[ Pobierz całość w formacie PDF ]
On ... Gordon nawet nie dopuszczał myśli, że podejrzany może być kobietą.
Sharon wróciła do swojego pokoju, by zająć się rachunkami. Otworzyła teczkę i wyłożyła
na biurko jej zawartość.
A cóż to takiego? Skąd to się tutaj wzięło?
Zaskoczona, wzięła do ręki sporą, wyglądającą na bardzo starą księgę oprawioną w
skórę. Księga pokryta była kurzem i pleśnią i miała specyficzny, niemiły zapach.
Otworzyła ją, nachyliła się nad lampą i...
- Gordon! Zobacz, co znalazłam w teczce z dokumentami! - zawołała i pobiegła do
kuchni. - Ktoś musiał ją tu podrzucić! Jest ręcznie pisana i nic z tego nie rozumiem!
Gordon, który zdążył się już posilić, podszedł do Sharon.
- Jakie to stare! Skąd to wzięłaś?
- Naprawdę nie mam pojęcia!
Gordon przekładał delikatnie stronę po stronie. Niektóre kartki były tak zniszczone, że nic
nie można było z nich odczytać.
- Wydaje mi się, że to starofrancuski, ale nie mam pewności - uznał w końcu.
Sharon spojrzała ze zdumieniem.
- W jaki sposób się tu znalazła?
- Peter! - krzyknął Gordon. - Chodz! Zobacz, co my tu mamy!
Do kuchni wszedł Peter. Także on nie mógł się nadziwić, jakim sposobem księga
znalazła się u Sharon.
- Ale dlaczego ktoś położył ją akurat w mojej teczce? - nie mogła zrozumieć dziewczyna.
- To rzeczywiście zastanawiające - oświadczył Gordon.
Peter przerzucał ostrożnie kartki.
139
- Patrzcie, tu jest jakaś mapa!
Wszyscy troje nachylili się nad biurkiem.
- Wygląda mi to na mapę naszej wyspy - zauważyła Sharon.
- Faktycznie, ale mnóstwo tu dziwnych, obcych nazw.
- Jeśli to starofrancuski, być może pastor będzie w stanie nam pomóc.
- Chyba nie o tej porze! - zdumiał się Peter.
- A która to właściwie godzina? - zapytał Gordon.
- Już minęła północ.
- No tak, to rzeczywiście nie czas na wizyty. Odłożymy to na jutro. Chodzmy więc spać.
Księgę zamknę w szafie. Wygląda na to, że jest bardzo cenna.
- Też tak myślę - wtrąciła Sharon. - Poza tym podejrzewam, że ta księga trafiła tutaj...
- ...z zamku - dokończył za nią Peter.
- Dzieło czarownika. Tego prawdziwego, a nie jego ducha.
140
ROZDZIAA XVI
Nadszedł dzień, w którym miał odbyć się ślub Lindy i Petera.
Boże, pozwól mi zasnąć i nigdy więcej nie obudzić się do tego okrutnego życia, modliła
się Sharon po wczesnym przebudzeniu. Wiedziała, że odtąd Linda będzie mieszkać tuż
za ścianą. Znów będzie musiała słuchać oskarżeń i przykrych docinków. Bała się poza
tym, że Gordon zażąda od niej wyjaśnień w sprawie wypadku z windą. Kto by jej w tej
sytuacji uwierzył? Ponad wszystko jednak bała się bliskości Gordona. Teraz, kiedy
zrozumiała, jak bardzo go kocha, było jej naprawdę ciężko.
Uświadomiła sobie, że obecność Gordona zawsze wywoływała w niej niepokój. Teraz to
uczucie stało się tak intensywne, że wprost trudne do zniesienia. Nagle Sharon
zrozumiała, że właściwie już na początku znajomości Gordon zrobił na niej wielkie
wrażenie jako mężczyzna i tylko jego pełne rezerwy zachowanie sprawiło, że nie do
końca zdawała sobie z tego sprawę. Jeszcze do wczoraj Sharon wydawało się, że nie
potrzebuje Gordona, tymczasem wciąż za nim tęskniła. Było to uczucie tak nowe, tak jej
nie znane, że nie umiała sobie z nim poradzić. Marzyła, by objął ją czule, otoczył silnymi
ramionami, ale wiedziała, że to marzenie nigdy się nie spełni. Jakie czeka mnie życie?
myślała. Jak mam zwrócić na siebie jego uwagę? Czy to nie obłęd?
Z ciężkim sercem rozpoczęła kolejny dzień.
Już od dłuższego czasu Gordon i Peter zajmowali się wyłącznie kopalnią. Spodziewali
się gości z Kanady; mieli to być fachowcy nadzorujący budowę pieców hutniczych. W
miasteczku panowało podniecenie. Murarze spieszyli z robotą, gdyż piece miały wkrótce
zostać uruchomione.
Obaj, Gordon i Peter, wracali teraz do domu bardzo pózno, by natychmiast paść na łóżko
i zasnąć. Sharon spędzała większą część dnia w biurze, gdzie również nie brakowało
zajęć. Linda wprowadziła się do nowo poślubionego męża, więc Sharon nie czuła się
swobodnie nawet we własnym pokoju. Bała się, że Linda podejmie kolejną próbę
pozbycia się Gordona, i starała się nad nim czuwać.
Jak dotąd mąż nie miał czasu porozmawiać z nią o wypadku. Także stara księga w
dalszym ciągu spoczywała w zamknięciu i choć wszyscy troje byli ogromnie ciekawi,
jakie kryje tajemnice, nie mieli nawet kiedy o tym pomyśleć.
Któregoś wieczoru Gordon oznajmił:
- No, moja droga, dziś skończyliśmy pierwszy piec, jutro będą gotowe dwa pozostałe.
Robotnicy chcą to koniecznie uczcić, dlatego pomyślałem, że warto by urządzić dla
141
wszystkich zabawę. Wystąpimy na niej jako gospodarze, więc postaraj się ładnie
wyglądać. Zjawią się też Kanadyjczycy, musimy ich godnie przyjąć.
Sharon nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.
- Dajesz mi zaledwie jeden dzień i mówisz, że mam świetnie wyglądać? Przecież ja nie
mam żadnej wizytowej sukni! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
On ... Gordon nawet nie dopuszczał myśli, że podejrzany może być kobietą.
Sharon wróciła do swojego pokoju, by zająć się rachunkami. Otworzyła teczkę i wyłożyła
na biurko jej zawartość.
A cóż to takiego? Skąd to się tutaj wzięło?
Zaskoczona, wzięła do ręki sporą, wyglądającą na bardzo starą księgę oprawioną w
skórę. Księga pokryta była kurzem i pleśnią i miała specyficzny, niemiły zapach.
Otworzyła ją, nachyliła się nad lampą i...
- Gordon! Zobacz, co znalazłam w teczce z dokumentami! - zawołała i pobiegła do
kuchni. - Ktoś musiał ją tu podrzucić! Jest ręcznie pisana i nic z tego nie rozumiem!
Gordon, który zdążył się już posilić, podszedł do Sharon.
- Jakie to stare! Skąd to wzięłaś?
- Naprawdę nie mam pojęcia!
Gordon przekładał delikatnie stronę po stronie. Niektóre kartki były tak zniszczone, że nic
nie można było z nich odczytać.
- Wydaje mi się, że to starofrancuski, ale nie mam pewności - uznał w końcu.
Sharon spojrzała ze zdumieniem.
- W jaki sposób się tu znalazła?
- Peter! - krzyknął Gordon. - Chodz! Zobacz, co my tu mamy!
Do kuchni wszedł Peter. Także on nie mógł się nadziwić, jakim sposobem księga
znalazła się u Sharon.
- Ale dlaczego ktoś położył ją akurat w mojej teczce? - nie mogła zrozumieć dziewczyna.
- To rzeczywiście zastanawiające - oświadczył Gordon.
Peter przerzucał ostrożnie kartki.
139
- Patrzcie, tu jest jakaś mapa!
Wszyscy troje nachylili się nad biurkiem.
- Wygląda mi to na mapę naszej wyspy - zauważyła Sharon.
- Faktycznie, ale mnóstwo tu dziwnych, obcych nazw.
- Jeśli to starofrancuski, być może pastor będzie w stanie nam pomóc.
- Chyba nie o tej porze! - zdumiał się Peter.
- A która to właściwie godzina? - zapytał Gordon.
- Już minęła północ.
- No tak, to rzeczywiście nie czas na wizyty. Odłożymy to na jutro. Chodzmy więc spać.
Księgę zamknę w szafie. Wygląda na to, że jest bardzo cenna.
- Też tak myślę - wtrąciła Sharon. - Poza tym podejrzewam, że ta księga trafiła tutaj...
- ...z zamku - dokończył za nią Peter.
- Dzieło czarownika. Tego prawdziwego, a nie jego ducha.
140
ROZDZIAA XVI
Nadszedł dzień, w którym miał odbyć się ślub Lindy i Petera.
Boże, pozwól mi zasnąć i nigdy więcej nie obudzić się do tego okrutnego życia, modliła
się Sharon po wczesnym przebudzeniu. Wiedziała, że odtąd Linda będzie mieszkać tuż
za ścianą. Znów będzie musiała słuchać oskarżeń i przykrych docinków. Bała się poza
tym, że Gordon zażąda od niej wyjaśnień w sprawie wypadku z windą. Kto by jej w tej
sytuacji uwierzył? Ponad wszystko jednak bała się bliskości Gordona. Teraz, kiedy
zrozumiała, jak bardzo go kocha, było jej naprawdę ciężko.
Uświadomiła sobie, że obecność Gordona zawsze wywoływała w niej niepokój. Teraz to
uczucie stało się tak intensywne, że wprost trudne do zniesienia. Nagle Sharon
zrozumiała, że właściwie już na początku znajomości Gordon zrobił na niej wielkie
wrażenie jako mężczyzna i tylko jego pełne rezerwy zachowanie sprawiło, że nie do
końca zdawała sobie z tego sprawę. Jeszcze do wczoraj Sharon wydawało się, że nie
potrzebuje Gordona, tymczasem wciąż za nim tęskniła. Było to uczucie tak nowe, tak jej
nie znane, że nie umiała sobie z nim poradzić. Marzyła, by objął ją czule, otoczył silnymi
ramionami, ale wiedziała, że to marzenie nigdy się nie spełni. Jakie czeka mnie życie?
myślała. Jak mam zwrócić na siebie jego uwagę? Czy to nie obłęd?
Z ciężkim sercem rozpoczęła kolejny dzień.
Już od dłuższego czasu Gordon i Peter zajmowali się wyłącznie kopalnią. Spodziewali
się gości z Kanady; mieli to być fachowcy nadzorujący budowę pieców hutniczych. W
miasteczku panowało podniecenie. Murarze spieszyli z robotą, gdyż piece miały wkrótce
zostać uruchomione.
Obaj, Gordon i Peter, wracali teraz do domu bardzo pózno, by natychmiast paść na łóżko
i zasnąć. Sharon spędzała większą część dnia w biurze, gdzie również nie brakowało
zajęć. Linda wprowadziła się do nowo poślubionego męża, więc Sharon nie czuła się
swobodnie nawet we własnym pokoju. Bała się, że Linda podejmie kolejną próbę
pozbycia się Gordona, i starała się nad nim czuwać.
Jak dotąd mąż nie miał czasu porozmawiać z nią o wypadku. Także stara księga w
dalszym ciągu spoczywała w zamknięciu i choć wszyscy troje byli ogromnie ciekawi,
jakie kryje tajemnice, nie mieli nawet kiedy o tym pomyśleć.
Któregoś wieczoru Gordon oznajmił:
- No, moja droga, dziś skończyliśmy pierwszy piec, jutro będą gotowe dwa pozostałe.
Robotnicy chcą to koniecznie uczcić, dlatego pomyślałem, że warto by urządzić dla
141
wszystkich zabawę. Wystąpimy na niej jako gospodarze, więc postaraj się ładnie
wyglądać. Zjawią się też Kanadyjczycy, musimy ich godnie przyjąć.
Sharon nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.
- Dajesz mi zaledwie jeden dzień i mówisz, że mam świetnie wyglądać? Przecież ja nie
mam żadnej wizytowej sukni! [ Pobierz całość w formacie PDF ]