[ Pobierz całość w formacie PDF ]
serce tłucze się w piersi. Ormund musi zwyciężyć! Po prostu musi!
Nagle jednak zaszło coś nieoczekiwanego. Z daleka Inga dostrzegła ogromne
poruszenie wśród tłumu i usłyszała gniewne okrzyki. Szybko wybiegła naprzeciw
nadchodzącemu właśnie Ormundowi.
- Co się stało?
- Guttorm oszukiwał - wyjaśnił krótko. - Ktoś widział go tuż przed wyścigiem przy
koniu Vidara, a akurat w chwili, gdy Vidar mijał metę, pękła uprząż, Jak się okazało, była
nadcięta.
- Czy to znaczy, że Guttorm zostanie wyłączony z turnieju?
- Tak - potwierdził Ormund. - Pozostanie tylko Vidar.
- Nie ukrywam, że mi ulżyło - rzekła Inga. - Tak strasznie się bałam, że Guttorm
wygra.
- A Vidar?
- Czy muszę powtórzyć jeszcze raz to, co ci już tyle razy mówiłam, żebyś wreszcie
zrozumiał?
Uśmiechnął się.
- Nie, nie musisz. Chcesz wiedzieć, dlaczego tak naprawdę nie chcę cię jeszcze wydać
za mąż?
- O, tak - ożywiła się Inga.
- Bo musiałabyś wówczas nosić włosy upięte i schowane pod czepcem i nigdy już nie
zobaczyłbym ich rozpuszczonych.
- Ale przecież jako mój opiekun... - odezwała się niepewnie.
Pokręcił głową, a gdy mówił, w jego oczach pojawił się smutek:
- Nie, Ingo. Kiedy wyjdziesz za mąż, urwie się między nami wszelki kontakt. Wtedy
należeć będziesz do swego męża, stanę się dla ciebie obcy.
Zamilkli oboje, Inga nie miała odwagi popatrzeć na Ormunda, ale czuła, że on
przygląda się jej badawczo. Zaraz jednak odwrócił się i odszedł, gdyż usłyszał, że go
wzywajÄ….
Jednak w połowie drogi zawrócił gwałtownie i cofnął się do Ingi, żeby zostawić u niej
swÄ… pelerynÄ™.
- Proszę, potrzymaj! Przeszkadzałaby mi. Będziemy rzucać włócznią.
Dziewczyna chwyciła pelerynę, jakby była ze złota, i wyszeptała:
- Ormundzie, nie zniosę tego dłużej!
- Sam się boję. Vidar jest bardzo silny i na pewno potrafi rzucić daleko włócznią. Ale
uczynię co w mojej mocy... dla twych włosów, Ingo!
I znów zabrzmiał róg.
Inga patrzyła za swym opiekunem, przyciskając mocno do piersi jego okrycie. Gdyby
ktoś teraz przyjrzał się jej uważnie, nie miałby cienia wątpliwości co do uczuć dziewczyny.
Na szczęście Inga w porę opanowała się i przybrała obojętny wyraz twarzy, by się nie
zdradzić.
- Twój opiekun walczy z wielką desperacją - szepnął jej ktoś do ucha.
Inga odwróciła się gwałtownie i ujrzała Astę, która uśmiechała się szyderczo.
- Nie podoba mi się ten turniej - powiedziała Inga zakłopotana. - Czuję się...
upokorzona.
- O, przeciwnie - odezwała się kwaśno Asta. - Powinnaś być dumna. Ale może cenisz
u mężczyzn bardziej coś innego niż tężyznę fizyczną?
- Najważniejsza jest dla mnie dobroć i szlachetność - odpowiedziała Inga. - Nie wierzę
zbytnio w szczerość uczuć tych śmiałków, którzy zobaczyli mnie dziś po raz pierwszy.
- Nie, ale król obiecał ci przecież duży posag - odrzekła złośliwie Asta. - A może
czujesz się zawiedziona? Może sądziłaś, że sam król zechce się o ciebie starać?
- Asto! - wybuchnęła Inga. - Jak możesz tak mówić? Przecież król ma żonę, zresztą
nie jego...
Przerażona zasłoniła dłonią usta.
Asta miała minę kota, który właśnie złowił mysz.
- W końcu to z ciebie wyciągnęłam - wycedziła. - No, proszę.
Na placu turniejowym tymczasem toczyły się ostatnie zmagania.
Pierwszy miał rzucać włócznią Vidar. Długo się skupiał, ale w chwili, gdy Inga
zakończyła rozmowę z Astą, włócznia wzleciała wysoko i upadla daleko, daleko w trawie.
Ormund nie zdoła go pokonać, zaniepokoiła się Inga. Przyjdzie mi wyjechać do
Trøndelag i spÄ™dzić resztÄ™ życia u boku obcego mężczyzny, do którego nic nie czujÄ™. Czy ja
w ogóle coś dla niego znaczę? Czy mu się podobam? A może kusi go duży posag?
Spróbowała sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało jej życie w bogatej zagrodzie na
Północy - mąż, który oczekuje, że będzie mu powolna i urodzi mu potomków. O, nie!
Zrozpaczona zacisnęła powieki, starając się skupić całą swoją wolę i dodać sił
Ormundowi, by rzucił jak najdalej. Nie wytrzymała jednak i niepewnie zerknęła w jego
kierunku.
Z twarzą jakby wykutą w kamieniu ważył włócznię w dłoni. Obok stał Vidar i
uśmiechał się lekko.
Przecież ja w ogóle dla Vidara się nie liczę! pomyślała ze zgrozą. Jeśli przegra, bez
cienia żalu znajdzie sobie inną.
- Tym razem mi się nie udało - usłyszała za plecami cichy głos Guttorma. - Ale
jeszcze siÄ™ zobaczymy.
O, nie! żachnęła się w duchu Inga. Nawet jeśli byś przychodził prosić pięćdziesiąt
razy o moją rękę, to i tak nie masz żadnych szans.
Wreszcie Ormund uniósł włócznię i cisnął ją z ogromną siłą w stronę miejsca, gdzie
nadal wbita w ziemię tkwiła włócznia Vidara. Inga przez chwilę zapomniała niemal
oddychać. Z miejsca, w którym stała, trudno było ocenić, kto rzucił dalej. Ormund i Vidar
ramię w ramię ruszyli przez pole w stronę mężczyzn, którzy mierzyli odległości. Inga
zamarła. Nagle spostrzegła, że Vidar ze złością wbił w ziemię włócznię, którą mu podano, i
już wiedziała, kto zwyciężył. Signhild podbiegła do niej uradowana i objęte zakręciły się w
kółko z radości. Inga rozpromieniła się.
Ormundowi zgotowano wielką owację. Król Sigurd ująwszy Ingę za rękę,
poprowadził ją do opiekuna i oznajmił mu, że jeszcze się będzie musiał trochę z nią
pomęczyć. Ta perspektywa nie przerażała widać Ormunda, bo, choć zmęczony, z uśmiechem
spojrzał na Ingę.
- I co? - zapytał. - Zadowolona?
- Ormundzie... chciałabym podziękować w taki sposób, który uważam za
najwłaściwszy, tak jak dziękowałam ci za złoty pas. Szkoda, że nie mogę tego uczynić.
- Rzeczywiście, nie możesz - odrzekł z nagłą powagą. - Ale zapamiętam twoje słowa.
Kiedy oddawała mu pelerynę, popatrzyła na jego szerokie barki i wąskie biodra.
Właściwie po raz pierwszy zobaczyła, jaki jest zgrabny. Szeroki pas, który otaczał jego
biodra, wykonany był z miedzi. Pięknie grawerowany, pochodził najpewniej z jakiegoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
serce tłucze się w piersi. Ormund musi zwyciężyć! Po prostu musi!
Nagle jednak zaszło coś nieoczekiwanego. Z daleka Inga dostrzegła ogromne
poruszenie wśród tłumu i usłyszała gniewne okrzyki. Szybko wybiegła naprzeciw
nadchodzącemu właśnie Ormundowi.
- Co się stało?
- Guttorm oszukiwał - wyjaśnił krótko. - Ktoś widział go tuż przed wyścigiem przy
koniu Vidara, a akurat w chwili, gdy Vidar mijał metę, pękła uprząż, Jak się okazało, była
nadcięta.
- Czy to znaczy, że Guttorm zostanie wyłączony z turnieju?
- Tak - potwierdził Ormund. - Pozostanie tylko Vidar.
- Nie ukrywam, że mi ulżyło - rzekła Inga. - Tak strasznie się bałam, że Guttorm
wygra.
- A Vidar?
- Czy muszę powtórzyć jeszcze raz to, co ci już tyle razy mówiłam, żebyś wreszcie
zrozumiał?
Uśmiechnął się.
- Nie, nie musisz. Chcesz wiedzieć, dlaczego tak naprawdę nie chcę cię jeszcze wydać
za mąż?
- O, tak - ożywiła się Inga.
- Bo musiałabyś wówczas nosić włosy upięte i schowane pod czepcem i nigdy już nie
zobaczyłbym ich rozpuszczonych.
- Ale przecież jako mój opiekun... - odezwała się niepewnie.
Pokręcił głową, a gdy mówił, w jego oczach pojawił się smutek:
- Nie, Ingo. Kiedy wyjdziesz za mąż, urwie się między nami wszelki kontakt. Wtedy
należeć będziesz do swego męża, stanę się dla ciebie obcy.
Zamilkli oboje, Inga nie miała odwagi popatrzeć na Ormunda, ale czuła, że on
przygląda się jej badawczo. Zaraz jednak odwrócił się i odszedł, gdyż usłyszał, że go
wzywajÄ….
Jednak w połowie drogi zawrócił gwałtownie i cofnął się do Ingi, żeby zostawić u niej
swÄ… pelerynÄ™.
- Proszę, potrzymaj! Przeszkadzałaby mi. Będziemy rzucać włócznią.
Dziewczyna chwyciła pelerynę, jakby była ze złota, i wyszeptała:
- Ormundzie, nie zniosę tego dłużej!
- Sam się boję. Vidar jest bardzo silny i na pewno potrafi rzucić daleko włócznią. Ale
uczynię co w mojej mocy... dla twych włosów, Ingo!
I znów zabrzmiał róg.
Inga patrzyła za swym opiekunem, przyciskając mocno do piersi jego okrycie. Gdyby
ktoś teraz przyjrzał się jej uważnie, nie miałby cienia wątpliwości co do uczuć dziewczyny.
Na szczęście Inga w porę opanowała się i przybrała obojętny wyraz twarzy, by się nie
zdradzić.
- Twój opiekun walczy z wielką desperacją - szepnął jej ktoś do ucha.
Inga odwróciła się gwałtownie i ujrzała Astę, która uśmiechała się szyderczo.
- Nie podoba mi się ten turniej - powiedziała Inga zakłopotana. - Czuję się...
upokorzona.
- O, przeciwnie - odezwała się kwaśno Asta. - Powinnaś być dumna. Ale może cenisz
u mężczyzn bardziej coś innego niż tężyznę fizyczną?
- Najważniejsza jest dla mnie dobroć i szlachetność - odpowiedziała Inga. - Nie wierzę
zbytnio w szczerość uczuć tych śmiałków, którzy zobaczyli mnie dziś po raz pierwszy.
- Nie, ale król obiecał ci przecież duży posag - odrzekła złośliwie Asta. - A może
czujesz się zawiedziona? Może sądziłaś, że sam król zechce się o ciebie starać?
- Asto! - wybuchnęła Inga. - Jak możesz tak mówić? Przecież król ma żonę, zresztą
nie jego...
Przerażona zasłoniła dłonią usta.
Asta miała minę kota, który właśnie złowił mysz.
- W końcu to z ciebie wyciągnęłam - wycedziła. - No, proszę.
Na placu turniejowym tymczasem toczyły się ostatnie zmagania.
Pierwszy miał rzucać włócznią Vidar. Długo się skupiał, ale w chwili, gdy Inga
zakończyła rozmowę z Astą, włócznia wzleciała wysoko i upadla daleko, daleko w trawie.
Ormund nie zdoła go pokonać, zaniepokoiła się Inga. Przyjdzie mi wyjechać do
Trøndelag i spÄ™dzić resztÄ™ życia u boku obcego mężczyzny, do którego nic nie czujÄ™. Czy ja
w ogóle coś dla niego znaczę? Czy mu się podobam? A może kusi go duży posag?
Spróbowała sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało jej życie w bogatej zagrodzie na
Północy - mąż, który oczekuje, że będzie mu powolna i urodzi mu potomków. O, nie!
Zrozpaczona zacisnęła powieki, starając się skupić całą swoją wolę i dodać sił
Ormundowi, by rzucił jak najdalej. Nie wytrzymała jednak i niepewnie zerknęła w jego
kierunku.
Z twarzą jakby wykutą w kamieniu ważył włócznię w dłoni. Obok stał Vidar i
uśmiechał się lekko.
Przecież ja w ogóle dla Vidara się nie liczę! pomyślała ze zgrozą. Jeśli przegra, bez
cienia żalu znajdzie sobie inną.
- Tym razem mi się nie udało - usłyszała za plecami cichy głos Guttorma. - Ale
jeszcze siÄ™ zobaczymy.
O, nie! żachnęła się w duchu Inga. Nawet jeśli byś przychodził prosić pięćdziesiąt
razy o moją rękę, to i tak nie masz żadnych szans.
Wreszcie Ormund uniósł włócznię i cisnął ją z ogromną siłą w stronę miejsca, gdzie
nadal wbita w ziemię tkwiła włócznia Vidara. Inga przez chwilę zapomniała niemal
oddychać. Z miejsca, w którym stała, trudno było ocenić, kto rzucił dalej. Ormund i Vidar
ramię w ramię ruszyli przez pole w stronę mężczyzn, którzy mierzyli odległości. Inga
zamarła. Nagle spostrzegła, że Vidar ze złością wbił w ziemię włócznię, którą mu podano, i
już wiedziała, kto zwyciężył. Signhild podbiegła do niej uradowana i objęte zakręciły się w
kółko z radości. Inga rozpromieniła się.
Ormundowi zgotowano wielką owację. Król Sigurd ująwszy Ingę za rękę,
poprowadził ją do opiekuna i oznajmił mu, że jeszcze się będzie musiał trochę z nią
pomęczyć. Ta perspektywa nie przerażała widać Ormunda, bo, choć zmęczony, z uśmiechem
spojrzał na Ingę.
- I co? - zapytał. - Zadowolona?
- Ormundzie... chciałabym podziękować w taki sposób, który uważam za
najwłaściwszy, tak jak dziękowałam ci za złoty pas. Szkoda, że nie mogę tego uczynić.
- Rzeczywiście, nie możesz - odrzekł z nagłą powagą. - Ale zapamiętam twoje słowa.
Kiedy oddawała mu pelerynę, popatrzyła na jego szerokie barki i wąskie biodra.
Właściwie po raz pierwszy zobaczyła, jaki jest zgrabny. Szeroki pas, który otaczał jego
biodra, wykonany był z miedzi. Pięknie grawerowany, pochodził najpewniej z jakiegoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]