[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie da się zmienić świata, to jasne, ale czasami można dla kogoś zro-
;
bić coś cennego.
S
R
WAAZCIWA DROGA 285
S
R
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Lorna zaczęła nosić okulary na łańcuszku. Okazał się naprawdę przy-
datny, nawet jeśli wyglądała przez niego jak stara panna, co zresztą w ogóle
jej nie obchodziło.
Podczas nocnego dyżuru w sobotę musieli wezwać Jamesa.
- Przepraszam cię bardzo. - Usłyszała, jak Abby z nim rozmawia. -
Mamy dwie rany kłute i wypadek, a wszyscy chirurdzy operują. Nie mo-
głam zatamować tego krwawienia.
- Nie ma sprawy - odparł James, zakładając fartuch na swoje wyjściowe
ubranie. Kiwnął głową Lor- nie, ale bez żadnych podtekstów, bez mrugnię-
cia okiem, w zwykły uprzejmy sposób, co utwierdziło ją w przekonaniu, że
w jego sercu nie ma już dla niej miejsca.
- Ellie chyba nie była zachwycona tym, że cię od niej odrywam.
- Zdążyła już do tego przywyknąć.
Lorna spuściła wzrok i zaczęła rozmowę z pacjentem. James odsłonił
ranę, po czym poprosił o więcej Zwiatła i parę kleszczy. Przez resztę wie-
czoru się unikali.
- On potrzebuje tylko kilku szwów. - Abby wetknęła głowę do sali, w
której Lorna mierzyła ciśnienie
S
R
pacjenta. Panował ogromny zgiełk. Przed salą kłębił się tłum pacjentów
czekających na założenie szwów.
Lorna pracowała sumiennie, próbując nie myśleć o tym, że James
dawno wyszedł i teraz pewnie leży z Ellie w swoim wielkim łóżku. Zszyła
ranę na ręce pana Devlona zgodnie z instrukcją Abby, ale gdy Lavinia za-
częła przygotowywać następnego pacjenta, zauważyła, że mężczyzna za-
WAAZCIWA DROGA 287
chwiał się, wstając.
- Zaprowadzę go do poczekalni. Powinien chwilę odpocząć, zanim
wróci do domu. - To jednak nie u- spokoiło Lorny.
Wzięła sobie do serca krytykę Abby i faktycznie przyspieszyła tempo,
starając się nie zwracać uwagi na detale. Zrozumiała, dlaczego lekarze mają
reputację roztargnionych, gdy podpisywała niezliczoną ilość kart. Jednak
jeśli lekarz nawet nie próbuje doszukiwać się we wszystkim problemów,
kto zrobi to za niego?
Pan Devlon był twardym facetem, stolarzem z zawodu, i był już szyty
niezliczoną ilość razy. Jeśli tak, to dlaczego wygląda, jakby miał zaraz ze-
mdleć?
- To się czasami zdarza po założeniu szwów. - Lavinia kazała mu po-
chylić głowę i głęboko oddychać.
Miała rację, pacjentom często potem robiło się niedobrze, ale w panu
Devlonie niepokoiło Lornę coś jeszcze.
- Zaprowadz pana Devlona do innej sali i pomóż mu się przebrać - po-
wiedziała pielęgniarce. - Zaraz przyjdę, żeby go zbadać.
- Abby już go badała. Mamy go wypisać po założeniu szwów.
- Ale on zaraz zemdleje. - Lorna miała duże prob
S
R
lemy z egzekwowaniem poleceń, ale Abby przecież także i to kazała jej
zmienić. - Zaprowadz go do drugiej sali.
Dosłownie czuła, jak Abby sztyletuje ją wzrokiem przez szybę, ale je-
śli o trzeciej nad ranem czymś jeszcze się przejmowała, to przede wszyst-
kim zdrowiem swoich pacjentów. Nie zamierzała praktykować przyklejania
plasterków tylko dlatego, że jakaś lekarka wmówiła jej, że tak powinno
WAAZCIWA DROGA 288
być!
Niestety gdy weszła do sali, okazało się, że mężczyzna wygląda jak
okaz zdrowia i żartuje z pielęgniarkami.
- Jak się pan czuj k, panie Devlon?
- Zwietnie! Naprawdę nie wiem, co się stało.
- Rozciął pan sobie dłoń nożem?
- Zgadza się. Kładłem wykładziny.
- Nie miał pan zawrotów głowy? - Zauważyła, że pacjent zawahał się z
odpowiedzią.
- Cóż, miałem potem - przyznał - ale straciłem dużo krwi. - Uśmiechnął
się do Lavinii, która stała obok ze znudzonym wyrazem twarzy, ale odpo-
wiedziała mu miłym uśmiechem. - Pobrudziłem caluśką nową wykładzinę.
Zona nie będzie zachwycona.
- Ja pytałam o przedtem. Czy miał pan zawroty głowy, zanim się pan
skaleczył?
- Może trochę. - Pan Devlon wzruszył ramionami. - Nie najlepiej się
dziś czułem.
- Czy to zdarzało się wcześniej?
- Nie.
- Nigdy? - Prowadziła rozmowę, badając pacjenta. Starała się zrobić to
szybko, ale dokładnie, bo zdążyła już wyczuć jego niechęć do tej procedu-
ry.
S
R
- Mówiłem już tej drugiej pani doktor. Poza kilkoma wypadkami w
pracy nigdy nie wziąłem ani dnia urlopu z powodu choroby.
- Rozumiem. - Osłuchała go, przebadała neurologicznie, a potem po-
prosiła, aby położył się na kozetce i zaczęła obmacywać brzuch. Skrzywił
się. - Powiedział pan jednak, że dziś nie czuł się dobrze?
WAAZCIWA DROGA 289
- Jakoś tak dziwnie. Krwawiłem, zanim zacząłem kłaść wykładzinę.
- Zwieżą krwią? - próbowała się upewnić Lorna, ale pan Devlon nie
odpowiedział. Zirytowany i niespokojny wstał, wziął kilka głębokich wde-
chów, a jego twarz powlekła się trupią bladością.
- Chyba muszę iść do łazienki.
- Lavinio, podaj basen. - Pielęgniarka już miała przewrócić oczami, ale
gdy zobaczyła, że pacjent obficie się poci, szybko chwyciła naczynie i za-
częła go uspokajać, a Lorna założyła mu maskę tlenową.
- Wszystko będzie dobrze. - Lavinia nacisnęła guzik, wzywając pomoc.
- Co my tu mamy? - Do gabinetu wbiegła May. Pacjent w międzyczasie
stracił przytomność, dlatego ułożyły go płasko.
- Rozległe krwawienie wewnętrzne - odparła Lorna, rozmyślnie nie pa-
trząc na Abby, która dołączyła do nich podczas reanimacji. - Zaczęło się
już wcześniej, ale nie chciał nam o tym powiedzieć.
- A to nie był tylko uraz ręki? Myślałam, że jest już w drodze do domu.
Gdyby Abby zadała sobie choć trochę trudu i zechciała lepiej pożnać
Lornę, wiedziałaby że nie jest ona
S
R
typem osoby, która upaja się swoim triumfem. Lorna nie traktowała takich
przypadków jak osobistych zwycięstw, najważniejszy był dla niej pacjent.
Potrzebowała tylko kilku wskazówek zamiast fali krytyki.
Sytuacja na oddziale znacznie się pogorszyła. Lorna, nauczona do-
świadczeniem, znów zbyt wolno przeprowadzała badania. Abby pogardli- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Nie da się zmienić świata, to jasne, ale czasami można dla kogoś zro-
;
bić coś cennego.
S
R
WAAZCIWA DROGA 285
S
R
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Lorna zaczęła nosić okulary na łańcuszku. Okazał się naprawdę przy-
datny, nawet jeśli wyglądała przez niego jak stara panna, co zresztą w ogóle
jej nie obchodziło.
Podczas nocnego dyżuru w sobotę musieli wezwać Jamesa.
- Przepraszam cię bardzo. - Usłyszała, jak Abby z nim rozmawia. -
Mamy dwie rany kłute i wypadek, a wszyscy chirurdzy operują. Nie mo-
głam zatamować tego krwawienia.
- Nie ma sprawy - odparł James, zakładając fartuch na swoje wyjściowe
ubranie. Kiwnął głową Lor- nie, ale bez żadnych podtekstów, bez mrugnię-
cia okiem, w zwykły uprzejmy sposób, co utwierdziło ją w przekonaniu, że
w jego sercu nie ma już dla niej miejsca.
- Ellie chyba nie była zachwycona tym, że cię od niej odrywam.
- Zdążyła już do tego przywyknąć.
Lorna spuściła wzrok i zaczęła rozmowę z pacjentem. James odsłonił
ranę, po czym poprosił o więcej Zwiatła i parę kleszczy. Przez resztę wie-
czoru się unikali.
- On potrzebuje tylko kilku szwów. - Abby wetknęła głowę do sali, w
której Lorna mierzyła ciśnienie
S
R
pacjenta. Panował ogromny zgiełk. Przed salą kłębił się tłum pacjentów
czekających na założenie szwów.
Lorna pracowała sumiennie, próbując nie myśleć o tym, że James
dawno wyszedł i teraz pewnie leży z Ellie w swoim wielkim łóżku. Zszyła
ranę na ręce pana Devlona zgodnie z instrukcją Abby, ale gdy Lavinia za-
częła przygotowywać następnego pacjenta, zauważyła, że mężczyzna za-
WAAZCIWA DROGA 287
chwiał się, wstając.
- Zaprowadzę go do poczekalni. Powinien chwilę odpocząć, zanim
wróci do domu. - To jednak nie u- spokoiło Lorny.
Wzięła sobie do serca krytykę Abby i faktycznie przyspieszyła tempo,
starając się nie zwracać uwagi na detale. Zrozumiała, dlaczego lekarze mają
reputację roztargnionych, gdy podpisywała niezliczoną ilość kart. Jednak
jeśli lekarz nawet nie próbuje doszukiwać się we wszystkim problemów,
kto zrobi to za niego?
Pan Devlon był twardym facetem, stolarzem z zawodu, i był już szyty
niezliczoną ilość razy. Jeśli tak, to dlaczego wygląda, jakby miał zaraz ze-
mdleć?
- To się czasami zdarza po założeniu szwów. - Lavinia kazała mu po-
chylić głowę i głęboko oddychać.
Miała rację, pacjentom często potem robiło się niedobrze, ale w panu
Devlonie niepokoiło Lornę coś jeszcze.
- Zaprowadz pana Devlona do innej sali i pomóż mu się przebrać - po-
wiedziała pielęgniarce. - Zaraz przyjdę, żeby go zbadać.
- Abby już go badała. Mamy go wypisać po założeniu szwów.
- Ale on zaraz zemdleje. - Lorna miała duże prob
S
R
lemy z egzekwowaniem poleceń, ale Abby przecież także i to kazała jej
zmienić. - Zaprowadz go do drugiej sali.
Dosłownie czuła, jak Abby sztyletuje ją wzrokiem przez szybę, ale je-
śli o trzeciej nad ranem czymś jeszcze się przejmowała, to przede wszyst-
kim zdrowiem swoich pacjentów. Nie zamierzała praktykować przyklejania
plasterków tylko dlatego, że jakaś lekarka wmówiła jej, że tak powinno
WAAZCIWA DROGA 288
być!
Niestety gdy weszła do sali, okazało się, że mężczyzna wygląda jak
okaz zdrowia i żartuje z pielęgniarkami.
- Jak się pan czuj k, panie Devlon?
- Zwietnie! Naprawdę nie wiem, co się stało.
- Rozciął pan sobie dłoń nożem?
- Zgadza się. Kładłem wykładziny.
- Nie miał pan zawrotów głowy? - Zauważyła, że pacjent zawahał się z
odpowiedzią.
- Cóż, miałem potem - przyznał - ale straciłem dużo krwi. - Uśmiechnął
się do Lavinii, która stała obok ze znudzonym wyrazem twarzy, ale odpo-
wiedziała mu miłym uśmiechem. - Pobrudziłem caluśką nową wykładzinę.
Zona nie będzie zachwycona.
- Ja pytałam o przedtem. Czy miał pan zawroty głowy, zanim się pan
skaleczył?
- Może trochę. - Pan Devlon wzruszył ramionami. - Nie najlepiej się
dziś czułem.
- Czy to zdarzało się wcześniej?
- Nie.
- Nigdy? - Prowadziła rozmowę, badając pacjenta. Starała się zrobić to
szybko, ale dokładnie, bo zdążyła już wyczuć jego niechęć do tej procedu-
ry.
S
R
- Mówiłem już tej drugiej pani doktor. Poza kilkoma wypadkami w
pracy nigdy nie wziąłem ani dnia urlopu z powodu choroby.
- Rozumiem. - Osłuchała go, przebadała neurologicznie, a potem po-
prosiła, aby położył się na kozetce i zaczęła obmacywać brzuch. Skrzywił
się. - Powiedział pan jednak, że dziś nie czuł się dobrze?
WAAZCIWA DROGA 289
- Jakoś tak dziwnie. Krwawiłem, zanim zacząłem kłaść wykładzinę.
- Zwieżą krwią? - próbowała się upewnić Lorna, ale pan Devlon nie
odpowiedział. Zirytowany i niespokojny wstał, wziął kilka głębokich wde-
chów, a jego twarz powlekła się trupią bladością.
- Chyba muszę iść do łazienki.
- Lavinio, podaj basen. - Pielęgniarka już miała przewrócić oczami, ale
gdy zobaczyła, że pacjent obficie się poci, szybko chwyciła naczynie i za-
częła go uspokajać, a Lorna założyła mu maskę tlenową.
- Wszystko będzie dobrze. - Lavinia nacisnęła guzik, wzywając pomoc.
- Co my tu mamy? - Do gabinetu wbiegła May. Pacjent w międzyczasie
stracił przytomność, dlatego ułożyły go płasko.
- Rozległe krwawienie wewnętrzne - odparła Lorna, rozmyślnie nie pa-
trząc na Abby, która dołączyła do nich podczas reanimacji. - Zaczęło się
już wcześniej, ale nie chciał nam o tym powiedzieć.
- A to nie był tylko uraz ręki? Myślałam, że jest już w drodze do domu.
Gdyby Abby zadała sobie choć trochę trudu i zechciała lepiej pożnać
Lornę, wiedziałaby że nie jest ona
S
R
typem osoby, która upaja się swoim triumfem. Lorna nie traktowała takich
przypadków jak osobistych zwycięstw, najważniejszy był dla niej pacjent.
Potrzebowała tylko kilku wskazówek zamiast fali krytyki.
Sytuacja na oddziale znacznie się pogorszyła. Lorna, nauczona do-
świadczeniem, znów zbyt wolno przeprowadzała badania. Abby pogardli- [ Pobierz całość w formacie PDF ]