[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dowiedziałem się, kim jesteś... to było nieuniknione.
 Nie wiesz wszystkiego...  Będzie musiała powiedzieć mu o Timie.
Dzwonek telefonu w kuchni przywołał ich do rzeczywistości. Chwiejnym
krokiem poszła odebrać.
 Nie macie prądu?  spytał głos Bonnie Mae.
 Tak, Bonnie.
 Przed chwilą miałam telefon. Kabel jest zerwany, ale będzie naprawiony za
jakieś piętnaście minut. Jeśli wam zimno, to możecie przyjść do mnie. Ale macie
też gazowy grzejnik w kredensie. Doktorek wie gdzie, choć nie przypuszczam,
żeby się z tym zdradził, jeśli zechce ogrzać cię osobiście.
W innych okolicznościach z pewnością zawtórowałaby gardłowemu śmiechowi
Bonnie Mae.
 Dzięki, Bonnie. Pa.
Owen stanął w drzwiach, oparty obiema rękami o framugę.
 I cóż?
Nagle niespodziewanie porwał ją w ramiona. Jego dłonie odszukały nagą skórę
pod obszernym swetrem. Całował ją łapczywie, krusząc wszelki opór. Przywarła
do niego. Wszystko inne zginęło w otchłani niepamięci. Gdy zaczął ją rozbierać w
tym zimnym pokoju, pomagała mu, chciała czuć jego ręce na ciele... Drżąc zsunęła
koszulę z jego szerokich, muskularnych ramion.
 Pragniesz mnie... przyznaj!  twardo zażądał odpowiedzi.
 Tak...
Stała niemal naga, wtulona w jego objęcia, zamknięta w jego cieple przed
przeszywającym zimnem, gdy rozległo się głośne walenie do drzwi wejściowych.
 Kto u diabła... ?  warknął, odrywając się od niej niechętnie.
Poszedł otworzyć, a ona szybko pozbierała ubranie i uciekła do swojego
pokoju. Gdy drżącymi palcami zamykała zasuwkę, męskie głosy przenikały do jej
schronienia. Trochę pózniej usłyszała lekkie, uparte pukanie do drzwi, ale została
w łazience, pod prysznicem. Drzwi łazienki zostawiła otwarte, aby mieć pewność,
że Owen usłyszy szum wody. Gorąca kaskada musiała jej wystarczyć jako
substytut ciepłych objęć mężczyzny, którego pragnęła bardziej niż czegokolwiek
na świecie.
Rozdział 7
Dużą część weekendu Owen spędził poza stacją. W sobotę, kiedy ona miała
dyżur, długo spał. Niedziela była jej wolnym dniem. Poszła do małego
anglikańskiego kościółka, Owen zaś większość dnia przesiedział w ambulatorium.
Gdy spotkali się wieczorem, powitała go dość oficjalnie, a on odpowiedział z
wystudiowaną grzecznością.
O pierwszej w nocy ze spokojnego snu zbudził Alannę telefon. Natychmiast
oprzytomniała i zerwała się z łóżka, gotowa biec.
 Alanno  w słuchawce zabrzmiał zmartwiony głos Bonnie Mae.  Jedzie do
nas pięcioletni dzieciak z rodzicami. Ma zaburzenia oddychania. yle to wygląda.
Przed chwilą rozmawiałam z jego matką przez telefon. Od wczoraj bolało go
gardło i miał trochę temperatury, a wieczorem gorączka skoczyła. Najpierw
myśleli, że sami sobie poradzą, ale od pół godziny chłopczyk ma trudności z
oddychaniem i sinieje. Powiedziałam, żeby go natychmiast przywiezli.
Słuchając Bonnie Mae, Alanna błyskawicznie rozważała w myślach, co trzeba
zrobić. Przemknęło jej przez głowę, żeby wezwać do pomocy Owena, ale
zdecydowała, że najpierw zobaczy chłopca i oceni sytuację.
 Zbadam to dziecko w sali operacyjnej, Bonnie. Na wszelki wypadek.
Przygotuj mały zestaw do tracheotomii, laryngoskop i giętki bronchoskop. Jeśli to
ostre zapalenie nagłośni, to trzeba będzie natychmiast przywrócić drożność dróg
oddechowych. To pierwsza sprawa. Dalej kroplówka, sól fizjologiczna i
antybiotyk dożylny. Jeśli zdążysz przed moim przyjściem, to naciągnij mi jeszcze
do strzykawki jednoprocentowej xylocainy.
 Tak jest. Już lecę.
Alanna po cichu wymknęła się z mieszkania. Gdy znalazła się w łączniku,
ruszyła biegiem. Jej kroki dudniły głucho w zetknięciu z drewnianą podłogą.
Wiedziała, że zapalenie nagłośni rozwija się błyskawicznie i że jeśli obrzęknięta
nagłośnia zablokuje krtań i odetnie dopływ powietrza do płuc, dziecko może się
bardzo szybko udusić.
Bonnie Mae była już na miejscu. Poruszała się zwinnie i szybko. Ułożyła
sterylny zestaw do tracheotomii na małym wózku i nabrała do strzykawki leku
znieczulającego.
 Nie sprawdziłam jeszcze aparatu do narkozy  powiedziała.  Wczoraj był w
porządku.
 Ja to zrobię. Potrzebuję też zestawu do wymazu z gardła.  Z zewnątrz
dobiegł je dzwięk nartosań.  To na pewno oni.
Jeden rzut oka na twarz dziecka, które Bonnie w asyście zrozpaczonych
rodziców przyniosła biegiem do sali operacyjnej, pozwolił Alarmie zrozumieć, że
sytuacja jest krytyczna. Skóra była niemal granatowa z braku tlenu, usta szeroko
otwarte, język na wierzchu. Zbyt przerażony, żeby płakać, chłopiec bezskutecznie
próbował zaczerpnąć powietrza i wpatrywał się w nią wielkimi oczami.
W normalnych warunkach nikomu z zewnątrz nie wolno wchodzić do sali
operacyjnej, ale tym razem ani Alanna, ani Bonnie nie bawiły się w ceremonie.
Zresztą wątpliwe, czy rodzice daliby się zatrzymać pod drzwiami. Nie byli
tubylcami, lecz prawdopodobnie przybyszami z południa. Gdy Bonnie ułożyła
chłopca na stole operacyjnym, stanęli obok, ściskając jego rączki. Drżeli o jego
życie.
 Polez sobie tutaj, John  przemawiała Bonnie do chłopca uspokajającym
tonem.  Wszystko będzie dobrze. Mamusia i tatuś będą cały czas przy tobie.
 Dzień dobry, jestem lekarzem, moje nazwisko Hargrove  przedstawiła się
Alanna rodzicom i zwróciła się do chłopca.
%7łałowała, że od razu nie wezwała Owena, ale teraz nie było już czasu na
telefonowanie. Nagle przypomniała sobie o dzwonku alarmowym, który dzwonił w
części mieszkalnej. Na ten sygnał każdy przybiegał nie pytając, co się stało.
 Naciśnij alarm, Bonnie  powiedziała cicho do pielęgniarki.
Wzięła z wózka sterylne rękawiczki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.