[ Pobierz całość w formacie PDF ]

te, które wybrał jako uzupełnienie albumu.
- Mogę je wysłać. Daj mi tylko adres.
- Nie. PojadÄ™ z tobÄ…. - Ash podjÄ…Å‚ bÅ‚yskawicznÄ… de­
cyzjÄ™.
- Jesteś pewien, że dasz radę?
Ash skrzywił się.
- Jestem pewien. To tylko kac i stłuczenia, poza tym
nic mi nie jest. - Zamilkł na moment i uśmiechnął się
przewrotnie. - Nie żebym siÄ™ wstydziÅ‚, ale wyjdz i po­
zwól mi się ubrać.
ROZDZIAA PITY
Ash dał Maggie godzinę, tylko godzinę, na zakupy.
ZagroziÅ‚ nawet, że jeÅ›li nie wróci na czas do samocho­
du, on odjedzie bez niej. O ile go znała, był gotów
spełnić grozbę.
Na szczęście w pierwszym sklepie, do którego we­
szÅ‚a, udaÅ‚o siÄ™ jej zaÅ‚atwić niemal wszystko: kupiÅ‚a wó­
zek, kołyskę, trzy wielkie torby ubranek dla niemowląt.
Oczywiście nazwisko Tanner zrobiło swoje - ledwie je
wypowiedziała, pojawił się właściciel sklepu, cały
w uśmiechach i ukłonach, gotów spełnić każde życzenie
klientki z rancza. ObiecaÅ‚ też, bez dodatkowej opÅ‚aty, do­
starczyć wszystkie zakupy własnym transportem.
Pozostała jej jeszcze wizyta w staroświeckim, jakby
wyjętym z lat pięćdziesiątych sklepie z kosmetykami,
lekarstwami i odżywkami dla dzieci. KupiÅ‚a zapas mle­
ka, kleików i skierowała się z tym wszystkim do kasy,
za którÄ… staÅ‚a uÅ›miechniÄ™ta siwowÅ‚osa pani, żona wÅ‚a­
ściciela, jak się okazało.
- PÅ‚aci pani od razu czy obciążyć rachunek? - zapy­
tała.
- Proszę obciążyć rachunek Tannerów.
Myrna, bo tak miała na imię uśmiechnięta starsza
pani, spojrzała na Maggie sponad okularów.
66
- Tannerów?
Maggie poczuła się nieswojo.
- Tak. Mają u was rachunek, prawda? Ash mówił,
że nie będzie żadnych problemów.
Myrna wysoko uniosła brwi.
- To słodkie dzieciątko, to Asha?
Maggie poczuła, że policzki jej pałają.
- Nie - bÄ…knęła, nie majÄ…c specjalnej ochoty wda­
wać siÄ™ w sprawy rodzinne swojego nowego pracodaw­
cy. - Ash jest... jej opiekunem.
Myrna wpatrywała się przez chwilę w Maggie, po
czym parsknęła śmiechem.
- Tak, to całkiem stosowne określenie - przyznała,
podsuwajÄ…c Maggie paragon. - Podpisz tutaj, kochanie.
- Oparła się biodrem o kontuar, ręce zaplotła na piersi.
- A już myślałam, że Ash przestał wreszcie sprzątać po
starym. - Pokiwała współczująco głową.
- Przepraszam?
Myrna schowała podpisany paragon do szuflady.
- Nie winię Asha, nie zrozum mnie zle. Buck to był
ladaco i samolub. Chłopcami wcale się nie zajmował,
Emma ich wychowywaÅ‚a, a kiedy zmarÅ‚o siÄ™, biedacz­
ce, stary nicpoń dalej hulał. To Ash, najstarszy, musiał
zająć siÄ™ braćmi. - Znowu pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…. - Sam wte­
dy był jeszcze chłopcem. Powinnaś była ich widzieć,
jak zjeżdżali do miasteczka. - Myrna zachichotała. -
Dreptali za nim gęsiego, niczym prawdziwe gęsiaki za
matką gęsią. Potem, gdy starsi już byli, to ich złościło,
że mają się Asha słuchać. Reese pierwszy się zbuntował.
- Myrna westchnęła. - I nic dziwnego, bo on po Ashu
67
najstarszy. Złościli się, burzyli, ale Ash nigdy im nie
popuÅ›ciÅ‚. Taki obowiÄ…zkowy. Odpowiedzialny. Wszyst­
ko by dla chłopców zrobił, w ogień za nimi poszedł.
Myrna jakby się ocknęła, klasnęła w dłonie.
- Ja tu gadam, a ty pewnie masz jeszcze mnóstwo
spraw do załatwienia.
Rzeczywiście, Maggie tak się zasłuchała, że zupełnie
straciÅ‚a poczucie czasu. Zerknęła na zegarek i ze zdu­
mieniem stwierdziła, że wyznaczona godzina minęła nie
wiadomo kiedy.
- Muszę już iść - powiedziała. - Jestem umówiona
z Ashem przy samochodzie. Dziękuję, Myrno.
- Do usług, kochanie. Jak będziesz znowu wybierała
się do nas, przywiez koniecznie to słodkie maleństwo,
słyszysz?
- PrzywiozÄ™ - obiecaÅ‚a Maggie i wyszÅ‚a pospiesz­
nie ze sklepu.
Na szczęście pojawiła się w umówionym miejscu
pierwsza: Asha jeszcze nie było. Czekając na niego,
usiadÅ‚a na Å‚awce pod starym dÄ™bem i popadÅ‚a w za­
myślenie.
Ash i jego bracia. Drepczący za nim gęsiego.
Teraz w innym świetle widziała opowieść Rory'ego
o zastrzyku przeciwtężcowym. Wczoraj ta historyjka
rozśmieszyła ją, wydawała się co najwyżej zabawna.
Ale po tym, co usłyszała od Myrny, rozumiała, jaki to
był heroizm, jakie poświęcenie ze strony Asha; wejść
z bratem do gabinetu zabiegowego, trzymać go za rękę.
I w końcu zemdleć.
Ash był odpowiedzialny. Dobry. Współczujący. Tak,
68
te przymiotniki pasowały do młodego Asha Tannera
z opisów Myrny i Rory'ego, ale Maggie w żaden spo­
sób nie potrafiła ich odnieść do mężczyzny, którego
znała.
Być może byÅ‚a w tym jej wina. Być może nie potra­
fiła po prostu dostrzec zalet Asha i nie zastanawiała się,
co on czuje. Myślała tylko o jednym: żeby Tannerowie
zaakceptowali dziecko.
Dopiero teraz zaczynała rozumieć, dlaczego Ash nie
przyjął Laury z otwartymi ramionami. Właśnie stracił
ojca, spadły na niego sprawy związane z podziałem
majÄ…tku, a tu raptem pojawia siÄ™ kilkutygodniowa sio­
strzyczka, o której istnieniu nie miał pojęcia. Sporo jak
na jednÄ… osobÄ™.
Podniosła głowę i zobaczyła zbliżającego się Asha.
Szedł w stronę ławki ze spuszczoną głową, z rękami
w kieszeniach, przygarbiony, jakby uginaÅ‚ siÄ™ pod wiel­
kim ciężarem.
Poczuła ucisk w gardle na jego widok. Miała ochotę
poderwać się z ławki, podbiec do niego, rzucić mu się
na szyjÄ™.
I nie było to wcale współczucie, raczej, musiała to
przyznać, jeÅ›li chciaÅ‚a być szczera wobec siebie, pożą­
danie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™ - a co jeÅ›li lubiÄ™ rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.