[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sąsiedniego domu. Chciał nauczyć Barbarę, jak się nią posługiwać, ale
kategorycznie odmówiła. Przed wielu laty, jeszcze w college'u, na oczach Barbary
jej najlepszy przyjaciel został zabity strzałem z bliskiej odległości przez
zazdrosnego kochanka. Od tamtej pory broń ją przerażała. Na sam jej widok
oblewał ją zimny pot. Jeżeli będzie sprawiać kłopoty, wystarczy, że zamacha jej
przed nosem pistoletem, a zrobi wszystko, co jej każe.
Sprawdził, czy jest naładowany, zabezpieczył go i wsunął do kieszeni na
piersi. Nie sądził, że będzie musiał użyć broni, ale zawsze lepiej być
przygotowanym na wszystko.
33
Kiedy Laura dojeżdżała do zachodnich dzielnic Houston, niewielki deszczyk,
który kropił prawie przez całą podróż, przeszedł w ulewę. Droga zrobiła się śliska,
a widoczność spadła prawie do zera.
Deirdre Fenton mieszkała w ponadhektarowej posiadłości na zachód od
centrum, w dzielnicy River Oaks. Jasno oświetlony teraz dom był zbudowany w
stylu wczesnych Tudorów i wyglądał jak gigantyczna warownia na końcu długiej,
wysypanej żwirem drogi.
Nie wiedząc właściwie dlaczego, Laura bała się. Przejechała przez otwartą
bramę i zatrzymała się przed ozdobnymi frontowymi drzwiami.
Zarzuciła na głowę kaptur płaszcza przeciwdeszczowego i szybko przebiegła
niewielką odległość dzielącą ją od drzwi. Nie słyszała żadnego dzwięku z
wewnątrz ścian budynku. Ktoś jednak musiał na nią czekać, w przeciwnym
bowiem razie dlaczego brama była otwarta, a wszystkie światła zapalone?
Przycisnęła dzwonek, modląc się, żeby ktoś w domu, widząc, w jakim
Barbara jest stanie, miał dość rozsądku, żeby zabrać jej alkohol.
Gdy nikt nie zareagował, zadzwoniła znów. Ale kiedy i tym razem nie było
żadnej reakcji, zaczęła mocno walić w drzwi i wołać Barbarę po imieniu. Chwyciła
w końcu gałkę i obróciła ją zdziwiona, że drzwi nie są zamknięte na klucz.
- Barbaro? - Otworzyła drzwi. - Jest tu ktoś?
Przywitała ją martwa cisza.
Zawahała się, ale tylko przez chwilę. Nie zamierza wracać z pustymi rękami.
Jeżeli Barbara tu jest, znajdzie ją. Jeżeli jej nie ma, będzie czekać, aż wróci.
Zamknęła za sobą drzwi, przeszła przez elegancki, dwukondygnacyjny hol i
weszła do luksusowo urządzonego pokoju gościnnego. Kiedy indziej z
przyjemnością by się tu zatrzymała, żeby podziwiać wspaniałe drewno, adamaszek
sprowadzony z zagranicy i stare dywany, ale teraz nie było na to czasu. Musi
odnalezć Barbarę.
Znalazła ją w kuchni na parapecie, pogrążoną w głębokim śnie, z głową
wtuloną w stertę poduszek w biało-niebieską szachownicę. Do siebie przyciskała
pusty kieliszek, a na podłodze leżała przewrócona butelka po wódce.
Wszędzie czuć było odór zwietrzałego alkoholu, ale Laura nie zwracała na to
uwagi. Zdjęła płaszcz, rzuciła go na oparcie krzesła i szybko podeszła do śpiącej.
- Barbaro? - Potrząsnęła nią kilka razy, wołając po imieniu, próbując uzyskać
jakąkolwiek odpowiedz. Bezskutecznie. Barbara nie reagowała.
Wyjęła z jej ręki kieliszek i włożyła go do zlewu wraz z butelką. Nie ma
innego wyjścia, musi zaczekać, aż Barbara się obudzi. Miała na nadzieję, że gdy
Barbara wypije filiżankę mocnej kawy i coś zje, będzie w stanie dokończyć
rozmowę. Wygląda na to, że w domu nie ma ani służby ani pani Fenton. Sama
będzie musiała sobie z tym poradzić.
Obeszła blat i otworzyła kredens. Znalazła słoik kawy maxwell house i
zabrała się do dzieła.
Ted zorientował się, że jedzie w złym kierunku, dopiero gdy zauważył
tablicę z napisem Rice University .
Klnąc pod nosem, wyjrzał przez okno audi wynajętego na lotnisku Houston
Intercontinental. Mimo że była dopiero czwarta po południu, niebo było prawie
czarne od burzowych chmur, a drogi śliskie i niebezpieczne. Spodziewał się, że
przybędzie dużo wcześniej, ale lądowanie opózniło się z powodu nieustannych
wyładowań atmosferycznych.
Dojechał do skrzyżowania i zawrócił, nie dbając o to, czy ten manewr nie
kolidował z przepisami.
Jadąc na północ w stronę Greenbriar, wcisnął przycisk telefonu. Co dziesięć
minut dzwonił do Laury z samolotu, ale albo była poza zasięgiem, albo burza
powodowała zakłócenia. Kiedy na linii znów usłyszał głos operatora, rozłączył się i
zadzwonił do domu Deirdre. Tak jak poprzednio - żadnej odpowiedzi.
- Co się tam, do licha, dzieje?
W końcu dostrzegł znak zjazdu na Kirby Drive. Jeżeli ruch się nie nasili, w
ciągu dwudziestu minut powinien dotrzeć do domu Fentonów.
Kiedy po kuchni Fentonów rozszedł się kuszący aromat kawy, Barbara
zaczęła się budzić. Laura z ulgą napełniła kubek, postawiła na tacy obok innego,
wypełnionego gęstą zupą grzybową, i ustawiła wszystko na stole kuchennym.
- Cześć, Barbaro. - Usiadła na skraju parapetu. - Jak się czujesz?
Po kilku nieudanych próbach Barbara w końcu zdołała otworzyć oczy. Były
przekrwione i rozbiegane.
- Kto&
- Laura Spencer. Dzwoniłaś do mnie, pamiętasz?
Barbara wymamrotała coś niezrozumiałego i stękając, powoli usiadła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
sąsiedniego domu. Chciał nauczyć Barbarę, jak się nią posługiwać, ale
kategorycznie odmówiła. Przed wielu laty, jeszcze w college'u, na oczach Barbary
jej najlepszy przyjaciel został zabity strzałem z bliskiej odległości przez
zazdrosnego kochanka. Od tamtej pory broń ją przerażała. Na sam jej widok
oblewał ją zimny pot. Jeżeli będzie sprawiać kłopoty, wystarczy, że zamacha jej
przed nosem pistoletem, a zrobi wszystko, co jej każe.
Sprawdził, czy jest naładowany, zabezpieczył go i wsunął do kieszeni na
piersi. Nie sądził, że będzie musiał użyć broni, ale zawsze lepiej być
przygotowanym na wszystko.
33
Kiedy Laura dojeżdżała do zachodnich dzielnic Houston, niewielki deszczyk,
który kropił prawie przez całą podróż, przeszedł w ulewę. Droga zrobiła się śliska,
a widoczność spadła prawie do zera.
Deirdre Fenton mieszkała w ponadhektarowej posiadłości na zachód od
centrum, w dzielnicy River Oaks. Jasno oświetlony teraz dom był zbudowany w
stylu wczesnych Tudorów i wyglądał jak gigantyczna warownia na końcu długiej,
wysypanej żwirem drogi.
Nie wiedząc właściwie dlaczego, Laura bała się. Przejechała przez otwartą
bramę i zatrzymała się przed ozdobnymi frontowymi drzwiami.
Zarzuciła na głowę kaptur płaszcza przeciwdeszczowego i szybko przebiegła
niewielką odległość dzielącą ją od drzwi. Nie słyszała żadnego dzwięku z
wewnątrz ścian budynku. Ktoś jednak musiał na nią czekać, w przeciwnym
bowiem razie dlaczego brama była otwarta, a wszystkie światła zapalone?
Przycisnęła dzwonek, modląc się, żeby ktoś w domu, widząc, w jakim
Barbara jest stanie, miał dość rozsądku, żeby zabrać jej alkohol.
Gdy nikt nie zareagował, zadzwoniła znów. Ale kiedy i tym razem nie było
żadnej reakcji, zaczęła mocno walić w drzwi i wołać Barbarę po imieniu. Chwyciła
w końcu gałkę i obróciła ją zdziwiona, że drzwi nie są zamknięte na klucz.
- Barbaro? - Otworzyła drzwi. - Jest tu ktoś?
Przywitała ją martwa cisza.
Zawahała się, ale tylko przez chwilę. Nie zamierza wracać z pustymi rękami.
Jeżeli Barbara tu jest, znajdzie ją. Jeżeli jej nie ma, będzie czekać, aż wróci.
Zamknęła za sobą drzwi, przeszła przez elegancki, dwukondygnacyjny hol i
weszła do luksusowo urządzonego pokoju gościnnego. Kiedy indziej z
przyjemnością by się tu zatrzymała, żeby podziwiać wspaniałe drewno, adamaszek
sprowadzony z zagranicy i stare dywany, ale teraz nie było na to czasu. Musi
odnalezć Barbarę.
Znalazła ją w kuchni na parapecie, pogrążoną w głębokim śnie, z głową
wtuloną w stertę poduszek w biało-niebieską szachownicę. Do siebie przyciskała
pusty kieliszek, a na podłodze leżała przewrócona butelka po wódce.
Wszędzie czuć było odór zwietrzałego alkoholu, ale Laura nie zwracała na to
uwagi. Zdjęła płaszcz, rzuciła go na oparcie krzesła i szybko podeszła do śpiącej.
- Barbaro? - Potrząsnęła nią kilka razy, wołając po imieniu, próbując uzyskać
jakąkolwiek odpowiedz. Bezskutecznie. Barbara nie reagowała.
Wyjęła z jej ręki kieliszek i włożyła go do zlewu wraz z butelką. Nie ma
innego wyjścia, musi zaczekać, aż Barbara się obudzi. Miała na nadzieję, że gdy
Barbara wypije filiżankę mocnej kawy i coś zje, będzie w stanie dokończyć
rozmowę. Wygląda na to, że w domu nie ma ani służby ani pani Fenton. Sama
będzie musiała sobie z tym poradzić.
Obeszła blat i otworzyła kredens. Znalazła słoik kawy maxwell house i
zabrała się do dzieła.
Ted zorientował się, że jedzie w złym kierunku, dopiero gdy zauważył
tablicę z napisem Rice University .
Klnąc pod nosem, wyjrzał przez okno audi wynajętego na lotnisku Houston
Intercontinental. Mimo że była dopiero czwarta po południu, niebo było prawie
czarne od burzowych chmur, a drogi śliskie i niebezpieczne. Spodziewał się, że
przybędzie dużo wcześniej, ale lądowanie opózniło się z powodu nieustannych
wyładowań atmosferycznych.
Dojechał do skrzyżowania i zawrócił, nie dbając o to, czy ten manewr nie
kolidował z przepisami.
Jadąc na północ w stronę Greenbriar, wcisnął przycisk telefonu. Co dziesięć
minut dzwonił do Laury z samolotu, ale albo była poza zasięgiem, albo burza
powodowała zakłócenia. Kiedy na linii znów usłyszał głos operatora, rozłączył się i
zadzwonił do domu Deirdre. Tak jak poprzednio - żadnej odpowiedzi.
- Co się tam, do licha, dzieje?
W końcu dostrzegł znak zjazdu na Kirby Drive. Jeżeli ruch się nie nasili, w
ciągu dwudziestu minut powinien dotrzeć do domu Fentonów.
Kiedy po kuchni Fentonów rozszedł się kuszący aromat kawy, Barbara
zaczęła się budzić. Laura z ulgą napełniła kubek, postawiła na tacy obok innego,
wypełnionego gęstą zupą grzybową, i ustawiła wszystko na stole kuchennym.
- Cześć, Barbaro. - Usiadła na skraju parapetu. - Jak się czujesz?
Po kilku nieudanych próbach Barbara w końcu zdołała otworzyć oczy. Były
przekrwione i rozbiegane.
- Kto&
- Laura Spencer. Dzwoniłaś do mnie, pamiętasz?
Barbara wymamrotała coś niezrozumiałego i stękając, powoli usiadła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]