[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nagle prześcieradło się zsunęło, odsłaniając jego męskość. Był nagi, jak ona, i gotowy.
Czubek jego nabrzmiałej męskości drażnił jej waginę.
- Spójrz na mnie, Matthew - szepnęła mu do ucha.
Otworzył oczy i chłonął ją wzrokiem, aż nagle zamrugał szybko, cofnął się i wyprostował.
- Co do licha...
Poczerwieniała i nerwowo zakryła się prześcieradłem.
- Ja...
- O Boże, myślałem, że to sen. %7łe to najwspanialszy sen, jaki kiedykolwiek miałem - szepnął udręczony.
- To nie sen - szepnęła miękko i, nie odrywając od niego oczu, puściła prześcieradło.
- Mia...
Pochyliła się nad nim, dotknęła palcem jego ust.
- Kochaj się ze mną.
- Powinnaś iść do siebie - powiedział spokojnie.
Podziałało jak kubeł zimnej wody. Upokorzona, patrzyła na niego przez chwilę, porwała prześcieradło,
owinęła się nim i uciekła z płaczem.
Rozdział 14
Następnego ranka obudził go odgłos przestawianych w kuchni garnków i talerzy.
Dobrze, pomyślał. Przynajmniej nadal tu jest, nie uciekła w środku nocy, choć tego się obawiał. Tak się bał,
że zniknie, że przez kilka godzin czuwał, póki nie nabrał pewności, że zasnęła.
Odetchnął z ulgą.
Ulga. Dziwne. Przez całą noc modlił się, by coś ulżyło ogromnej erekcji, z którą go zostawiła. Z którą
zmusił ją, by go zostawiła, poprawił się.
Boże, jak jej pragnął. Odepchnięcie jej było najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobił, ale też
najmniej egoistyczną. Proszę, niech to coś znaczy, myślał. Mógł ją mieć, wystarczyłby jeden ruch, a z nią -
najwspanialszy seks w życiu, lecz pózniej wycofałby się na pozycję, której nie miał zamiaru opuścić. Nie
popełniłby błędu, przyjmując, co mu dawała; wiedziała, na czym stoi, przecież zaledwie kilka godzin
wcześniej o tym rozmawiali. Przyszła do niego świadoma kompromisu, na który musi się zgodzić.
I zgodziła się.
On jednak jej na to nie pozwoli, i nieważne przy tym, czy ma do tego prawo, czy nie.
Znowu wszystko przekręcasz, Matt, skarcił się. Nie odepchnąłeś jej ze względu na nią, tylko na siebie. Bo
ty sobie z tym nie radzisz. Z nią. Z tym, co do niej czujesz.
Ta myśl postawiła go na nogi. A co właściwie do niej czuje?
Nie zdążył sobie odpowiedzieć na to pytanie, bo wyrwała go z zadumy. Wyszła z kuchni, trzaskając
drzwiami. Niosła dzbanek z kawą i talerz grzanek. Nie była w dobrym humorze.
- Ustalmy jedno od razu - powiedziała, nie patrząc na niego. - Nie chcę rozmawiać o ostatniej nocy. Chcę
po prostu żyć dalej. Przede wszystkim zaplanować dziesiąty lipca. O ile oczywiście nadal chcesz brać w tym
udział.
Więc mu się upiecze.
- Mia, ja...
Spojrzała wrogo.
- Jeśli chcesz poruszyć temat ostatniej nocy albo powiedzieć mi, że mój plan jest do niczego, lepiej ugryz
się w język. - Energicznie postawiła talerz na stole, kawę potraktowała nieco łagodniej. W milczeniu wróciła
do kuchni po kubki, cukier i śmietankę. Nalała sobie kawy i usiadła.
- Dobrze - mruknęła i sięgnęła po notes i długopis. - Dziesiątego lipca morderca oczekuje Margot w barze
Mac...
- Przestań - jęknął.
- Już ci powiedziałam, że udam Margot, czy ci się to podoba, czy nie - zauważyła chłodno. - Pomożesz mi
albo nie. Jeśli nie, przeniosę się do Margot, a ty dalej marnuj czas, szukając dowodów i związków, które nam
umknęły do tej pory.
- Wiesz, mogłabyś być trochę milsza - burknął.
- I kto to mówi - prychnęła. - Jak mówiłam, morderca oczekuje, że Margot zjawi się w barze o dziesiątej
wieczorem. Zrobimy tak: wejdę tam o tej porze, odstawiona, wymalowana i...
Matthew opuścił nogi na podłogę.
- I co? I będziesz czekała, aż jakiś oślizgły facet zacznie cię obmacywać?
- Jeśli tak ma być, tak. Zobaczymy, co się stanie.
- A tymczasem ktoś zginie na parkingu albo w zaułku za barem.
- Nie. Ty, jeśli zechcesz mi pomagać, będziesz na parkingu. W razie czego pomożesz każdemu, kto będzie
tego potrzebował.
Pokręcił głową.
- Więc to jest ten twój wspaniały plan.
- Masz lepszy? - zapytała. - Zostało nam już tylko kilka dni.
- A jeśli się nie zgodzę? - zapytał. - Kto będzie czekał na parkingu?
- Policja.
- Oczywiście, na pewno się zgodzą na coś takiego. Daj spokój. Zabronią ci się tam pokazywać, zorganizują
obserwację, nie będzie żadnej Margot i morderca ucieknie.
Odwróciła się.
- Więc ja też wyjdę na parking i zadbam, by mój, powiedzmy, adorator, bezpiecznie wsiadł do samochodu.
Roześmiał się.
- Aha, a zrobisz to przed czy po tym, jak morderca zaatakuje i ciebie?
- Przestań! - krzyknęła. - Albo mi pomóż, albo się zamknij.
Aypnął na nią groznie i wrócił na kanapę.
Napiła się kawy.
- I, jeśli możesz, włóż coś na siebie.
Matthew rzadko się czerwienił, może raz czy dwa w życiu. No i teraz. Zapomniał, że jest goły. Kiedy w
nocy zabrała prześcieradło, przykrył się kocem. A teraz nie miał na sobie nic.
Owinął się kocem w pasie, wstał i poszedł do sypialni. Jej zapach wypełniał pokój. Spojrzał na gładko
zasłane łóżko. Nikt by nie pomyślał, że spała tu cudowna, seksowna istota. I to od dwóch tygodni.
I wczorajszej nocy chciała mu się oddać.
Westchnął, wyjął z szafy białą koszulkę i dżinsy i poszedł do łazienki, pod prysznic. Zimny.
Wytarł się i ubrał. Czuł, że musi choć na chwilę oddalić się od Mii, choćby na godzinę. Musi przemyśleć
ten jej wariacki plan, zastanowić się, co zrobić, żeby nie ryzykowała, żeby dziesiątego lipca trzymała się z
dala od baru MacDougal.
Zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę w sypialni. Laurie.
Słyszał, jak płacze.
- Laurie? Co się stało?
- Och, Matthew - jęknęła. - Tak bardzo mi go brakuje. - Zaniosła się płaczem.
- Laurie, trzymaj się, za pół godziny będę u ciebie, dobrze?
- Dobrze - wykrztusiła przez łzy.
W ciągu minionych dwóch tygodni był u niej dwa razy, żeby się przekonać, jak sobie radzi, i przede
wszystkim żeby się zobaczyć z Robbiem, który już wrócił od dziadków. Była cicha i zamknięta w sobie.
Odetchnął z ulgą, widząc ślubne zdjęcie z powrotem na kominku, tyle że w nowej ramce. Po prostu dała je
do oprawy.
To jednak nie zmieniało faktu, że najwyrazniej wiedziała, że mąż ją zdradza. I tym bardziej
prawdopodobne, że zatrudniła przynętę.
I wtedy przypomniał sobie uwagę Mii, że każdy, kto zatrudniał jej siostrę, zareagowałby na jej widok.
Chyba że jego bratowa jest świetną aktorką.
I morderczynią.
Wyszedł z łazienki i zastał Mię pochyloną nad notesem.
- Opracowuję plan. Przedstawię ci go, jak skończę.
Zwietnie, pomyślał. To ją zajmie, póki będzie u Laurie. Będzie spokojniejszy, wiedząc, że przemyśli
wszystko, co jej powiedział.
- Dobrze. Jadę do Laurie. Dzwoniła przed chwilą. Płacze. Tęskni za Robertem.
Mia złagodniała. Skinęła głową.
- Jedz. Będę tu, kiedy wrócisz.
- Obiecujesz?
Przyglądała mu się przez chwilę i wróciła wzrokiem do kartki.
- Tak.
- Dobrze. Wrócę mniej więcej za półtorej godziny. Wtedy mi przedstawisz swój plan. Coś wymyślimy.
Skinęła głową i sięgnęła po kawę. Matthew wyszedł, spokojny, że mu nie ucieknie.
Pół godziny pózniej wjechał na podjazd przed domem Laurie. Siedziała z synkiem na ganku. Kiedy szedł
od domu, widział, jak ukradkiem ociera łzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Nagle prześcieradło się zsunęło, odsłaniając jego męskość. Był nagi, jak ona, i gotowy.
Czubek jego nabrzmiałej męskości drażnił jej waginę.
- Spójrz na mnie, Matthew - szepnęła mu do ucha.
Otworzył oczy i chłonął ją wzrokiem, aż nagle zamrugał szybko, cofnął się i wyprostował.
- Co do licha...
Poczerwieniała i nerwowo zakryła się prześcieradłem.
- Ja...
- O Boże, myślałem, że to sen. %7łe to najwspanialszy sen, jaki kiedykolwiek miałem - szepnął udręczony.
- To nie sen - szepnęła miękko i, nie odrywając od niego oczu, puściła prześcieradło.
- Mia...
Pochyliła się nad nim, dotknęła palcem jego ust.
- Kochaj się ze mną.
- Powinnaś iść do siebie - powiedział spokojnie.
Podziałało jak kubeł zimnej wody. Upokorzona, patrzyła na niego przez chwilę, porwała prześcieradło,
owinęła się nim i uciekła z płaczem.
Rozdział 14
Następnego ranka obudził go odgłos przestawianych w kuchni garnków i talerzy.
Dobrze, pomyślał. Przynajmniej nadal tu jest, nie uciekła w środku nocy, choć tego się obawiał. Tak się bał,
że zniknie, że przez kilka godzin czuwał, póki nie nabrał pewności, że zasnęła.
Odetchnął z ulgą.
Ulga. Dziwne. Przez całą noc modlił się, by coś ulżyło ogromnej erekcji, z którą go zostawiła. Z którą
zmusił ją, by go zostawiła, poprawił się.
Boże, jak jej pragnął. Odepchnięcie jej było najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobił, ale też
najmniej egoistyczną. Proszę, niech to coś znaczy, myślał. Mógł ją mieć, wystarczyłby jeden ruch, a z nią -
najwspanialszy seks w życiu, lecz pózniej wycofałby się na pozycję, której nie miał zamiaru opuścić. Nie
popełniłby błędu, przyjmując, co mu dawała; wiedziała, na czym stoi, przecież zaledwie kilka godzin
wcześniej o tym rozmawiali. Przyszła do niego świadoma kompromisu, na który musi się zgodzić.
I zgodziła się.
On jednak jej na to nie pozwoli, i nieważne przy tym, czy ma do tego prawo, czy nie.
Znowu wszystko przekręcasz, Matt, skarcił się. Nie odepchnąłeś jej ze względu na nią, tylko na siebie. Bo
ty sobie z tym nie radzisz. Z nią. Z tym, co do niej czujesz.
Ta myśl postawiła go na nogi. A co właściwie do niej czuje?
Nie zdążył sobie odpowiedzieć na to pytanie, bo wyrwała go z zadumy. Wyszła z kuchni, trzaskając
drzwiami. Niosła dzbanek z kawą i talerz grzanek. Nie była w dobrym humorze.
- Ustalmy jedno od razu - powiedziała, nie patrząc na niego. - Nie chcę rozmawiać o ostatniej nocy. Chcę
po prostu żyć dalej. Przede wszystkim zaplanować dziesiąty lipca. O ile oczywiście nadal chcesz brać w tym
udział.
Więc mu się upiecze.
- Mia, ja...
Spojrzała wrogo.
- Jeśli chcesz poruszyć temat ostatniej nocy albo powiedzieć mi, że mój plan jest do niczego, lepiej ugryz
się w język. - Energicznie postawiła talerz na stole, kawę potraktowała nieco łagodniej. W milczeniu wróciła
do kuchni po kubki, cukier i śmietankę. Nalała sobie kawy i usiadła.
- Dobrze - mruknęła i sięgnęła po notes i długopis. - Dziesiątego lipca morderca oczekuje Margot w barze
Mac...
- Przestań - jęknął.
- Już ci powiedziałam, że udam Margot, czy ci się to podoba, czy nie - zauważyła chłodno. - Pomożesz mi
albo nie. Jeśli nie, przeniosę się do Margot, a ty dalej marnuj czas, szukając dowodów i związków, które nam
umknęły do tej pory.
- Wiesz, mogłabyś być trochę milsza - burknął.
- I kto to mówi - prychnęła. - Jak mówiłam, morderca oczekuje, że Margot zjawi się w barze o dziesiątej
wieczorem. Zrobimy tak: wejdę tam o tej porze, odstawiona, wymalowana i...
Matthew opuścił nogi na podłogę.
- I co? I będziesz czekała, aż jakiś oślizgły facet zacznie cię obmacywać?
- Jeśli tak ma być, tak. Zobaczymy, co się stanie.
- A tymczasem ktoś zginie na parkingu albo w zaułku za barem.
- Nie. Ty, jeśli zechcesz mi pomagać, będziesz na parkingu. W razie czego pomożesz każdemu, kto będzie
tego potrzebował.
Pokręcił głową.
- Więc to jest ten twój wspaniały plan.
- Masz lepszy? - zapytała. - Zostało nam już tylko kilka dni.
- A jeśli się nie zgodzę? - zapytał. - Kto będzie czekał na parkingu?
- Policja.
- Oczywiście, na pewno się zgodzą na coś takiego. Daj spokój. Zabronią ci się tam pokazywać, zorganizują
obserwację, nie będzie żadnej Margot i morderca ucieknie.
Odwróciła się.
- Więc ja też wyjdę na parking i zadbam, by mój, powiedzmy, adorator, bezpiecznie wsiadł do samochodu.
Roześmiał się.
- Aha, a zrobisz to przed czy po tym, jak morderca zaatakuje i ciebie?
- Przestań! - krzyknęła. - Albo mi pomóż, albo się zamknij.
Aypnął na nią groznie i wrócił na kanapę.
Napiła się kawy.
- I, jeśli możesz, włóż coś na siebie.
Matthew rzadko się czerwienił, może raz czy dwa w życiu. No i teraz. Zapomniał, że jest goły. Kiedy w
nocy zabrała prześcieradło, przykrył się kocem. A teraz nie miał na sobie nic.
Owinął się kocem w pasie, wstał i poszedł do sypialni. Jej zapach wypełniał pokój. Spojrzał na gładko
zasłane łóżko. Nikt by nie pomyślał, że spała tu cudowna, seksowna istota. I to od dwóch tygodni.
I wczorajszej nocy chciała mu się oddać.
Westchnął, wyjął z szafy białą koszulkę i dżinsy i poszedł do łazienki, pod prysznic. Zimny.
Wytarł się i ubrał. Czuł, że musi choć na chwilę oddalić się od Mii, choćby na godzinę. Musi przemyśleć
ten jej wariacki plan, zastanowić się, co zrobić, żeby nie ryzykowała, żeby dziesiątego lipca trzymała się z
dala od baru MacDougal.
Zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę w sypialni. Laurie.
Słyszał, jak płacze.
- Laurie? Co się stało?
- Och, Matthew - jęknęła. - Tak bardzo mi go brakuje. - Zaniosła się płaczem.
- Laurie, trzymaj się, za pół godziny będę u ciebie, dobrze?
- Dobrze - wykrztusiła przez łzy.
W ciągu minionych dwóch tygodni był u niej dwa razy, żeby się przekonać, jak sobie radzi, i przede
wszystkim żeby się zobaczyć z Robbiem, który już wrócił od dziadków. Była cicha i zamknięta w sobie.
Odetchnął z ulgą, widząc ślubne zdjęcie z powrotem na kominku, tyle że w nowej ramce. Po prostu dała je
do oprawy.
To jednak nie zmieniało faktu, że najwyrazniej wiedziała, że mąż ją zdradza. I tym bardziej
prawdopodobne, że zatrudniła przynętę.
I wtedy przypomniał sobie uwagę Mii, że każdy, kto zatrudniał jej siostrę, zareagowałby na jej widok.
Chyba że jego bratowa jest świetną aktorką.
I morderczynią.
Wyszedł z łazienki i zastał Mię pochyloną nad notesem.
- Opracowuję plan. Przedstawię ci go, jak skończę.
Zwietnie, pomyślał. To ją zajmie, póki będzie u Laurie. Będzie spokojniejszy, wiedząc, że przemyśli
wszystko, co jej powiedział.
- Dobrze. Jadę do Laurie. Dzwoniła przed chwilą. Płacze. Tęskni za Robertem.
Mia złagodniała. Skinęła głową.
- Jedz. Będę tu, kiedy wrócisz.
- Obiecujesz?
Przyglądała mu się przez chwilę i wróciła wzrokiem do kartki.
- Tak.
- Dobrze. Wrócę mniej więcej za półtorej godziny. Wtedy mi przedstawisz swój plan. Coś wymyślimy.
Skinęła głową i sięgnęła po kawę. Matthew wyszedł, spokojny, że mu nie ucieknie.
Pół godziny pózniej wjechał na podjazd przed domem Laurie. Siedziała z synkiem na ganku. Kiedy szedł
od domu, widział, jak ukradkiem ociera łzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]