[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bracia lekarze byli już na dobre pogrążeni w niezrozumiałej dyskusji, przy czym Gralen
notował pilnie, jak sektorowy konfident.
To śmieszne mówił lekarz poziomu Specjalnego ale odradzam bratu zestawienia
statystyczne. Widziałem je setki razy. Wyniki są po prostu absurdalne. Zauważy brat na przykład
silną odwrotną korelację z współczynnikiem indeksu przydatności społecznej. Czyli, im ktoś
bardziej nieprzygotowany do życia, tym bardziej jest podatny na szklicę, przy czym
u politycznych, ta korelacja jest najsilniejsza. Absurd.
Kto wie... kto wie mruczał Gralen, jeżdżąc pisakiem po notesie. Jednak chciałbym,
ehem... zobaczyć jakiś przypadek w początkowym stadium.
Zobaczę, co się da zrobić rzekł lekarz poziomu specjalnego. Było niedawno kilka
przypadków, które mogą być szklicą w pierwotnym stadium, ale nie muszą. Chyba w sektorze
C znajdziemy coś dla brata, tam gdzie mordercy i ciężsi polityczni...
Kiedy znalezli się w korytarzach sektora C, z daleka słychać było głuche dudnienie, jakby
ktoś tłukł czymś twardym w grube stalowe drzwi i przytłumione wrzaski.
Atanda! Atanda! Otwierać!
Korytarzem biegli Obrońcy w hełmach, łomocąc ciężkimi podeszwami, z neuronowymi
biczami w rękach.
Co się dzieje? spytał Gralen.
Przyszliśmy za pózno rzucił krótko lekarz. Obrońcy stłoczyli się przy drzwiach, które po
chwili z hurgotem odjechały na bok. Histeryczne wrzaski wyskoczyły spod nich, wypełniając
korytarze jak smród amoniaku spod gumowego worka.
On ma szklicę! Zabierajcie go! Zaraza! On kituje! Zabierajcie go!
Obrońcy stłoczyli się przy drzwiach, wpadli do środka i natychmiast dały się słyszeć
wyładowania i wrzask porażanych ludzi.
Spokój! wrzasnął jeden z Obrońców na widok nadchodzących Inspekcja!
Sylwetki w hełmach i czarnych kombinezonach rozstąpiły się, ukazując wnętrze celi.
Więzniowie stali w szeregu. Tylko jeden siedział na pryczy w rogu, z kolanami podciągniętymi
pod brodę. Był bez wątpienia chory: szklicą zdołała już wygładzić mu rysy twarzy, a skóra
przybrała szary odcień. Wyglądał jak odlew z niepolerowanej stali.
Już twardy rzucił lekarz. Do kostnicy. Wezwać asenizatorów.
Dlaczego nie meldowaliście przy inspekcji, rano? szczeknął profos. Pierwszy z brzegu
więzień zbladł.
Nie było inspekcji... bracie profosie wyszeptał.
Dlaczego cela nie w pracy?
My mieli mieć terapię, bracie profosie...
To było czekać na oficera terapeutę. Co to za wrzaski? Myślicie że to igrzyska? Co to za
ideologia?
Anarchistyczna wymamlał nieprzystosowany. Rozumiemy swój błąd.
Będziecie mieli terapię. Cała cela Obróbka i tydzień karceru. A wy przestajecie być
starszym celi. Obowiązki przejmie zastępca. Wyprowadzić ich. Ręce na kark i do sali
gimnastycznej. Wytłumaczcie im dobrze dorzucił w kierunku Obrońców. Na tym profos
zakończył swój występ.
Kabaryna... rzekł lekarz z namysłem. Karcer to niezły pomysł. Tam zawsze coś się
znajdzie. Chodzmy.
Przejechali się windą, a następnie przeszli korytarzami i obudzili Obrońcę siedzącego
w małym, dusznym pokoiku z monitorem. Klawisz był blady, przełykał ślinę, chwiał się
w pozycji baczność i wionęło od niego syntolem.
Podgląd rzucił lekarz. Przebiegł palcami po przyciskach ukazując na monitorze obraz
małych, identycznych klitek w betonie, wielkości przeciętnej ubikacji, w których stali, siedzieli
lub leżeli zwinięci w kłębek wynędzniali ludzie. Klitki były zalane lodowatą wodą do wysokości
dziesięciu centymetrów i oświetlone jaskrawym światłem. Przy jednym z obrazów przerwał.
No. Ten się nadaje, ma brat szczęście oświadczył.
Drzwi do karceru miały wysokość siedemdziesięciu centymetrów i wyglądały jak przy
dużym piecu centralnego ogrzewania. Nieprzystosowany siedział na podłodze, w identycznej
pozycji co tamten w celi. Całkowicie obojętny na lodowatą wodę oraz oślepiające światło patrzył
w ścianę niewidzącymi oczami. Jeszcze oddychał. Równo, miarowo jak człowiek pogrążony
w głębokim śnie.
Wstawać!
Nie było reakcji. Profos stęknął, przechodząc przez niskie drzwi i stanął na wysokim progu.
Oparł się ręką o stalową futrynę i wymierzył nieprzystosowanemu kopniaka w żebra. Ten
odchylił się jak Wańka-wstańka i powrócił do poprzedniej pozycji. Profos znów go kopnął tym
razem drugą nogą, w twarz. Głowa nieprzystosowanego huknęła o ścianę, ale ani z ust ani z nosa
nie popłynęła krew.
Powiedziałem: wstawać! wrzasnął profos.
Dosyć rzekł Gralen, ale profos zamierzył się po raz trzeci. Dłoń Weigensa wystrzeliła do
przodu, chwyciła kołnierz kombinezonu profosa i cofnęła się równie błyskawicznie. Urzędnik
przeleciał bezwładnie przez korytarz i gruchnął w ścianę.
Brat doktor powiedział: dosyć rzekł Weigens.
Wyciągnijcie go rzucił Gralen.
Ciało wychowywanego było lekkie jak pusta skorupa. Po chwili siedział na korytarzu,
ociekając wodą, nieruchomy jak skała.
Zastrzyki rozkurczowe i aparat reanimacyjny, szybko! zawołał Gralen. Przygotować
laboratorium, a jego na górę! to było do Weigensa. Tomograf i rentgen.
Strata czasu wycedził lekarz poziomu Specjalnego. %7ładna strzykawka przez to nie
przejdzie Popukał palcem w ramię chorego. Odgłos był twardy i wysoki, jak stukania
w kamień.
Zresztą, on już sinieje. W windzie wytworzy torbiel. To żywy trup, bracie medyku. Szkoda
dla niego czasu.
Gralen szybko podejmował decyzje.
Centurionie, pan ma osobistą kamerę?
Mam powiedział Weigens. Kamera znajdowała się w grzebieniu jego hełmu, nad
reflektorkiem. Odnalazł przycisk na biodrowej kasecie i wcisnął.
Proszę filmować. Proszę też natychmiast uruchomić stoper. Na moje żądanie będzie pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Bracia lekarze byli już na dobre pogrążeni w niezrozumiałej dyskusji, przy czym Gralen
notował pilnie, jak sektorowy konfident.
To śmieszne mówił lekarz poziomu Specjalnego ale odradzam bratu zestawienia
statystyczne. Widziałem je setki razy. Wyniki są po prostu absurdalne. Zauważy brat na przykład
silną odwrotną korelację z współczynnikiem indeksu przydatności społecznej. Czyli, im ktoś
bardziej nieprzygotowany do życia, tym bardziej jest podatny na szklicę, przy czym
u politycznych, ta korelacja jest najsilniejsza. Absurd.
Kto wie... kto wie mruczał Gralen, jeżdżąc pisakiem po notesie. Jednak chciałbym,
ehem... zobaczyć jakiś przypadek w początkowym stadium.
Zobaczę, co się da zrobić rzekł lekarz poziomu specjalnego. Było niedawno kilka
przypadków, które mogą być szklicą w pierwotnym stadium, ale nie muszą. Chyba w sektorze
C znajdziemy coś dla brata, tam gdzie mordercy i ciężsi polityczni...
Kiedy znalezli się w korytarzach sektora C, z daleka słychać było głuche dudnienie, jakby
ktoś tłukł czymś twardym w grube stalowe drzwi i przytłumione wrzaski.
Atanda! Atanda! Otwierać!
Korytarzem biegli Obrońcy w hełmach, łomocąc ciężkimi podeszwami, z neuronowymi
biczami w rękach.
Co się dzieje? spytał Gralen.
Przyszliśmy za pózno rzucił krótko lekarz. Obrońcy stłoczyli się przy drzwiach, które po
chwili z hurgotem odjechały na bok. Histeryczne wrzaski wyskoczyły spod nich, wypełniając
korytarze jak smród amoniaku spod gumowego worka.
On ma szklicę! Zabierajcie go! Zaraza! On kituje! Zabierajcie go!
Obrońcy stłoczyli się przy drzwiach, wpadli do środka i natychmiast dały się słyszeć
wyładowania i wrzask porażanych ludzi.
Spokój! wrzasnął jeden z Obrońców na widok nadchodzących Inspekcja!
Sylwetki w hełmach i czarnych kombinezonach rozstąpiły się, ukazując wnętrze celi.
Więzniowie stali w szeregu. Tylko jeden siedział na pryczy w rogu, z kolanami podciągniętymi
pod brodę. Był bez wątpienia chory: szklicą zdołała już wygładzić mu rysy twarzy, a skóra
przybrała szary odcień. Wyglądał jak odlew z niepolerowanej stali.
Już twardy rzucił lekarz. Do kostnicy. Wezwać asenizatorów.
Dlaczego nie meldowaliście przy inspekcji, rano? szczeknął profos. Pierwszy z brzegu
więzień zbladł.
Nie było inspekcji... bracie profosie wyszeptał.
Dlaczego cela nie w pracy?
My mieli mieć terapię, bracie profosie...
To było czekać na oficera terapeutę. Co to za wrzaski? Myślicie że to igrzyska? Co to za
ideologia?
Anarchistyczna wymamlał nieprzystosowany. Rozumiemy swój błąd.
Będziecie mieli terapię. Cała cela Obróbka i tydzień karceru. A wy przestajecie być
starszym celi. Obowiązki przejmie zastępca. Wyprowadzić ich. Ręce na kark i do sali
gimnastycznej. Wytłumaczcie im dobrze dorzucił w kierunku Obrońców. Na tym profos
zakończył swój występ.
Kabaryna... rzekł lekarz z namysłem. Karcer to niezły pomysł. Tam zawsze coś się
znajdzie. Chodzmy.
Przejechali się windą, a następnie przeszli korytarzami i obudzili Obrońcę siedzącego
w małym, dusznym pokoiku z monitorem. Klawisz był blady, przełykał ślinę, chwiał się
w pozycji baczność i wionęło od niego syntolem.
Podgląd rzucił lekarz. Przebiegł palcami po przyciskach ukazując na monitorze obraz
małych, identycznych klitek w betonie, wielkości przeciętnej ubikacji, w których stali, siedzieli
lub leżeli zwinięci w kłębek wynędzniali ludzie. Klitki były zalane lodowatą wodą do wysokości
dziesięciu centymetrów i oświetlone jaskrawym światłem. Przy jednym z obrazów przerwał.
No. Ten się nadaje, ma brat szczęście oświadczył.
Drzwi do karceru miały wysokość siedemdziesięciu centymetrów i wyglądały jak przy
dużym piecu centralnego ogrzewania. Nieprzystosowany siedział na podłodze, w identycznej
pozycji co tamten w celi. Całkowicie obojętny na lodowatą wodę oraz oślepiające światło patrzył
w ścianę niewidzącymi oczami. Jeszcze oddychał. Równo, miarowo jak człowiek pogrążony
w głębokim śnie.
Wstawać!
Nie było reakcji. Profos stęknął, przechodząc przez niskie drzwi i stanął na wysokim progu.
Oparł się ręką o stalową futrynę i wymierzył nieprzystosowanemu kopniaka w żebra. Ten
odchylił się jak Wańka-wstańka i powrócił do poprzedniej pozycji. Profos znów go kopnął tym
razem drugą nogą, w twarz. Głowa nieprzystosowanego huknęła o ścianę, ale ani z ust ani z nosa
nie popłynęła krew.
Powiedziałem: wstawać! wrzasnął profos.
Dosyć rzekł Gralen, ale profos zamierzył się po raz trzeci. Dłoń Weigensa wystrzeliła do
przodu, chwyciła kołnierz kombinezonu profosa i cofnęła się równie błyskawicznie. Urzędnik
przeleciał bezwładnie przez korytarz i gruchnął w ścianę.
Brat doktor powiedział: dosyć rzekł Weigens.
Wyciągnijcie go rzucił Gralen.
Ciało wychowywanego było lekkie jak pusta skorupa. Po chwili siedział na korytarzu,
ociekając wodą, nieruchomy jak skała.
Zastrzyki rozkurczowe i aparat reanimacyjny, szybko! zawołał Gralen. Przygotować
laboratorium, a jego na górę! to było do Weigensa. Tomograf i rentgen.
Strata czasu wycedził lekarz poziomu Specjalnego. %7ładna strzykawka przez to nie
przejdzie Popukał palcem w ramię chorego. Odgłos był twardy i wysoki, jak stukania
w kamień.
Zresztą, on już sinieje. W windzie wytworzy torbiel. To żywy trup, bracie medyku. Szkoda
dla niego czasu.
Gralen szybko podejmował decyzje.
Centurionie, pan ma osobistą kamerę?
Mam powiedział Weigens. Kamera znajdowała się w grzebieniu jego hełmu, nad
reflektorkiem. Odnalazł przycisk na biodrowej kasecie i wcisnął.
Proszę filmować. Proszę też natychmiast uruchomić stoper. Na moje żądanie będzie pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]