[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o brzeg wielgachnego łoża. Upiła jeszcze dwa łyki i odpłynęła w słodki i ciepły niebyt. Było jej dobrze,
rzeczywistość przestała istnieć.
Myślisz, że ten dziad nas dziś w nocy pozabija? Lekko rozluzniona, zwróciła się do Marcela, który
właśnie wrócił z łazienki w białej puchowej kurtce.
Nie sądzę. Zresztą patrząc na to z perspektywy końca świata, który ma ponoć nastąpić dokładnie za
tydzień, żadna różnica.
Jak to: żadna? Przecież tydzień to kupa czasu! Na szczęście nie mamy przy sobie niczego
wartościowego. No, chyba że dziadek zasadza się na tę twoją komórkę najnowszej generacji. Tę, co to
potrafi wiązać krawaty i robić jajka sadzone&
Marylkę wreszcie dopadł dobry humor.
Nie umie, cholera, ale może ją nauczę. Nie widzę tylko powodu, by miał nas zabijać, skoro dał nam
piwo i whisky, i jeszcze podzielił się smalcem i chlebem. Przyniósł drewno i czystą pościel.
Wiesz, krew najlepiej prezentuje się właśnie na czystej pościeli. Marylka śmiała się już do
rozpuku. Zwłaszcza na białej. I wcale nie mam na myśli keczupu, a prawdziwą juchę z prawdziwego
trupa. Pijanych podobno morduje się łatwiej stwierdziła i ponownie umoczyła usta w szklance.
Racja.
Wicher na zewnątrz wzmógł się jeszcze bardziej, rozszalałe morze huczało. Targane wichurą gałęzie
najbliższego drzewa rytmicznie uderzały w okno, rzucając przy tym niesamowite cienie.
Matko Boska, tu jest jak w horrorze szepnęła przerażona dziewczyna.
Strach dopadł ją, jak wcześniej dobry humor, znienacka i w efekcie Marcel musiał jej towarzyszyć pod
drzwiami łazienki.
W pomieszczeniu było tak zimno, że od ciurkającej do umywalki stróżki ciepłej wody zaparowały
lustra i szyby, jednak dzielna Marylka wykonała najniezbędniejsze czynności toaletowe. Mimo że
wieczór był jeszcze młody, z przyjemnością zmyła makijaż. W obawie przed zamarznięciem umyła się
błyskawicznie, wyszczotkowała zęby i ciepło ubrana ponownie umościła się przed dającym cudowne
ciepło kominkiem. Machinalnie wyciągnęła dłoń po kolejnego drinka i równie naturalnie położyła głowę
na ciepłym ramieniu Marcela. Poczuła, że to miejsce jest jak stworzone specjalnie dla niej.
Marcel nie zaprotestował. Opiekuńczo otoczył ją ramieniem.
Wiesz, rzadko rozpalam w kominku, a ogień tak hipnotyzuje i odpręża& zauważyła.
Tak, jest magiczny.
Ogień?
Nie tylko.
Marcel nachylił się i przytulił pachnące whis ky wargi do jej miękkich ust. Nie napotkawszy oporu,
pozwolił sobie na więcej. Jego natarczywy język powitało rozkoszne i pełne akceptacji westchnienie.
A w Marylkę jakby wstąpiło nowe życie. Być może taką reakcję wywołały w niej zagrożenie i strach,
które w połączeniu ze skrywanym uczuciem do Marcela stanowiły mieszankę wybuchową, ale uległa jej
całkowicie. Marzyła o dotyku jego dłoni na ciele. O gorących szeptach i wyznaniach. Marzyła
o szaleństwie zmysłów.
I nie mogła uwierzyć, że ma to wszystko na wyciągnięcie ręki i decyzja należy do niej.
===aQ88Dm1eaA4/WW8Lb1dgBGBYYFlrWz1cbl1oDT9bbF0=
Rozdział 7
Nie wiedziała, czy to zasługa whisky, przerażającego otoczenia czy splotu innych okoliczności. Nie miała
siły się nad tym zastanawiać. Wszystko było zbyt cudowne i romantyczne, by tracić czas na rozmyślania.
Przez jedną krótką sekundę poczuła wątpliwości, czy aby dobrze robi, ale dłonie Marcela i jego
roziskrzone spojrzenie natychmiast rozwiały jej skrupuły.
A co mi tam! Chcę tego, jest mi dobrze. I kocham go, przebiegło Marylce przez głowę.
Mocno objęła Marcela za szyję i odwzajemniła jego pieszczoty.
Nawet nie zauważyła, kiedy została bez ubrania; ciepły powiew z kominka spowijał ją przyjemnym
kokonem. Z lubością poddała się wszechogarniającemu podnieceniu. Przecież intymne chwile
z Marcelem to spełnienie jej skrywanych marzeń! Fala endorfin, w połączeniu z buzującym obok ogniem
i rozgrzanym ciałem kochanka, błyskawicznie wprawiła Marylkę w ekstazę. Gdy skończyli, przez chwilę
nie wiedziała, gdzie się znajduje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
o brzeg wielgachnego łoża. Upiła jeszcze dwa łyki i odpłynęła w słodki i ciepły niebyt. Było jej dobrze,
rzeczywistość przestała istnieć.
Myślisz, że ten dziad nas dziś w nocy pozabija? Lekko rozluzniona, zwróciła się do Marcela, który
właśnie wrócił z łazienki w białej puchowej kurtce.
Nie sądzę. Zresztą patrząc na to z perspektywy końca świata, który ma ponoć nastąpić dokładnie za
tydzień, żadna różnica.
Jak to: żadna? Przecież tydzień to kupa czasu! Na szczęście nie mamy przy sobie niczego
wartościowego. No, chyba że dziadek zasadza się na tę twoją komórkę najnowszej generacji. Tę, co to
potrafi wiązać krawaty i robić jajka sadzone&
Marylkę wreszcie dopadł dobry humor.
Nie umie, cholera, ale może ją nauczę. Nie widzę tylko powodu, by miał nas zabijać, skoro dał nam
piwo i whisky, i jeszcze podzielił się smalcem i chlebem. Przyniósł drewno i czystą pościel.
Wiesz, krew najlepiej prezentuje się właśnie na czystej pościeli. Marylka śmiała się już do
rozpuku. Zwłaszcza na białej. I wcale nie mam na myśli keczupu, a prawdziwą juchę z prawdziwego
trupa. Pijanych podobno morduje się łatwiej stwierdziła i ponownie umoczyła usta w szklance.
Racja.
Wicher na zewnątrz wzmógł się jeszcze bardziej, rozszalałe morze huczało. Targane wichurą gałęzie
najbliższego drzewa rytmicznie uderzały w okno, rzucając przy tym niesamowite cienie.
Matko Boska, tu jest jak w horrorze szepnęła przerażona dziewczyna.
Strach dopadł ją, jak wcześniej dobry humor, znienacka i w efekcie Marcel musiał jej towarzyszyć pod
drzwiami łazienki.
W pomieszczeniu było tak zimno, że od ciurkającej do umywalki stróżki ciepłej wody zaparowały
lustra i szyby, jednak dzielna Marylka wykonała najniezbędniejsze czynności toaletowe. Mimo że
wieczór był jeszcze młody, z przyjemnością zmyła makijaż. W obawie przed zamarznięciem umyła się
błyskawicznie, wyszczotkowała zęby i ciepło ubrana ponownie umościła się przed dającym cudowne
ciepło kominkiem. Machinalnie wyciągnęła dłoń po kolejnego drinka i równie naturalnie położyła głowę
na ciepłym ramieniu Marcela. Poczuła, że to miejsce jest jak stworzone specjalnie dla niej.
Marcel nie zaprotestował. Opiekuńczo otoczył ją ramieniem.
Wiesz, rzadko rozpalam w kominku, a ogień tak hipnotyzuje i odpręża& zauważyła.
Tak, jest magiczny.
Ogień?
Nie tylko.
Marcel nachylił się i przytulił pachnące whis ky wargi do jej miękkich ust. Nie napotkawszy oporu,
pozwolił sobie na więcej. Jego natarczywy język powitało rozkoszne i pełne akceptacji westchnienie.
A w Marylkę jakby wstąpiło nowe życie. Być może taką reakcję wywołały w niej zagrożenie i strach,
które w połączeniu ze skrywanym uczuciem do Marcela stanowiły mieszankę wybuchową, ale uległa jej
całkowicie. Marzyła o dotyku jego dłoni na ciele. O gorących szeptach i wyznaniach. Marzyła
o szaleństwie zmysłów.
I nie mogła uwierzyć, że ma to wszystko na wyciągnięcie ręki i decyzja należy do niej.
===aQ88Dm1eaA4/WW8Lb1dgBGBYYFlrWz1cbl1oDT9bbF0=
Rozdział 7
Nie wiedziała, czy to zasługa whisky, przerażającego otoczenia czy splotu innych okoliczności. Nie miała
siły się nad tym zastanawiać. Wszystko było zbyt cudowne i romantyczne, by tracić czas na rozmyślania.
Przez jedną krótką sekundę poczuła wątpliwości, czy aby dobrze robi, ale dłonie Marcela i jego
roziskrzone spojrzenie natychmiast rozwiały jej skrupuły.
A co mi tam! Chcę tego, jest mi dobrze. I kocham go, przebiegło Marylce przez głowę.
Mocno objęła Marcela za szyję i odwzajemniła jego pieszczoty.
Nawet nie zauważyła, kiedy została bez ubrania; ciepły powiew z kominka spowijał ją przyjemnym
kokonem. Z lubością poddała się wszechogarniającemu podnieceniu. Przecież intymne chwile
z Marcelem to spełnienie jej skrywanych marzeń! Fala endorfin, w połączeniu z buzującym obok ogniem
i rozgrzanym ciałem kochanka, błyskawicznie wprawiła Marylkę w ekstazę. Gdy skończyli, przez chwilę
nie wiedziała, gdzie się znajduje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]