[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmiechając. - Już dzwonię po człowieka, który zaprowadzi pana na miejsce.
Po pięciu minutach pojawił się milczący funkcjonariusz ochrony lotniska. Przy
wyjściu z budynku stał pomalowany na czarno honker.
- Wsiadaj - rozkazał mi ochroniarz.
O tej porze pasy startowe ziały pustką. Tylko wzdłuż asfaltowych ścieżek do startów i
lądowań świeciły lampy sygnalizacyjne.
W połowie jednego z pasów kierowca zatrzymał honkera.
- Tu masz czekać - usłyszałem. - Zaraz będą.
Zostałem sam na środku pustkowia. Stałem tam dziesięć minut. Zmęczony
przysiadłem i wtedy usłyszałem nad sobą dziwny gwizd. Podniosłem głowę i ujrzałem brzuch
ogromnego C-1 30 Herkules z oznaczeniami amerykańskich sił powietrznych. Samolot
odleciał, lecz po chwili wrócił. Zmigła czterech łopat silników zaczęły się wolniej obracać i
Herkules wylądował. Pilot włączył światła pozycyjne i wokół mnie zrobiło się bardzo jasno.
Nie mogłem pojąć, skąd Michał wytrzasnął amerykańskiego Herkulesa.
Maszyna wyhamowała obok mnie. Ktoś otworzył boczne drzwi i zamachał w moim
kierunku. Schyliłem się i wszedłem na pokład samolotu.
- Witamy! - rzekł polski kapitan z odznaką spadochroniarza na mundurze. - Za
czterdzieści minut ma pan ładowanie.
Herkules nabrał rozpędu, oderwał się od ziemi i odleciał w kierunku Gdańska.
- Skąd macie tego Herkulesa? - zapytałem kapitana.
- Amerykanie przysłali po nas swój samolot, żeby uniknąć pewnych komplikacji
logistycznych - wyjaśniał mi oficer. - Lecimy do Kanady na zawody spadochroniarskie państw
NATO. Po drodze zabieramy Duńczyków i Norwegów.
Kapitan zaprowadził mnie do furty na tyle samolotu. Wybrał dla mnie jeden
spadochron i podał mi. Widząc moją zdziwioną minę zaśmiał się.
- Michał mówił, że byłeś spadochroniarzem.
- Tak, ale myślałem, że normalnie wylądujemy w Gdańsku.
- Używasz fałszywego paszportu, więc działasz w konspiracji, a chcesz jak gdyby
nigdy nic wylądować w Gdańsku wojskowym samolotem, w czasie gdy zaczyna się poranny
szczyt ruchu lotniczego. Jeszcze pewnie nikt tego ma nie widzieć? I tak ledwo znalezliśmy
wolny korytarz powietrzny.
%7łołnierze, którzy siedzieli na fotelikach pod ścianami samolotu patrzyli na mnie z
potępieniem. Wzruszyłem ramionami i zacząłem zapinać uprząż.
Na dwie minuty przed tym, nim Herkules znalazł się w strefie lądowania, mechanik
pokładowy otworzył tylne, szerokie wrota. Stanąłem na platformie, dwa metry od krawędzi.
- Masz tysiąc pięćset metrów pod sobą - kapitan przekrzykiwał porywy wiatru.
Klepnął mnie w ramię, na szczęście, a potem wskazał lampki nad furtą. Gdy zapaliła się
zielona, szybko ruszyłem przed siebie, mocno wybijając się obiema nogami na krawędzi i
runąłem w dół.
W sterówce na chwilę zapanowało milczenie.
- Sugeruje pan, że... - wyjąkał Olbrzym.
- Nie wiem, co macie na myśli - Werner uśmiechnął się. - Podam wam kilka faktów.
U-183 został zatopiony na Morzu Jawajskim 23 kwietnia 1945 roku. Transportował do bazy
w Penang uran potrzebny Japończykom do ich prac nad bronią atomową. Około połowy maja
1945 roku w porcie Portsmouth w New Hampshire kapitulował U-234. Płynął do Azji, ale w
pobliżu Nowej Funlandii przechwyciły go amerykańskie niszczyciele i eskortowały do portu.
Po wejściu na pokład U-Boota Amerykanie odkryli tam rudę uranu i dwóch japońskich
oficerów, specjalistów od budownictwa okrętowego. Oprócz tego jakiegoś naukowca
związanego z programem rakiet V-2, trzech generałów Luftwaffe z Ulrichem Kesslerem na
czele oraz ładunek pięciu milionów dolarów.
- Tym naukowcem był Porter? - dopytywałem się.
- Pięć milionów dolarów... - sapał Olbrzym.
- Amerykanie milczą na ten temat. Powiedziałem wam tyle, ile można przeczytać w
fachowych periodykach.
- Rozumiem twój tok rozumowania - powiedziałem patrząc na Wernera. - Ale jaki to
wszystko ma związek z Gustloffem oprócz tego, że prawdopodobnie było tam coś z
laboratorium czy biura projektowego Portera?
- Słyszałem, że jest ktoś w Gdańsku, Polak, który nurkował przy tym statku... - zaczął
Werner.
- Tak, to szef Klubu Nurków Wieloryb , rozmawiałem z nim niedawno - wtrącił się
Olbrzym. - Opowiadał, jak skutecznie zablokowano wszelkie próby penetracji wraku...
- A teraz jakiś Sebedian organizuje tam wyprawę - skończył zdanie Werner.
Zamyśliłem się i wyszedłem na pokład. Zasłonięty od wiatru niską nadbudówką
zapaliłem papierosa. Obok mnie stanął Olbrzym.
- Niezły numer - rzucił dziennikarz.
- Będzie niezły, jeśli Sebedian szuka na Gustloffie ładunku Portera -
odpowiedziałem. - Takie poszukiwania mogą być podejrzane. Jeśli chce tam odkryć na
przykład Bursztynową Komnatę, to zwykła eksploracja i niestety łamanie prawa.
- Tak czy siak, mamy go - Olbrzym cieszył się jak dziecko.
- Na razie nikogo nie mamy - uspokajałem go. - Mister Sebedian mógł dać takie
ogłoszenie, jakie chciał. To, że jego statek wpłynął na polskie wody, o niczym nie świadczy.
Poinformował polski rząd o planowanym przedsięwzięciu? I dobrze. Nawet jeśli udowodni, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
uśmiechając. - Już dzwonię po człowieka, który zaprowadzi pana na miejsce.
Po pięciu minutach pojawił się milczący funkcjonariusz ochrony lotniska. Przy
wyjściu z budynku stał pomalowany na czarno honker.
- Wsiadaj - rozkazał mi ochroniarz.
O tej porze pasy startowe ziały pustką. Tylko wzdłuż asfaltowych ścieżek do startów i
lądowań świeciły lampy sygnalizacyjne.
W połowie jednego z pasów kierowca zatrzymał honkera.
- Tu masz czekać - usłyszałem. - Zaraz będą.
Zostałem sam na środku pustkowia. Stałem tam dziesięć minut. Zmęczony
przysiadłem i wtedy usłyszałem nad sobą dziwny gwizd. Podniosłem głowę i ujrzałem brzuch
ogromnego C-1 30 Herkules z oznaczeniami amerykańskich sił powietrznych. Samolot
odleciał, lecz po chwili wrócił. Zmigła czterech łopat silników zaczęły się wolniej obracać i
Herkules wylądował. Pilot włączył światła pozycyjne i wokół mnie zrobiło się bardzo jasno.
Nie mogłem pojąć, skąd Michał wytrzasnął amerykańskiego Herkulesa.
Maszyna wyhamowała obok mnie. Ktoś otworzył boczne drzwi i zamachał w moim
kierunku. Schyliłem się i wszedłem na pokład samolotu.
- Witamy! - rzekł polski kapitan z odznaką spadochroniarza na mundurze. - Za
czterdzieści minut ma pan ładowanie.
Herkules nabrał rozpędu, oderwał się od ziemi i odleciał w kierunku Gdańska.
- Skąd macie tego Herkulesa? - zapytałem kapitana.
- Amerykanie przysłali po nas swój samolot, żeby uniknąć pewnych komplikacji
logistycznych - wyjaśniał mi oficer. - Lecimy do Kanady na zawody spadochroniarskie państw
NATO. Po drodze zabieramy Duńczyków i Norwegów.
Kapitan zaprowadził mnie do furty na tyle samolotu. Wybrał dla mnie jeden
spadochron i podał mi. Widząc moją zdziwioną minę zaśmiał się.
- Michał mówił, że byłeś spadochroniarzem.
- Tak, ale myślałem, że normalnie wylądujemy w Gdańsku.
- Używasz fałszywego paszportu, więc działasz w konspiracji, a chcesz jak gdyby
nigdy nic wylądować w Gdańsku wojskowym samolotem, w czasie gdy zaczyna się poranny
szczyt ruchu lotniczego. Jeszcze pewnie nikt tego ma nie widzieć? I tak ledwo znalezliśmy
wolny korytarz powietrzny.
%7łołnierze, którzy siedzieli na fotelikach pod ścianami samolotu patrzyli na mnie z
potępieniem. Wzruszyłem ramionami i zacząłem zapinać uprząż.
Na dwie minuty przed tym, nim Herkules znalazł się w strefie lądowania, mechanik
pokładowy otworzył tylne, szerokie wrota. Stanąłem na platformie, dwa metry od krawędzi.
- Masz tysiąc pięćset metrów pod sobą - kapitan przekrzykiwał porywy wiatru.
Klepnął mnie w ramię, na szczęście, a potem wskazał lampki nad furtą. Gdy zapaliła się
zielona, szybko ruszyłem przed siebie, mocno wybijając się obiema nogami na krawędzi i
runąłem w dół.
W sterówce na chwilę zapanowało milczenie.
- Sugeruje pan, że... - wyjąkał Olbrzym.
- Nie wiem, co macie na myśli - Werner uśmiechnął się. - Podam wam kilka faktów.
U-183 został zatopiony na Morzu Jawajskim 23 kwietnia 1945 roku. Transportował do bazy
w Penang uran potrzebny Japończykom do ich prac nad bronią atomową. Około połowy maja
1945 roku w porcie Portsmouth w New Hampshire kapitulował U-234. Płynął do Azji, ale w
pobliżu Nowej Funlandii przechwyciły go amerykańskie niszczyciele i eskortowały do portu.
Po wejściu na pokład U-Boota Amerykanie odkryli tam rudę uranu i dwóch japońskich
oficerów, specjalistów od budownictwa okrętowego. Oprócz tego jakiegoś naukowca
związanego z programem rakiet V-2, trzech generałów Luftwaffe z Ulrichem Kesslerem na
czele oraz ładunek pięciu milionów dolarów.
- Tym naukowcem był Porter? - dopytywałem się.
- Pięć milionów dolarów... - sapał Olbrzym.
- Amerykanie milczą na ten temat. Powiedziałem wam tyle, ile można przeczytać w
fachowych periodykach.
- Rozumiem twój tok rozumowania - powiedziałem patrząc na Wernera. - Ale jaki to
wszystko ma związek z Gustloffem oprócz tego, że prawdopodobnie było tam coś z
laboratorium czy biura projektowego Portera?
- Słyszałem, że jest ktoś w Gdańsku, Polak, który nurkował przy tym statku... - zaczął
Werner.
- Tak, to szef Klubu Nurków Wieloryb , rozmawiałem z nim niedawno - wtrącił się
Olbrzym. - Opowiadał, jak skutecznie zablokowano wszelkie próby penetracji wraku...
- A teraz jakiś Sebedian organizuje tam wyprawę - skończył zdanie Werner.
Zamyśliłem się i wyszedłem na pokład. Zasłonięty od wiatru niską nadbudówką
zapaliłem papierosa. Obok mnie stanął Olbrzym.
- Niezły numer - rzucił dziennikarz.
- Będzie niezły, jeśli Sebedian szuka na Gustloffie ładunku Portera -
odpowiedziałem. - Takie poszukiwania mogą być podejrzane. Jeśli chce tam odkryć na
przykład Bursztynową Komnatę, to zwykła eksploracja i niestety łamanie prawa.
- Tak czy siak, mamy go - Olbrzym cieszył się jak dziecko.
- Na razie nikogo nie mamy - uspokajałem go. - Mister Sebedian mógł dać takie
ogłoszenie, jakie chciał. To, że jego statek wpłynął na polskie wody, o niczym nie świadczy.
Poinformował polski rząd o planowanym przedsięwzięciu? I dobrze. Nawet jeśli udowodni, [ Pobierz całość w formacie PDF ]