[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spodziewał się u niej zobaczyć i która niespecjalnie mu się spodobała. Papa Vidal wszystko
jej powiedział. Cóż, tajemnica już od dawna ciążyła staruszkowi.
Mnie też jest przykro westchnął.
Nie miej żalu do Papy. Musiałam poznać prawdę...
Przymknęła na moment powieki. W głębi duszy podejrzewałam, że stało się właśnie
tak, jak się stało. To było podobne... do was obu.
Tyle że to wszystko nie wskrzesi Toma.
Nie. Teraz ona westchnęła. Poprawiła ręką włosy, poruszone wiatrem, który właśnie
się podniósł. Jego nic nie wskrzesi.
Rip odwrócił wzrok i spojrzał prosto przed siebie.
To były narkotyki odezwał się po chwili milczenia.
Mówił, że lubi fruwać, wydawało mu się, że ma nad wszystkim kontrolę. Próbowałem...
urwał nagle.
Czy King Beecroft miał z tym jakiś związek?
Nigdy nie usłyszałem czegoś takiego od Toma. Może miał, a może nie. W każdym razie
to Tom, a nie kto inny wiedział, że mój szef ze stacji benzynowej trzyma pieniądze w starym
sejfie. Sam mu to kiedyś powiedziałem, kiedy wyśmiewałem się ze starego, że nie dowierza
bankom. Ale do głowy by mi nie przyszło, że Tom...
... przyjdzie w nocy i rozwali łomem zamek w sejfie twojego szefa?
Nie zrobiłby tego, gdybym go nie skusił tym swoim gadaniem. To była moja wina.
To nie była twoja wina, tylko własny wybór Toma. Kiedy narkotykowy trans minął,
zrozumiał, co zrobił, i nie mógł znieść tej myśli. No cóż, rozumiem. Przynajmniej jestem
zadowolona, że wiem, jak było naprawdę.
Nawet jeżeli prawda jest taka, jaka jest? zapytał sceptycznie.
Tak. Zastanawianie się i cała ta niepewność były znacznie gorsze.
Wątpię, żeby twoja matka myślała tak samo.
Moja matka ma na sumieniu straszny ciężar powiedziała spokojnie Anna. Ja nic nie
wiedziałam o liście Toma. Przysięgam, że nigdy nie pisnęła mi ani słowa.
Po jakimś czasie domyśliłem się tego.
Teraz dopiero rozumiem, dlaczego była taka nerwowa, kiedy wspominałam jej o tobie.
Ciągle napięta, wyczekująca... Przez cały czas musiała się obawiać, że powiesz komuś, co
zrobiła z tym listem. Na pewno jej ulży, gdy się dowie, że nie masz zamiaru tego robić.
A skąd niby wiesz, że nie mam zamiaru? Podniosła na niego spojrzenie tak szczere,
jakby odsłaniała przed nim swoją duszę.
Bo wiem powiedziała cicho. Znam cię.
W tym momencie wiedział, że przepadł. Spojrzał na nią czule, choć jeszcze starał się
zwalczyć owo pragnienie obecne w nim od tylu lat. Anna miała oczy lśniące od łez. Wiejący
z naprzeciwka wiatr trzepotał jej jedwabną bluzką w taki sposób, że ciasno opinała jej
kształty. Jej nogi, których delikatną opaleniznę podkreślała biała spódnica, były takie zgrabne,
takie długie, jakby stworzone do tego, by opleść się wokół niego i...
Pomyślał szybko, że moment taki jak ten może się już nigdy nie powtórzyć, po czym
przyciągnął ją do siebie zdecydowanym ruchem. Chodziło mu jedynie o to tak przynajmniej
sobie mówił by ją pocieszyć, a także dać odczuć, że ktoś dzieli jej cierpienie i tak jak ona
płacze nad straconą młodością i marzeniami, które się nie ziściły. Zdziwiło go jednak, że tak
łatwo dała się przyciągnąć, tak łatwo wtuliła się w niego i pozwoliła dotykać bez
najmniejszych oporów.
Anno... wydobył z siebie stłumiony jęk.
Tak... szepnęła i podała mu usta do pocałunku, on zaś bez wahania przywarł do nich,
spragniony najsłodszego smaku jej warg.
Musiał przynajmniej jeszcze raz, zanim opuści Blest, popróbować pocałunków tej
słodkiej, czarującej, oszałamiającej istoty. Zamknął oczy i rozkoszował się tym cudownym
doznaniem. Wciągał głęboko w nozdrza zapach Anny ten sam zapach, który prześladował
go od niepamiętnych czasów, który chodził za nim, towarzyszył w beznadziejnie ciągnące się
dni.
Otworzyła się na jego przyjęcie jak kwiat rozgrzany promieniami słońca. Przekazywał jej
swoją gorączkę, rozedrganie, bezmierną potrzebę bliskości, choć w głębi duszy obawiał się,
że ta piękna róża za chwilę przestraszy się i stuli płatki. Nic takiego się nie stało. Anna wyszła
mu na spotkanie. Jej język tańczył teraz wokół jego języka.
Wiele lat temu też spotkali się pod tym dębem. Tak jak dzisiaj przyciskał ją do siebie, a
słońce rzucało na nich cętki światła poprzez gałęzie. W pewnej chwili Anna, próbując się
podnieść, wsparła się dłońmi na jego piersi po to, by ostatecznie zarzucić mu ramiona na
szyję. Wykorzystał ten moment i przejechał ręką po jej żebrach, a potem delikatnie ujął jej
pierś. Jęknęła wtedy cicho i jakoś tak niesamowicie słodko, ale on nie posunął się dalej. Czy
zrobi to teraz?
Anna pomyślała, że umrze, jeżeli Rip wycofa się w tej chwili. Ciepło jego ciała,
odurzający, gorący oddech, ciężar ręki na nabrzmiałej z podniecenia piersi wszystko to
powodowało, że szumiało jej w głowie i była wręcz pijana z pożądania. Jęknęła tęsknie i
boleśnie, jakby chciała go ośmielić i przynaglić, po czym bez reszty oddała się rozkoszy
pocałunków. Omiotła językiem kąciki jego warg, wśliznęła się do środka. Chciała głębszego
kontaktu, większej bliskości, mocniejszego zwarcia.
Rip najpierw się poddał, gdy zaś cofnęła na chwilę język, on z kolei wsunął się do jej ust.
Pragnął tego samego co ona, pożądał tak jak ona.
Już zwinnymi palcami rozpinał guziki jej bluzki. Już czuła na skórze ciepłe promienie
słońca, a zaraz potem znacznie gorętszy dotyk dłoni Ripa. Opuścił głowę, przesunął po jej
skórze wilgotnym językiem. Kiedy doszedł do piersi, zatrzymał się na moment, po czym
złapał wargami różowy koniuszek, a wówczas kolejna fala rozkoszy wstrząsnęła jej ciałem.
Chwyciła jego głowę i przycisnęła ją mocniej do siebie. Odchyliła się do tyłu, przez
przymknięte powieki widziała słoneczny blask przetykany cieniami liści, drżących na
gałęziach górującego nad nimi dębu....
Pozwoliła mu, by wygodniej ułożył na ziemi jej ciało. Teraz ujrzała nad sobą jego
odmienioną pożądaniem twarz. Jeszcze raz sięgnął po jej usta, a ona zacisnęła palce na jego
ramionach, silnych i doskonale umięśnionych. Potem zaczęła wodzić rękoma po nagich
plecach Ripa, jakby chciała zebrać z jego skóry cały żar, całą gorączkę. Gdy poczuła, jak
pewną ręką dotyka miejsca u zbiegu jej ud, cały świat zawirował wraz z nią. Znów jęknęła,
łapiąc z trudem powietrze, a wtedy on uśmiechnął się do niej najczulszym z uśmiechów.
Płonęła, była wilgotna i spragniona. Drżała lekko, gdy rozpinał klamrę paska i rozsuwał
zamek dżinsów. Czuła przemożną ochotę, by natychmiast go dotknąć, więc zrobiła to,
czerpiąc z tego niemal bolesną przyjemność.
Jego rozkosz poznała po drżeniu, z jakim pochylił się, by zostawić gorące pocałunki na
jej czole, we włosach, na płatkach jej uszu. W końcu trafił z powrotem do jej ust i wdarł się
do środka.
Bała się, że nie zniesie więcej pieszczot, że umrze z niespełnienia, nim doczeka się tej
najważniejszej. Kiedy więc Rip znalazł wreszcie drogę do jej rozpalonego, wilgotnego
wnętrza, przywarła do niego kurczowo, by mógł wejść jeszcze głębiej i by mogła poczuć go
jeszcze mocniej. A potem, odprężona już i otwarta, trzymała ufnie dłonie na jego plecach i
pozwoliła prowadzić się tam, gdzie od tak dawna znalezć się chciała. Właśnie z nim. Tylko z
nim. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
spodziewał się u niej zobaczyć i która niespecjalnie mu się spodobała. Papa Vidal wszystko
jej powiedział. Cóż, tajemnica już od dawna ciążyła staruszkowi.
Mnie też jest przykro westchnął.
Nie miej żalu do Papy. Musiałam poznać prawdę...
Przymknęła na moment powieki. W głębi duszy podejrzewałam, że stało się właśnie
tak, jak się stało. To było podobne... do was obu.
Tyle że to wszystko nie wskrzesi Toma.
Nie. Teraz ona westchnęła. Poprawiła ręką włosy, poruszone wiatrem, który właśnie
się podniósł. Jego nic nie wskrzesi.
Rip odwrócił wzrok i spojrzał prosto przed siebie.
To były narkotyki odezwał się po chwili milczenia.
Mówił, że lubi fruwać, wydawało mu się, że ma nad wszystkim kontrolę. Próbowałem...
urwał nagle.
Czy King Beecroft miał z tym jakiś związek?
Nigdy nie usłyszałem czegoś takiego od Toma. Może miał, a może nie. W każdym razie
to Tom, a nie kto inny wiedział, że mój szef ze stacji benzynowej trzyma pieniądze w starym
sejfie. Sam mu to kiedyś powiedziałem, kiedy wyśmiewałem się ze starego, że nie dowierza
bankom. Ale do głowy by mi nie przyszło, że Tom...
... przyjdzie w nocy i rozwali łomem zamek w sejfie twojego szefa?
Nie zrobiłby tego, gdybym go nie skusił tym swoim gadaniem. To była moja wina.
To nie była twoja wina, tylko własny wybór Toma. Kiedy narkotykowy trans minął,
zrozumiał, co zrobił, i nie mógł znieść tej myśli. No cóż, rozumiem. Przynajmniej jestem
zadowolona, że wiem, jak było naprawdę.
Nawet jeżeli prawda jest taka, jaka jest? zapytał sceptycznie.
Tak. Zastanawianie się i cała ta niepewność były znacznie gorsze.
Wątpię, żeby twoja matka myślała tak samo.
Moja matka ma na sumieniu straszny ciężar powiedziała spokojnie Anna. Ja nic nie
wiedziałam o liście Toma. Przysięgam, że nigdy nie pisnęła mi ani słowa.
Po jakimś czasie domyśliłem się tego.
Teraz dopiero rozumiem, dlaczego była taka nerwowa, kiedy wspominałam jej o tobie.
Ciągle napięta, wyczekująca... Przez cały czas musiała się obawiać, że powiesz komuś, co
zrobiła z tym listem. Na pewno jej ulży, gdy się dowie, że nie masz zamiaru tego robić.
A skąd niby wiesz, że nie mam zamiaru? Podniosła na niego spojrzenie tak szczere,
jakby odsłaniała przed nim swoją duszę.
Bo wiem powiedziała cicho. Znam cię.
W tym momencie wiedział, że przepadł. Spojrzał na nią czule, choć jeszcze starał się
zwalczyć owo pragnienie obecne w nim od tylu lat. Anna miała oczy lśniące od łez. Wiejący
z naprzeciwka wiatr trzepotał jej jedwabną bluzką w taki sposób, że ciasno opinała jej
kształty. Jej nogi, których delikatną opaleniznę podkreślała biała spódnica, były takie zgrabne,
takie długie, jakby stworzone do tego, by opleść się wokół niego i...
Pomyślał szybko, że moment taki jak ten może się już nigdy nie powtórzyć, po czym
przyciągnął ją do siebie zdecydowanym ruchem. Chodziło mu jedynie o to tak przynajmniej
sobie mówił by ją pocieszyć, a także dać odczuć, że ktoś dzieli jej cierpienie i tak jak ona
płacze nad straconą młodością i marzeniami, które się nie ziściły. Zdziwiło go jednak, że tak
łatwo dała się przyciągnąć, tak łatwo wtuliła się w niego i pozwoliła dotykać bez
najmniejszych oporów.
Anno... wydobył z siebie stłumiony jęk.
Tak... szepnęła i podała mu usta do pocałunku, on zaś bez wahania przywarł do nich,
spragniony najsłodszego smaku jej warg.
Musiał przynajmniej jeszcze raz, zanim opuści Blest, popróbować pocałunków tej
słodkiej, czarującej, oszałamiającej istoty. Zamknął oczy i rozkoszował się tym cudownym
doznaniem. Wciągał głęboko w nozdrza zapach Anny ten sam zapach, który prześladował
go od niepamiętnych czasów, który chodził za nim, towarzyszył w beznadziejnie ciągnące się
dni.
Otworzyła się na jego przyjęcie jak kwiat rozgrzany promieniami słońca. Przekazywał jej
swoją gorączkę, rozedrganie, bezmierną potrzebę bliskości, choć w głębi duszy obawiał się,
że ta piękna róża za chwilę przestraszy się i stuli płatki. Nic takiego się nie stało. Anna wyszła
mu na spotkanie. Jej język tańczył teraz wokół jego języka.
Wiele lat temu też spotkali się pod tym dębem. Tak jak dzisiaj przyciskał ją do siebie, a
słońce rzucało na nich cętki światła poprzez gałęzie. W pewnej chwili Anna, próbując się
podnieść, wsparła się dłońmi na jego piersi po to, by ostatecznie zarzucić mu ramiona na
szyję. Wykorzystał ten moment i przejechał ręką po jej żebrach, a potem delikatnie ujął jej
pierś. Jęknęła wtedy cicho i jakoś tak niesamowicie słodko, ale on nie posunął się dalej. Czy
zrobi to teraz?
Anna pomyślała, że umrze, jeżeli Rip wycofa się w tej chwili. Ciepło jego ciała,
odurzający, gorący oddech, ciężar ręki na nabrzmiałej z podniecenia piersi wszystko to
powodowało, że szumiało jej w głowie i była wręcz pijana z pożądania. Jęknęła tęsknie i
boleśnie, jakby chciała go ośmielić i przynaglić, po czym bez reszty oddała się rozkoszy
pocałunków. Omiotła językiem kąciki jego warg, wśliznęła się do środka. Chciała głębszego
kontaktu, większej bliskości, mocniejszego zwarcia.
Rip najpierw się poddał, gdy zaś cofnęła na chwilę język, on z kolei wsunął się do jej ust.
Pragnął tego samego co ona, pożądał tak jak ona.
Już zwinnymi palcami rozpinał guziki jej bluzki. Już czuła na skórze ciepłe promienie
słońca, a zaraz potem znacznie gorętszy dotyk dłoni Ripa. Opuścił głowę, przesunął po jej
skórze wilgotnym językiem. Kiedy doszedł do piersi, zatrzymał się na moment, po czym
złapał wargami różowy koniuszek, a wówczas kolejna fala rozkoszy wstrząsnęła jej ciałem.
Chwyciła jego głowę i przycisnęła ją mocniej do siebie. Odchyliła się do tyłu, przez
przymknięte powieki widziała słoneczny blask przetykany cieniami liści, drżących na
gałęziach górującego nad nimi dębu....
Pozwoliła mu, by wygodniej ułożył na ziemi jej ciało. Teraz ujrzała nad sobą jego
odmienioną pożądaniem twarz. Jeszcze raz sięgnął po jej usta, a ona zacisnęła palce na jego
ramionach, silnych i doskonale umięśnionych. Potem zaczęła wodzić rękoma po nagich
plecach Ripa, jakby chciała zebrać z jego skóry cały żar, całą gorączkę. Gdy poczuła, jak
pewną ręką dotyka miejsca u zbiegu jej ud, cały świat zawirował wraz z nią. Znów jęknęła,
łapiąc z trudem powietrze, a wtedy on uśmiechnął się do niej najczulszym z uśmiechów.
Płonęła, była wilgotna i spragniona. Drżała lekko, gdy rozpinał klamrę paska i rozsuwał
zamek dżinsów. Czuła przemożną ochotę, by natychmiast go dotknąć, więc zrobiła to,
czerpiąc z tego niemal bolesną przyjemność.
Jego rozkosz poznała po drżeniu, z jakim pochylił się, by zostawić gorące pocałunki na
jej czole, we włosach, na płatkach jej uszu. W końcu trafił z powrotem do jej ust i wdarł się
do środka.
Bała się, że nie zniesie więcej pieszczot, że umrze z niespełnienia, nim doczeka się tej
najważniejszej. Kiedy więc Rip znalazł wreszcie drogę do jej rozpalonego, wilgotnego
wnętrza, przywarła do niego kurczowo, by mógł wejść jeszcze głębiej i by mogła poczuć go
jeszcze mocniej. A potem, odprężona już i otwarta, trzymała ufnie dłonie na jego plecach i
pozwoliła prowadzić się tam, gdzie od tak dawna znalezć się chciała. Właśnie z nim. Tylko z
nim. [ Pobierz całość w formacie PDF ]