[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nimi bym się nie przejmował - odparł.
- To w takim razie czym się przejmujesz? Bo widzę, że coś ci chodzi po głowie.
- Widzisz, Eugene i Dwayne nie są znowu aż takimi bystrzachami, jeśli wiesz, co mam
na myśli.
- Też odniosłam takie wrażenie. Ale co to ma do rzeczy?
- Nawet jeśli są pierwsi do rozpowszechniania nieprawdziwych i złośliwych plotek,
żaden z nich nie ma na tyle oleju w głowie, żeby mógł sam wymyślić tę o tobie.
Uniosła brwi.
- Chyba wiem, do czego zmierzasz.
- Jak się nad tym zastanowić, historia, którą rozpowiadają Eugene i Dwayne jest dość
wyszukana. Powiedzieli, że miałaś motyw i sposobność, byli zorientowani w tym, jak działa
rynek sztuki. Eugene nawet próbował użyć słowa proweniencja.
- Dziwne, żeby facet jego pokroju znał takie słowo.
- Właśnie.
- I to chyba raczej mało prawdopodobne, żeby mieli rozeznanie w funkcjonowaniu
rynku sztuki.
- Właśnie - przytaknął.
- Co znaczy, że najprawdopodobniej nie oni wymyślili tę plotkę.
- Najprawdopodobniej.
Zamilkła na chwilę. Była zasępiona.
- Co dalej?
- Spróbuję dowiedzieć się, kto zaczął rozpowiadać te bzdury o tobie - powiedział. -
Myślę, że ten kto to zrobił, mógł mieć konkretny powód, żeby obwinie cię o kradzież.
- %7łeby odwrócić uwagę od siebie?
- Tak. - Zawahał się, a potem postanowił doprowadzić sprawę do końca. - Martwi mnie
coś jeszcze.
- Co?
- O wiele łatwiej byłoby obwinie Heroldów. Większość ludzi i tak traktuje ich nieco
podejrzliwie. Ale padło na ciebie.
- Myślisz, że to może być coś osobistego?
- Tak - oświadczył. - Tak myślę. Doszedłem o wniosku, że prawdziwy złodziej chce,
żebyś to właśnie ty została uznana za winną.
ROZDZIAA 15
Następnego ranka Gail przyprowadziła do galerii Anne. Mała ściskała obiema rękami
starannie zwinięty rulon papieru do rysowania.
- Przyniosłam mój rysunek - powiedziała Anne swoim zwykłym szeptem. Wyciągnęła
rękę z rulonem do Octavii.
- Dziękuję. - Zadowolona, Octavia wyszła zza blatu, żeby wziąć od niej rysunek. -
Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na udział w wystawie.
Zanim zdążyła rozwinąć papier, do galerii weszli Nick z Carsonem. Nick niósł
papierową torbę z logo Incandescent Body, a Carson trzymał w ręce kubek gorącej czekolady.
- Dzień dobry, Gail - powiedział Nick. - Cześć, Anne.
- Witaj - odparła Gail. - Przywitaj się z panem Harte'em, Anne.
- Dzień dobry.
- To jest Carson - przedstawił syna Nick.
- Cześć - rzucił radośnie Carson. Spojrzał na Anne, a potem na rulon, który trzymała
Octavia. - To twój rysunek?
- Tak - powiedziała Anne.
- Ja też zrobiłem. Pani Brightwell oprawiła go w złotą ramkę. - Spojrzał na Octavię. -
Przynieśliśmy pani kawę i muffina.
- Dzięki - ucieszyła się Octavia. - Już mi ślinka cieknie.
- Mogę zobaczyć rysunek Anne? - zapytał Carson.
- Właśnie sama zamierzałam go obejrzeć. Potem Anne będzie mogła sobie wybrać
ramkę.
Octavia ostrożnie rozwinęła papier i położyła na niskim stole. Spojrzała na rysunek i od
razu miała ochotę go skomplementować. Spojrzała drugi raz, zachwycona niezwykłym
talentem dziewczynki.
Forma, kolory, cienie i ekspresja były zdumiewające, zważywszy na młody wiek
autorki. Pod pewnymi względami było widać, że rysunek zrobiło dziecko, pod innymi
wyraznie promieniował z niego talent uzdolnionego, choć jeszcze niewprawnego artysty.
- Anne - powiedziała miękko - piękny rysunek. Niesamowity.
Anne była podekscytowana.
- Naprawdę się pani podoba?
Octavia z pewną niechęcią oderwała wzrok od rysunku i spojrzała na dziewczynkę.
- Tak. - Gail też się zainteresowała. - Naprawdę niezwykły, szczerze.
- Mówiłam ci, że jest dobra - powiedziała z dumą Gail.
- Nie dobra, tylko świetna - poprawiła Octavia. To zaniepokoiło Carsona.
- Też chcę zobaczyć. - Podszedł szybko i przyglądał się rysunkowi z coraz większym
oburzeniem. - To pies.
- Nazywa się Zeb - tłumaczyła Anne. - To mój pies. Częściowo mój. Należy do dziadka,
ale dziadek mówi, że może się ze mną podzielić.
Carson naskoczył na nią.
- Nie możesz dać psa na wystawę. Ja już dałem Winstona.
- Carson - rzekł spokojnie Nick. - Wystarczy.
Carson odwrócił się do niego.
- Ale, tato. Ona nie może dać psa. Ja dałem psa.
Anne zaczęła tracić pewność siebie. Spojrzała najpierw na matkę, potem na Octavię,
szukając wsparcia. Wreszcie popatrzyła wilkiem na Carsona.
- Pani Brightwell powiedziała, że mogę narysować, co chcę.
- Zgadza się - potwierdziła Octavia. - Każdy rysunek psa jest inny i na wystawie może
znalezć się dowolna ich liczba, tak jak nie ma ograniczeń co do liczby rysunków domów i
rysunków z kwiatami.
Do Carsona w ogóle to nie przemawiało, ale najwyrazniej wiedział, że nic nie wskóra.
- To niesprawiedliwe.
- Spokojnie, Carson - upomniał go Nick. - Słyszałeś, co powiedziała pani Brightwell.
Każdy rysunek psa jest inny, nic się więc nie stanie, jeśli będzie ich dużo na wystawie.
- Każdy jest wyjątkowy - zapewniła go Octavia. - Jedyny w swoim rodzaju. Twój
rysunek Winstona w ogóle nie jest podobny do Zeba Anne.
Twarz Carsona ściągnęła się, ale nic więcej nie powiedział.
Octavia uśmiechnęła się do Anne. - Chodz, wybierzemy ramkę do twojego rysunku.
Masz do wyboru czarną, czerwoną i złotą.
Anne się rozpromieniła.
- Chciałabym złotą.
Carson zacisnął swoje małe dłonie w pięści.
Nick zabrał Carsona z galerii. Przeszli na drugą stronę ulicy i ruszyli na molo.
Nick zatrzymał się na końcu i oparł stopę o jedną z drewnianych poprzeczek barierki.
Zdjął nakrywkę z kubka z kawą.
- Powiesz mi, o co chodzi? - zapytał.
- O nic - Carson zamierzył się prawą stopą w adidasie na słupek. - To po prostu
niesprawiedliwe.
- Dlaczego niesprawiedliwe?
- Bo nie. Przedtem był tylko jeden rysunek z psem. Dlatego podobał się pani
Brightwell.
A więc o to chodzi, pomyślał Nick i upił łyk kawy, zastanawiając się co począć z tym
fantem. Rozumiał sytuację Carsona o wiele lepiej, niż jego syn mógł przypuszczać. Za każdym
razem, kiedy pomyślał o Jeremym, jego malarskim talencie i o tym, jak dużo miał wspólnego
z Octavią, jego też zalewała zupełnie irracjonalna złość.
- Pani Brightwell przecież powiedziała, że podobają się jej oba rysunki - tłumaczył.
- Rysunek Anne podoba jej się bardziej - mruknął Carson.
- Skąd wiesz?
- Bo jest lepszy - odparł Carson.
Było to zwykłe stwierdzenie faceta, który wiedział, że jego nadzieje zostały pogrzebane.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, co pani Brightwell myśli o portrecie Winstona?
- zapytał Nick. - Co to? Zwykła manifestacja typowego dla Harte'ów ducha rywalizacji czy
może chodzi o coś innego?
Carson zmarszczył brwi.
- Co?
Czasami musiał sobie przypominać, że Carson nie ma jeszcze sześciu lat. Był bystrym
dzieciakiem, ale słowa takie jak manifestacja czy duch rywalizacji na razie mogły go zbić z
tropu.
- Pamiętaj, ta wystawa to nie zawody. Pani Brightwell nie będzie wybierać zwycięskiego
rysunku. Wszystkie rysunki zostaną pokazane. Nie będzie żadnych przegranych.
- Pani Brightwell i tak woli rysunek Anne - burknął Carson.
- A co ci tak zależy? Właściwie to nigdy nie interesowałeś się zbytnio sztuką, dopóki nie
postanowiłeś wziąć udziału w tej wystawie.
- Chcę, żeby pani Brightwell najbardziej podobał się mój rysunek.
- Dlaczego?
Canon wzruszył ramionami.
- Bo ona lubi artystów. Jeśli pomyśli, że jestem dobrym artystą, może będzie lubić
mnie bardziej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
- Nimi bym się nie przejmował - odparł.
- To w takim razie czym się przejmujesz? Bo widzę, że coś ci chodzi po głowie.
- Widzisz, Eugene i Dwayne nie są znowu aż takimi bystrzachami, jeśli wiesz, co mam
na myśli.
- Też odniosłam takie wrażenie. Ale co to ma do rzeczy?
- Nawet jeśli są pierwsi do rozpowszechniania nieprawdziwych i złośliwych plotek,
żaden z nich nie ma na tyle oleju w głowie, żeby mógł sam wymyślić tę o tobie.
Uniosła brwi.
- Chyba wiem, do czego zmierzasz.
- Jak się nad tym zastanowić, historia, którą rozpowiadają Eugene i Dwayne jest dość
wyszukana. Powiedzieli, że miałaś motyw i sposobność, byli zorientowani w tym, jak działa
rynek sztuki. Eugene nawet próbował użyć słowa proweniencja.
- Dziwne, żeby facet jego pokroju znał takie słowo.
- Właśnie.
- I to chyba raczej mało prawdopodobne, żeby mieli rozeznanie w funkcjonowaniu
rynku sztuki.
- Właśnie - przytaknął.
- Co znaczy, że najprawdopodobniej nie oni wymyślili tę plotkę.
- Najprawdopodobniej.
Zamilkła na chwilę. Była zasępiona.
- Co dalej?
- Spróbuję dowiedzieć się, kto zaczął rozpowiadać te bzdury o tobie - powiedział. -
Myślę, że ten kto to zrobił, mógł mieć konkretny powód, żeby obwinie cię o kradzież.
- %7łeby odwrócić uwagę od siebie?
- Tak. - Zawahał się, a potem postanowił doprowadzić sprawę do końca. - Martwi mnie
coś jeszcze.
- Co?
- O wiele łatwiej byłoby obwinie Heroldów. Większość ludzi i tak traktuje ich nieco
podejrzliwie. Ale padło na ciebie.
- Myślisz, że to może być coś osobistego?
- Tak - oświadczył. - Tak myślę. Doszedłem o wniosku, że prawdziwy złodziej chce,
żebyś to właśnie ty została uznana za winną.
ROZDZIAA 15
Następnego ranka Gail przyprowadziła do galerii Anne. Mała ściskała obiema rękami
starannie zwinięty rulon papieru do rysowania.
- Przyniosłam mój rysunek - powiedziała Anne swoim zwykłym szeptem. Wyciągnęła
rękę z rulonem do Octavii.
- Dziękuję. - Zadowolona, Octavia wyszła zza blatu, żeby wziąć od niej rysunek. -
Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na udział w wystawie.
Zanim zdążyła rozwinąć papier, do galerii weszli Nick z Carsonem. Nick niósł
papierową torbę z logo Incandescent Body, a Carson trzymał w ręce kubek gorącej czekolady.
- Dzień dobry, Gail - powiedział Nick. - Cześć, Anne.
- Witaj - odparła Gail. - Przywitaj się z panem Harte'em, Anne.
- Dzień dobry.
- To jest Carson - przedstawił syna Nick.
- Cześć - rzucił radośnie Carson. Spojrzał na Anne, a potem na rulon, który trzymała
Octavia. - To twój rysunek?
- Tak - powiedziała Anne.
- Ja też zrobiłem. Pani Brightwell oprawiła go w złotą ramkę. - Spojrzał na Octavię. -
Przynieśliśmy pani kawę i muffina.
- Dzięki - ucieszyła się Octavia. - Już mi ślinka cieknie.
- Mogę zobaczyć rysunek Anne? - zapytał Carson.
- Właśnie sama zamierzałam go obejrzeć. Potem Anne będzie mogła sobie wybrać
ramkę.
Octavia ostrożnie rozwinęła papier i położyła na niskim stole. Spojrzała na rysunek i od
razu miała ochotę go skomplementować. Spojrzała drugi raz, zachwycona niezwykłym
talentem dziewczynki.
Forma, kolory, cienie i ekspresja były zdumiewające, zważywszy na młody wiek
autorki. Pod pewnymi względami było widać, że rysunek zrobiło dziecko, pod innymi
wyraznie promieniował z niego talent uzdolnionego, choć jeszcze niewprawnego artysty.
- Anne - powiedziała miękko - piękny rysunek. Niesamowity.
Anne była podekscytowana.
- Naprawdę się pani podoba?
Octavia z pewną niechęcią oderwała wzrok od rysunku i spojrzała na dziewczynkę.
- Tak. - Gail też się zainteresowała. - Naprawdę niezwykły, szczerze.
- Mówiłam ci, że jest dobra - powiedziała z dumą Gail.
- Nie dobra, tylko świetna - poprawiła Octavia. To zaniepokoiło Carsona.
- Też chcę zobaczyć. - Podszedł szybko i przyglądał się rysunkowi z coraz większym
oburzeniem. - To pies.
- Nazywa się Zeb - tłumaczyła Anne. - To mój pies. Częściowo mój. Należy do dziadka,
ale dziadek mówi, że może się ze mną podzielić.
Carson naskoczył na nią.
- Nie możesz dać psa na wystawę. Ja już dałem Winstona.
- Carson - rzekł spokojnie Nick. - Wystarczy.
Carson odwrócił się do niego.
- Ale, tato. Ona nie może dać psa. Ja dałem psa.
Anne zaczęła tracić pewność siebie. Spojrzała najpierw na matkę, potem na Octavię,
szukając wsparcia. Wreszcie popatrzyła wilkiem na Carsona.
- Pani Brightwell powiedziała, że mogę narysować, co chcę.
- Zgadza się - potwierdziła Octavia. - Każdy rysunek psa jest inny i na wystawie może
znalezć się dowolna ich liczba, tak jak nie ma ograniczeń co do liczby rysunków domów i
rysunków z kwiatami.
Do Carsona w ogóle to nie przemawiało, ale najwyrazniej wiedział, że nic nie wskóra.
- To niesprawiedliwe.
- Spokojnie, Carson - upomniał go Nick. - Słyszałeś, co powiedziała pani Brightwell.
Każdy rysunek psa jest inny, nic się więc nie stanie, jeśli będzie ich dużo na wystawie.
- Każdy jest wyjątkowy - zapewniła go Octavia. - Jedyny w swoim rodzaju. Twój
rysunek Winstona w ogóle nie jest podobny do Zeba Anne.
Twarz Carsona ściągnęła się, ale nic więcej nie powiedział.
Octavia uśmiechnęła się do Anne. - Chodz, wybierzemy ramkę do twojego rysunku.
Masz do wyboru czarną, czerwoną i złotą.
Anne się rozpromieniła.
- Chciałabym złotą.
Carson zacisnął swoje małe dłonie w pięści.
Nick zabrał Carsona z galerii. Przeszli na drugą stronę ulicy i ruszyli na molo.
Nick zatrzymał się na końcu i oparł stopę o jedną z drewnianych poprzeczek barierki.
Zdjął nakrywkę z kubka z kawą.
- Powiesz mi, o co chodzi? - zapytał.
- O nic - Carson zamierzył się prawą stopą w adidasie na słupek. - To po prostu
niesprawiedliwe.
- Dlaczego niesprawiedliwe?
- Bo nie. Przedtem był tylko jeden rysunek z psem. Dlatego podobał się pani
Brightwell.
A więc o to chodzi, pomyślał Nick i upił łyk kawy, zastanawiając się co począć z tym
fantem. Rozumiał sytuację Carsona o wiele lepiej, niż jego syn mógł przypuszczać. Za każdym
razem, kiedy pomyślał o Jeremym, jego malarskim talencie i o tym, jak dużo miał wspólnego
z Octavią, jego też zalewała zupełnie irracjonalna złość.
- Pani Brightwell przecież powiedziała, że podobają się jej oba rysunki - tłumaczył.
- Rysunek Anne podoba jej się bardziej - mruknął Carson.
- Skąd wiesz?
- Bo jest lepszy - odparł Carson.
Było to zwykłe stwierdzenie faceta, który wiedział, że jego nadzieje zostały pogrzebane.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, co pani Brightwell myśli o portrecie Winstona?
- zapytał Nick. - Co to? Zwykła manifestacja typowego dla Harte'ów ducha rywalizacji czy
może chodzi o coś innego?
Carson zmarszczył brwi.
- Co?
Czasami musiał sobie przypominać, że Carson nie ma jeszcze sześciu lat. Był bystrym
dzieciakiem, ale słowa takie jak manifestacja czy duch rywalizacji na razie mogły go zbić z
tropu.
- Pamiętaj, ta wystawa to nie zawody. Pani Brightwell nie będzie wybierać zwycięskiego
rysunku. Wszystkie rysunki zostaną pokazane. Nie będzie żadnych przegranych.
- Pani Brightwell i tak woli rysunek Anne - burknął Carson.
- A co ci tak zależy? Właściwie to nigdy nie interesowałeś się zbytnio sztuką, dopóki nie
postanowiłeś wziąć udziału w tej wystawie.
- Chcę, żeby pani Brightwell najbardziej podobał się mój rysunek.
- Dlaczego?
Canon wzruszył ramionami.
- Bo ona lubi artystów. Jeśli pomyśli, że jestem dobrym artystą, może będzie lubić
mnie bardziej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]