[ Pobierz całość w formacie PDF ]
takim razie możemy kupić coś po drodze.
- Bardzo chętnie zjem zupę - przyznał. - W taki dzień jak dzisiaj
trudno wyobrazić sobie coś lepszego.
- To co, widzimy się po pracy? - zapytała.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Tak, po pracy. Wspaniale.
Nie z powodu zapowiedzianej zupy... dlatego, że zjedzą ją razem.
Ten dobry nastrój powinien dać mu do myślenia, jednak nie ma zamiaru
zmieniać dzisiejszych planów. Zresztą nic by go do tego nie zmusiło.
Wielki Larry Mackenzie nikogo nie potrzebuje".
Te słowa wymknęły się jej mimochodem, jednak teraz, gdy
roztrząsała je w pamięci, ich przesłanie było stuprocentową prawdą.
Nawet szykując kolację, nie mogła o tym nie myśleć.
Mac ma jakieś opory przed zacieśnianiem więzi. Nawet nie to, że
nie dopuszcza ich do siebie, trzyma się od nich na dystans. Wprawdzie
często żartuje, wdaje się w wesołe pogawędki. Jednak jego poufałość ma
granice.
W stosunku do niej jest taki sam. Choć znają się długo, czasem
celowo przekomarzają, to wyczuwa jego rezerwę.
Nie opowiada o sobie. Z wyjątkiem jednej historyjki o zjeżdżaniu na
sankach, nic jej o sobie nie powiedział. Czy to nie dziwne?
Energicznie zamieszała zupę. Zwietne jedzenie na taki zimowy
dzień. Proste i sycące.
- Chodz już, kolacja gotowa! - zawołała, nalewając zupę do dwóch
talerzy. Postawiła je na stole, obok podpieczoną bagietkę i miseczkę z
tartym serem.
- Och, jaki widok! - Mac wszedł do kuchni, niosąc na rękach Katie.
- Co za zapach! Chyba naprawdę umiesz gotować.
Jak przyjemnie było patrzeć na niego i ufnie wtuloną w niego Katie!
W stosunku do dziecka był inny, otwarty i bezgranicznie oddany.
Nie przyznawał się, ale Katie go zawojowała. Przepadł z kretesem.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Może potrzymam ją, żebyś spokojnie zjadł? - zaproponowała.
- Nie, świetnie sobie z nią radzę. Gdybyś tylko posmarowała mi
pieczywo, to mogę jeść jedną ręką.
Roześmiała się i podała mu posmarowaną kromkę. Mac spróbował
zupy.
- Mniam, mniam. Nie oszukiwałaś. Naprawdę umiesz gotować.
- Już ci mówiłam, że musiałam nakarmić wiecznie głodnych braci.
Nie przyrządzam wyrafinowanych potraw, ale moimi daniami można się
najeść.
Przez kilka minut jedli w zgodnym milczeniu, ciszę przerywało
tylko pogodne gaworzenie Katie, którą Mac trzymał na kolanach. Mia nie
mogła się oprzeć, by od czasu do czasu nie zerkać z ukosa na tę dwójkę.
Roztkliwiająca scena. Naprawdę do siebie pasują.
Dlaczego on tego nie widzi?
- Podjąłeś już jakieś kroki w sprawie adopcji? - zapytała.
- Na razie zrobiłem wstępne podejście, ale ciągle się waham. Mam
wątpliwości, czy umieszczenie jej w obcej rodzinie to dobre wyjście.
Najbardziej chciałbym znalezć jej dom u kogoś, kogo znam. Mógłbym do
niej przychodzić, być dobrym wujkiem. U ludzi, którzy.....
Urwał w pół słowa, jakby go olśniło.
- Mac? - zapytała Mia.
- Poczekaj, mam pomysł - rzekł z ożywieniem w głosie.
- Jaki? - Zaraz, najpierw muszę sam to sobie przemyśleć.
- No nie, Mac - naciskała.
Dopiero po chwili spojrzał na nią i zaśmiał się.
- Ostatnio dużo się o tobie dowiedziałem. Masz świetne podejście
pona
ous
l
a
d
an
sc
do dzieci. Umiesz gotować. Ale cierpliwość nie jest twoją mocną stroną.
- To prawda, nie jest - przyznała.
Wie, że jest niecierpliwa, że czasami może być przez to męcząca.
Nie znosi jednak czekać. Jeśli jest taka możliwość, ukradkiem zagląda do
gwiazdkowych prezentów.
- Niedługo ci powiem. Muszę tylko obmyślić to sobie na spokojnie,
zastanowić się, czy to naprawdę może się udać.
Mia westchnęła ciężko.
- No dobrze.
- Pogadajmy o tej broszurce z uczelni.
- Zmieniasz temat.
Mac znowu się roześmiał.
- Owszem.
Miał nadspodziewanie dobry humor. To chyba ten nowy pomysł tak
na niego podziałał.
- Opowiedz mi coś więcej - zasugerował.
- O czym tu mówić? Poważnie myślę o powrocie na studia.
Jesienią.
- Na studia dzienne? - zapytał.
- Nie, mogę przeznaczyć na nie tylko wieczory i weekendy.
Rozmawiałam już z panem Wagnerem. Zachęca mnie. Obiecuje, że
postara mi się to ułatwić. Hanni i Liesl obiecały, że w razie potrzeby będą
mnie zastępować.
- Dużo ci zostało do zaliczenia? - Jeden rok, a potem praktyki
nauczycielskie. I koniec.
- Chcesz zostać nauczycielką? - zapytał wolno. Spodziewała się
pona
ous
l
a
d
an
sc
jakiegoś żartu, ale zaskoczył ją.
- Sprawdzisz się w tym zawodzie - powiedział.
- Lubię dzieci. Kiedyś sama będę je mieć. Co najmniej trójkę albo
czwórkę.
- Czwórkę? Roześmiała się.
- Wiem, że rodziny wielodzietne wychodzą z mody, ale nie
wyobrażam sobie, jak by to było, gdybym nie miała braci. Dlatego chcę,
żeby moje dzieci miały rodzeństwo.
- Tyle poświęciłaś dla braci. Zrezygnowałaś z własnych planów, z
nauki. Gdybyś była jedynaczką, nie musiałabyś się o nikogo martwić,
tylko o siebie.
- Ty nie musisz się o nikogo martwić, ale nie masz nikogo oprócz
siebie. Nie żałuję niczego, co zrobiłam dla braci. Chciałam dać im szansę,
to im się należało.
- A ty? - nie zrażał się. - Co tobie się należało? Zdobyłaś się na tyle
wyrzeczeń. Przerwałaś naukę, zrezygnowałaś z marzeń. Zasłużyłaś sobie
na to?
- Z niczego nie zrezygnowałam, tylko przełożyłam na pózniej.
Teraz przyszedł czas, by realizować plany. Zdobędę dyplom, zacznę
uczyć...
- Znajdziesz faceta, który nie będzie ciebie wart, wyjdziesz za
niego, urodzisz dzieci i wszystkie twoje plany wezmą w łeb. Będziesz
musiała ze wszystkiego zrezygnować. Tak to widzisz?
- Mac, jeśli kogoś kochasz i jesteś kochany, to z niczego nie musisz
rezygnować. Coś tracisz, ale dostajesz dużo więcej. Dzięki mnie moi
bracia pokończyli studia i to jest dla mnie ważne. Po śmierci mamy byłam
pona
ous
l
a
d
an
sc
im potrzebna. I nie zawiedli się na mnie.
Nie wydawał się przekonany.
Współczuła mu. Być samotnym, zdanym tylko na siebie, bez
nikogo, na kogo można liczyć. Nie chciałaby takiego życia. Nie mogłaby
tak żyć.
- Ja gotowałam, więc ty sprzątasz. Przez ten czas pójdę położyć
Katie.
Mia może połączyć studia z pracą w kancelarii, ale gdy je skończy,
zmieni pracę. Zamyślił się, myjąc naczynia.
Mia poszuka pracy w zawodzie. Wreszcie będzie mogła robić to, co
zawsze chciała. Cieszy się, że w końcu tej dziewczynie się ułoży. Trzyma
za nią kciuki.
Jednak będzie mu jej bardzo brakowało.
Dzięki niej w firmie jest weselej, wprowadza lżejszy nastrój.
Oczywiście nigdy jej tego nie powie.
Droczą się ze sobą i kłócą nieustannie, ale to dodaje życiu blasku.
Będzie mu tego brakowało.
Będzie mu jej brakowało.
Co się z nim porobiło?
Wytarł garnek i odłożył go na miejsce.
- Usnęła, nim położyłam ją do łóżeczka - powiedziała Mia.
Postawiła na stole elektroniczną nianię. - Obawiam się tylko, że jeszcze
obudzi się na karmienie.
- Nie ma problemu. Staram się dać jej butelkę, nim sam pójdę spać.
Zwykle to wystarcza jej aż do rana. Lubię to nocne karmienie. Jest
ciemno i cicho. Katie nauczyła się trzymać mnie za koszulę, kiedy ssie.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Jakby się bała, że się jej ukradkiem wymknę. Zreflektował się.
- Przepraszam, plotę trzy po trzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
takim razie możemy kupić coś po drodze.
- Bardzo chętnie zjem zupę - przyznał. - W taki dzień jak dzisiaj
trudno wyobrazić sobie coś lepszego.
- To co, widzimy się po pracy? - zapytała.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Tak, po pracy. Wspaniale.
Nie z powodu zapowiedzianej zupy... dlatego, że zjedzą ją razem.
Ten dobry nastrój powinien dać mu do myślenia, jednak nie ma zamiaru
zmieniać dzisiejszych planów. Zresztą nic by go do tego nie zmusiło.
Wielki Larry Mackenzie nikogo nie potrzebuje".
Te słowa wymknęły się jej mimochodem, jednak teraz, gdy
roztrząsała je w pamięci, ich przesłanie było stuprocentową prawdą.
Nawet szykując kolację, nie mogła o tym nie myśleć.
Mac ma jakieś opory przed zacieśnianiem więzi. Nawet nie to, że
nie dopuszcza ich do siebie, trzyma się od nich na dystans. Wprawdzie
często żartuje, wdaje się w wesołe pogawędki. Jednak jego poufałość ma
granice.
W stosunku do niej jest taki sam. Choć znają się długo, czasem
celowo przekomarzają, to wyczuwa jego rezerwę.
Nie opowiada o sobie. Z wyjątkiem jednej historyjki o zjeżdżaniu na
sankach, nic jej o sobie nie powiedział. Czy to nie dziwne?
Energicznie zamieszała zupę. Zwietne jedzenie na taki zimowy
dzień. Proste i sycące.
- Chodz już, kolacja gotowa! - zawołała, nalewając zupę do dwóch
talerzy. Postawiła je na stole, obok podpieczoną bagietkę i miseczkę z
tartym serem.
- Och, jaki widok! - Mac wszedł do kuchni, niosąc na rękach Katie.
- Co za zapach! Chyba naprawdę umiesz gotować.
Jak przyjemnie było patrzeć na niego i ufnie wtuloną w niego Katie!
W stosunku do dziecka był inny, otwarty i bezgranicznie oddany.
Nie przyznawał się, ale Katie go zawojowała. Przepadł z kretesem.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Może potrzymam ją, żebyś spokojnie zjadł? - zaproponowała.
- Nie, świetnie sobie z nią radzę. Gdybyś tylko posmarowała mi
pieczywo, to mogę jeść jedną ręką.
Roześmiała się i podała mu posmarowaną kromkę. Mac spróbował
zupy.
- Mniam, mniam. Nie oszukiwałaś. Naprawdę umiesz gotować.
- Już ci mówiłam, że musiałam nakarmić wiecznie głodnych braci.
Nie przyrządzam wyrafinowanych potraw, ale moimi daniami można się
najeść.
Przez kilka minut jedli w zgodnym milczeniu, ciszę przerywało
tylko pogodne gaworzenie Katie, którą Mac trzymał na kolanach. Mia nie
mogła się oprzeć, by od czasu do czasu nie zerkać z ukosa na tę dwójkę.
Roztkliwiająca scena. Naprawdę do siebie pasują.
Dlaczego on tego nie widzi?
- Podjąłeś już jakieś kroki w sprawie adopcji? - zapytała.
- Na razie zrobiłem wstępne podejście, ale ciągle się waham. Mam
wątpliwości, czy umieszczenie jej w obcej rodzinie to dobre wyjście.
Najbardziej chciałbym znalezć jej dom u kogoś, kogo znam. Mógłbym do
niej przychodzić, być dobrym wujkiem. U ludzi, którzy.....
Urwał w pół słowa, jakby go olśniło.
- Mac? - zapytała Mia.
- Poczekaj, mam pomysł - rzekł z ożywieniem w głosie.
- Jaki? - Zaraz, najpierw muszę sam to sobie przemyśleć.
- No nie, Mac - naciskała.
Dopiero po chwili spojrzał na nią i zaśmiał się.
- Ostatnio dużo się o tobie dowiedziałem. Masz świetne podejście
pona
ous
l
a
d
an
sc
do dzieci. Umiesz gotować. Ale cierpliwość nie jest twoją mocną stroną.
- To prawda, nie jest - przyznała.
Wie, że jest niecierpliwa, że czasami może być przez to męcząca.
Nie znosi jednak czekać. Jeśli jest taka możliwość, ukradkiem zagląda do
gwiazdkowych prezentów.
- Niedługo ci powiem. Muszę tylko obmyślić to sobie na spokojnie,
zastanowić się, czy to naprawdę może się udać.
Mia westchnęła ciężko.
- No dobrze.
- Pogadajmy o tej broszurce z uczelni.
- Zmieniasz temat.
Mac znowu się roześmiał.
- Owszem.
Miał nadspodziewanie dobry humor. To chyba ten nowy pomysł tak
na niego podziałał.
- Opowiedz mi coś więcej - zasugerował.
- O czym tu mówić? Poważnie myślę o powrocie na studia.
Jesienią.
- Na studia dzienne? - zapytał.
- Nie, mogę przeznaczyć na nie tylko wieczory i weekendy.
Rozmawiałam już z panem Wagnerem. Zachęca mnie. Obiecuje, że
postara mi się to ułatwić. Hanni i Liesl obiecały, że w razie potrzeby będą
mnie zastępować.
- Dużo ci zostało do zaliczenia? - Jeden rok, a potem praktyki
nauczycielskie. I koniec.
- Chcesz zostać nauczycielką? - zapytał wolno. Spodziewała się
pona
ous
l
a
d
an
sc
jakiegoś żartu, ale zaskoczył ją.
- Sprawdzisz się w tym zawodzie - powiedział.
- Lubię dzieci. Kiedyś sama będę je mieć. Co najmniej trójkę albo
czwórkę.
- Czwórkę? Roześmiała się.
- Wiem, że rodziny wielodzietne wychodzą z mody, ale nie
wyobrażam sobie, jak by to było, gdybym nie miała braci. Dlatego chcę,
żeby moje dzieci miały rodzeństwo.
- Tyle poświęciłaś dla braci. Zrezygnowałaś z własnych planów, z
nauki. Gdybyś była jedynaczką, nie musiałabyś się o nikogo martwić,
tylko o siebie.
- Ty nie musisz się o nikogo martwić, ale nie masz nikogo oprócz
siebie. Nie żałuję niczego, co zrobiłam dla braci. Chciałam dać im szansę,
to im się należało.
- A ty? - nie zrażał się. - Co tobie się należało? Zdobyłaś się na tyle
wyrzeczeń. Przerwałaś naukę, zrezygnowałaś z marzeń. Zasłużyłaś sobie
na to?
- Z niczego nie zrezygnowałam, tylko przełożyłam na pózniej.
Teraz przyszedł czas, by realizować plany. Zdobędę dyplom, zacznę
uczyć...
- Znajdziesz faceta, który nie będzie ciebie wart, wyjdziesz za
niego, urodzisz dzieci i wszystkie twoje plany wezmą w łeb. Będziesz
musiała ze wszystkiego zrezygnować. Tak to widzisz?
- Mac, jeśli kogoś kochasz i jesteś kochany, to z niczego nie musisz
rezygnować. Coś tracisz, ale dostajesz dużo więcej. Dzięki mnie moi
bracia pokończyli studia i to jest dla mnie ważne. Po śmierci mamy byłam
pona
ous
l
a
d
an
sc
im potrzebna. I nie zawiedli się na mnie.
Nie wydawał się przekonany.
Współczuła mu. Być samotnym, zdanym tylko na siebie, bez
nikogo, na kogo można liczyć. Nie chciałaby takiego życia. Nie mogłaby
tak żyć.
- Ja gotowałam, więc ty sprzątasz. Przez ten czas pójdę położyć
Katie.
Mia może połączyć studia z pracą w kancelarii, ale gdy je skończy,
zmieni pracę. Zamyślił się, myjąc naczynia.
Mia poszuka pracy w zawodzie. Wreszcie będzie mogła robić to, co
zawsze chciała. Cieszy się, że w końcu tej dziewczynie się ułoży. Trzyma
za nią kciuki.
Jednak będzie mu jej bardzo brakowało.
Dzięki niej w firmie jest weselej, wprowadza lżejszy nastrój.
Oczywiście nigdy jej tego nie powie.
Droczą się ze sobą i kłócą nieustannie, ale to dodaje życiu blasku.
Będzie mu tego brakowało.
Będzie mu jej brakowało.
Co się z nim porobiło?
Wytarł garnek i odłożył go na miejsce.
- Usnęła, nim położyłam ją do łóżeczka - powiedziała Mia.
Postawiła na stole elektroniczną nianię. - Obawiam się tylko, że jeszcze
obudzi się na karmienie.
- Nie ma problemu. Staram się dać jej butelkę, nim sam pójdę spać.
Zwykle to wystarcza jej aż do rana. Lubię to nocne karmienie. Jest
ciemno i cicho. Katie nauczyła się trzymać mnie za koszulę, kiedy ssie.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Jakby się bała, że się jej ukradkiem wymknę. Zreflektował się.
- Przepraszam, plotę trzy po trzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]