[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W środku ściskało, bo okropnie się zestresowałam, ale oczywiście on nie mógł tego zauważyć,
więc grałam niedostępną i całkowicie niewzruszoną tym, co dziś zaszło. Niech zobaczy, jak to miło,
kiedy ktoś cię ma nagle i bez ostrzeżenia gdzieś.
- Nie miałem tego na myśli, tylko...
- Nie obchodzi mnie to, co miałeś teraz na myśli. Jak dla mnie to, co było ważne, powiedziałeś
kilka godzin temu w pracy. Miłego wieczoru, szefie! - Podniosłam się z barowego krzesła, wzięłam
trzy szklanki i ruszyłam w kierunku stolika, gdzie czekały dziewczyny.
Zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak barman odzywa się do Roberta:
- Czyżby to pan był tym beznadziejnym przypadkiem rodzaju męskiego?
Odpowiedz Roberta mnie nie interesowała. Bar był niewidoczny od strony stolika, więc dziew-
czyny nie były świadome tego, jakie spotkanie miało tam właśnie miejsce. Usiadłam z dzikim, iro-
nicznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Obie popatrzyły na mnie jak na idiotkę. Gdy tylko sia-
dłam, pociągnęłam długiego łyka mojego pysznego arbuzowego drinka.
- Co się stało, Megi? - zapytała Asia, wpatrując się we mnie swymi lekko już podpitymi oczami
i z rozbrajającym uśmiechem na ustach. - Jakiś nieudany podryw przy barze czy co?
- Taa... Bardzo nieudany... - zaczęłam. - Nawet bym powiedziała, że cholernie nieudany, skoro
przy barze siedzi mój, od dzisiejszego popołudnia, były... Nawet nie wiem, kto. Były...? Nawet nie
wiem, czy mogę powiedzieć, że to mój były... Matko, jaka porażka... Robert siedzi przy barze. Na pi-
wo sobie wpadł. Cholera... Bo ma humor kiepski. On ma kiepski humor...
- No pięknie... - powiedziała Ola. - Idealna okazja, by przytrzeć mu nosa za takie wyskoki. Na
przykład... - Ola namyślała się nad czymś, ale ciężko jej szło, bo to, co do tej pory zdążyła wypić, już
nią lekko zawładnęło. - Idz na parkiet, pobujaj się, wyrwij jakiegoś przystojniaka i będzie...
- Czyś ty zgłupiała? - Zaśmiałam się, słysząc jej genialny plan. - Przecież nie po to mi mówi
śmiertelnie poważnie, że zrywa ze mną kontakt, żeby teraz się przejmować moim bujaniem na parkie-
cie z jakimś przystojniakiem!
- Ale ty nieżyciowa jesteś - zaczęła się wykłócać Ola. - Nic tak nie działa na facetów jak ich
kobieta, a przynajmniej niedawna kobieta, która znajduje się nagle w ramionach innego...
- No, w sumie ma to jakiś sens - przytaknęłam jej, choć minę dalej miałam wątpiącą. - Ale i tak
jakoś tego nie widzę!
R
L
T
- Dobra, widzisz czy nie widzisz, idz na parkiet, daj się porwać do tańca jakiemuś macho, a my
się zajmiemy resztą - zarządziła Asia, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia, czy one mówią po-
ważnie.
Zerknęłam w kierunku parkietu. Było bardzo ciemno, migały tylko kolorowe lampki, a muzyka
też nawet całkiem, całkiem. Dosyć sporo tańczących ludzi jak na środek tygodnia. No cóż. Buzował
we mnie alkohol, poczułam wiatr w żagle, szybko dopiłam drinka i ruszyłam w kierunku parkietu. Nie
lubiłam nigdy sama tego robić. Czułam się wtedy, jakby wszyscy gapili się w tym momencie tylko na
mnie, choć pewnie tak naprawdę nikt nie zauważał nowej osoby na parkiecie...
I tak też czułam się tym razem, kiedy prawie wszyscy tańczyli w jakichś grupkach, a kilka
dziewczyn wiło się samotnie w różnych miejscach. Przybierały najróżniejsze pozycje, niektóre wyglą-
dały tak, jakby robiły właśnie przegląd Kamasutry dla samotnych. Ich taniec mówił tylko jedno: wez
mnie tu i teraz". No cóż, ja wolałam się aż tak nie starać przyciągać mężczyzn, jak mi sugerowały
przyjaciółki. W sumie to nie miałam najmniejszej ochoty na bycie obmacywaną przez kogokolwiek.
Ale odczuwałam silną ochotę, by faktycznie lekko odwdzięczyć się Robertowi za to, jak się dziś czu-
łam po południu i czuję do teraz... Tylko czy zrobi to na nim jakieś wrażenie? A może spłynie po nim
jak woda po kaczce? O ile w ogóle mnie zobaczy. Przecież z baru nie widać parkietu. Zerknęłam na
nasz stolik. Dziewczyny siedziały grzecznie, wpatrując się i uśmiechając do mnie. Tak zwane dodawa-
nie otuchy. Porażka. W co ja się bawię? Czuję się jak licealistka. Poderwać kogoś, by wkurzyć byłego.
%7łałość mnie ogarnia.
Parkiet wirował mi coraz bardziej. Zaczęło do mnie docierać, że drinki były chyba troszkę zbyt
mocne jak na nasze możliwości. Ale na razie całkowicie nad sobą panowałam, więc nie myślałam o
przerywaniu imprezy. Bujałam biodrami w rytm muzyki. Przymykałam co chwilę oczy, które były
mocno zmęczone migającymi światełkami.
Nagle ktoś objął mnie delikatnie za biodra. Mój mózg, nie reagując tak, jak powinien, najpierw
się ucieszył. Pewnie dlatego, bo jako pewnik przyjął, że wie, kto może mnie tak obejmować. Oczywi-
ście, Robert. Poddałam się dotykowi, nie oglądając za siebie. Przymknęłam oczy. Ktoś chwycił mnie w
biodrach jeszcze bardziej pewnie i przyciągnął do siebie. I tu się zdziwiłam, bo dotarło do mnie, że ten
ktoś nie może być Robertem. To nie było jego ciało, nie ten wzrost, nawet nie takie dłonie...
Nie chcąc wpadać w panikę, obróciłam się delikatnie. Mężczyzna, który mnie obejmował, był
dosyć młody, odrobinę wyższy ode mnie i nawet całkiem, całkiem przystojny. Uśmiechał się i widać
było, że też do trzezwych nie należy. Objął mnie w pasie i tańczyliśmy w rytm muzyki albo może na-
wet trochę zbyt wolno. Co chwilę szeptał mi coś do ucha. Raz po raz śmialiśmy się z czegoś. Sama nie
wiem do końca z czego. Chyba nie bardzo mogłam już skupić uwagę na tym, co się działo dookoła.
Zapomniałam, dlaczego w ogóle tańczę!
R
L
T
I wtedy, błądząc wzrokiem po parkiecie i innych parach, natrafiłam na Asię i Roberta. Tańczyli
spokojnie, też się z czegoś tam śmiejąc. Nie patrzyli w moim kierunku. Tak, jak myślałam, zero reak-
cji. Przecież musiał zauważyć, że z kimś tańczę. Nic go to nie obchodzi...
Odwróciłam od nich wzrok i lekko przybita oparłam głowę o ramię mojego tanecznego partne-
ra. Chłopak ewidentnie zrozumiał ten gest opacznie, bo od razu mocniej mnie do siebie przycisnął, po
czym jego jedna ręka powędrowała na mój pośladek, a druga nieco wyżej, mniej więcej na wysokość
łopatek. W tej pozycji przyciskał mnie do siebie z całych sił. Nie protestowałam, było mi już wszystko
jedno. Poczułam, że zaczyna mnie całować po szyi. Zrobiło mi się trochę dziwnie. Lekko się spięłam,
nie byłam przecież gotowa na coś takiego, ale dalej nie protestowałam. Moje upojone ciało i podły
humor nie miały już dzisiaj ochoty opierać się przed czymkolwiek. Miałam zamknięte oczy i czułam,
że alkohol coraz bardziej zdobywa nade mną kontrolę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
W środku ściskało, bo okropnie się zestresowałam, ale oczywiście on nie mógł tego zauważyć,
więc grałam niedostępną i całkowicie niewzruszoną tym, co dziś zaszło. Niech zobaczy, jak to miło,
kiedy ktoś cię ma nagle i bez ostrzeżenia gdzieś.
- Nie miałem tego na myśli, tylko...
- Nie obchodzi mnie to, co miałeś teraz na myśli. Jak dla mnie to, co było ważne, powiedziałeś
kilka godzin temu w pracy. Miłego wieczoru, szefie! - Podniosłam się z barowego krzesła, wzięłam
trzy szklanki i ruszyłam w kierunku stolika, gdzie czekały dziewczyny.
Zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak barman odzywa się do Roberta:
- Czyżby to pan był tym beznadziejnym przypadkiem rodzaju męskiego?
Odpowiedz Roberta mnie nie interesowała. Bar był niewidoczny od strony stolika, więc dziew-
czyny nie były świadome tego, jakie spotkanie miało tam właśnie miejsce. Usiadłam z dzikim, iro-
nicznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Obie popatrzyły na mnie jak na idiotkę. Gdy tylko sia-
dłam, pociągnęłam długiego łyka mojego pysznego arbuzowego drinka.
- Co się stało, Megi? - zapytała Asia, wpatrując się we mnie swymi lekko już podpitymi oczami
i z rozbrajającym uśmiechem na ustach. - Jakiś nieudany podryw przy barze czy co?
- Taa... Bardzo nieudany... - zaczęłam. - Nawet bym powiedziała, że cholernie nieudany, skoro
przy barze siedzi mój, od dzisiejszego popołudnia, były... Nawet nie wiem, kto. Były...? Nawet nie
wiem, czy mogę powiedzieć, że to mój były... Matko, jaka porażka... Robert siedzi przy barze. Na pi-
wo sobie wpadł. Cholera... Bo ma humor kiepski. On ma kiepski humor...
- No pięknie... - powiedziała Ola. - Idealna okazja, by przytrzeć mu nosa za takie wyskoki. Na
przykład... - Ola namyślała się nad czymś, ale ciężko jej szło, bo to, co do tej pory zdążyła wypić, już
nią lekko zawładnęło. - Idz na parkiet, pobujaj się, wyrwij jakiegoś przystojniaka i będzie...
- Czyś ty zgłupiała? - Zaśmiałam się, słysząc jej genialny plan. - Przecież nie po to mi mówi
śmiertelnie poważnie, że zrywa ze mną kontakt, żeby teraz się przejmować moim bujaniem na parkie-
cie z jakimś przystojniakiem!
- Ale ty nieżyciowa jesteś - zaczęła się wykłócać Ola. - Nic tak nie działa na facetów jak ich
kobieta, a przynajmniej niedawna kobieta, która znajduje się nagle w ramionach innego...
- No, w sumie ma to jakiś sens - przytaknęłam jej, choć minę dalej miałam wątpiącą. - Ale i tak
jakoś tego nie widzę!
R
L
T
- Dobra, widzisz czy nie widzisz, idz na parkiet, daj się porwać do tańca jakiemuś macho, a my
się zajmiemy resztą - zarządziła Asia, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia, czy one mówią po-
ważnie.
Zerknęłam w kierunku parkietu. Było bardzo ciemno, migały tylko kolorowe lampki, a muzyka
też nawet całkiem, całkiem. Dosyć sporo tańczących ludzi jak na środek tygodnia. No cóż. Buzował
we mnie alkohol, poczułam wiatr w żagle, szybko dopiłam drinka i ruszyłam w kierunku parkietu. Nie
lubiłam nigdy sama tego robić. Czułam się wtedy, jakby wszyscy gapili się w tym momencie tylko na
mnie, choć pewnie tak naprawdę nikt nie zauważał nowej osoby na parkiecie...
I tak też czułam się tym razem, kiedy prawie wszyscy tańczyli w jakichś grupkach, a kilka
dziewczyn wiło się samotnie w różnych miejscach. Przybierały najróżniejsze pozycje, niektóre wyglą-
dały tak, jakby robiły właśnie przegląd Kamasutry dla samotnych. Ich taniec mówił tylko jedno: wez
mnie tu i teraz". No cóż, ja wolałam się aż tak nie starać przyciągać mężczyzn, jak mi sugerowały
przyjaciółki. W sumie to nie miałam najmniejszej ochoty na bycie obmacywaną przez kogokolwiek.
Ale odczuwałam silną ochotę, by faktycznie lekko odwdzięczyć się Robertowi za to, jak się dziś czu-
łam po południu i czuję do teraz... Tylko czy zrobi to na nim jakieś wrażenie? A może spłynie po nim
jak woda po kaczce? O ile w ogóle mnie zobaczy. Przecież z baru nie widać parkietu. Zerknęłam na
nasz stolik. Dziewczyny siedziały grzecznie, wpatrując się i uśmiechając do mnie. Tak zwane dodawa-
nie otuchy. Porażka. W co ja się bawię? Czuję się jak licealistka. Poderwać kogoś, by wkurzyć byłego.
%7łałość mnie ogarnia.
Parkiet wirował mi coraz bardziej. Zaczęło do mnie docierać, że drinki były chyba troszkę zbyt
mocne jak na nasze możliwości. Ale na razie całkowicie nad sobą panowałam, więc nie myślałam o
przerywaniu imprezy. Bujałam biodrami w rytm muzyki. Przymykałam co chwilę oczy, które były
mocno zmęczone migającymi światełkami.
Nagle ktoś objął mnie delikatnie za biodra. Mój mózg, nie reagując tak, jak powinien, najpierw
się ucieszył. Pewnie dlatego, bo jako pewnik przyjął, że wie, kto może mnie tak obejmować. Oczywi-
ście, Robert. Poddałam się dotykowi, nie oglądając za siebie. Przymknęłam oczy. Ktoś chwycił mnie w
biodrach jeszcze bardziej pewnie i przyciągnął do siebie. I tu się zdziwiłam, bo dotarło do mnie, że ten
ktoś nie może być Robertem. To nie było jego ciało, nie ten wzrost, nawet nie takie dłonie...
Nie chcąc wpadać w panikę, obróciłam się delikatnie. Mężczyzna, który mnie obejmował, był
dosyć młody, odrobinę wyższy ode mnie i nawet całkiem, całkiem przystojny. Uśmiechał się i widać
było, że też do trzezwych nie należy. Objął mnie w pasie i tańczyliśmy w rytm muzyki albo może na-
wet trochę zbyt wolno. Co chwilę szeptał mi coś do ucha. Raz po raz śmialiśmy się z czegoś. Sama nie
wiem do końca z czego. Chyba nie bardzo mogłam już skupić uwagę na tym, co się działo dookoła.
Zapomniałam, dlaczego w ogóle tańczę!
R
L
T
I wtedy, błądząc wzrokiem po parkiecie i innych parach, natrafiłam na Asię i Roberta. Tańczyli
spokojnie, też się z czegoś tam śmiejąc. Nie patrzyli w moim kierunku. Tak, jak myślałam, zero reak-
cji. Przecież musiał zauważyć, że z kimś tańczę. Nic go to nie obchodzi...
Odwróciłam od nich wzrok i lekko przybita oparłam głowę o ramię mojego tanecznego partne-
ra. Chłopak ewidentnie zrozumiał ten gest opacznie, bo od razu mocniej mnie do siebie przycisnął, po
czym jego jedna ręka powędrowała na mój pośladek, a druga nieco wyżej, mniej więcej na wysokość
łopatek. W tej pozycji przyciskał mnie do siebie z całych sił. Nie protestowałam, było mi już wszystko
jedno. Poczułam, że zaczyna mnie całować po szyi. Zrobiło mi się trochę dziwnie. Lekko się spięłam,
nie byłam przecież gotowa na coś takiego, ale dalej nie protestowałam. Moje upojone ciało i podły
humor nie miały już dzisiaj ochoty opierać się przed czymkolwiek. Miałam zamknięte oczy i czułam,
że alkohol coraz bardziej zdobywa nade mną kontrolę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]