestał istnieć jakieś pięćset-sześćset lat przed narodzeniem
Chrystusa. Archeologowie mają u nas na ten temat regularne odczyty, ale ja nigdy nie mogę
zapamiętać dat starszych od greckich i rzymskich.
- Chciałbyś być królem Babilonu, Edwardzie? Edward głęboko wciągnął powietrze.
- Tak. Chciałbym.
- Więc powiedzmy, że byłeś. A teraz masz nowe wcielenie.
- Wtedy wiedziano, jak być królem! - powiedział Edward.
- Dlatego potrafiono rządzić światem, kształtować go.
- Myślę, że nie za bardzo chciałabym być niewolnicą -zastanawiała się Victoria. - Ani
chrześcijańską, ani żadną inną.
86
- Miał rację Milton - powiedział Edward i zacytował: - bowiem lepiej być władcą w piekle niż
sługą w niebiosach". Zawsze podziwiałem Szatana u Miltona.
- Nigdy dobrze nie rozumiałam Miltona - przyznała pokornie Victoria. - Ale poszłam zobaczyć
jego Comus w Sander's Wells, było cudownie, a Margot Fonteyn tańczyła jak anioł.
- Gdybyś była niewolnicą, Victorio - powiedział Edward
- wyzwoliłbym cię i zabrał do mojego haremu, tam - wskazał ręką na szczątki miasta. Victorii
błysnęło oko.
- Skoro mowa o haremie... - zaczęła.
- Jak ci się układa z Catherine? - spytał szybko Edward.
- Skąd wiesz, że pomyślałam o Catherine?
- Pomyślałaś, nie zaprzeczysz? Posłuchaj, Viccy, naprawdę zależy mi na tym, żebyś się
zaprzyjazniła z Catherine.
- Nie mów do mnie Viccy.
- Dobrze, Victorio z Charing Cross. Chcę, żebyś się zaprzyjazniła z Catherine.
- Mężczyzni to głupcy. Zawsze chcą, żeby ich dziewczyny się polubiły.
Edward, który do tej pory leżał z rękoma pod głową, wstał gwałtownie.
- Wszystko ci się pokręciło, Victorio z Charing Cross. A twoje aluzje do haremu są po prostu
głupie...
- Wcale nie. Jak te wszystkie dziewczyny się na ciebie gapią, jak do ciebie wzdychają! Do
szału mnie to doprowadza!
- To cudownie - powiedział Edward. - Uwielbiam, jak
jesteś wściekła. Ale wracając do Catherine. Chcę, żebyś się do niej zbliżyła z prostego
powodu: jestem pewien, że jej osoba najpewniej zaprowadzi nas na trop. Ona coś wie.
- Naprawdę tak myślisz?
- Pamiętasz chyba, co słyszałem od niej o Annie Scheele.
- Rzeczywiście.
- A jak się miewa Karol Marks? Są jakieś reakcje?
- Nikt mi nie wskazał właściwej drogi i nie wprowadził do owczarni. A Catherine powiedziała
mi wczoraj, że partia mnie nie przyjmie, bo nie mam odpowiedniego politycznego
przygotowania. %7łebym ja musiała czytać to wstrętne nudziarstwo, naprawdę, Edwardzie, to
nie na moją głowę.
- A więc jesteś nieuświadomiona politycznie? - zaśmiał się Edward. - Biedna Victoria z
Charing Cross. Catherine może sobie szaleć na punkcie inteligencji, siły i głębi, świa-
domości politycznej i Bóg wie czego jeszcze, a ja i tak najbardziej lubię pewną małą
stenotypistkę z Londynu, która nie potrafi porządnie napisać trzysylabowego wyrazu.
Victoria zmarszczyła brwi. Słowa Edwarda przypomniały jej dziwną rozmowę, którą odbyła z
Rathbone'em. Powtórzyła ją Edwardowi. Przygnębiło go to bardziej, niż mogła się
spodziewać.
- To poważna sprawa, Victorio. Bardzo poważna. Opowiedz mi wszystko po kolei.
Victoria starała się dokładnie przytoczyć słowa Rathbone'a.
87
- Ale nie rozumiem, dlaczego to cię tak niepokoi.
- Co? - Edward wydawał się roztargniony. - Nie rozumiesz... Ależ, kochanie, nie zdajesz
chyba sobie sprawy z tego, że cię rozgryzli. Ostrzegają cię. Nie podoba mi się to, Victorio,
wcale mi się nie podoba.
Przerwał na chwilę, po czym podjął z powagą:
- Komuniści są bezwzględni. Nie cofną się przed niczym, to część ich credo. Nie chcę,
żebyś dostała w głowę, a twoje ciało wrzucono do Tygrysu, kochanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.