[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ramion, odpięła rewolwer i położyła go na toaletce. Uśmiechając się,
wróciła do niego.
- Twoje ubranie też przeszkadza.
- To, co najbardziej w tobie lubię, to twoja naturalność.
Rozrzuciła włosy, potrząsając głową.
- A ja myślałam, że moje ciało.
- To też. - Pochylił się i schował twarz w jej szyi. - Czy nie jesteś na
służbie?
- Nie. - Jego usta sprawiły, że była w drodze do nieba. Powiedziała
coś, by upewnić się, że to rzeczywistość. - Dziękuję za kwiaty.
172
RS
- ProszÄ™ bardzo. - RozpiÄ…Å‚ jej bluzkÄ™ i odsunÄ…Å‚ stanik. Brodawki
podniosły się. Wziął jedną z nich do ust, mamrocząc: - Czy jeszcze chcesz o
czymś mówić?
- Nie mówmy o kwiatach. - Zaplątała ręce w ciemne włosy i
przyciągnęła go bliżej. - Nie mówmy o niczym.
- Hmmm.
Nic więcej żadne z nich nie powiedziało przez długi, długi czas.
- Myślałam, że zrobimy to na kręconym stołku - powiedziała Sam,
kiedy wreszcie usiadła i sięgnęła po koszulę Johna.
- Czy jesteÅ› niezadowolona?
- Nie, jestem w siódmym niebie. - Podrapała się po plecach. - Chociaż
myślę, że weszła mi drzazga.
- Pozwól, że zobaczę. - Przyciągnął ją na kolana i rozpoczął długie i
poważne oględziny. - Tutaj? - spytał.
Uśmiechnęła się.
- Nie.
- Tutaj?
- To nie są plecy. Czy nie odróżniasz przodu od tyłu?
- Kto tu jest lekarzem? - Pochylił się i pociągnął językiem w dół jej
brzucha. - Hmm. To wymaga dłuższego badania.
- Jaka diagnoza, doktorze?
- Zalecam codziennÄ… dawkÄ™ Johna Rileya.
- Na jak długo?
- Na lata. Prawdopodobnie na resztę twojego życia.
- Czy masz jakÄ…Å› innÄ… propozycjÄ™?
173
RS
- Tak, taką. - Zsunął ją z kolan, uklęknął obok i wziął w dłonie jej rękę.
- Sam Jones, czy wyświadczysz mi honor i zostaniesz moją żoną?
Zaśmiała się.
- Co w tym śmiesznego?
- Nigdy nie widziałam nagiego, oświadczającego się mężczyzny.
- Mam nadzieję, że nie! - Schwycił apaszkę z toaletki i przewiązał ją
wokół swojej szyi. - Proszę. Czy tak jest lepiej?
- Och, na pewno.
Roześmieli się. Potem John spoważniał.
- Sam, powiedziałaś, że chcesz ślubu w dawnym stylu, więc
wymyśliłem też staromodne oświadczyny. - Sięgnął znów do toaletki i wziął
z niej małe, zamszowe pudełeczko. - Razem z tym.
Wewnątrz pudełka był największy, jaki Sam kiedykolwiek widziała,
owalny brylant, otoczony maleńkimi brylancikami. John wsunął pierścionek
na jej palec. Z zachwytu z trudem mogła oddychać. Przekręciła go wokół
palca, obserwując grę świateł. Potem przeniosła oczy na Johna.
- Ja nie wiem.
Pogładził jej policzki.
- Czego nie wiesz, maleńka? Chyba nie wątpisz w moją miłość.
- To nie o ciebie chodzi, tylko o mnie. - Objęła go mocno i
przyciągnęła do swojej twarzy. - Myślę, że trudno będzie mi żyć przy tobie.
Dziś wieczór poczułam ukłucie zazdrości, kiedy zobaczyłam wokół ciebie te
wszystkie piękne kobiety. Chciałam uciec. Tak bardzo należysz do
publiczności. Nigdy nie będziesz wyłącznie mój.
- Czy to wszystko? - spytał spokojnie.
174
RS
- Nie. Ja również robię karierę. Wiem, jak bardzo kochasz farmę, ale
nie ma żadnego porównania między Mooreville, a Nowym Orleanem.
Wiem, że nigdy nie byłabym usatysfakcjonowana w tamtej policji.
- Mogę wykonywać swoją pracę wszędzie. Jeżeli jesteś szczęśliwa w
Nowym Orleanie, to będziemy mieszkać tutaj.
- NaprawdÄ™?
- Tak. Rzeczywiście bardzo kocham farmę, ale to tylko jakieś miejsce.
Dom jest tam, gdzie ty jesteÅ›.
Jej uśmiech rozjaśnił pokój.
- Jesteś tak wspaniały. Jak to się stało, że cię znalazłam?
- Trafiłaś do mojej świńskiej zagrody.
175
RS
Rozdział jedenasty
Dopiero w dwa dni po wyjezdzie Johna z Nowego Orleanu Sam
uświadomiła sobie, że nigdy oboje nie rozmawiali o tym, czego chce John.
Tylko ona stawiała żądania. Chciała zatrzymać swoją pracę, zostać w
mieście, prowadzić nadal to samo życie no i mieć Johna. Boże, ależ jestem
samolubna" - pomyślała.
Prześladowało ją to teraz całymi dniami. Nawet podczas rozmów
telefonicznych, kiedy John zdawał się być absolutnie ze wszystkiego
zadowolony, nie opuszczały jej wątpliwości. Czego John chciał od życia?
Czego spodziewał się po małżeństwie?
Nawet list, który ostatnio otrzymała, nie podniósł jej na duchu. Był
nadany w Atlancie, co znaczyÅ‚o, że John koÅ„czy już swoje tourneé.
Przeczytała list trzy razy, zanim odłożyła go do szuflady. Przyciągnęły
jej wzrok inne listy, starannie poukładane i przewiązane niebieską wstążką.
Sięgnęła po nie szybko. Jak mogła na to nie wpaść? Jedynie tu może znalezć
odpowiedz na swoje wątpliwości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
ramion, odpięła rewolwer i położyła go na toaletce. Uśmiechając się,
wróciła do niego.
- Twoje ubranie też przeszkadza.
- To, co najbardziej w tobie lubię, to twoja naturalność.
Rozrzuciła włosy, potrząsając głową.
- A ja myślałam, że moje ciało.
- To też. - Pochylił się i schował twarz w jej szyi. - Czy nie jesteś na
służbie?
- Nie. - Jego usta sprawiły, że była w drodze do nieba. Powiedziała
coś, by upewnić się, że to rzeczywistość. - Dziękuję za kwiaty.
172
RS
- ProszÄ™ bardzo. - RozpiÄ…Å‚ jej bluzkÄ™ i odsunÄ…Å‚ stanik. Brodawki
podniosły się. Wziął jedną z nich do ust, mamrocząc: - Czy jeszcze chcesz o
czymś mówić?
- Nie mówmy o kwiatach. - Zaplątała ręce w ciemne włosy i
przyciągnęła go bliżej. - Nie mówmy o niczym.
- Hmmm.
Nic więcej żadne z nich nie powiedziało przez długi, długi czas.
- Myślałam, że zrobimy to na kręconym stołku - powiedziała Sam,
kiedy wreszcie usiadła i sięgnęła po koszulę Johna.
- Czy jesteÅ› niezadowolona?
- Nie, jestem w siódmym niebie. - Podrapała się po plecach. - Chociaż
myślę, że weszła mi drzazga.
- Pozwól, że zobaczę. - Przyciągnął ją na kolana i rozpoczął długie i
poważne oględziny. - Tutaj? - spytał.
Uśmiechnęła się.
- Nie.
- Tutaj?
- To nie są plecy. Czy nie odróżniasz przodu od tyłu?
- Kto tu jest lekarzem? - Pochylił się i pociągnął językiem w dół jej
brzucha. - Hmm. To wymaga dłuższego badania.
- Jaka diagnoza, doktorze?
- Zalecam codziennÄ… dawkÄ™ Johna Rileya.
- Na jak długo?
- Na lata. Prawdopodobnie na resztę twojego życia.
- Czy masz jakÄ…Å› innÄ… propozycjÄ™?
173
RS
- Tak, taką. - Zsunął ją z kolan, uklęknął obok i wziął w dłonie jej rękę.
- Sam Jones, czy wyświadczysz mi honor i zostaniesz moją żoną?
Zaśmiała się.
- Co w tym śmiesznego?
- Nigdy nie widziałam nagiego, oświadczającego się mężczyzny.
- Mam nadzieję, że nie! - Schwycił apaszkę z toaletki i przewiązał ją
wokół swojej szyi. - Proszę. Czy tak jest lepiej?
- Och, na pewno.
Roześmieli się. Potem John spoważniał.
- Sam, powiedziałaś, że chcesz ślubu w dawnym stylu, więc
wymyśliłem też staromodne oświadczyny. - Sięgnął znów do toaletki i wziął
z niej małe, zamszowe pudełeczko. - Razem z tym.
Wewnątrz pudełka był największy, jaki Sam kiedykolwiek widziała,
owalny brylant, otoczony maleńkimi brylancikami. John wsunął pierścionek
na jej palec. Z zachwytu z trudem mogła oddychać. Przekręciła go wokół
palca, obserwując grę świateł. Potem przeniosła oczy na Johna.
- Ja nie wiem.
Pogładził jej policzki.
- Czego nie wiesz, maleńka? Chyba nie wątpisz w moją miłość.
- To nie o ciebie chodzi, tylko o mnie. - Objęła go mocno i
przyciągnęła do swojej twarzy. - Myślę, że trudno będzie mi żyć przy tobie.
Dziś wieczór poczułam ukłucie zazdrości, kiedy zobaczyłam wokół ciebie te
wszystkie piękne kobiety. Chciałam uciec. Tak bardzo należysz do
publiczności. Nigdy nie będziesz wyłącznie mój.
- Czy to wszystko? - spytał spokojnie.
174
RS
- Nie. Ja również robię karierę. Wiem, jak bardzo kochasz farmę, ale
nie ma żadnego porównania między Mooreville, a Nowym Orleanem.
Wiem, że nigdy nie byłabym usatysfakcjonowana w tamtej policji.
- Mogę wykonywać swoją pracę wszędzie. Jeżeli jesteś szczęśliwa w
Nowym Orleanie, to będziemy mieszkać tutaj.
- NaprawdÄ™?
- Tak. Rzeczywiście bardzo kocham farmę, ale to tylko jakieś miejsce.
Dom jest tam, gdzie ty jesteÅ›.
Jej uśmiech rozjaśnił pokój.
- Jesteś tak wspaniały. Jak to się stało, że cię znalazłam?
- Trafiłaś do mojej świńskiej zagrody.
175
RS
Rozdział jedenasty
Dopiero w dwa dni po wyjezdzie Johna z Nowego Orleanu Sam
uświadomiła sobie, że nigdy oboje nie rozmawiali o tym, czego chce John.
Tylko ona stawiała żądania. Chciała zatrzymać swoją pracę, zostać w
mieście, prowadzić nadal to samo życie no i mieć Johna. Boże, ależ jestem
samolubna" - pomyślała.
Prześladowało ją to teraz całymi dniami. Nawet podczas rozmów
telefonicznych, kiedy John zdawał się być absolutnie ze wszystkiego
zadowolony, nie opuszczały jej wątpliwości. Czego John chciał od życia?
Czego spodziewał się po małżeństwie?
Nawet list, który ostatnio otrzymała, nie podniósł jej na duchu. Był
nadany w Atlancie, co znaczyÅ‚o, że John koÅ„czy już swoje tourneé.
Przeczytała list trzy razy, zanim odłożyła go do szuflady. Przyciągnęły
jej wzrok inne listy, starannie poukładane i przewiązane niebieską wstążką.
Sięgnęła po nie szybko. Jak mogła na to nie wpaść? Jedynie tu może znalezć
odpowiedz na swoje wątpliwości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]