[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od kiedy założyłem własną firmę, nosiłem gustowne krawaty.
Brama otworzyła się automatycznie i wjechałem na podjazd. Przy stojącym tam
maybachu mój subaru wyglądał jak opózniony w rozwoju syn, ale i tak kochałem go nad
życie. Podszedł do mnie ochroniarz z twarzą poważniejszą od księgowego. Rzuciły mi się w
oczy jego czarne spodnie z kantem, biała koszula i szelki z bronią. Na buty nie spojrzałem, bo
nie dano mi czasu.
Dzień dobry panu, panie Brandt przywitał mnie mniej więcej pięćdziesięcioletni
ochroniarz. Był barczysty, wysoki i cholernie przystojny. Istny posąg grecki. Wyglądało na
to, że zna mnie dobrze i razem walczyliśmy kiedyś w okopach.
Dzień dobry...
Pan Radwan czeka na pana. Proszę iść za mną nie dał mi dojść do słowa. Przy
okazji jego ślepia prześwietliły mnie lepiej od tomografu. Udaliśmy się żwirowaną dróżką w
głąb ogrodu. Tam zobaczyłem kawałek raju za życia prawie olimpijski basen, tuż obok trzy
prysznice, kilkanaście leżaków, wielkie parasole i stoliki z napojami. Brakowało tylko rury z
petrodolarami. Stefan Radwan siedział w półcieniu, popijał jakiś kolorowy koktajl i czytał
gazetę. Efekt cieplarniany dogadzał mu nawet o tej porze roku. Był opalony na brązowo i
wyglądał na bardzo dobrze wymasowanego. Człowiek-relaks, można by powiedzieć. Kiedy
mnie zobaczył, wstał, a jakże, i podszedł z wyciągniętą dłonią. Poczułem zapach dezodorantu,
za który pewnie mógłbym kupić apartament na najwyższym piętrze w Nowym Jorku.
Ochroniarz zniknął tak szybko, jak się pojawił. Byliśmy sami.
Woda, sok, cola czy coś mocniejszego? przywitał mnie milioner i gestem wskazał
na leżak.
Woda odpowiedziałem. Mimo iż był pazdziernik, mocno przygrzewało słońce,
więc zdjąłem marynarkę i powiesiłem ją na oparciu leżaka. Radwan pozostał w samych
szortach. Nalał mi wody do szklanki i dorzucił kostkę lodu z termosu. Chojny i gościnny jak
mało kto.
Zapali pan? pokazał palcem na stolik, gdzie leżały papierosy i cygara. Chyba
chciał mnie zdołować. Na szczęście nie paliłem i nie lubiłem palaczy. Moja żona pali
wyjaśnił. Od kiedy Nany nie ma, robi to prawie bez przerwy. Ja też zacząłem. Cóż, nerwy...
Pewnie na nas teraz patrzy i zastanawia się, jakie wiadomości nam pan przynosi. Pózniej do
nas dołączy.
Muszę pana zapytać o kilka szczegółów zacząłem ostrożnie. Czy zetknął się pan
kiedykolwiek z człowiekiem z takim tatuażem na ramieniu? wyjąłem kartkę i pokazałem
mu rysunek. Radwan sięgnął po papierosa i zapalił. Patrzył na chińską literę i wyraznie starał
się sobie coś przypomnieć. W końcu westchnął i oddał mi kartkę.
Nic z tego. Nie pamiętam, żebym widział u kogoś ten tatuaż powiedział z
wyraznym żalem. Ani wśród moich znajomych, ani wśród znajomych Nany...
A żona? drążyłem temat, bo tej klasy gość mógł mi w każdej chwili uciec na
lunch.
Nie sądzę...
Czy córka uciekała kiedyś z domu? zmieniłem temat.
Nigdy zaprzeczył. Nie miała powodu. Zawsze dostawała tyle wolności, ile
chciała. Proszę mi wierzyć, to jest naprawdę bystra dziewczyna. Niezmanierowana...
A jej byli chłopcy?
%7ładen nie zasługuje na uwagę stwierdził Radwan. Z każdym rozstawała się w
zgodzie...
Chce mi pan powiedzieć, że taka dziewczyna rozstawała się ze swoimi chłopakami
w zgodzie? Po prostu mówiła im, że koniec deseru, a oni przyjmowali to bez złości, tak?
wyjechałem mu z bara, bo próbował mi mydlić oczy. Spojrzał na mnie przytomnie, ale nie
zdenerwował się, znał życie, cwaniak.
Ma pan na myśli jej urodę kontynuował moje przemówienie. Tak, Nana jest
wyjątkowo piękna. Pewnie chodzi panu o seks... Cóż, żaden z nich nie czuł się z pewnością
szczęśliwy, kiedy go odsuwała, ale ona miała na to sposób.
Oni? wymownie pokazałem wzrokiem ochroniarza.
Nie, lepiej zaśmiał się krótko Radwan. Dostawali ultimatum: albo zaakceptują
jej decyzję i będą nadal zapraszani, będą się mogli z nią przyjaznić, albo całkowicie ich od
siebie odseparuje, wypadną z jej towarzystwa. Wszyscy bez wyjątku akceptowali drugie
wyjście.
Chciałbym porozmawiać z pana żoną zamknąłem temat, ale nie powiem, żeby
wyjaśnienia milionera mnie przekonały. Nie wyobrażałem sobie amantów Nany
pogodzonych, jak zbite psy, z losem. Ktoś, kto spróbował najlepszej kuchni, nie będzie potem
chwalił obiadów w stołówce. W takie cuda nie wierzyłem.
Radwan podniósł rękę, jakby chciał pokazać mi swoje pachy. Udało mu się
zauważyłem starannie wygoloną skórę bez zmian alergicznych. Z domu wyjechała kobieta na
wózku inwalidzkim. Kiedy się zbliżyła, zobaczyłem duże podkrążone oczy, twarz bez
makijażu, blond włosy zaczesane do tyłu w kucyk i sukienkę w szarych, smutnych barwach.
Na nogach miała czarne sandały i sprawiała wrażenie zakonnicy. Nie ma co ukrywać, byłem
zaskoczony. Wyłączyła silnik wózka i podała mi rękę. Gdybym nie wiedział, jak cierpiała,
pomyślałbym, że nadszedł jej czas i zaraz kopnie w kalendarz.
Pan Brandt, detektyw, o którym ci mówiłem. Chciałby cię o coś zapytać odezwał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
od kiedy założyłem własną firmę, nosiłem gustowne krawaty.
Brama otworzyła się automatycznie i wjechałem na podjazd. Przy stojącym tam
maybachu mój subaru wyglądał jak opózniony w rozwoju syn, ale i tak kochałem go nad
życie. Podszedł do mnie ochroniarz z twarzą poważniejszą od księgowego. Rzuciły mi się w
oczy jego czarne spodnie z kantem, biała koszula i szelki z bronią. Na buty nie spojrzałem, bo
nie dano mi czasu.
Dzień dobry panu, panie Brandt przywitał mnie mniej więcej pięćdziesięcioletni
ochroniarz. Był barczysty, wysoki i cholernie przystojny. Istny posąg grecki. Wyglądało na
to, że zna mnie dobrze i razem walczyliśmy kiedyś w okopach.
Dzień dobry...
Pan Radwan czeka na pana. Proszę iść za mną nie dał mi dojść do słowa. Przy
okazji jego ślepia prześwietliły mnie lepiej od tomografu. Udaliśmy się żwirowaną dróżką w
głąb ogrodu. Tam zobaczyłem kawałek raju za życia prawie olimpijski basen, tuż obok trzy
prysznice, kilkanaście leżaków, wielkie parasole i stoliki z napojami. Brakowało tylko rury z
petrodolarami. Stefan Radwan siedział w półcieniu, popijał jakiś kolorowy koktajl i czytał
gazetę. Efekt cieplarniany dogadzał mu nawet o tej porze roku. Był opalony na brązowo i
wyglądał na bardzo dobrze wymasowanego. Człowiek-relaks, można by powiedzieć. Kiedy
mnie zobaczył, wstał, a jakże, i podszedł z wyciągniętą dłonią. Poczułem zapach dezodorantu,
za który pewnie mógłbym kupić apartament na najwyższym piętrze w Nowym Jorku.
Ochroniarz zniknął tak szybko, jak się pojawił. Byliśmy sami.
Woda, sok, cola czy coś mocniejszego? przywitał mnie milioner i gestem wskazał
na leżak.
Woda odpowiedziałem. Mimo iż był pazdziernik, mocno przygrzewało słońce,
więc zdjąłem marynarkę i powiesiłem ją na oparciu leżaka. Radwan pozostał w samych
szortach. Nalał mi wody do szklanki i dorzucił kostkę lodu z termosu. Chojny i gościnny jak
mało kto.
Zapali pan? pokazał palcem na stolik, gdzie leżały papierosy i cygara. Chyba
chciał mnie zdołować. Na szczęście nie paliłem i nie lubiłem palaczy. Moja żona pali
wyjaśnił. Od kiedy Nany nie ma, robi to prawie bez przerwy. Ja też zacząłem. Cóż, nerwy...
Pewnie na nas teraz patrzy i zastanawia się, jakie wiadomości nam pan przynosi. Pózniej do
nas dołączy.
Muszę pana zapytać o kilka szczegółów zacząłem ostrożnie. Czy zetknął się pan
kiedykolwiek z człowiekiem z takim tatuażem na ramieniu? wyjąłem kartkę i pokazałem
mu rysunek. Radwan sięgnął po papierosa i zapalił. Patrzył na chińską literę i wyraznie starał
się sobie coś przypomnieć. W końcu westchnął i oddał mi kartkę.
Nic z tego. Nie pamiętam, żebym widział u kogoś ten tatuaż powiedział z
wyraznym żalem. Ani wśród moich znajomych, ani wśród znajomych Nany...
A żona? drążyłem temat, bo tej klasy gość mógł mi w każdej chwili uciec na
lunch.
Nie sądzę...
Czy córka uciekała kiedyś z domu? zmieniłem temat.
Nigdy zaprzeczył. Nie miała powodu. Zawsze dostawała tyle wolności, ile
chciała. Proszę mi wierzyć, to jest naprawdę bystra dziewczyna. Niezmanierowana...
A jej byli chłopcy?
%7ładen nie zasługuje na uwagę stwierdził Radwan. Z każdym rozstawała się w
zgodzie...
Chce mi pan powiedzieć, że taka dziewczyna rozstawała się ze swoimi chłopakami
w zgodzie? Po prostu mówiła im, że koniec deseru, a oni przyjmowali to bez złości, tak?
wyjechałem mu z bara, bo próbował mi mydlić oczy. Spojrzał na mnie przytomnie, ale nie
zdenerwował się, znał życie, cwaniak.
Ma pan na myśli jej urodę kontynuował moje przemówienie. Tak, Nana jest
wyjątkowo piękna. Pewnie chodzi panu o seks... Cóż, żaden z nich nie czuł się z pewnością
szczęśliwy, kiedy go odsuwała, ale ona miała na to sposób.
Oni? wymownie pokazałem wzrokiem ochroniarza.
Nie, lepiej zaśmiał się krótko Radwan. Dostawali ultimatum: albo zaakceptują
jej decyzję i będą nadal zapraszani, będą się mogli z nią przyjaznić, albo całkowicie ich od
siebie odseparuje, wypadną z jej towarzystwa. Wszyscy bez wyjątku akceptowali drugie
wyjście.
Chciałbym porozmawiać z pana żoną zamknąłem temat, ale nie powiem, żeby
wyjaśnienia milionera mnie przekonały. Nie wyobrażałem sobie amantów Nany
pogodzonych, jak zbite psy, z losem. Ktoś, kto spróbował najlepszej kuchni, nie będzie potem
chwalił obiadów w stołówce. W takie cuda nie wierzyłem.
Radwan podniósł rękę, jakby chciał pokazać mi swoje pachy. Udało mu się
zauważyłem starannie wygoloną skórę bez zmian alergicznych. Z domu wyjechała kobieta na
wózku inwalidzkim. Kiedy się zbliżyła, zobaczyłem duże podkrążone oczy, twarz bez
makijażu, blond włosy zaczesane do tyłu w kucyk i sukienkę w szarych, smutnych barwach.
Na nogach miała czarne sandały i sprawiała wrażenie zakonnicy. Nie ma co ukrywać, byłem
zaskoczony. Wyłączyła silnik wózka i podała mi rękę. Gdybym nie wiedział, jak cierpiała,
pomyślałbym, że nadszedł jej czas i zaraz kopnie w kalendarz.
Pan Brandt, detektyw, o którym ci mówiłem. Chciałby cię o coś zapytać odezwał [ Pobierz całość w formacie PDF ]