[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skazitelny pod każdym względem, od błyszczącego hełmu po wypolerowane ostrogi, a
jego surowa twarz mówiła, że lepiej z nim nie zadzierać.
- Pojedziesz, pani, z tyłu za mną - oświadczył. Popatrzył przeciągle na jej pełne usta i
płonące policzki, a potem wolno podniósł wzrok do jej oczu. Jego spojrzenie mówiło, że
wiedziałby, jak z nią postępować, w przeciwieństwie do tego gbura, którego powalił.
Na chwilę zabrakło jej tchu i tym razem nie znalazła słów sprzeciwu. Kiedy lekko
wskoczył na siodło, przerzucając jedną nogę przez kark konia, mimo woli poczuła
dreszczyk dumy, że po tej poniżającej scenie sprzed paru chwil wyjeżdża stąd na
potężnym koniu z mężczyzną, który ma zrozumienie dla jej uczuć, nawet jeśli wyraża to
w szorstki sposób.
Nad jego ramieniem zobaczyła, że Els też usadowiła się już za jego giermkiem na
kasztanowym wałachu i oplotła chłopaka ramionami w pasie. Ogier ruszył i Rhoese
uchwyciła się tylnego łęku siodła, ale rycerz sięgnął po jej rękę i położył na pasie na
swoich biodrach.
- Trzymaj się, pani, tego - powiedział przez ramię. -I przysuń bliżej.
- Dlaczego miałabym się przysuwać? - spytała buntowniczo.
- %7łeby ulżyć koniowi - odparł zdziwiony, że sama tego nie wie.
Judhael de Brionne obmyślił już strategię, w jaki sposób zdobyć tę kobietę, chociaż
mogłoby się zdawać, że ci, którzy postawili na jego sukces, stracą pieniądze. Sprawa
konfiskaty majątku jej macochy, o której wspomniał poprzedniego dnia Ranulf
Flambard, przybrała nieoczekiwany obrót i dziewczyna niespodziewanie znalazła się
niemal poza jego zasięgiem, zanim zabawa na dobre się rozpoczęła. Tak, musiał
przyznać, że nie myliła się w swej ocenie: to była gra, żeby odebrać Anglikom wszystko
co możliwe, gra, która przynosiła zyski, z jakich i on korzystał. Gra tym bardziej
satysfakcjonująca, że przedstawiała pewną trudność, gdyż angielskie prawo regulowało
każdy najmniejszy punkt dotyczący własności oraz kobiet. Niemniej od śmierci
Wilhelma Zdobywcy jego syn zdążył udowodnić, że jest mniej skrupulatny w
przestrzeganiu angielskich norm. Dzisiejszego popołudnia po raz kolejny pokazał, że
jest gotów nagiąć każde prawo, jeśli dostarczy to więcej pieniędzy do jego skarbca. Przy
czym, podobnie jak ojciec, Wilhelm Rufus bez skrupułów cofał dane słowo, jeśli inny
ofiarodawca przedstawił lepszą ofertę. Ralph de Lessay musi zostać przelicytowany.
Jude czuł dotyk ramienia Rhoese na plecach i jej drobny kciuk zatknięty za pasem. Król,
jak zawsze, okazał się nieprzewidywalny, wyciągając de Lessaya z tłumu w spon-
tanicznym geście szczodrości dla uciechy zgromadzonych. Jakby ta nieszczęsna kobieta
nie była już dostatecznie pognębiona. To nie było postępowanie godne monarchy.
Zachwiała się jak pod ciosem i choć pokazywała światu nieugięty charakter, zionąc
ogniem na wszystkich, widział ból w jej oczach i zrozumiał, jakim wstrząsem okazała
się dla niej decyzja króla. Mężczyzna czy kobieta, to nie robiło różnicy Wilhelmowi
Rufusowi. Wykorzystywał, kogo się dało, bez względu na płeć.
Ranulf Flambard chciał się przekonać, jak Jude poradzi sobie ze zdobyciem ciała, jeśli
nie serca, niedostępnej piękności z Yorku. Oferował mu rady, które miały pomóc w tej
materii, lecz nie grzeszyły oryginalnością, a ponadto całkiem nie uwzględniały faktu, że
Rhoese jest najwyrazniej odporna na tego rodzaju zaloty. Jude wiedział swoje: kobieta,
która z jakichś powodów jest tak nieprzychylnie nastawiona do mężczyzn, wymaga
innego podejścia. Nie była dla słabeuszy ani dla takich niewydarzonych prostaków jak
de Lessay.
Ale wszystko potoczyło się z nieprzewidywalną prędkością, a to, co zaczęło się jako
zabawa mająca trwać jak zwykle tydzień lub dwa, teraz przerodziło się w coś
poważniejszego. Nie dlatego, że ta dziewczyna została kaprysem króla oddana innemu
- to się zdarzało raz po raz. Nie dlatego, że była bogata ani że zrobiła sobie wroga z tej
macochy o szczurzej twarzy. Nie, stało się coś dziwnego, coś, co nękało Judea, odkąd po
raz pierwszy zobaczył ją przyjmującą daniny. Była bezbronna, niezwykle piękna,
gwałtowna, ale niepozbawiona delikatności i niezupełnie tak zimna, jak chciałaby się
wydawać. Widział, jak taksowała go wzrokiem, podobnie jak mężczyzni taksują
kobiety, i choć robiła to nieświadomie, doświadczenie mówiło mu, co się za tym kryje.
Do tej pory odpychał myśl o małżeństwie, śmiejąc się z ponagleń ojca, by znalazł sobie
żonę. Reputacja uwodziciela, zarówno panien, jak i mężatek, zupełnie wystarczała mu
do szczęścia. Podczas ośmiu lat spędzonych w Anglii nigdy nie przyszło mu do głowy,
żeby wziąć sobie na stałe do łóżka tutejszą kobietę. Aż do teraz.
Ale ta kobieta stanowiła coś więcej niż wyzwanie - kusiła, by odkryć przyczynę jej
gniewu i przetworzyć go w pozytywną energię miłości. Pechowo się złożyło, że ten
idiota z wyszczerbionymi zębami rzucił się, żeby ją całować. Teraz on, Jude, będzie
musiał pokazać jej, jak to powinno wyglądać, i znalezć sposób, żeby usunąć z drogi
Lessaya.
Jazda przez zatłoczone ulice Yorku zajęłaby zaledwie parę minut, gdyby w mieście był
więcej niż jeden most, gdyż kościół klasztorny i Toft Green leżały na odległość rzutu ka-
mieniem, ale po przeciwnej stronie rzeki. Rhoese przebyła tę drogę jak przez mgłę. W
innych okolicznościach z przyjemnością patrzyłaby na sznur kupców i pielgrzymów, na
obce twarze i dziwne stroje, na stragany pełne towarów i przekupki nawołujące
klientów - ale nie tego dnia i nie zza siodła jednego z Normanów, tych najbardziej
znienawidzonych cudzoziemców. Nawet po dwudziestu dwóch latach nikt ich tu nie
akceptował, a i oni nie czynili żadnego wysiłku, by było inaczej. A teraz wyglądało na
to, że będzie związana z jednym z nich na zawsze, sprzedana i kupiona, zdradzona
przez macochę, która chciała się jej pozbyć i objąć w posiadanie jej dom.
Przejechali przez drewniany most na rzece Ouse, gdzie przy nabrzeżu stały
przycumowane statki jej ojca, przywożące cenne towary z północnych portów. Niewielu
kupców wyruszało w podróż o tak póznej porze roku i niewielu rozumiało, czemu
zrobił to Gamal, ku swojej zgubie. Rhoese zastanawiała się, czy Warin gdzieś tu jest i
zobaczy ją za tym normańskim rycerzem o kamiennej twarzy. Jednakże Warina nigdzie
nie było widać i ani się obejrzała, jak znalezli się u bram jej posiadłości. Za chwilę będzie
musiała powiedzieć domownikom, że ich najgorsze obawy się spełniły, i to szybciej, niż
można było się spodziewać.
Giermek zeskoczył z konia, otworzył wrota w Toft Green i wpuścił ich na opuszczony
dziedziniec, gdzie tylko gromadka gęsi godnym krokiem usunęła się spod końskich
kopyt.
- Zaprowadz dziewkę do domu - rozkazał mu Jude. - Zapowiedz, że zaraz będziemy.
Rhoese wolałaby czym prędzej pozbyć się tego mężczyzny, ale nie mogła się obyć bez
jego pomocy przy zejściu z wysokiego ogiera, którego teraz powiódł wraz z wałachem
giermka do stajni i przywiązał wodze obu koni do kółka na ścianie. Podszedł do niej,
obejmując ją rękami w pasie i nie pozostawało jej nic innego, jak pochylić się ku niemu i
wpaść w jego ramiona niczym dziecko. Bez słowa zaniósł ją prosto w ciemny kąt,
pachnący łajnem, sianem i końskim
potem, gdzie postawił ją ostrożnie przy drewnianej przegrodzie, naciskając na nią swym
potężnym ciałem.
Chciała zaprotestować, ale cała ta scena wydała jej się równie nierealna jak poprzednie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
skazitelny pod każdym względem, od błyszczącego hełmu po wypolerowane ostrogi, a
jego surowa twarz mówiła, że lepiej z nim nie zadzierać.
- Pojedziesz, pani, z tyłu za mną - oświadczył. Popatrzył przeciągle na jej pełne usta i
płonące policzki, a potem wolno podniósł wzrok do jej oczu. Jego spojrzenie mówiło, że
wiedziałby, jak z nią postępować, w przeciwieństwie do tego gbura, którego powalił.
Na chwilę zabrakło jej tchu i tym razem nie znalazła słów sprzeciwu. Kiedy lekko
wskoczył na siodło, przerzucając jedną nogę przez kark konia, mimo woli poczuła
dreszczyk dumy, że po tej poniżającej scenie sprzed paru chwil wyjeżdża stąd na
potężnym koniu z mężczyzną, który ma zrozumienie dla jej uczuć, nawet jeśli wyraża to
w szorstki sposób.
Nad jego ramieniem zobaczyła, że Els też usadowiła się już za jego giermkiem na
kasztanowym wałachu i oplotła chłopaka ramionami w pasie. Ogier ruszył i Rhoese
uchwyciła się tylnego łęku siodła, ale rycerz sięgnął po jej rękę i położył na pasie na
swoich biodrach.
- Trzymaj się, pani, tego - powiedział przez ramię. -I przysuń bliżej.
- Dlaczego miałabym się przysuwać? - spytała buntowniczo.
- %7łeby ulżyć koniowi - odparł zdziwiony, że sama tego nie wie.
Judhael de Brionne obmyślił już strategię, w jaki sposób zdobyć tę kobietę, chociaż
mogłoby się zdawać, że ci, którzy postawili na jego sukces, stracą pieniądze. Sprawa
konfiskaty majątku jej macochy, o której wspomniał poprzedniego dnia Ranulf
Flambard, przybrała nieoczekiwany obrót i dziewczyna niespodziewanie znalazła się
niemal poza jego zasięgiem, zanim zabawa na dobre się rozpoczęła. Tak, musiał
przyznać, że nie myliła się w swej ocenie: to była gra, żeby odebrać Anglikom wszystko
co możliwe, gra, która przynosiła zyski, z jakich i on korzystał. Gra tym bardziej
satysfakcjonująca, że przedstawiała pewną trudność, gdyż angielskie prawo regulowało
każdy najmniejszy punkt dotyczący własności oraz kobiet. Niemniej od śmierci
Wilhelma Zdobywcy jego syn zdążył udowodnić, że jest mniej skrupulatny w
przestrzeganiu angielskich norm. Dzisiejszego popołudnia po raz kolejny pokazał, że
jest gotów nagiąć każde prawo, jeśli dostarczy to więcej pieniędzy do jego skarbca. Przy
czym, podobnie jak ojciec, Wilhelm Rufus bez skrupułów cofał dane słowo, jeśli inny
ofiarodawca przedstawił lepszą ofertę. Ralph de Lessay musi zostać przelicytowany.
Jude czuł dotyk ramienia Rhoese na plecach i jej drobny kciuk zatknięty za pasem. Król,
jak zawsze, okazał się nieprzewidywalny, wyciągając de Lessaya z tłumu w spon-
tanicznym geście szczodrości dla uciechy zgromadzonych. Jakby ta nieszczęsna kobieta
nie była już dostatecznie pognębiona. To nie było postępowanie godne monarchy.
Zachwiała się jak pod ciosem i choć pokazywała światu nieugięty charakter, zionąc
ogniem na wszystkich, widział ból w jej oczach i zrozumiał, jakim wstrząsem okazała
się dla niej decyzja króla. Mężczyzna czy kobieta, to nie robiło różnicy Wilhelmowi
Rufusowi. Wykorzystywał, kogo się dało, bez względu na płeć.
Ranulf Flambard chciał się przekonać, jak Jude poradzi sobie ze zdobyciem ciała, jeśli
nie serca, niedostępnej piękności z Yorku. Oferował mu rady, które miały pomóc w tej
materii, lecz nie grzeszyły oryginalnością, a ponadto całkiem nie uwzględniały faktu, że
Rhoese jest najwyrazniej odporna na tego rodzaju zaloty. Jude wiedział swoje: kobieta,
która z jakichś powodów jest tak nieprzychylnie nastawiona do mężczyzn, wymaga
innego podejścia. Nie była dla słabeuszy ani dla takich niewydarzonych prostaków jak
de Lessay.
Ale wszystko potoczyło się z nieprzewidywalną prędkością, a to, co zaczęło się jako
zabawa mająca trwać jak zwykle tydzień lub dwa, teraz przerodziło się w coś
poważniejszego. Nie dlatego, że ta dziewczyna została kaprysem króla oddana innemu
- to się zdarzało raz po raz. Nie dlatego, że była bogata ani że zrobiła sobie wroga z tej
macochy o szczurzej twarzy. Nie, stało się coś dziwnego, coś, co nękało Judea, odkąd po
raz pierwszy zobaczył ją przyjmującą daniny. Była bezbronna, niezwykle piękna,
gwałtowna, ale niepozbawiona delikatności i niezupełnie tak zimna, jak chciałaby się
wydawać. Widział, jak taksowała go wzrokiem, podobnie jak mężczyzni taksują
kobiety, i choć robiła to nieświadomie, doświadczenie mówiło mu, co się za tym kryje.
Do tej pory odpychał myśl o małżeństwie, śmiejąc się z ponagleń ojca, by znalazł sobie
żonę. Reputacja uwodziciela, zarówno panien, jak i mężatek, zupełnie wystarczała mu
do szczęścia. Podczas ośmiu lat spędzonych w Anglii nigdy nie przyszło mu do głowy,
żeby wziąć sobie na stałe do łóżka tutejszą kobietę. Aż do teraz.
Ale ta kobieta stanowiła coś więcej niż wyzwanie - kusiła, by odkryć przyczynę jej
gniewu i przetworzyć go w pozytywną energię miłości. Pechowo się złożyło, że ten
idiota z wyszczerbionymi zębami rzucił się, żeby ją całować. Teraz on, Jude, będzie
musiał pokazać jej, jak to powinno wyglądać, i znalezć sposób, żeby usunąć z drogi
Lessaya.
Jazda przez zatłoczone ulice Yorku zajęłaby zaledwie parę minut, gdyby w mieście był
więcej niż jeden most, gdyż kościół klasztorny i Toft Green leżały na odległość rzutu ka-
mieniem, ale po przeciwnej stronie rzeki. Rhoese przebyła tę drogę jak przez mgłę. W
innych okolicznościach z przyjemnością patrzyłaby na sznur kupców i pielgrzymów, na
obce twarze i dziwne stroje, na stragany pełne towarów i przekupki nawołujące
klientów - ale nie tego dnia i nie zza siodła jednego z Normanów, tych najbardziej
znienawidzonych cudzoziemców. Nawet po dwudziestu dwóch latach nikt ich tu nie
akceptował, a i oni nie czynili żadnego wysiłku, by było inaczej. A teraz wyglądało na
to, że będzie związana z jednym z nich na zawsze, sprzedana i kupiona, zdradzona
przez macochę, która chciała się jej pozbyć i objąć w posiadanie jej dom.
Przejechali przez drewniany most na rzece Ouse, gdzie przy nabrzeżu stały
przycumowane statki jej ojca, przywożące cenne towary z północnych portów. Niewielu
kupców wyruszało w podróż o tak póznej porze roku i niewielu rozumiało, czemu
zrobił to Gamal, ku swojej zgubie. Rhoese zastanawiała się, czy Warin gdzieś tu jest i
zobaczy ją za tym normańskim rycerzem o kamiennej twarzy. Jednakże Warina nigdzie
nie było widać i ani się obejrzała, jak znalezli się u bram jej posiadłości. Za chwilę będzie
musiała powiedzieć domownikom, że ich najgorsze obawy się spełniły, i to szybciej, niż
można było się spodziewać.
Giermek zeskoczył z konia, otworzył wrota w Toft Green i wpuścił ich na opuszczony
dziedziniec, gdzie tylko gromadka gęsi godnym krokiem usunęła się spod końskich
kopyt.
- Zaprowadz dziewkę do domu - rozkazał mu Jude. - Zapowiedz, że zaraz będziemy.
Rhoese wolałaby czym prędzej pozbyć się tego mężczyzny, ale nie mogła się obyć bez
jego pomocy przy zejściu z wysokiego ogiera, którego teraz powiódł wraz z wałachem
giermka do stajni i przywiązał wodze obu koni do kółka na ścianie. Podszedł do niej,
obejmując ją rękami w pasie i nie pozostawało jej nic innego, jak pochylić się ku niemu i
wpaść w jego ramiona niczym dziecko. Bez słowa zaniósł ją prosto w ciemny kąt,
pachnący łajnem, sianem i końskim
potem, gdzie postawił ją ostrożnie przy drewnianej przegrodzie, naciskając na nią swym
potężnym ciałem.
Chciała zaprotestować, ale cała ta scena wydała jej się równie nierealna jak poprzednie [ Pobierz całość w formacie PDF ]