[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Od razu wiedziałam, że to łgarstwo - powiedziała. - Wicedyrektor z ministerstwa
okazał i. się zwyczajnym urzędniczyną w jakimś tam przedsiębiorstwie numer czternaście!
Zagraniczne wojaże to pewnie do Radomia albo do Kutna. Myślał pan, że mnie oszuka?
Jeszcze się taki nie urodził: Ja ludzi poznaję od pierwszego wejrzenia.
Rzuciła legitymację na stół, patrzała na niego z tak bezlitosną ironią, że zbladł. Nie
mógł niczemu zaprzeczyć, więc milczał. Podniosła się z krzesła, zatrzymała na progu.
- Opowiem wszystko Wolskiemu, jak wróci - dodała z jakąś mściwą satysfakcją. - Ale
się uśmiejemy!
- Nic mu pani nie powie! - krzyknął. - Nic!
- Oczywiście, że powiem. A cóż to, zabroni mi pan? Winiak, kwiatuszki, ale fajny
podryw przy kuchennym stole! - znowu roześmiała się na cały głos. - Przynajmniej w jednym
się panu udało: jeszcze nikt nigdy tak się do mnie nie zalecał. Gratuluję inwencji. Póki co,
będą się śmiali moi koledzy z Infarkomu .
- Milcz! - wrzasnął, już nie potrafił się opanować.
Podeszła do niego, miał ją teraz tuż przed sobą, czuł gorący, przesycony alkoholem
oddech na swojej twarzy.
- Ty głupi, nędzny kretynku! - syknęła. - Ty ofiaro losu, kiepski oszuście. Zdajesz
sobie sprawę, kim ja jestem? Przyjrzyj mi się, dobrze przyjrzyj, to może zrozumiesz. Chciałeś
mi zaimponować, ale czym? Mnie poderwać! Ja, kiedy chcę, idę do łóżka tylko z chłopcami
wielkiej urody, Hiszpanami albo Włochami, którzy forsy mają tyle, że ją garściami
rozrzucają. Mnie wożą samochodami najlepszej marki, kupują drogie prezenty, proszą o jeden
pocałunek jak w powieściach! A ty, mizerny człeczyno, chciałeś... Nie, to przechodzi
wyobrażenie! - śmiała się, mierząc go tymi błękitnymi, wspaniałymi oczami. - Zamknij się w
swoim wynajętym pokoju i nie pokazuj mi się na oczy, bo słowo daję, wyrzucę na schody
razem z gratami. Jak Janek przyjedzie, to nie będzie miał pretensji. Powiem mu, żeś się do
mnie dobierał!
Wyszła, drzwi od pokoju zamknęła na klucz. Siedział jeszcze długo w kuchni, wypił
cały winiak, ale wciąż był obrzydliwie trzezwy. I pamiętał każde jej słowo. Powoli zaczęło się
w nim budzić uczucie, o którym ostatnio tak jakby zapomniał, może tylko przyczaiło się, ale
teraz wróciło z jeszcze większą siłą. Wiedział, że kiedy opanuje go całkowicie, wówczas
zrobi to. Zrobi - po raz trzeci. Nie wiedział tylko, gdzie i kiedy, ale musiało to stać się szybko,
jak najszybciej.
Wreszcie wstał, cicho wszedł do swego pokoju. Starając się nie robić najmniejszego
hałasu, zapakował wszystko, z czym się wprowadził, do dużej torby. Potem nałożył futrzaną
kurtkę, czapkę, ciepłe rękawice. Opuścił mieszkanie tak bezszelestnie, że nie obudziłby nawet
kota.
Ostry dzwięk telefonu tuż obok tapczanu wyrwał Magdalenę z głębokiego snu.
Przestraszona, na wpół przytomna, przez chwilę nie mogła się zorientować, skąd to nieznośne
dzwonienie, zdawało jej się, że jeszcze śpi w pokoju hotelowym Negresco . Namacała
kontakt lampki nocnej, wyciągnęła rękę po słuchawkę.
- Halo! - mruknęła sennie. - Halo?
yle było słychać, ktoś telefonował z daleka albo z niesprawnego automatu. Poprzez
szumy i trzaski dobiegło do niej wołanie:
- Halo! Heniu, słyszysz mnie? Czy to inżynier Jaszewski?
- Kto mówi? - zapytała ze złością.
Cóż za bezczelność, żeby wydzwaniali do niego po nocy.
- Wolski mówi, czy to... Magda, to ty?
- Ja! - Zdumiona, ucieszyła się, że wrócił. - Skąd dzwonisz?
- Magda, jakim cudem się tam wzięłaś? Zresztą to świetnie. Słuchaj, jestem na dworcu
Gdańskim i jest taka sprawa, że mnie w pociągu okradli z dokumentów, kluczy i pieniędzy.
Nie mam przy sobie nawet złotówki. Słyszysz, co mówię?
Głos dochodził do niej z trudem, ledwie mogła poznać, ale treść zrozumiała.
- Słyszę! - krzyknęła. - Wez taksówkę i przyjeżdżaj, ja zapłacę.
- Nie mogę. Nie ma żadnej taksówki, a pieszo z walizami nie dojdę. Proszę cię, bądz
tak dobra, przyjedz po mnie, na mieście prędzej znajdziesz jakiś wóz... Słyszysz, Magda?
Milczała chwilę, zastanawiając się, czy jest jakaś szansa, aby nie musiała wychodzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
- Od razu wiedziałam, że to łgarstwo - powiedziała. - Wicedyrektor z ministerstwa
okazał i. się zwyczajnym urzędniczyną w jakimś tam przedsiębiorstwie numer czternaście!
Zagraniczne wojaże to pewnie do Radomia albo do Kutna. Myślał pan, że mnie oszuka?
Jeszcze się taki nie urodził: Ja ludzi poznaję od pierwszego wejrzenia.
Rzuciła legitymację na stół, patrzała na niego z tak bezlitosną ironią, że zbladł. Nie
mógł niczemu zaprzeczyć, więc milczał. Podniosła się z krzesła, zatrzymała na progu.
- Opowiem wszystko Wolskiemu, jak wróci - dodała z jakąś mściwą satysfakcją. - Ale
się uśmiejemy!
- Nic mu pani nie powie! - krzyknął. - Nic!
- Oczywiście, że powiem. A cóż to, zabroni mi pan? Winiak, kwiatuszki, ale fajny
podryw przy kuchennym stole! - znowu roześmiała się na cały głos. - Przynajmniej w jednym
się panu udało: jeszcze nikt nigdy tak się do mnie nie zalecał. Gratuluję inwencji. Póki co,
będą się śmiali moi koledzy z Infarkomu .
- Milcz! - wrzasnął, już nie potrafił się opanować.
Podeszła do niego, miał ją teraz tuż przed sobą, czuł gorący, przesycony alkoholem
oddech na swojej twarzy.
- Ty głupi, nędzny kretynku! - syknęła. - Ty ofiaro losu, kiepski oszuście. Zdajesz
sobie sprawę, kim ja jestem? Przyjrzyj mi się, dobrze przyjrzyj, to może zrozumiesz. Chciałeś
mi zaimponować, ale czym? Mnie poderwać! Ja, kiedy chcę, idę do łóżka tylko z chłopcami
wielkiej urody, Hiszpanami albo Włochami, którzy forsy mają tyle, że ją garściami
rozrzucają. Mnie wożą samochodami najlepszej marki, kupują drogie prezenty, proszą o jeden
pocałunek jak w powieściach! A ty, mizerny człeczyno, chciałeś... Nie, to przechodzi
wyobrażenie! - śmiała się, mierząc go tymi błękitnymi, wspaniałymi oczami. - Zamknij się w
swoim wynajętym pokoju i nie pokazuj mi się na oczy, bo słowo daję, wyrzucę na schody
razem z gratami. Jak Janek przyjedzie, to nie będzie miał pretensji. Powiem mu, żeś się do
mnie dobierał!
Wyszła, drzwi od pokoju zamknęła na klucz. Siedział jeszcze długo w kuchni, wypił
cały winiak, ale wciąż był obrzydliwie trzezwy. I pamiętał każde jej słowo. Powoli zaczęło się
w nim budzić uczucie, o którym ostatnio tak jakby zapomniał, może tylko przyczaiło się, ale
teraz wróciło z jeszcze większą siłą. Wiedział, że kiedy opanuje go całkowicie, wówczas
zrobi to. Zrobi - po raz trzeci. Nie wiedział tylko, gdzie i kiedy, ale musiało to stać się szybko,
jak najszybciej.
Wreszcie wstał, cicho wszedł do swego pokoju. Starając się nie robić najmniejszego
hałasu, zapakował wszystko, z czym się wprowadził, do dużej torby. Potem nałożył futrzaną
kurtkę, czapkę, ciepłe rękawice. Opuścił mieszkanie tak bezszelestnie, że nie obudziłby nawet
kota.
Ostry dzwięk telefonu tuż obok tapczanu wyrwał Magdalenę z głębokiego snu.
Przestraszona, na wpół przytomna, przez chwilę nie mogła się zorientować, skąd to nieznośne
dzwonienie, zdawało jej się, że jeszcze śpi w pokoju hotelowym Negresco . Namacała
kontakt lampki nocnej, wyciągnęła rękę po słuchawkę.
- Halo! - mruknęła sennie. - Halo?
yle było słychać, ktoś telefonował z daleka albo z niesprawnego automatu. Poprzez
szumy i trzaski dobiegło do niej wołanie:
- Halo! Heniu, słyszysz mnie? Czy to inżynier Jaszewski?
- Kto mówi? - zapytała ze złością.
Cóż za bezczelność, żeby wydzwaniali do niego po nocy.
- Wolski mówi, czy to... Magda, to ty?
- Ja! - Zdumiona, ucieszyła się, że wrócił. - Skąd dzwonisz?
- Magda, jakim cudem się tam wzięłaś? Zresztą to świetnie. Słuchaj, jestem na dworcu
Gdańskim i jest taka sprawa, że mnie w pociągu okradli z dokumentów, kluczy i pieniędzy.
Nie mam przy sobie nawet złotówki. Słyszysz, co mówię?
Głos dochodził do niej z trudem, ledwie mogła poznać, ale treść zrozumiała.
- Słyszę! - krzyknęła. - Wez taksówkę i przyjeżdżaj, ja zapłacę.
- Nie mogę. Nie ma żadnej taksówki, a pieszo z walizami nie dojdę. Proszę cię, bądz
tak dobra, przyjedz po mnie, na mieście prędzej znajdziesz jakiś wóz... Słyszysz, Magda?
Milczała chwilę, zastanawiając się, czy jest jakaś szansa, aby nie musiała wychodzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]