[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Naszego syna! Nie masz teraz wyboru, czy tego nie rozumiesz?! Zbyt
długo znosiłem twój egoizm; nie zrobisz mi tego, Julio, nie pozwolę ci na
to. Zostaniesz tu tak długo, dopóki nie urodzi się dziecko. Potem rób
sobie, co chcesz, nic mnie to nie obchodzi. Ale nie odbierzesz mi mojego
syna - słyszysz?!
- Trudno go tak naprawdę nazwać twoim synem, czyż nie? Jeśli to syn, to
dobrze. Uwielbiam, jak twoje śmieszne męskie ego nie dopuszcza do
siebie, że to może być córka. Bo chyba nie chodzi ci o to, w czym nigdy
nie byłeś dobry, co? Może skorzystaliśmy z twojego nasienia, ale jeśli
chodzi o technikę, muszę przyznać, że Antoni ma takie same prawa do
ojcostwa jak ty. Co ty sobie myślisz, że bez niego kiedykolwiek
zaszłabym w ciążę?
- O czym ty gadasz, do diabła, ty głupia idiotko? Posłuchaj mnie. Po
prostu przez chwilę spokojnie mnie wysłuchaj. - Michał odsunął się od
niej, ręce opadły mu wzdłuż ciała, kiedy oparł się o ścianę. Wziął głęboki
oddech i po-
woli, cicho zaczął mówić od nowa: - Chciałbym, abyś przemyślała od
początku, jak to wszystko się stało i co jest teraz. Jestem twoim mężem.
Nie mogłaś zajść w ciążę. Udaliśmy się do profesora Hewletta, ponieważ
potrzebowaliśmy pomocy. Zajęło to dużo czasu i przeszłaś przez wiele
emocjonalnych prób. Powiedzieli, że tak się może zdarzyć. W końcu
zaszłaś w ciążę, ku naszej radości, jak może sobie przypominasz, i
wszystko szło dobrze. A teraz wymyśliłaś sobie tę ślepą miłość do tego
przyjemniaczka doktorka i pozwalasz, aby wszystko wymknęło ci się z
rąk. Wszystko ci się pokręciło, bo byłaś zdenerwowana i...
- Naprawdę, Michale, nie bądz dziecinny. Nie musisz opowiadać mi tej
całej historii, wiesz dobrze. Nie oszalałam. Nic nie zapomniałam. Jestem
całkowicie świadoma tego, co się dzieje. Jestem też świadoma miłości
Antoniego, którą starałam się przed tobą ukryć tak długo, jak się dało.
Myślałam, że jeśli zostawię sprawy własnemu biegowi, wszystko z
czasem się ułoży. Ale to nie było takie proste. Bardzo mi przykro,
kochanie, naprawdę. To nie jest coś, co możemy zmienić, rozważyć. Sam
widzisz. Tak po prostu jest i ja muszę iść do niego.
W łagodnym, nawet pełnym współczucia tonie, jakim to powiedziała,
było coś, co ostatecznie przekonało Michała, że Julia całym sercem
wierzy w to, co mówi. Niechętnie przyznał w duchu, że Antoni Northfield
miał rację: nie da sobie sam z tym rady.
- Julio, chodzmy na chwilę do bawialni. Przysięgam, że nie będę
próbował ci nic wyperswadować. Proszę cię tylko, abyś usiadła ze mną na
chwilę.
- Oczywiście.
Przeszli do małej, przytulnej bawialni, w której jeszcze tak niedawno
Julia powiedziała mu, że jest w ciąży. Od dnia, kiedy przysiadła u jego
stóp i przyniosła mu tę wiadomość, za każdym razem, kiedy tu wchodził,
robiło mu się przyjemnie. Nawet fotel wydawał się płonąć z dumy, że w
tak doniosłym momencie zajmował uprzywilejowaną pozycję. Zdał sobie
nagle sprawę, że już wtedy w jej duszy czaiła się zdrada; pielęgnowała ją,
ale nic nie powiedziała. W świetle tego odkrycia pokój wydał mu się
smutny, pusty
i nieprawdziwy. Choinka mamiła go fałszywymi obietnicami szczęścia.
Kiedy ostrożnie pomógł Julii zdjąć płaszcz, na widok zwodniczo
płaskiego brzucha, z którego jeszcze kilka dni wcześniej był taki dumny,
poczuł strach.
- Usiądz Julio. Proszę.
- Dobrze, ale nie próbuj odwodzić mnie od mojej decyzji. Nie jesteś w
stanie tego zrobić. Mogę iść, dokąd chcę. Mam prawo.
Wszystko, co mógł zrobić, to powstrzymać się, aby nią nie potrząsnąć.
Zamknął na chwilę oczy i zacisnął z wysiłku pięści. Po chwili usiadł obok
niej.
- Zrób dla mnie jedno. Porozmawiaj o tym z kimś jeszcze. Z kimś
obiektywnym, kto nie będzie chciał, abyś postąpiła wbrew sobie, ale
może będzie mógł ci coś poradzić. Proszę cię, Julio. Zrób dla mnie
chociaż tyle.
- Masz na myśli psychiatrę? Nadal uważasz, że sobie to wszystko
wyobraziłam, prawda?
- Nie... no cóż, właściwie tak, ale nie zaczynajmy od nowa. To nie o mnie
tutaj chodzi. Po prostu chodzmy do profesjonalisty, który może coś nam
wyjaśni.
Przeraził go chłód jej spojrzenia, ale nagle, ku jego zdziwieniu,
uśmiechnęła się pogodnie i odparła:
- Dobrze. Jeśli tego chcesz.
Był pózny wieczór tego samego dnia. Antoni wrócił do swojego domu na
Maida Vale. Zostawił samochód na parkingu i skierował się w stronę
frontowego wejścia. Był zziębnięty, zmęczony i odrobinę przygnębiony.
Przez historię z Evansami jego życie straciło dawny blask: obawy, które
skrywał w podświadomości, ujrzały światło dzienne. Chciały go dopaść -
a właściwie już go dopadły. Obsesja tej kobiety zniszczy sukces, na który
tak ciężko zapracował; i to wszystko z jego własnej winy. Gdyby chociaż
potrafił odnieść się do tej sprawy z chłodnym, profesjonalnym opano-
waniem, nie byłoby problemu. Nic przecież złego nie zrobił, to brak
nerwów sprawił, że wszystko stało się takie grozne. Znów poczuł się jak
niezdarny syn i najstarszy brat; bez względu na to, jak bardzo się starał,
nigdy nie mógł nadążyć
za triumfami pozostałej części rodziny; triumfami, które przychodziły im
z taką łatwością i w porównaniu z jego własnymi zmaganiami zupełnie
bez wysiłku.
Jej mąż rozmawiał już z Hewlettem. Wprawdzie profesor podczas dwóch
dyskusji, jakie odbył z Antonim, starał się dodawać mu otuchy, ale
Antoni wiedział, że drażni starego i powoli, aczkolwiek irracjonalnie,
traci w jego oczach. Tak zwany image był w klinice czymś
najważniejszym. Hewlett nigdy nie unikał reklamy i lubił brać udział w
programach, do których go czasami zapraszano, czy dotyczyły one
 wymarzonego dziecka dla pary rodziców, którzy stracili nadzieję", czy
też  dramatu pięćdziesięciolatki, spodziewającej się blizniaków".
Cieszyło go wszystko, co przyczyniało się do rozgłosu metody
zapłodnienia in vitro, i za każdym razem szczęśliwy biegł do
telewizyjnego studia albo dołączał do telefonicznej debaty na ten temat.
Czasami w zastępstwie wysyłał Antoniego, zwłaszcza wtedy, gdy urok
osobisty mógł pomóc przy sprawach tak delikatnych jak ciąża mnoga
albo selektywne niszczenie embrionów. Jakakolwiek plama na honorze
jego pracowników, nawet zupełnie niezasłużona, była niewłaściwa dla
wizerunku kliniki, a tym samym dla całego interesu. Dlatego właśnie
Antoni tak się niepokoił.
W poszukiwaniu kluczy wepchnął rękę do kieszeni. W zimnym,
wieczornym powietrzu jego oddech zamieniał się w parę. W lewej ręce
ciążyła mu teczka. W ciszy spokojnej uliczki usłyszał swoje własne,
gniewne pomruki. Pociągnął nosem, z którego zaczynało mu już ciec z
zimna. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia ani śladu ruchu po tamtej stronie,
w odległości zaledwie kilku centymetrów od jego twarzy szeroko
otworzyły się drzwi. Przez ułamek sekundy nie był w stanie zrozumieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.