[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się narażać z powodu drobnych nadużyć, panie inspektorze. To chyba stara prawda?
Hierarchia ważności zachichotał Terence.
Inspektor zamknął notes i wsładził go do bocznej kieszeni w marynarce.
Jakoś panowie nie bardzo się zmartwili śmiercią swego szefa.
Każdy kiedyś umrze! rzekł sentencjonalnie Terence.
Czy spodziewacie się panowie, że Laleczka pokusi się i o zamach na wasze życie?
Brunet zapalił pierwszego papierosa, mimo że od dobrej chwili bawił się pudełkiem
chesterfieldów.
W każdym razie nie zamierzamy uciekać.
Jesteśmy przecież pod opieką policji francuskiej zaśmiał się blondyn. Nic nam
chyba nie grozi.
Inspektor rozłożył ręce.
Postaramy się otoczyć panów odpowiednią opieką.
Czy mamy to rozumieć, że będziemy mieli aniołów stróżów?
Policja nie zdradza swoich metod postępowania.
To bardzo nieprzyjemne rzekł Terence być stale śledzonym.
Może znajdziemy inny sposób odpowiedział inspektor z zagadkowym uśmiechem.
Brunet wstał z krzesła i rzekł znacząco:
Przypominam panu, że jesteśmy obywatelami obcego państwa.
Ach, doskonale o tym pamiętam. Jak długo zamierzają panowie przebywać w Nicei?
Tego jeszcze nie wiemy.
No cóż powiedział inspektor nie mamy sobie na razie nic więcej do
powiedzenia. Sądzę jednak, że spotkamy się jeszcze nieraz. I przyrzekam panom, że dołożę
wszelkich starań, aby Laleczka, czy ktoś, kto rzeczywiście zabił Browna i Slima, został
wykryty.
Mamy nadzieję.
A ponieważ nie wierzę w cuda, jestem przekonany, że morderca był wśród gości w
"Cacadou"! Trzeba go tylko wyłowić.
Brunet kiwnął głową na znak, że zgadza się ze zdaniem inspektora.
Oczywiście. I na pewno widzieliśmy go wszyscy trzej.
Trzej? inspektor udał zdziwienie.
Pan też go widział. Siedział pan przecież w towarzystwie dwóch kobiet.
A jedna z nich, ta jaśniejsza blondynka, warta grzechu uśmiechnął się Terence.
Gdzie pan znalazł taką bombę?
To moja tajemnica odparł Merlin, żegnając Amerykanów. Do widzenia panom.
Na razie odbyło się, jak panowie widzicie, bez międzynarodowego konfliktu. Piękna Nicea
służy panom swoimi urokami.
Gdy Amerykanie wyszli z gabinetu, inspektor połączył się z pułkownikiem Renaud,
składając mu suchą relację z przeprowadzonej rozmowy. Stary kazał natychmiast
porozmawiać z Interpolem i zażądać bliższych danych o gangu Browna i napadzie na bank w
Illinois.
Prawie jednocześnie otrzymał kablogram z policji paryskiej, która donosiła, że Pierri i
Candy mieszkali przed rokiem w Paryżu, w hotelu "Negresco", przy ulicy Raspail. %7ładen z
nich nie popadł w jakikolwiek konflikt z policją.
VIII
Alain Carpeau był wytrawnym specjalistą od sparw walutowych. Fałszywe banknoty,
trefne dewizy oraz wszelkie operacje czarnej giełdy tropił z instynktem psa policyjnego. W
swej pracy na usługach nicejskiej prefektury ciągle jeszcze tkwił na niezbyt wysokim
szczeblu, ale zdaniem kolegów miał przed sobą przyszłość. Ogólnie wiadomo było, że prócz
inteligencji posiada talent i dużą cierpliwość. Z każdego, nawet najkrótszego urlopu wracał z
nowym zapałem i nowym zasobem pomysłów, zjednując sobie coraz więcej uznania
przełożonych. Każdy ambitny detektyw od zarania kariery czeka na tę szczególną
sposobność, która pozwoli mu wreszcie wypłynąć na szersze wody. Alainowi Carpeau
nieczęsto zadarzały się zlecenia w sprawach związanych z morderstwem; afera, w której w
ciągu trzech dni padły aż trzy trupy, i to w scenerii zgoła fantastycznej, stanowiła nie lada
gratkę nawet dla starego i sytego sławy działacza na niwie kryminalnej cóż dopiero dla
młodego funkcjonariusza. Pułkownik Renaud cenił u pracowników skromność, Merlin
pozbawiony był uczucia zawiści. To, że inspektor węszył w ostatnich wypadkach wątek
dolarowy i powiązania z kasynem dawało Carpeau poważną szansę.
Jadąc tego ranka do Monte Carlo wkraczał niejako na drogę, która u kresu mogła mieć
upragniony cel. Z naczelnym detektywem kasyna, Blockiem, stykał się już niejednokrotnie,
jednakże nigdy dotąd ich rozmowy nie toczyły się wokół tak poważnego zagadnienia.
Wytworny Block, pozostający z policją francuską w nienagannych stosunkach, przyjął
wysłannika prefektury w uroczystym, wspaniale umeblowanym gabinecie.
Jakie nowe kłopoty sprowadzają pana do naszego szczęśliwego kraju? spytał
uprzejmie. Niedawno miałem zaszczyt gościć pańskiego starszego kolegę, pana Merlin. Z
dalszego biegu wypadków w Nicei wnoszę, iż dzisiejsza pogadanka dotyczyć będzie tej samej
materii uśmiechnął się nieznacznie.
Carpeau spojrzał na Blocka z uznaniem.
Tak, proszę pana. Chodzi o Sergiusza Woschynsky'ego. Czy ten osobnik jest panu
znany?
Do pewnego stopnia.
To znakomicie. Polecono mi udzielić krótkich wyjaśnień. Zanim zdarzyły się trzy
tajemnicze morderstwa, Woschynsky wpadł w oko policji jako domniemany waluciarz. Przy
sposobności wyszło na jaw, że przyłapane dolary pochodzą z tzw. czarnej serii, z dawna
zanotowanej w rejestrach policyjnych jako łup pewnego napadu na bank w Stanach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
się narażać z powodu drobnych nadużyć, panie inspektorze. To chyba stara prawda?
Hierarchia ważności zachichotał Terence.
Inspektor zamknął notes i wsładził go do bocznej kieszeni w marynarce.
Jakoś panowie nie bardzo się zmartwili śmiercią swego szefa.
Każdy kiedyś umrze! rzekł sentencjonalnie Terence.
Czy spodziewacie się panowie, że Laleczka pokusi się i o zamach na wasze życie?
Brunet zapalił pierwszego papierosa, mimo że od dobrej chwili bawił się pudełkiem
chesterfieldów.
W każdym razie nie zamierzamy uciekać.
Jesteśmy przecież pod opieką policji francuskiej zaśmiał się blondyn. Nic nam
chyba nie grozi.
Inspektor rozłożył ręce.
Postaramy się otoczyć panów odpowiednią opieką.
Czy mamy to rozumieć, że będziemy mieli aniołów stróżów?
Policja nie zdradza swoich metod postępowania.
To bardzo nieprzyjemne rzekł Terence być stale śledzonym.
Może znajdziemy inny sposób odpowiedział inspektor z zagadkowym uśmiechem.
Brunet wstał z krzesła i rzekł znacząco:
Przypominam panu, że jesteśmy obywatelami obcego państwa.
Ach, doskonale o tym pamiętam. Jak długo zamierzają panowie przebywać w Nicei?
Tego jeszcze nie wiemy.
No cóż powiedział inspektor nie mamy sobie na razie nic więcej do
powiedzenia. Sądzę jednak, że spotkamy się jeszcze nieraz. I przyrzekam panom, że dołożę
wszelkich starań, aby Laleczka, czy ktoś, kto rzeczywiście zabił Browna i Slima, został
wykryty.
Mamy nadzieję.
A ponieważ nie wierzę w cuda, jestem przekonany, że morderca był wśród gości w
"Cacadou"! Trzeba go tylko wyłowić.
Brunet kiwnął głową na znak, że zgadza się ze zdaniem inspektora.
Oczywiście. I na pewno widzieliśmy go wszyscy trzej.
Trzej? inspektor udał zdziwienie.
Pan też go widział. Siedział pan przecież w towarzystwie dwóch kobiet.
A jedna z nich, ta jaśniejsza blondynka, warta grzechu uśmiechnął się Terence.
Gdzie pan znalazł taką bombę?
To moja tajemnica odparł Merlin, żegnając Amerykanów. Do widzenia panom.
Na razie odbyło się, jak panowie widzicie, bez międzynarodowego konfliktu. Piękna Nicea
służy panom swoimi urokami.
Gdy Amerykanie wyszli z gabinetu, inspektor połączył się z pułkownikiem Renaud,
składając mu suchą relację z przeprowadzonej rozmowy. Stary kazał natychmiast
porozmawiać z Interpolem i zażądać bliższych danych o gangu Browna i napadzie na bank w
Illinois.
Prawie jednocześnie otrzymał kablogram z policji paryskiej, która donosiła, że Pierri i
Candy mieszkali przed rokiem w Paryżu, w hotelu "Negresco", przy ulicy Raspail. %7ładen z
nich nie popadł w jakikolwiek konflikt z policją.
VIII
Alain Carpeau był wytrawnym specjalistą od sparw walutowych. Fałszywe banknoty,
trefne dewizy oraz wszelkie operacje czarnej giełdy tropił z instynktem psa policyjnego. W
swej pracy na usługach nicejskiej prefektury ciągle jeszcze tkwił na niezbyt wysokim
szczeblu, ale zdaniem kolegów miał przed sobą przyszłość. Ogólnie wiadomo było, że prócz
inteligencji posiada talent i dużą cierpliwość. Z każdego, nawet najkrótszego urlopu wracał z
nowym zapałem i nowym zasobem pomysłów, zjednując sobie coraz więcej uznania
przełożonych. Każdy ambitny detektyw od zarania kariery czeka na tę szczególną
sposobność, która pozwoli mu wreszcie wypłynąć na szersze wody. Alainowi Carpeau
nieczęsto zadarzały się zlecenia w sprawach związanych z morderstwem; afera, w której w
ciągu trzech dni padły aż trzy trupy, i to w scenerii zgoła fantastycznej, stanowiła nie lada
gratkę nawet dla starego i sytego sławy działacza na niwie kryminalnej cóż dopiero dla
młodego funkcjonariusza. Pułkownik Renaud cenił u pracowników skromność, Merlin
pozbawiony był uczucia zawiści. To, że inspektor węszył w ostatnich wypadkach wątek
dolarowy i powiązania z kasynem dawało Carpeau poważną szansę.
Jadąc tego ranka do Monte Carlo wkraczał niejako na drogę, która u kresu mogła mieć
upragniony cel. Z naczelnym detektywem kasyna, Blockiem, stykał się już niejednokrotnie,
jednakże nigdy dotąd ich rozmowy nie toczyły się wokół tak poważnego zagadnienia.
Wytworny Block, pozostający z policją francuską w nienagannych stosunkach, przyjął
wysłannika prefektury w uroczystym, wspaniale umeblowanym gabinecie.
Jakie nowe kłopoty sprowadzają pana do naszego szczęśliwego kraju? spytał
uprzejmie. Niedawno miałem zaszczyt gościć pańskiego starszego kolegę, pana Merlin. Z
dalszego biegu wypadków w Nicei wnoszę, iż dzisiejsza pogadanka dotyczyć będzie tej samej
materii uśmiechnął się nieznacznie.
Carpeau spojrzał na Blocka z uznaniem.
Tak, proszę pana. Chodzi o Sergiusza Woschynsky'ego. Czy ten osobnik jest panu
znany?
Do pewnego stopnia.
To znakomicie. Polecono mi udzielić krótkich wyjaśnień. Zanim zdarzyły się trzy
tajemnicze morderstwa, Woschynsky wpadł w oko policji jako domniemany waluciarz. Przy
sposobności wyszło na jaw, że przyłapane dolary pochodzą z tzw. czarnej serii, z dawna
zanotowanej w rejestrach policyjnych jako łup pewnego napadu na bank w Stanach [ Pobierz całość w formacie PDF ]